Zaułkami Bytomia
Zaułkami Bytomia
Człowiek czesto szuka szczescia i przygod dalekimi światami a nie docenia tego, co ma blisko. Bo patrzy na to na codzien, bo jest to dla niego zwykłość i normalnosc. Ja tez na ktoryms etapie sie zorientowalam, ze mam strasznie mało zdjec z Bytomia, miasta, w ktorym sie urodzilam, wychowalam i spedziłam tam ponad 25 lat. A jest to jedno z najbardziej klimatycznych miast Polski. Oczywiscie nie kazdy taki klimat lubi. Ja zdecydowanie tak. I teraz pytanie - czy dlatego mi sie Bytom podoba bo mam takie gusta - czy dlatego mam takie gusta bo wychowałam sie w Bytomiu? Co jest skutkiem a co przyczyną? Czy to, ze wsrod ruin, dymu kominów i zarośnietych gęstym chaszczem nieuzytków czuje sie dobrze, sielsko i bezpiecznie - czy to przypadek?
Byl kiedys taki dowcip: “Zostawiając samochód na niestrzezonym parkingu lepiej, zeby w srodku nie lezaly rozne cenne rzeczy - torebki, plecaki, zgrzewka piwa. Bo ktos moze zobaczyc i sie skusic, wybic szybe, włamac sie. W Bytomiu moze byc kuszące jak sie zostawi fotele...”
Nie wiem ile w tym prawdy? Mnie nigdy nic złego w tym miescie nie spotkało. Acz gdzieniegdzie dziwne tabliczki popowieszali
Ponizsze zdjęcia są z roznych lat, acz najwiecej z nich zrobiłam latem 2017 na krotkich wypadach rowerowych. Wydłubałam z piwnicy rower, nieuzywany przez ponad 20 lat. Z samych początków mody na “rowery górskie”. Pełen szpan osiedlowy z dziecinnych lat! Zaniosłam go do warsztatu, opony zetlały i osiągneły fakture worka na ziemniaki Oprocz opon wszystko działało bez zarzutu. Tylko hamulce skrzypiały jakby tir hamował awaryjnie i przerzutki zmieniały sie samoistnie na kazdym wertepie. Ale tak bylo od zawsze! Troche nie moge przywyknac do kierownicy prawie na wysokosci siodełka, od razu boli mnie szyja. Moj oławski rower jest jednak o niebo wygodniejszy! W warsztacie długo cmokali nad rowerem i jego dziwna nazwą. Dziwili sie nad solidnoscią wykonania i znacznym cięzarem. Jeden chlopak chcial go ode mnie kupic...
Wycieczki zaczynam od Miechowic, a glownie ich starej cześci. Zawijam nad Brandke, pokopalniane jeziorko polozone miedzy Miechowicami a Karbiem. Charakteryzuje sie ono tym, ze za kazdym razem jak nad nim jestem to ma inny ksztalt i wielkosc. Nieraz wysycha, nieraz wody spod ziemi wybijaja na tyle silnie, ze zalewa droge a nawet okoliczne działki. Jest jednym z tych miejsc, gdzie wzrok przyzwyczajony do zwartej, miejskiej zabudowy nagle ma ogromna przestrzen, wokol hula wiatr a w serce wkrada sie poczucie wolnosci.
Za czasow mojej podstawowki część kolezanek i kolegow z klasy czy podworka bywało na imprezach “na Brandce”, organizowanych często letnią porą przez młodych Cyganów czy innych mieszkancow familoków na starych czesciach dzielnicy. Nocami paliły sie ogniska, pływali sobie łódkami albo i bez, ktos przygrywał na grzebieniu czy innym rownie wyrafinowanym instrumencie, mozna bylo wypic i zapalic bez nerwow, ze ktos spyta o dowod. Kwitły przyjaznie i milosci. Czasem ktos dostał w morde albo nożem pod żebro. Nudno nie bylo. Bywalcy, ktorym udało sie wrocic brylowali potem na szkolnych korytarzach, a ich opowiesci urastały do rangi przygody zycia, sensu istnienia a zapewne ¾ historii byla wymyslona na potrzeby zachwycenia widowni. Mnie nigdy nie bylo wolno spedzic nocy na Brandce, moze i dobrze, ale miejsce to ma wciaz dla mnie jakas magie tego zakazanego owocu sprzed lat…
Za czasow licealnych wiele razy chodzilam pieszo do szkoły. Trasa z ul. Nickla na Żeromskiego wiodła własnie koło Brandki. To tylko 7-8 km. A duzo ciekawiej niz autobusem bylo sie przeprawiac przez osiedla starych kamienic, nieraz zalane drogi, tory bocznic kolejowych czy częściowo juz opustoszałe tereny przemyslowe.
Dzis Brandka ma dość niski poziom. Potworzylo sie kilka wysp a pobliskie działki siedzą za szpalerem trzcin.
Kiedys zawędrowałam tu pozna jesienia. Kiedy jeziorko szybko wyschło a uprzednio było szeroko rozlane. Nadawało mu to wygląd nieco upiorny, zwlaszcza w taki ponury i mroczny dzien.. Zalane błotem działki, kikuty drzew, wiszące na drzewach pióropusze ze zmokłego siana...
Potem zapuszczam sie w plątanine małych uliczek otoczonych domami z czerwonej, przykurzonej cegły. Mało sie tu zmieniło przez ostatnie 30 lat.. Nadal babcie wiszą w oknach oparte o poduszki, półgołe dzieciaki wspinają sie na drzewa i dachy garazy, a w klatkach schodowych i na skwerkach kwiat męskiego gatunku degustuje i rozwaza przewagę foxa mocnego nad vipem.
Firany z okien porywa wiatr i łopoce nimi jak żaglem
Tego budynku, stojącego nieopodal Placu Słonecznego - ponoc juz nie ma... Kiedys miescila sie w nim szkoła specjalna. Nauczyciele nas w szkole straszyli "jak sie nie bedziecie uczyc to traficie do "hilfki"". Gdy tam zajezdzam szkoła stoi pusta. Nie udaje mi sie jednak wejsc do bydynku, wszystko szczelnie zamkniete. Kilka miesiecy pozniej budynek ponoc wyburzyli..
Gdzieniegdzie przewijaja sie garaze, płoty i inne królestwa blachy falistej.
Krasnal wielbiciel trunków
Sympatyczny spychacz zerknie wyłupiastym okiem...
Masowo występują tu powierzchnie utwardzone o miłej dla oka fakturze. Spękany asfalt w upalny dzien, zarosła ziołami trylinka czy chodnik zmieniający sie w żwir - to wszystko ma swoj zapach. A wsrod niego miło jest rzucic rower, siąść na wygrzanej powierzchni i wciagnac kanapke albo piwo.
A czasem na wedrowca czeka o niebo wieksza wygoda i wypas!
Na niewielkim skwerku stoi betonowy pomnik z trzema misiami. Jego architektura sugeruje czasy PRLu. Co przedstawia, czemu jest poswiecony, dlaczego stoi akurat tutaj? Poki co jest to dla mnie tajemnicą...
