Mazury wakacyjnie i rodzinie.
: 2017-08-01, 12:48
Jako, że żona nigdy jeszcze na Mazurach nie była, a ja dwa razy, krótko (raz to popołudnie w Ełku), to tegoroczny urlop postanowiliśmy spędzić właśnie w krainie jezior.
W drodze na kwaterę, odpoczywamy w Mikołajkach, gdzie jemy obiad w jednej z knajp na rynku.
Dekadę temu w Mikołajkach spędziłem cztery dni, na pewno tego budynku nie było, pamiętam, że była tam plaża:
Rynek taki sobie.
Robimy pamiątkowe zdjęcie i jedziemy dalej:
Jedziemy w deszczu obok jeziora Jagodne. Widać przy brzegu łódki, jachty, domki, pomosty, ośrodki. Na jeziorach i kanale również widać jachty. Jest pięknie!
W końcu dojeżdżamy na kwaterę, przy zakwaterowaniu przestaje padać, już mżawka, po kilkudziesięciu minutach wychodzi słońce:
Tu widok spod domków, a tu na Giżycko, a dokładnie portport Neptun:
Jesteśmy zmęczeni podróżą, więc poza ośrodek nie wyglądamy nosa, no ja jadę do Biedronki w Wiklasach, gdzie poza spożywką szukam jakiegoś piwa regionalnego. Kończy się na jakimś koncerniaku.
Poranek wita nas słońcem:
więc jedziemy do Lēcai, czyli Giżycka.
Wita nas wojsko:
Spacerujemy nad kanałem Giżyckim, oraz portem nad jeziorem Niegocin:
Jezioro Niegocin, to trzecie największe jezioro w Polsce:
Jak to na Mazurach, wieje więc idziemy pozwiedzać miasto.
Szukając strategicznych obiektów (piekarnia, sklep, bar/restauracja) idziemy główną ulicą miasta.
gdzie nowe miesza się ze starym:
Wchodziyu na wieżę ciśnień, na której miesi się kawiarnia:
Wejście płatne, w środku trochę rzeczy do oglądania, stare pieniądze, buty, zdjęcia, tablice z nazwami ulic, itp:
taki miszmasz. Są nawet próchna zwierząt. W końcu mijamy klimatyczną kawiarnię i wychodzimy na taras widokowy:
obok znajduje się cerkiew w zaadaptowanej kaplicy ewangelickiej z końca XIXw
Idziemy ją zwiedzić, niestety jest zamknięta, ale można na plac wejść:
Wracając w stronę auta, szukamy miejsca gdzie można by coś zjeść. Po drodze oczywiście obowiązkowa wizyta na placu zabaw.
Mijamy kościół ewangelicko-augsburski z 1827 roku:
Dziś tylko w wejściu go oglądamy, bo jest zamknięty:
natomiast następnego dnia trafiamy idąc na plac zabaw na wycieczkę z Niemców, która go zwiedza, dzięki czemu nam też się udaje:
Obiad jemy w barze, świeże jedzenie, tylko kolejki spore, ale nic dziwnego, za podobną porcję następnego dnia płacimy x2 w restauracji.
Kilka zdjęć z popołudnia:
Na kolejny dzień planujemy rejs po jeziorze Niegocin.
Najpierw jednak obok byłego zamku Krzyżackiego, oglądam otwarcie jednego z kilku w Europie mostu obrotowego:
kolejka w oczekiwaniu na jego otwarcie:
Tu facet kręcąc, otwiera już ważący 100 ton most drewniany:
My zaś biegiem dobiegamy na nasz statek:
Po czym przez dwie godziny oglądamy wszystko ze statku:
Jeden z "kapitanów" idzie na tył statku, gdzie czyści złowioną rybę:
a jego miejsce w barze zajmuje wnuk:
Opływamy wyspę Miłości, tu stado kormoranów płoszymy:
I powoli robiąc duże koło wracamy do portu:
Kolejnego dnia budzi nas deszcz. Jaka jest rada? Rastanpils, czyli Ketrzyn. Prognoza pokazuje, że ok 10-11 ma przestać padać. W drodze deszcz wzrasta, ale przed samym Kętrzynem ustaje. Robi się za to strasznie parno, a my ubrani jesteśmy w długie spodnie i bluzy...
