Wielkanoc - Spisz i Podhale
: 2019-04-22, 21:21
Nie w naszym stylu przedświąteczna korba zakupowo-porządkowa. Nie w naszym stylu siedzenie za suto zastawionym stołem podczas świąt i marudzenie, że nic ciekawego w telewizorni a na fejsbuku same wierszyki ze sztucznymi życzeniami. Zamiast koszyczka do święcenia mamy zapakowany bagażnik w aucie, plecaki i sprzęt do dokumentowania. I Gałgana oczywiście.
Sobota rano. Wyruszamy z Bielska. Kierunek – Pieniny, a raczej Spiskie Zamagurze. Słońce razi w oczy i jest rześko. Na ekspresówce w kierunku Żywca pustki, można siec ile wlezie, Pomarańcza przeżywa drugą młodość. Na papierosku w Koconiu Pod Dębami stwierdzamy z żalem, że nie ma już sklepu pod barem… Jest za to dalej, w Kukowie, gdzie trzeba dokonać zakupu chleba. W kolejce stoi pani, która najwyraźniej jest zaopatrzeniowcem dla połowy okolicy. Ma kilka pokaźnych toreb, kilka list zakupowych, do każdej osobne pieniądze i osobny rachunek. Papierosy dla Krysi, pieniążki, reszta, paragon. Chleb dla Stasi, pieniążki, reszta, paragon. I jeszcze ta reszta pod ladę się skulała. A to nie jej woda, to kogo innego… Po kilku chwilach jest nareszcie po wszystkim i pani obładowana jak wielbłąd
wychodzi dziarsko ze sklepu wypełnionego już sporą klientelą.
Lecimy na Stryszawę, w kierunku Przysłopu. Moglibyśmy wprawdzie Zakopianką, ale biorąc pod uwagę, jak jest rozryta, nie chcemy ryzykować, więc aż do Zawoi mamy praktycznie pustą drogę. Z Przysłopu uśmiecha się do nas z daleka przykryta lśniącą czapą śniegu Babia Góra. Tutaj widok z Zawoi Podryzowanego:
Dalej przez Przeł. Lipnicką, Zubrzycę i Jabłonkę, szybko i sprawnie, z widokiem na zaśnieżone Tatry i szerokie połacie orawskich łąk, pól i lasów. Pierwszy punkt trasy osiągamy około 11:00, zaliczając kilka postojów.
Łopuszna. Tutaj zaczynamy. Na niebie żyleta, słońce przygrzewa, rześki wiaterek biega wśród pączkujących drzew. Na pierwszy ogień zwiedzania idzie zespół dworski, który na przełomie XVIII i XIXw. wybudował Romuald Lisicki, syn właściciela Łopusznej. Od roku 1824 właścicielem dworu i wsi był Leon Tetmajer, który ożenił się z córką Lisickiego, od tego czasu jest nazywany Dworkiem Tetmajerów. Obecnie działa tu Muzeum Kultury Szlacheckiej, które jest filią zakopiańskiego Muzeum Tatrzańskiego. W skład zespołu dworskiego wchodzą budynki: oficyny, obora, spichlerz, stajnia, wozownia i chałupa Stanisława Klamerusa z Łopusznej z 1887 r.. Wewnątrz urządzono ekspozycję pokazującą wnętrze domu chłopskiego z okresu międzywojennego.
A na tyłach dworu pasą się konie, niektóre przyjazne, z parciem na szkło.
Idziemy w stronę drewnianego kościoła pw. Świętej Trójcy i św. Antoniego Opata. Właśnie skończyła się msza i wychodzą zeń górale w swoich strojach regionalnych, całe rodziny począwszy od niemowlaków w wózkach przebrane po góralsku, z koszyczkami i kwiatami w garściach. Nad wszystkim czuwa z wysoka pan bocian przycupnięty w gnieździe na słupie.
Niedaleko Łopusznej we wsi Harklowa również znajduje się drewniany kościół pw. Narodzenia Najświętszej Marii Panny z 1500 roku. Bardzo dobrze zachowała się jego gotycka bryła, elementy architektoniczne, i częściowo autentyczne polichromie z 1500 roku. Nie wykonujemy dużo zdjęć ani filmów, ponieważ trwa różaniec dla dzieci, więc nie wypada.