Takie tereny chyba najlepiej zwiedzac rowerem. Pieszo czlowiek przemieszcza sie zbyt wolno. Latwo ktos moze cie namierzyc, “a czemu robisz zdjecia”, “a czego tu szukasz”. Auto zbytnio rzuca sie w oczy, jest problem z zaparkowaniem, zawroceniem. Czasem ktos tam za mna cos z okna pokrzykuje czy wygraza ale rowerem jestes tu i teraz a za chwile myk! I jestes daleko stad!
Ale nie zawsze to pomaga. Robie jakies zdjecie gdy dwoch kolesi łapie mnie za kierownice. “Kim ty jestes, czego tu szukasz, kto cie tu przyslal?”. Mowie wiec, ze jestem stad i szukam swoich wspomnien z dawnych lat. -“A gdzie chodzilas do szkoly? Do tej mowisz… A jak Karpiński mial na imie?”, - “No Przemek” odpowiadam bez zastanowienia. I dopiero wtedy uświadamiam sobie rewelacyjnosc ich systemu weryfikacyjnego. Ich pytanie bylo banalnie proste - dla kogos kto do tej szkoły chodzil. I totalnie nieprzewidywalne i niewyuczalne dla kogos spoza. Przemek to jeden z wiekszych szkolnych kryminalistow. Kazdy go znal. (nazwisko zostalo na potrzeby relacji zmienione). Dalsza rozmowa przebiega w bardzo miłej i sympatycznej atmosferze.
Zwrócilam dzis uwage na jedną rzecz. Ruchliwe i tłumne ulice zwykle noszą nazwy jakis ludzi obecnie czczonych a za kilka lat spadających z hukiem z piedestału. Sympatyczne, ciche uliczki gdzie zatrzymał sie czas, czesto mają nazwy uniwersalne, pasujące do kazdego powiewu zmian ustrojowych...
W pewnym momencie wycieczki strasznie mi sie zachcialo pić. Wchodze do jakiegos małego sklepiku, zdejmuje z szafki butelke z napojem, kłade ją na ladzie. Wyłuskuje tez z portfela 50 zl i podaje. Sprzedawczyni mierzy mnie dziwnym wzrokiem po czym zaczyna mowic do mnie po angielsku. Widzac moje coraz wieksze ze zdziwienia oczy wplata tez jakies słowa po niemiecku. Przychodzi tez z zaplecza druga kobita i rzuca jakimis innymi jezykami. Wychodzi na to, ze wzieli mnie za obcokrajowca i probują mi wytlumaczyc gdzie jest bankomat. Grupka piwnych panów ze schodkow tez juz sie zainteresowala sprawą. Jeden z nich powaznym glosem informuje kumpli “Ona jest chyba z Australii. Tam sie nosi takie kapelusze”. Reszta kiwa głowami i wyrzuca z siebie strzępki informacji, aby zabłysnąc przed ekipą, ze cos tam wiedzą o Australii. Nie wiem co sie dzieje wokol mnie… Dopiero jakos wtedy uswiadamiam sobie, ze trzymam w rece 50 rubli. No tak, pare dni temu wrocilismy z Kaliningradu.. Babki sie śmieją, śmieją sie tez kumple ze znawcy australijskich klimatow i chyba tylko on jest troche zły. No i ja tez nie jestem zachwycona bo innych pieniedzy przy sobie nie mam, a jezyk mi przyschnąl do podniebienia. Sprzedawczyni pyta sie ile moj banknot jest wart. Mowie, ze chyba z 3 zl. Moje picie jest z dwa razy drozsze. Ale machaja ręka. “Bierz butle, bedziemy miec fajna pamiątke”.
Na skraju parku rzut oka na zamek. Ogrodzili go płotem. Kiedys to było ulubione miejsce na wagary. Zwlaszcza jak padało a ktos z ekipy skombinował gdzies tanie wino. Zwykle bylo paskudne w smaku ale w starych murach zawsze aromat jest inny. Atmosfera dawnych lat i szczypta osypującego sie tynku zawsze dodaje kolorytu!
Wpadam tez odwiedzic osiedle “fińskich domków”, kawałek drewnianej, wiejskiej architektury w srodku miasta. Sporą ich część mieszkancy przebudowali, otynkowali, ale niektore wciaz zachowaly wygląd sprzed lat…
W okolicy nie brakuje tez mniejszych i wiekszych zbiornikow wodnych, ktore znudzona dzieciarnia uzywa do spływów "bele czym".
Na osiedlu bloków jeden budynek sprawia, ze łza sie zakręca w oku. Balkony oplecione kilkudziesiecioletnim pnączem. Niegdys wiele bylo takich bloków na naszych Miechowicach. W bluszczach i winie gnieździlo sie ptactwo, wiło gniazdka, w wiosenne poranki i wieczory wypełniało cała okolice kwikiem i trelami. W upalne dzionki ludziska siedziały na balkonach w cieniu rozłozystych liści. Nieraz z owoców sąsiedzi robili kwaskowate napoje winopodobne. Ale potem przyszła moda na styropian i elewacje w kolorze łososiowym. Najbardziej złośliwy i wyrafinowany bożek dzisiejszych czasów - remont, zaprowadził swoje porzadki. To nic, ze ludziska hodowaly to dziesiatki lat. To nic, ze niektorzy kochali swoje zielone balkony. Miłosnicy remontów, nawet jak są w mniejszosci to najgłosniej krzyczą i najbardziej bezwzględnie prą do swojego, chocby po trupach… Osiedlowe bluszcze poszły pod topór.. A miejsca gdzie dawniej rosły zalali betonem. Pewnie zeby nie probowały sie odrodzic… Ale nowe elewacje nie do konca cieszą milosników sterylnego swiata. Jakos łatwiej niz stare łapią brud i sadze. I juz po kilku latach takie bloki sa bardziej usmolone niz inne po 30. Pewnie to zemsta bluszczy!
Jeden z ostatnich ocalałych bluszczy gigantów. Ile jeszcze przetrwa w tym świecie, opanowanym przez nienawisc do roslin?
I jedna ze starych, poczciwych, niełapiących sadzy elewacji… Kolorowa drobna kosteczka...
Na koniec kilka sciennych murali piłkarskich. Tez kiedys kibicowałam Polonii! Przez miesiac. Szalik miałam. Acz nie ubrałam go ani raz - bo wtedy bylo lato... Poszłam nawet na jeden mecz, dostałam w łeb latającym krzesełkiem i mi sie odechciało Ale widac inni sa bardziej wytrwali i nie poddają sie tak łatwo
Nie wiem kim byl "Saganek" i co złego go spotkało...
cdn
Byl kiedys taki dowcip: “Zostawiając samochód na niestrzezonym parkingu lepiej, zeby w srodku nie lezaly rozne cenne rzeczy - torebki, plecaki, zgrzewka piwa. Bo ktos moze zobaczyc i sie skusic, wybic szybe, włamac sie. W Bytomiu moze byc kuszące jak sie zostawi fotele...”