Naszym celem to ogólne zwiedzenie miasta, zamku.
Pod zamkiem knajpa odnowiona przez znaną krzykaczkę.
Oczywiście żadna to atrakcja, więc zdjęcia robię na Zamku.
W środku zakaz robienia zdjęć. Ale nikt tego nie pilnuje ( w przeciwieństwie do Muzeum w Zamku na Pieskowej Skale), więc kilka zdjęć robię:
Na parterze coś historii, na piętrze wystawa o mieście, wyglądzie chałup chłopstwa. Niby znów miszmasz, cena podobna jak na wejście na wieżę, ale tu nam się bardziej podoba.
Ja obchodzę zamek dookoła, po czym idziemy w stronę kościoła. Sam zamek datowany jest na drugą połowę XIV w i kościół też.
Na skwerze między nowymi blokami, a min Żydowskim Domem Modlitw jemy drugie śniedanie:
Kościół zaczęto budować w 1359r:
Jak nie lubię zwiedzać kościołów, to ten mnie interesuje. No ma swoje lata...
Okazuje się, że za wejście płaci się co łaska. Wrzucamy kilka złotych, dowiadujemy się też, że można wejść na wieżę.
Jest chłodno, widać, że to budowla mająca wieki na karku, podoba mi się szczególnie ambona z 1594 roku.
Postanawiam skorzystać z wejścia na wieżę, gdzie robię zdjęcia w cztery strony. Nie świata, a z wieży:
Przy wejściu na wieżę oglądam dwie cele karceru z początku XV w:
Następnie okazuje się, że wejście na wieże ma swoją cenę. 4zł.
Z racji pory wracamy na obiad. Popołudnie mija nam w deszczu.
Kolejnego dnia ma padać do 12 (to według mojej sprawdzonej prognozy), ale inne prognozy pokazują, że nie pada u nas. Taaa, leje jak szlag. Mimo to liczymy, że moja strona będzie mieć rację. Nie ma. Cały dzień leje. Więc ja na szybko zwiedzam Twiedzę Boyen. Choć to stwierdzenie zwiedzam, to mocno naciągane.
Wracam z przemoczonymi butami, mokrymi nogawkami spodni.
Nie zwiedzony główny budynek.
Za to po tym dniu córa dostaje kataru, a my z żoną za parę dni bólu gardła.
Więc ostatnie dni to siedzenie na kwaterze.
Mazury nam się bardzo spodobały. Żona nawet w rozmowie z koleżanką stwierdziła, że bardziej niż morze. Więc na pewno tu wrócimy. Tym bardziej, że Twierdza Boyen do powtórki jest.
dz 1
dz2
dz3
dz4
dz5
W drodze na kwaterę, odpoczywamy w Mikołajkach, gdzie jemy obiad w jednej z knajp na rynku.
Dekadę temu w Mikołajkach spędziłem cztery dni, na pewno tego budynku nie było, pamiętam, że była tam plaża:
Rynek taki sobie.
Robimy pamiątkowe zdjęcie i jedziemy dalej:
Jedziemy w deszczu obok jeziora Jagodne. Widać przy brzegu łódki, jachty, domki, pomosty, ośrodki. Na jeziorach i kanale również widać jachty. Jest pięknie!