Kierujemy się zatem dalej, bo następny na trasie jest kościół pw. św. Michała Archanioła z 1490 r. wpisany w 2003 roku na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Naturalnego UNESCO w Dębnie. Tu też okazuje się, że okolica to prawdziwa bocianolandia – pełno ich wszędzie i dzięki nim człowiek czuje się swojsko i polsko. Do tego malownicze łany i łąki ciągnące się po bezkres hektarami, przydrożne kapliczki bielejące z daleka i ten niepowtarzalny zapach starego, zbutwiałego drewna i kurzu, gdy przekracza się próg wiekowej świątyni.
W Dębnie nie wolno wykonywać zdjęć w środku. Pewnie byśmy bezbożnie ten zakaz złamali, gdyby nie przyglądali nam się strażnicy grobu pańskiego. Cóż, ściany kościoła od wewnątrz zdobią unikatowe malowidła - polichromia z XV-XVI w., zawierająca motywy geometryczne i roślinne w układzie pasmowym. Wewnątrz kościoła zobaczyć można m.in. późnogotycki tryptyk w ołtarzu głównym z pocz. XVI w., zabytkowy krzyż z 1380 r., unikatowe cymbałki z XV w. oraz tabernakulum z pocz. XIV w. Tajemnic kościoła strzegą oczywiście dwa bociany a w tle Gorce z Lubaniem na pierwszym planie.
Ruszamy dalej na wschód, na Półwysep Stylchyn. Przed zalaniem w 1994 roku terenu wsi Czorsztyn, Kluszkowiec i części Maniów na potrzeby utworzenia Jeziora Czorsztyńskiego część starych zabudowań, cenniejszych zabytków drewnianych obu wsi dostało drugie życie. Powstała tutaj Osada Turystyczna Czorsztyn. W skład osady wchodzi 9 zabytkowych drewnianych pensjonatów i willi, 11 wiejskich chałup i budynków gospodarskich oraz 11 kamiennych piwniczek z drewnianym lamusami nad nimi. Wszystkie obiekty pochodzą z XIX i początku XX wieku. Kompleks składa się z 2 części: skansenu etnograficznego i części willowej – uzdrowiskowej, gdzie w XIX i XX-wiecznych willach znamienitych w okolicy osobistości można sobie za niemały pieniądz wynająć apartament.
Zagroda Jana Królczyka:
Piwniczki z drewnianymi lamusami XIX i XX wiek:
Dwór Drohojowskich z Czorsztyna 1880r.
Willa Józefa Galoty:
Willa Leopolda Szperlinga 1847r.
Willa Basia II (dawniej "Pieniny") lekarza Bogusława Okuliara, lata 30. XX w.
Willa Teofila Sanoka, nauczyciela i pszczelarza, 1922r.
Basia II - willa dr Kulczyckiego, lata 30. XX w.
Aleja piwniczek z XIX i XX w.
Jest i Kilimandżaro...
Takie widoczki...