Nie wiem ile w tym prawdy? Mnie nigdy nic złego w tym miescie nie spotkało. Acz gdzieniegdzie dziwne tabliczki popowieszali
Ponizsze zdjęcia są z roznych lat, acz najwiecej z nich zrobiłam latem 2017 na krotkich wypadach rowerowych. Wydłubałam z piwnicy rower, nieuzywany przez ponad 20 lat. Z samych początków mody na “rowery górskie”. Pełen szpan osiedlowy z dziecinnych lat! Zaniosłam go do warsztatu, opony zetlały i osiągneły fakture worka na ziemniaki Oprocz opon wszystko działało bez zarzutu. Tylko hamulce skrzypiały jakby tir hamował awaryjnie i przerzutki zmieniały sie samoistnie na kazdym wertepie. Ale tak bylo od zawsze! Troche nie moge przywyknac do kierownicy prawie na wysokosci siodełka, od razu boli mnie szyja. Moj oławski rower jest jednak o niebo wygodniejszy! W warsztacie długo cmokali nad rowerem i jego dziwna nazwą. Dziwili sie nad solidnoscią wykonania i znacznym cięzarem. Jeden chlopak chcial go ode mnie kupic...
Wycieczki zaczynam od Miechowic, a glownie ich starej cześci. Zawijam nad Brandke, pokopalniane jeziorko polozone miedzy Miechowicami a Karbiem. Charakteryzuje sie ono tym, ze za kazdym razem jak nad nim jestem to ma inny ksztalt i wielkosc. Nieraz wysycha, nieraz wody spod ziemi wybijaja na tyle silnie, ze zalewa droge a nawet okoliczne działki. Jest jednym z tych miejsc, gdzie wzrok przyzwyczajony do zwartej, miejskiej zabudowy nagle ma ogromna przestrzen, wokol hula wiatr a w serce wkrada sie poczucie wolnosci.
Za czasow mojej podstawowki część kolezanek i kolegow z klasy czy podworka bywało na imprezach “na Brandce”, organizowanych często letnią porą przez młodych Cyganów czy innych mieszkancow familoków na starych czesciach dzielnicy. Nocami paliły sie ogniska, pływali sobie łódkami albo i bez, ktos przygrywał na grzebieniu czy innym rownie wyrafinowanym instrumencie, mozna bylo wypic i zapalic bez nerwow, ze ktos spyta o dowod. Kwitły przyjaznie i milosci. Czasem ktos dostał w morde albo nożem pod żebro. Nudno nie bylo. Bywalcy, ktorym udało sie wrocic brylowali potem na szkolnych korytarzach, a ich opowiesci urastały do rangi przygody zycia, sensu istnienia a zapewne ¾ historii byla wymyslona na potrzeby zachwycenia widowni. Mnie nigdy nie bylo wolno spedzic nocy na Brandce, moze i dobrze, ale miejsce to ma wciaz dla mnie jakas magie tego zakazanego owocu sprzed lat…
Za czasow licealnych wiele razy chodzilam pieszo do szkoły. Trasa z ul. Nickla na Żeromskiego wiodła własnie koło Brandki. To tylko 7-8 km. A duzo ciekawiej niz autobusem bylo sie przeprawiac przez osiedla starych kamienic, nieraz zalane drogi, tory bocznic kolejowych czy częściowo juz opustoszałe tereny przemyslowe.
Dzis Brandka ma dość niski poziom. Potworzylo sie kilka wysp a pobliskie działki siedzą za szpalerem trzcin.
Kiedys zawędrowałam tu pozna jesienia. Kiedy jeziorko szybko wyschło a uprzednio było szeroko rozlane. Nadawało mu to wygląd nieco upiorny, zwlaszcza w taki ponury i mroczny dzien.. Zalane błotem działki, kikuty drzew, wiszące na drzewach pióropusze ze zmokłego siana...
Potem zapuszczam sie w plątanine małych uliczek otoczonych domami z czerwonej, przykurzonej cegły. Mało sie tu zmieniło przez ostatnie 30 lat.. Nadal babcie wiszą w oknach oparte o poduszki, półgołe dzieciaki wspinają sie na drzewa i dachy garazy, a w klatkach schodowych i na skwerkach kwiat męskiego gatunku degustuje i rozwaza przewagę foxa mocnego nad vipem.
Firany z okien porywa wiatr i łopoce nimi jak żaglem
Tego budynku, stojącego nieopodal Placu Słonecznego - ponoc juz nie ma... Kiedys miescila sie w nim szkoła specjalna. Nauczyciele nas w szkole straszyli "jak sie nie bedziecie uczyc to traficie do "hilfki"". Gdy tam zajezdzam szkoła stoi pusta. Nie udaje mi sie jednak wejsc do bydynku, wszystko szczelnie zamkniete. Kilka miesiecy pozniej budynek ponoc wyburzyli..
Gdzieniegdzie przewijaja sie garaze, płoty i inne królestwa blachy falistej.
Krasnal wielbiciel trunków
Sympatyczny spychacz zerknie wyłupiastym okiem...
Masowo występują tu powierzchnie utwardzone o miłej dla oka fakturze. Spękany asfalt w upalny dzien, zarosła ziołami trylinka czy chodnik zmieniający sie w żwir - to wszystko ma swoj zapach. A wsrod niego miło jest rzucic rower, siąść na wygrzanej powierzchni i wciagnac kanapke albo piwo.
A czasem na wedrowca czeka o niebo wieksza wygoda i wypas!
Na niewielkim skwerku stoi betonowy pomnik z trzema misiami. Jego architektura sugeruje czasy PRLu. Co przedstawia, czemu jest poswiecony, dlaczego stoi akurat tutaj? Poki co jest to dla mnie tajemnicą...
Takie tereny chyba najlepiej zwiedzac rowerem. Pieszo czlowiek przemieszcza sie zbyt wolno. Latwo ktos moze cie namierzyc, “a czemu robisz zdjecia”, “a czego tu szukasz”. Auto zbytnio rzuca sie w oczy, jest problem z zaparkowaniem, zawroceniem. Czasem ktos tam za mna cos z okna pokrzykuje czy wygraza ale rowerem jestes tu i teraz a za chwile myk! I jestes daleko stad!
Ale nie zawsze to pomaga. Robie jakies zdjecie gdy dwoch kolesi łapie mnie za kierownice. “Kim ty jestes, czego tu szukasz, kto cie tu przyslal?”. Mowie wiec, ze jestem stad i szukam swoich wspomnien z dawnych lat. -“A gdzie chodzilas do szkoly? Do tej mowisz… A jak Karpiński mial na imie?”, - “No Przemek” odpowiadam bez zastanowienia. I dopiero wtedy uświadamiam sobie rewelacyjnosc ich systemu weryfikacyjnego. Ich pytanie bylo banalnie proste - dla kogos kto do tej szkoły chodzil. I totalnie nieprzewidywalne i niewyuczalne dla kogos spoza. Przemek to jeden z wiekszych szkolnych kryminalistow. Kazdy go znal. (nazwisko zostalo na potrzeby relacji zmienione). Dalsza rozmowa przebiega w bardzo miłej i sympatycznej atmosferze.
Zwrócilam dzis uwage na jedną rzecz. Ruchliwe i tłumne ulice zwykle noszą nazwy jakis ludzi obecnie czczonych a za kilka lat spadających z hukiem z piedestału. Sympatyczne, ciche uliczki gdzie zatrzymał sie czas, czesto mają nazwy uniwersalne, pasujące do kazdego powiewu zmian ustrojowych...
W pewnym momencie wycieczki strasznie mi sie zachcialo pić. Wchodze do jakiegos małego sklepiku, zdejmuje z szafki butelke z napojem, kłade ją na ladzie. Wyłuskuje tez z portfela 50 zl i podaje. Sprzedawczyni mierzy mnie dziwnym wzrokiem po czym zaczyna mowic do mnie po angielsku. Widzac moje coraz wieksze ze zdziwienia oczy wplata tez jakies słowa po niemiecku. Przychodzi tez z zaplecza druga kobita i rzuca jakimis innymi jezykami. Wychodzi na to, ze wzieli mnie za obcokrajowca i probują mi wytlumaczyc gdzie jest bankomat. Grupka piwnych panów ze schodkow tez juz sie zainteresowala sprawą. Jeden z nich powaznym glosem informuje kumpli “Ona jest chyba z Australii. Tam sie nosi takie kapelusze”. Reszta kiwa głowami i wyrzuca z siebie strzępki informacji, aby zabłysnąc przed ekipą, ze cos tam wiedzą o Australii. Nie wiem co sie dzieje wokol mnie… Dopiero jakos wtedy uswiadamiam sobie, ze trzymam w rece 50 rubli. No tak, pare dni temu wrocilismy z Kaliningradu.. Babki sie śmieją, śmieją sie tez kumple ze znawcy australijskich klimatow i chyba tylko on jest troche zły. No i ja tez nie jestem zachwycona bo innych pieniedzy przy sobie nie mam, a jezyk mi przyschnąl do podniebienia. Sprzedawczyni pyta sie ile moj banknot jest wart. Mowie, ze chyba z 3 zl. Moje picie jest z dwa razy drozsze. Ale machaja ręka. “Bierz butle, bedziemy miec fajna pamiątke”.
Na skraju parku rzut oka na zamek. Ogrodzili go płotem. Kiedys to było ulubione miejsce na wagary. Zwlaszcza jak padało a ktos z ekipy skombinował gdzies tanie wino. Zwykle bylo paskudne w smaku ale w starych murach zawsze aromat jest inny. Atmosfera dawnych lat i szczypta osypującego sie tynku zawsze dodaje kolorytu!
Wpadam tez odwiedzic osiedle “fińskich domków”, kawałek drewnianej, wiejskiej architektury w srodku miasta. Sporą ich część mieszkancy przebudowali, otynkowali, ale niektore wciaz zachowaly wygląd sprzed lat…
W okolicy nie brakuje tez mniejszych i wiekszych zbiornikow wodnych, ktore znudzona dzieciarnia uzywa do spływów "bele czym".
Na osiedlu bloków jeden budynek sprawia, ze łza sie zakręca w oku. Balkony oplecione kilkudziesiecioletnim pnączem. Niegdys wiele bylo takich bloków na naszych Miechowicach. W bluszczach i winie gnieździlo sie ptactwo, wiło gniazdka, w wiosenne poranki i wieczory wypełniało cała okolice kwikiem i trelami. W upalne dzionki ludziska siedziały na balkonach w cieniu rozłozystych liści. Nieraz z owoców sąsiedzi robili kwaskowate napoje winopodobne. Ale potem przyszła moda na styropian i elewacje w kolorze łososiowym. Najbardziej złośliwy i wyrafinowany bożek dzisiejszych czasów - remont, zaprowadził swoje porzadki. To nic, ze ludziska hodowaly to dziesiatki lat. To nic, ze niektorzy kochali swoje zielone balkony. Miłosnicy remontów, nawet jak są w mniejszosci to najgłosniej krzyczą i najbardziej bezwzględnie prą do swojego, chocby po trupach… Osiedlowe bluszcze poszły pod topór.. A miejsca gdzie dawniej rosły zalali betonem. Pewnie zeby nie probowały sie odrodzic… Ale nowe elewacje nie do konca cieszą milosników sterylnego swiata. Jakos łatwiej niz stare łapią brud i sadze. I juz po kilku latach takie bloki sa bardziej usmolone niz inne po 30. Pewnie to zemsta bluszczy!
Jeden z ostatnich ocalałych bluszczy gigantów. Ile jeszcze przetrwa w tym świecie, opanowanym przez nienawisc do roslin?
I jedna ze starych, poczciwych, niełapiących sadzy elewacji… Kolorowa drobna kosteczka...
Na koniec kilka sciennych murali piłkarskich. Tez kiedys kibicowałam Polonii! Przez miesiac. Szalik miałam. Acz nie ubrałam go ani raz - bo wtedy bylo lato... Poszłam nawet na jeden mecz, dostałam w łeb latającym krzesełkiem i mi sie odechciało Ale widac inni sa bardziej wytrwali i nie poddają sie tak łatwo
Nie wiem kim byl "Saganek" i co złego go spotkało...
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
- telefon 110
- Posty: 2046
- Rejestracja: 2014-09-20, 22:32
Ładne.
Ale czy istnieje jakiś sposób by Bytom nie zapadł się pod ziemie ?
http://www.dziennikzachodni.pl/artykul/ ... ,id,t.html
A jeśli już to co tam powstanie ?
Jeziora ?
Ale czy istnieje jakiś sposób by Bytom nie zapadł się pod ziemie ?
http://www.dziennikzachodni.pl/artykul/ ... ,id,t.html
A jeśli już to co tam powstanie ?
Jeziora ?
Ostatnio zmieniony 2018-04-06, 17:19 przez telefon 110, łącznie zmieniany 1 raz.
Nie wiem. Na szczescie dzielnica gdzie mieszkaja moi rodzice jest w miare bezpieczna. Ale juz na Karbiu przy mnie odpadł balkon a tak krzywych blokow nie widzialam nigdzie. Ale o tym dokladniej w ktorejs z nastepnych czesci
Brandka gigant!
telefon 110 pisze:A jeśli już to co tam powstanie ?
Jeziora ?
Brandka gigant!
Ostatnio zmieniony 2018-04-06, 17:23 przez buba, łącznie zmieniany 1 raz.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Bytom - piękne miasto, przejeżdżałem kilka razy, ale nie miałem odwagi go zwiedzać, bo dadzą w mordę albo auto ukradną.
W sam raz na rowerówkę. Jeśli laynn z sokołem mają rowery i co ważniejsze - umią na nich jeździć - to w maju może pisałbym się na rajze kołem po Ślůnsku.
Widzę, że buba ma koło i chyba nawet jeździ na nim.
W sam raz na rowerówkę. Jeśli laynn z sokołem mają rowery i co ważniejsze - umią na nich jeździć - to w maju może pisałbym się na rajze kołem po Ślůnsku.
Widzę, że buba ma koło i chyba nawet jeździ na nim.
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
To było po ślůnsku, ale dlo Cie ślůnsko mołwa (godka) je obco czy co?sokół pisze:ceper napisał/a:
umią
Umieją
Cieszy mnie bogactwo oraz umiejętności Ślązaków i tych z zagranicy.
Ostatnio zmieniony 2018-04-06, 19:35 przez ceper, łącznie zmieniany 2 razy.
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
No ale fajny ten staw.
Wiesz trochę po Bytomiu się pokręciłem swego czasu, choć przejazdem z Rudy do Piekar i już wtedy zupełnie inaczej na to miasto patrzałem (plac Akademicki), choć i sam rynek jest fajny, to mnie miło to miasto pokazane, przez Ciebie zaskoczyło.
Choć podobne klimaty to i na peryferiach Dąbrowy można spotkać, Będzina...