Wdżar i Lubań:
Osobiście dla mnie to ciekawy pomysł, jednak mam mieszane uczucia. Ciekawie i dostojnie prezentują się te przepiękne wille, zwłaszcza była „Restauracja Pieniny” Leopolda Szperlinga, kontrastują z pewnością ze skromnymi zagrodami chłopskimi. Wszystko jednak na razie wygląda tak, jakby dopiero ktoś postawił tu te domy, dodał dźwig, rozgrzebany plac budowy i niech się dzieje wola nieba. Położone to wszystko jest niezwykle malowniczo, nad samym brzegiem jeziora, niedaleko przystani, funkcjonuje tu również pensjonacik z restauracją, ale trzeba też było to piękne założenie architektoniczne zepsuć jakimś nowoczesnym apartamentowcem wielkości Hiltona zasłaniającym pół widoku. Na szczęście jest tu na tyle pięknie, że gdziekolwiek by się człowiek nie obrócił, tam wpadnie w zachwyt. Są święta, więc nie ma tu żywego ducha, pewnie już w majówkę się tu zaroi od ludzi. Ja tylko w duchu trzymam kciuki, by udało się tu zachować mimo wszystko choć trochę atmosfery minionych lat a nie zepsuć wszystkiego komercją i pogonią za pieniądzem. Na początek niech postawią jakieś ławki i zbudują chodniki
CDN
Sobota rano. Wyruszamy z Bielska. Kierunek – Pieniny, a raczej Spiskie Zamagurze. Słońce razi w oczy i jest rześko. Na ekspresówce w kierunku Żywca pustki, można siec ile wlezie, Pomarańcza przeżywa drugą młodość. Na papierosku w Koconiu Pod Dębami stwierdzamy z żalem, że nie ma już sklepu pod barem… Jest za to dalej, w Kukowie, gdzie trzeba dokonać zakupu chleba. W kolejce stoi pani, która najwyraźniej jest zaopatrzeniowcem dla połowy okolicy. Ma kilka pokaźnych toreb, kilka list zakupowych, do każdej osobne pieniądze i osobny rachunek. Papierosy dla Krysi, pieniążki, reszta, paragon. Chleb dla Stasi, pieniążki, reszta, paragon. I jeszcze ta reszta pod ladę się skulała. A to nie jej woda, to kogo innego… Po kilku chwilach jest nareszcie po wszystkim i pani obładowana jak wielbłąd
wychodzi dziarsko ze sklepu wypełnionego już sporą klientelą.
Lecimy na Stryszawę, w kierunku Przysłopu. Moglibyśmy wprawdzie Zakopianką, ale biorąc pod uwagę, jak jest rozryta, nie chcemy ryzykować, więc aż do Zawoi mamy praktycznie pustą drogę. Z Przysłopu uśmiecha się do nas z daleka przykryta lśniącą czapą śniegu Babia Góra. Tutaj widok z Zawoi Podryzowanego:
Dalej przez Przeł. Lipnicką, Zubrzycę i Jabłonkę, szybko i sprawnie, z widokiem na zaśnieżone Tatry i szerokie połacie orawskich łąk, pól i lasów. Pierwszy punkt trasy osiągamy około 11:00, zaliczając kilka postojów.
Łopuszna. Tutaj zaczynamy. Na niebie żyleta, słońce przygrzewa, rześki wiaterek biega wśród pączkujących drzew. Na pierwszy ogień zwiedzania idzie zespół dworski, który na przełomie XVIII i XIXw. wybudował Romuald Lisicki, syn właściciela Łopusznej. Od roku 1824 właścicielem dworu i wsi był Leon Tetmajer, który ożenił się z córką Lisickiego, od tego czasu jest nazywany Dworkiem Tetmajerów. Obecnie działa tu Muzeum Kultury Szlacheckiej, które jest filią zakopiańskiego Muzeum Tatrzańskiego. W skład zespołu dworskiego wchodzą budynki: oficyny, obora, spichlerz, stajnia, wozownia i chałupa Stanisława Klamerusa z Łopusznej z 1887 r.. Wewnątrz urządzono ekspozycję pokazującą wnętrze domu chłopskiego z okresu międzywojennego.
A na tyłach dworu pasą się konie, niektóre przyjazne, z parciem na szkło.
Idziemy w stronę drewnianego kościoła pw. Świętej Trójcy i św. Antoniego Opata. Właśnie skończyła się msza i wychodzą zeń górale w swoich strojach regionalnych, całe rodziny począwszy od niemowlaków w wózkach przebrane po góralsku, z koszyczkami i kwiatami w garściach. Nad wszystkim czuwa z wysoka pan bocian przycupnięty w gnieździe na słupie.
Niedaleko Łopusznej we wsi Harklowa również znajduje się drewniany kościół pw. Narodzenia Najświętszej Marii Panny z 1500 roku. Bardzo dobrze zachowała się jego gotycka bryła, elementy architektoniczne, i częściowo autentyczne polichromie z 1500 roku. Nie wykonujemy dużo zdjęć ani filmów, ponieważ trwa różaniec dla dzieci, więc nie wypada.