Fajnie!
Wiesz trochę po Bytomiu się pokręciłem swego czasu, choć przejazdem z Rudy do Piekar i już wtedy zupełnie inaczej na to miasto patrzałem (plac Akademicki), choć i sam rynek jest fajny, to mnie miło to miasto pokazane, przez Ciebie zaskoczyło.
Choć podobne klimaty to i na peryferiach Dąbrowy można spotkać, Będzina...
Fajnie!
ceper pisze:W sam raz na rowerówkę. Jeśli laynn z sokołem mają rowery i co ważniejsze - umią na nich jeździć - to w maju może pisałbym się na rajze kołem po Ślůnsku.
Widzę, że buba ma koło i chyba nawet jeździ na nim.
To moze jakas wspolna wyprawa kiedys chlopaki? Bo chcialabym powloczyc sie po Bobrku a sama sie boje!
laynn pisze:choć i sam rynek jest fajny
Kiedys mielismy dwa rynki koło siebie... To bylo takie ciekawe i nietypowe! Ale musieli na srodku jednego galerie wypierdzielic..
Ostatnio zmieniony 2018-04-08, 19:37 przez buba, łącznie zmieniany 1 raz.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Bohaterem kolejnej wycieczki sa Szombierki. Dzielnica, w ktorej mieszkalam od urodzenia do 7 roku zycia. Zaglądam w małe uliczki, ktorych nazwy brzmią dla mnie obco - pamietam je jeszcze w wersji sprzed zmian. Często z babcią chodzilismy po ryby na ul. Róży Luksemburg - dzis ma juz inną nazwe… Byl tam rybny sklepik z ogromnym basenem gdzie az pluskało. Pamietam, ze kiedys jakis gość kupił rybe i włozyl ją do sznurkowej siatki z duzymi okami. Ryba przez jedno oko wypełzła i chlapneła na chodnik. Skakała, obtaczała sie w piasku i machała ogonkiem. Koleś długo nie mógł jej złapac i ponownie włozyc do siatki bo ryba, mimo opiaszczenia, była wciaz śliska. A i ów koleś nieco chwiejnym krokiem sie przemieszczał. Bardzo mi sie spodobała ta ryba w piasku. Pamietam, ze wykradłam potem babci jedną rybe z siatki i pobiegłam z nią do piaskownicy. Babcia nie była zachwycona
Sklepiku juz tez nie ma. Jest tylko niezmienna plątanina małych uliczek, skwerków, ławeczek, trzepaków, murków i gruzowisk.
W pewnym momencie zrywa sie wiatr. Cały dzien jest wietrzny ale ten podmuch jest solidniejszy niz poprzednie. Cos mi spada na głowe. Na tyle ciezkiego, ze wraz z tym upadam na chodnik. Na tyle duzego, ze totalnie trace wizje. Przed oczami ciemnosc. Aparat potoczyl sie gdzies po chodniku. Mysli wirują w głowie zupelnie bezładnie… “No tak, tak sie koncza głupie wycieczki pod kamienicami, ktore w kazdej chwili mogą sie zawalic. Mało to w gazetach pisało “runeła ściana kamienicy w Bytomiu”, “urwał sie balkon z pustostanu i spadł na przechodnia”. Po chwili jednak uświadamiam sobie, ze a) żyje, b) nic mnie boli, c) ciemnosc, ktora mnie otacza nie jest totalna, z boku i dołu widze wyrazne snopy światła, d) otacza mnie wręcz duszący aromat krochmalu. Wykopuje sie. Całość ogarniecia sie z zaistniała sytuacją trwa dobrą chwile. Spadła na mnie wietrząca sie kołdra. Cieżka, nabita piórami kołdra. Dwie identyczne wciąż leżą w oknach nade mną. Co to oznacza? To oznacza, ze mam zarąbisty powód aby wbić do tej bramy nieopodal i kogokolwiek tam spotkam mam wytłumaczenie - ide oddac kołdre. Schody sa ażurowe a poręcz podrzezbiana. Klatka jest bardzo wąska. Nie jestem w stanie tak zwinąc kołdry, zeby nie omiatac nią wszystkich pajęczyn i roznokolorowych warstw łuszczącej sie farby - przekroju ostatniego stulecia. Schody mocno skrzypią pod moim krokiem a nawet jakby lekko bujają sie na boki. Na półpietrze spotykam dziewczyne. Tak mniemam po głosie i wypiętej pupie. Klęczy i myje schody powyzej. Nie odwracając sie zagaduje: “Sylwia to ty? Czemu tak długo?” i nie czekając na odpowiedz kontynuuje: “Wiesz co - Marcin, ten ch… zaje… wiesz co on znowu wywinął? Wrocil do domu bez grosza. Całej wypłaty znów nie ma! I wiesz co powiedział? Ze mu portfel wpadł do betoniarki! Serio tak powiedzial! Czy mozna sobie wymyslic głupszą wymówke?” Tu dziewczyna sie odwraca i z przerazeniem patrzy na stojącą postac, ktora zdecydowanie nie jest Sylwią. “Kim pani jest? Co pani tu robi????”. “No ja ide zaniesc na pierwsze pietro kołdre, ktora mi spadła na głowe”. Dziewczyna rzuca wiadro i daje drapaka. Chyba wygrałam z Marcinem
Dzwonie do drzwi. Dzwonek nie działa. Pukam. Nikt nie otwiera. Wale pięścią. Otwiera koles z petem w zębach i koszulce z wypalonymi dziurami, która chyba czesto jest uzywana jako popielniczka. Chyba go obudziłam. Nie, to nie jego kołdra. Pani Stefania takie ma. Ide wiec naprzeciw. Starsza kobiecinka bardzo przeprasza za kłopot i dziekuje za oddanie zguby. Chce mi nawet dać 5 zl za fatyge. Fajna scenka - babinka w drzwiach wejsciowych a z przedpokoju wejscia do trzech pokoi. W kazdych drzwiach lezy pies. Szkoda, ze nie mam aparatu w daszku czapki albo w guziku, zeby moc zrobic zdjecie kumpeli Sylwii myjącej schody, pani Stefanii z pieskami i obudzonego żulika. Dmitrij Markov napewno by sobie poradził... Ale ja nie potrafie, jakos nie potrafie nawet sprobowac… No wlasnie, ale gdzie jest moj aparat? Potoczył sie po chodniku a ja przez tą cała kołdre o nim zapomnialam! Kilkoma susami jestem na dole. Lezy obtoczony w piasku jak niegdys pewna ryba. Chyba nie jest tak zle z tym Bytomiem. Nikt go nie ukradł. Albo takich aparatów to juz nawet w lombardzie nie przyjmują, wiec po co jakis żulik miałby go zabrac?
Ośmielona zaglądam do kilku innych klatek. Wszystkie są dość podobne.
Na wielu domach są takie ogromne śruby. Zawsze mnie to zastanawiało do czego one służą... Chyba tylko na starych familokach takie występują...
Moje ulubione kablowiska, wprawdzie nie tak dorodne jak na wschodzie ale krok w dobrą strone I znow uniwersalne nazwy ulic...
Domy i auta w objęciach roslinnosci.
A z tego okienka dudni na cały regulator jakis rap gdzie przewiają sie slowa o tancerzu, ktory sie kreci jak papier w kiblu. Cudne porównanie! Takie "głębokie" Nie umiem dokladnie powtorzyc ale robiło wrazenie Ktos kojarzy moze taką piosenke?
A w nowszej czesci dzielnicy trafiam na pomniczek. Troche podobny do miechowckich niedzwiadków ale tu przedstawia “Matke Polke” z przychówkiem.
Czasem trafi sie jakis miły tramwaj. Nie wiem czy bywają jeszcze takie nieupstrzone reklamami...
A dodatkowo, co miesiac, mozna trafic w Szombierkach na giełde staroci. Nie pamietam od ilu lat te targi odbywają sie tutaj. Wczesniej rozkładały sie na placu Telmana/Sobieskiego. Bywały jeszcze niegdys menelskie targi wszystkiego na ul. Wałowej, acz nie wiem czy wciaz tam bywają? Na giełgach staroci rózni ludzie sie przewijają. Sa handlarze, u ktorych mozna nabyc łyżeczke czy talerzyk za 10 tys, a wykazując zainteresowanie podyskutowac o jej genealogii. Mozna nabyc tez cos cennego albo zupelnie bezwartosciowego za 2 zl, bo ktos wysprzedaje swoje mieszkanko - babcia, ktorej nie starcza na przezycie, czy żulik, ktoremu brakło na jabola. Czasem przewiną sie rzezby, na bank odkute z jakiegos kościoła czy pałacu a innym razem wybuchnie awantura, bo ktos na stoisku odnalazł swoj rower. Nierzadko popatrzy na nas jeleń z makatki z pluskwami lub bez, albo jakis świety z gorejącym sercem wbije w nas wzrok zza porysowanej szybki. Tu częsciej niz gdzie indziej przewijają sie ludzie w kapeluszach, dziadki z długimi brodami, starsze panie w koronkowych kołnierzach czy ludzie w moro w fantazyjnych nakryciach glowy czy lotniczych okularach sprzed lat. Tu przechodnie nie patrzą na mnie jak na ufo, tu wtapiam sie w tłum... Czasem zabrzmi harmoszka jakiegos przydroznego grajka, śpiewajacego ochrypłym głosem "daaaaj mi tęęęę noc". Innym razem owieje nas zapach smażonej kiełbaski czy grochówki z rozstawionego nieopodal namiotu.
Sklepiku juz tez nie ma. Jest tylko niezmienna plątanina małych uliczek, skwerków, ławeczek, trzepaków, murków i gruzowisk.
W pewnym momencie zrywa sie wiatr. Cały dzien jest wietrzny ale ten podmuch jest solidniejszy niz poprzednie. Cos mi spada na głowe. Na tyle ciezkiego, ze wraz z tym upadam na chodnik. Na tyle duzego, ze totalnie trace wizje. Przed oczami ciemnosc. Aparat potoczyl sie gdzies po chodniku. Mysli wirują w głowie zupelnie bezładnie… “No tak, tak sie koncza głupie wycieczki pod kamienicami, ktore w kazdej chwili mogą sie zawalic. Mało to w gazetach pisało “runeła ściana kamienicy w Bytomiu”, “urwał sie balkon z pustostanu i spadł na przechodnia”. Po chwili jednak uświadamiam sobie, ze a) żyje, b) nic mnie boli, c) ciemnosc, ktora mnie otacza nie jest totalna, z boku i dołu widze wyrazne snopy światła, d) otacza mnie wręcz duszący aromat krochmalu. Wykopuje sie. Całość ogarniecia sie z zaistniała sytuacją trwa dobrą chwile. Spadła na mnie wietrząca sie kołdra. Cieżka, nabita piórami kołdra. Dwie identyczne wciąż leżą w oknach nade mną. Co to oznacza? To oznacza, ze mam zarąbisty powód aby wbić do tej bramy nieopodal i kogokolwiek tam spotkam mam wytłumaczenie - ide oddac kołdre. Schody sa ażurowe a poręcz podrzezbiana. Klatka jest bardzo wąska. Nie jestem w stanie tak zwinąc kołdry, zeby nie omiatac nią wszystkich pajęczyn i roznokolorowych warstw łuszczącej sie farby - przekroju ostatniego stulecia. Schody mocno skrzypią pod moim krokiem a nawet jakby lekko bujają sie na boki. Na półpietrze spotykam dziewczyne. Tak mniemam po głosie i wypiętej pupie. Klęczy i myje schody powyzej. Nie odwracając sie zagaduje: “Sylwia to ty? Czemu tak długo?” i nie czekając na odpowiedz kontynuuje: “Wiesz co - Marcin, ten ch… zaje… wiesz co on znowu wywinął? Wrocil do domu bez grosza. Całej wypłaty znów nie ma! I wiesz co powiedział? Ze mu portfel wpadł do betoniarki! Serio tak powiedzial! Czy mozna sobie wymyslic głupszą wymówke?” Tu dziewczyna sie odwraca i z przerazeniem patrzy na stojącą postac, ktora zdecydowanie nie jest Sylwią. “Kim pani jest? Co pani tu robi????”. “No ja ide zaniesc na pierwsze pietro kołdre, ktora mi spadła na głowe”. Dziewczyna rzuca wiadro i daje drapaka. Chyba wygrałam z Marcinem
Dzwonie do drzwi. Dzwonek nie działa. Pukam. Nikt nie otwiera. Wale pięścią. Otwiera koles z petem w zębach i koszulce z wypalonymi dziurami, która chyba czesto jest uzywana jako popielniczka. Chyba go obudziłam. Nie, to nie jego kołdra. Pani Stefania takie ma. Ide wiec naprzeciw. Starsza kobiecinka bardzo przeprasza za kłopot i dziekuje za oddanie zguby. Chce mi nawet dać 5 zl za fatyge. Fajna scenka - babinka w drzwiach wejsciowych a z przedpokoju wejscia do trzech pokoi. W kazdych drzwiach lezy pies. Szkoda, ze nie mam aparatu w daszku czapki albo w guziku, zeby moc zrobic zdjecie kumpeli Sylwii myjącej schody, pani Stefanii z pieskami i obudzonego żulika. Dmitrij Markov napewno by sobie poradził... Ale ja nie potrafie, jakos nie potrafie nawet sprobowac… No wlasnie, ale gdzie jest moj aparat? Potoczył sie po chodniku a ja przez tą cała kołdre o nim zapomnialam! Kilkoma susami jestem na dole. Lezy obtoczony w piasku jak niegdys pewna ryba. Chyba nie jest tak zle z tym Bytomiem. Nikt go nie ukradł. Albo takich aparatów to juz nawet w lombardzie nie przyjmują, wiec po co jakis żulik miałby go zabrac?
Ośmielona zaglądam do kilku innych klatek. Wszystkie są dość podobne.
Na wielu domach są takie ogromne śruby. Zawsze mnie to zastanawiało do czego one służą... Chyba tylko na starych familokach takie występują...
Moje ulubione kablowiska, wprawdzie nie tak dorodne jak na wschodzie ale krok w dobrą strone I znow uniwersalne nazwy ulic...
Domy i auta w objęciach roslinnosci.