Kierujemy się zatem dalej, bo następny na trasie jest kościół pw. św. Michała Archanioła z 1490 r. wpisany w 2003 roku na Listę Światowego Dziedzictwa Kulturowego i Naturalnego UNESCO w Dębnie. Tu też okazuje się, że okolica to prawdziwa bocianolandia – pełno ich wszędzie i dzięki nim człowiek czuje się swojsko i polsko. Do tego malownicze łany i łąki ciągnące się po bezkres hektarami, przydrożne kapliczki bielejące z daleka i ten niepowtarzalny zapach starego, zbutwiałego drewna i kurzu, gdy przekracza się próg wiekowej świątyni.
W Dębnie nie wolno wykonywać zdjęć w środku. Pewnie byśmy bezbożnie ten zakaz złamali, gdyby nie przyglądali nam się strażnicy grobu pańskiego. Cóż, ściany kościoła od wewnątrz zdobią unikatowe malowidła - polichromia z XV-XVI w., zawierająca motywy geometryczne i roślinne w układzie pasmowym. Wewnątrz kościoła zobaczyć można m.in. późnogotycki tryptyk w ołtarzu głównym z pocz. XVI w., zabytkowy krzyż z 1380 r., unikatowe cymbałki z XV w. oraz tabernakulum z pocz. XIV w. Tajemnic kościoła strzegą oczywiście dwa bociany a w tle Gorce z Lubaniem na pierwszym planie.
Ruszamy dalej na wschód, na Półwysep Stylchyn. Przed zalaniem w 1994 roku terenu wsi Czorsztyn, Kluszkowiec i części Maniów na potrzeby utworzenia Jeziora Czorsztyńskiego część starych zabudowań, cenniejszych zabytków drewnianych obu wsi dostało drugie życie. Powstała tutaj Osada Turystyczna Czorsztyn. W skład osady wchodzi 9 zabytkowych drewnianych pensjonatów i willi, 11 wiejskich chałup i budynków gospodarskich oraz 11 kamiennych piwniczek z drewnianym lamusami nad nimi. Wszystkie obiekty pochodzą z XIX i początku XX wieku. Kompleks składa się z 2 części: skansenu etnograficznego i części willowej – uzdrowiskowej, gdzie w XIX i XX-wiecznych willach znamienitych w okolicy osobistości można sobie za niemały pieniądz wynająć apartament.
Zagroda Jana Królczyka:
Piwniczki z drewnianymi lamusami XIX i XX wiek:
Dwór Drohojowskich z Czorsztyna 1880r.
Willa Józefa Galoty:
Willa Leopolda Szperlinga 1847r.
Willa Basia II (dawniej "Pieniny") lekarza Bogusława Okuliara, lata 30. XX w.
Willa Teofila Sanoka, nauczyciela i pszczelarza, 1922r.
Basia II - willa dr Kulczyckiego, lata 30. XX w.
Aleja piwniczek z XIX i XX w.
Jest i Kilimandżaro...
Takie widoczki...
Wdżar i Lubań:
Osobiście dla mnie to ciekawy pomysł, jednak mam mieszane uczucia. Ciekawie i dostojnie prezentują się te przepiękne wille, zwłaszcza była „Restauracja Pieniny” Leopolda Szperlinga, kontrastują z pewnością ze skromnymi zagrodami chłopskimi. Wszystko jednak na razie wygląda tak, jakby dopiero ktoś postawił tu te domy, dodał dźwig, rozgrzebany plac budowy i niech się dzieje wola nieba. Położone to wszystko jest niezwykle malowniczo, nad samym brzegiem jeziora, niedaleko przystani, funkcjonuje tu również pensjonacik z restauracją, ale trzeba też było to piękne założenie architektoniczne zepsuć jakimś nowoczesnym apartamentowcem wielkości Hiltona zasłaniającym pół widoku. Na szczęście jest tu na tyle pięknie, że gdziekolwiek by się człowiek nie obrócił, tam wpadnie w zachwyt. Są święta, więc nie ma tu żywego ducha, pewnie już w majówkę się tu zaroi od ludzi. Ja tylko w duchu trzymam kciuki, by udało się tu zachować mimo wszystko choć trochę atmosfery minionych lat a nie zepsuć wszystkiego komercją i pogonią za pieniądzem. Na początek niech postawią jakieś ławki i zbudują chodniki
CDN