A z tego okienka dudni na cały regulator jakis rap gdzie przewiają sie slowa o tancerzu, ktory sie kreci jak papier w kiblu. Cudne porównanie! Takie "głębokie" Nie umiem dokladnie powtorzyc ale robiło wrazenie Ktos kojarzy moze taką piosenke?
A w nowszej czesci dzielnicy trafiam na pomniczek. Troche podobny do miechowckich niedzwiadków ale tu przedstawia “Matke Polke” z przychówkiem.
Czasem trafi sie jakis miły tramwaj. Nie wiem czy bywają jeszcze takie nieupstrzone reklamami...
A dodatkowo, co miesiac, mozna trafic w Szombierkach na giełde staroci. Nie pamietam od ilu lat te targi odbywają sie tutaj. Wczesniej rozkładały sie na placu Telmana/Sobieskiego. Bywały jeszcze niegdys menelskie targi wszystkiego na ul. Wałowej, acz nie wiem czy wciaz tam bywają? Na giełgach staroci rózni ludzie sie przewijają. Sa handlarze, u ktorych mozna nabyc łyżeczke czy talerzyk za 10 tys, a wykazując zainteresowanie podyskutowac o jej genealogii. Mozna nabyc tez cos cennego albo zupelnie bezwartosciowego za 2 zl, bo ktos wysprzedaje swoje mieszkanko - babcia, ktorej nie starcza na przezycie, czy żulik, ktoremu brakło na jabola. Czasem przewiną sie rzezby, na bank odkute z jakiegos kościoła czy pałacu a innym razem wybuchnie awantura, bo ktos na stoisku odnalazł swoj rower. Nierzadko popatrzy na nas jeleń z makatki z pluskwami lub bez, albo jakis świety z gorejącym sercem wbije w nas wzrok zza porysowanej szybki. Tu częsciej niz gdzie indziej przewijają sie ludzie w kapeluszach, dziadki z długimi brodami, starsze panie w koronkowych kołnierzach czy ludzie w moro w fantazyjnych nakryciach glowy czy lotniczych okularach sprzed lat. Tu przechodnie nie patrzą na mnie jak na ufo, tu wtapiam sie w tłum... Czasem zabrzmi harmoszka jakiegos przydroznego grajka, śpiewajacego ochrypłym głosem "daaaaj mi tęęęę noc". Innym razem owieje nas zapach smażonej kiełbaski czy grochówki z rozstawionego nieopodal namiotu.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
- telefon 110
- Posty: 2046
- Rejestracja: 2014-09-20, 22:32
Niedawno spotkałem się z następującym opisem:
"Szombierki dzielnicą Bytomia są od roku 1951. Wcześniej były osadą, istniejącą od czasów średniowiecznych. Zajmowano się tu przede wszystkim zbieractwem trakcji kolejowych i klap kanałowych, uprawą Yerby, oraz wspinaniem po familokach. Po godzinach każdy brał za łom i szedł na ostatni pociąg, polować na kobiety. W owych czasach kobiety były bardziej włochate, co amortyzowało siłę uderzenia. Upolowana kobieta mogła stać się żoną, bez konieczności pytania o zgodę rodziców. Ta tradycja przetrwała na Śląsku do końca lat 70, po czym została zabroniona i ścigana przez MO."
http://penetratorscavengerteam.blogspot ... riada.html
Opis przesadzony.
Nie łomy a kołdry.
"Szombierki dzielnicą Bytomia są od roku 1951. Wcześniej były osadą, istniejącą od czasów średniowiecznych. Zajmowano się tu przede wszystkim zbieractwem trakcji kolejowych i klap kanałowych, uprawą Yerby, oraz wspinaniem po familokach. Po godzinach każdy brał za łom i szedł na ostatni pociąg, polować na kobiety. W owych czasach kobiety były bardziej włochate, co amortyzowało siłę uderzenia. Upolowana kobieta mogła stać się żoną, bez konieczności pytania o zgodę rodziców. Ta tradycja przetrwała na Śląsku do końca lat 70, po czym została zabroniona i ścigana przez MO."
http://penetratorscavengerteam.blogspot ... riada.html
Opis przesadzony.
Nie łomy a kołdry.
telefon 110 pisze:Niedawno spotkałem się z następującym opisem:
"Szombierki dzielnicą Bytomia są od roku 1951. Wcześniej były osadą, istniejącą od czasów średniowiecznych. Zajmowano się tu przede wszystkim zbieractwem trakcji kolejowych i klap kanałowych, uprawą Yerby, oraz wspinaniem po familokach. Po godzinach każdy brał za łom i szedł na ostatni pociąg, polować na kobiety. W owych czasach kobiety były bardziej włochate, co amortyzowało siłę uderzenia. Upolowana kobieta mogła stać się żoną, bez konieczności pytania o zgodę rodziców. Ta tradycja przetrwała na Śląsku do końca lat 70, po czym została zabroniona i ścigana przez MO."
http://penetratorscavengerteam.blogspot ... riada.html
Opis przesadzony.
Nie łomy a kołdry.
W dzisiejszych czasach łomy jako metalowe tez poszly na złom wiec trzeba zastawiac inne pułapki. np. z kolder
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Innym razem wybrałam sie do dzielnicy zwanej Karb. Juz w podziemnym przejsciu widac objawy patriotyzmu lokalnego
Jezdze sobie miedzy ceglanymi familokami, szarymi kamienicami, wmieszanymi w to nowszymi blokami i blaszanymi garazami. Wszedzie jest duzo zieleni i nie ma ludzi. Mijam kolejna i kolejną uliczke i nie spotykam nikogo. Gdzieniegdzie stoją wyciagniete przed klatki schodowe fotele, stoliki, lezaki, walają sie zabawki.. Tylko ludzi wywiało...Nigdzie babci naokiennej, nigdzie dzieciaka czy żulika…
Sciany niektorych kamienic wygladają jak twierdze!
Jedna z ciekawszych tutejszych kamienic, z rzezbieniami, z wieżyczką.. Fajne muszą byc pokoje w tym "wykuszu"!
To lubie - kazde okno jest inne!
I znow fajne nazwy ulic: Falista, Łanowa, Techniczna…
Rejon drewnianych okienniczek, podokiennych malw i nieasfaltowanych, wyboistych drog…
Jakoś nagle przypomina mi sie pewna piosenka SDMu, wprawdzie tu Łanowa a nie Ogrodowa, malwy nie piwonie, ale klimaty chyba dość podobne. (nigdzie w necie nie potrafilam znalezc tej piosenki w formie dźwiekowej.
Tu asfalt się kończy
A zaczyna blues
Na płocie list gończy
I po prostu luz
A termometr w oknie
Lekko dziś moknie
I wskazuje plus minus
Chyba ze trzy stopnie
Gdy Ogrodowa moczy się
To tak naprawdę nie jest źle
Bo ta ulica ma swój styl
Warto tu wpaść na kilka chwil
Tu Leona spotkasz czasem
Kiedy wypije to zaraz płacze
Tu żyje jeszcze Sopel Jan
Był elektrykiem dzisiaj jest sam... itd...
Natrafiam tez na blok z dziwnie pozabijanymi dechami balkonami.
Na moich oczach urywa sie fragment balkonu na drugim pietrze i spada na trawe.. Nie robi to specjalnego wrazenia na dwoch kolesiach popijajacych piwo na ławce. Balkony zostały wyłączone z uzytku z racji na ogólnie fatalny stan budynku - to kolejny blok na Karbiu, ktory pęka na pół z powodu szkod gorniczych. Jeden z żulików opowiada, ze w jego bloku to samo - wprawdzie balkony nie odpadają, ale od pół roku nie zamyka mieszkania - drzwi mozna jedynie przymknąć bo przestaly pasowac do framugi. Okno w kuchni jest zamkniete na stałe. Była komisja i stwierdziła, ze budynek nadaje sie jeszcze do mieszkania. Tylko piwnice podstemplowali. Zulik sie smieje - “jak ide po kartofle to sie czuje jak na grubie”. Cały Bytom zapada sie powoli pod ziemie. A wlasnie Karb najbardziej. Bloki na ulicy Pocztowej i Technicznej juz zaczęły sie porządnie zawalac dobrych kilka lat temu. Ludzi wiec wysiedlono a bloki rozebrano. Pozostała żwirowa pustka..
Z wiaduktu dokladnie widac jak faluje ziemia w innym kawałku Karbia - przy głownej szosie. Tak krzywych bloków to ja jeszcze nie widziałam, kazdy przechylony w inna strone.
Sporo okien jest popodpieranych deskami i drągami. Trwają jakies prace - grupa robotników okopuje te bloki. Nie wiem czy je osuszają czy prostują. Do wykopów wciągają ogromne zwoje folii. Jakis koleś w mundurze ochroniarza puszcza sie biegiem w moją strone, krzycząc, ze nie wolno fotografowac i zaraz mi zabierze aparat. Nie ma jednak szans mnie dogonic - mam rower!
Z wiaduktu rozciaga sie widok na zarośla. Jeszcze niedawno stało tu sporo przykolejowych budyneczków, ktorych nie zdązylam zwiedzic. Teraz wkracza roślinnosc, dając malownicze miejsca na plenerowe biesiady.
Dzieki zoomowi moge zajrzec żulikom do talerza.
Wieze kopalniane gdzies w oddali
Jade jeszcze zobaczyc jak sie mają zatopione ruiny na ul. Celnej. Wygladają na mocno zarosłe sitowiem, wody prawie nie widac, przynajmniej od tej strony.
Kilkanascie lat temu to tak wygladalo. To tez ponoc wypływ wody kopalnianej, podobnie jak pobliskie jeziorko zwane Brandka.
Jezdze sobie miedzy ceglanymi familokami, szarymi kamienicami, wmieszanymi w to nowszymi blokami i blaszanymi garazami. Wszedzie jest duzo zieleni i nie ma ludzi. Mijam kolejna i kolejną uliczke i nie spotykam nikogo. Gdzieniegdzie stoją wyciagniete przed klatki schodowe fotele, stoliki, lezaki, walają sie zabawki.. Tylko ludzi wywiało...Nigdzie babci naokiennej, nigdzie dzieciaka czy żulika…
Sciany niektorych kamienic wygladają jak twierdze!
Jedna z ciekawszych tutejszych kamienic, z rzezbieniami, z wieżyczką.. Fajne muszą byc pokoje w tym "wykuszu"!
To lubie - kazde okno jest inne!
I znow fajne nazwy ulic: Falista, Łanowa, Techniczna…
Rejon drewnianych okienniczek, podokiennych malw i nieasfaltowanych, wyboistych drog…
Jakoś nagle przypomina mi sie pewna piosenka SDMu, wprawdzie tu Łanowa a nie Ogrodowa, malwy nie piwonie, ale klimaty chyba dość podobne. (nigdzie w necie nie potrafilam znalezc tej piosenki w formie dźwiekowej.
Tu asfalt się kończy
A zaczyna blues
Na płocie list gończy
I po prostu luz
A termometr w oknie
Lekko dziś moknie
I wskazuje plus minus
Chyba ze trzy stopnie
Gdy Ogrodowa moczy się
To tak naprawdę nie jest źle
Bo ta ulica ma swój styl
Warto tu wpaść na kilka chwil
Tu Leona spotkasz czasem
Kiedy wypije to zaraz płacze
Tu żyje jeszcze Sopel Jan
Był elektrykiem dzisiaj jest sam... itd...
Natrafiam tez na blok z dziwnie pozabijanymi dechami balkonami.
Na moich oczach urywa sie fragment balkonu na drugim pietrze i spada na trawe.. Nie robi to specjalnego wrazenia na dwoch kolesiach popijajacych piwo na ławce. Balkony zostały wyłączone z uzytku z racji na ogólnie fatalny stan budynku - to kolejny blok na Karbiu, ktory pęka na pół z powodu szkod gorniczych. Jeden z żulików opowiada, ze w jego bloku to samo - wprawdzie balkony nie odpadają, ale od pół roku nie zamyka mieszkania - drzwi mozna jedynie przymknąć bo przestaly pasowac do framugi. Okno w kuchni jest zamkniete na stałe. Była komisja i stwierdziła, ze budynek nadaje sie jeszcze do mieszkania. Tylko piwnice podstemplowali. Zulik sie smieje - “jak ide po kartofle to sie czuje jak na grubie”. Cały Bytom zapada sie powoli pod ziemie. A wlasnie Karb najbardziej. Bloki na ulicy Pocztowej i Technicznej juz zaczęły sie porządnie zawalac dobrych kilka lat temu. Ludzi wiec wysiedlono a bloki rozebrano. Pozostała żwirowa pustka..
Z wiaduktu dokladnie widac jak faluje ziemia w innym kawałku Karbia - przy głownej szosie. Tak krzywych bloków to ja jeszcze nie widziałam, kazdy przechylony w inna strone.
Sporo okien jest popodpieranych deskami i drągami. Trwają jakies prace - grupa robotników okopuje te bloki. Nie wiem czy je osuszają czy prostują. Do wykopów wciągają ogromne zwoje folii. Jakis koleś w mundurze ochroniarza puszcza sie biegiem w moją strone, krzycząc, ze nie wolno fotografowac i zaraz mi zabierze aparat. Nie ma jednak szans mnie dogonic - mam rower!
Z wiaduktu rozciaga sie widok na zarośla. Jeszcze niedawno stało tu sporo przykolejowych budyneczków, ktorych nie zdązylam zwiedzic. Teraz wkracza roślinnosc, dając malownicze miejsca na plenerowe biesiady.
Dzieki zoomowi moge zajrzec żulikom do talerza.
Wieze kopalniane gdzies w oddali
Jade jeszcze zobaczyc jak sie mają zatopione ruiny na ul. Celnej. Wygladają na mocno zarosłe sitowiem, wody prawie nie widac, przynajmniej od tej strony.
Kilkanascie lat temu to tak wygladalo. To tez ponoc wypływ wody kopalnianej, podobnie jak pobliskie jeziorko zwane Brandka.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
To nie szkody górnicze, lecz jak bloki budowali, to sobie równo w palnik dawali.
Było podjechać w stronę Zabrza na zadbane i pełne zieleni Osiedle Młodego Górnika - 4-piętrowe bloki oddawane w użytkowanie za darmo.
Było podjechać w stronę Zabrza na zadbane i pełne zieleni Osiedle Młodego Górnika - 4-piętrowe bloki oddawane w użytkowanie za darmo.
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 39 gości