W końcu dojeżdżamy na kwaterę, przy zakwaterowaniu przestaje padać, już mżawka, po kilkudziesięciu minutach wychodzi słońce:
Tu widok spod domków, a tu na Giżycko, a dokładnie portport Neptun:
Jesteśmy zmęczeni podróżą, więc poza ośrodek nie wyglądamy nosa, no ja jadę do Biedronki w Wiklasach, gdzie poza spożywką szukam jakiegoś piwa regionalnego. Kończy się na jakimś koncerniaku.
Poranek wita nas słońcem:
więc jedziemy do Lēcai, czyli Giżycka.
Wita nas wojsko:
Spacerujemy nad kanałem Giżyckim, oraz portem nad jeziorem Niegocin:
Jezioro Niegocin, to trzecie największe jezioro w Polsce:
Jak to na Mazurach, wieje więc idziemy pozwiedzać miasto.
Szukając strategicznych obiektów (piekarnia, sklep, bar/restauracja) idziemy główną ulicą miasta.
gdzie nowe miesza się ze starym:
Wchodziyu na wieżę ciśnień, na której miesi się kawiarnia:
Wejście płatne, w środku trochę rzeczy do oglądania, stare pieniądze, buty, zdjęcia, tablice z nazwami ulic, itp:
taki miszmasz. Są nawet próchna zwierząt. W końcu mijamy klimatyczną kawiarnię i wychodzimy na taras widokowy:
obok znajduje się cerkiew w zaadaptowanej kaplicy ewangelickiej z końca XIXw
Idziemy ją zwiedzić, niestety jest zamknięta, ale można na plac wejść:
Wracając w stronę auta, szukamy miejsca gdzie można by coś zjeść. Po drodze oczywiście obowiązkowa wizyta na placu zabaw.
Mijamy kościół ewangelicko-augsburski z 1827 roku:
Dziś tylko w wejściu go oglądamy, bo jest zamknięty:
natomiast następnego dnia trafiamy idąc na plac zabaw na wycieczkę z Niemców, która go zwiedza, dzięki czemu nam też się udaje:
Obiad jemy w barze, świeże jedzenie, tylko kolejki spore, ale nic dziwnego, za podobną porcję następnego dnia płacimy x2 w restauracji.
Kilka zdjęć z popołudnia:
Na kolejny dzień planujemy rejs po jeziorze Niegocin.
Najpierw jednak obok byłego zamku Krzyżackiego, oglądam otwarcie jednego z kilku w Europie mostu obrotowego:
kolejka w oczekiwaniu na jego otwarcie:
Tu facet kręcąc, otwiera już ważący 100 ton most drewniany:
My zaś biegiem dobiegamy na nasz statek:
Po czym przez dwie godziny oglądamy wszystko ze statku:
Jeden z "kapitanów" idzie na tył statku, gdzie czyści złowioną rybę:
a jego miejsce w barze zajmuje wnuk:
Opływamy wyspę Miłości, tu stado kormoranów płoszymy:
I powoli robiąc duże koło wracamy do portu:
Kolejnego dnia budzi nas deszcz. Jaka jest rada? Rastanpils, czyli Ketrzyn. Prognoza pokazuje, że ok 10-11 ma przestać padać. W drodze deszcz wzrasta, ale przed samym Kętrzynem ustaje. Robi się za to strasznie parno, a my ubrani jesteśmy w długie spodnie i bluzy...
Naszym celem to ogólne zwiedzenie miasta, zamku.
Pod zamkiem knajpa odnowiona przez znaną krzykaczkę.
Oczywiście żadna to atrakcja, więc zdjęcia robię na Zamku.
W środku zakaz robienia zdjęć. Ale nikt tego nie pilnuje ( w przeciwieństwie do Muzeum w Zamku na Pieskowej Skale), więc kilka zdjęć robię:
Na parterze coś historii, na piętrze wystawa o mieście, wyglądzie chałup chłopstwa. Niby znów miszmasz, cena podobna jak na wejście na wieżę, ale tu nam się bardziej podoba.
Ja obchodzę zamek dookoła, po czym idziemy w stronę kościoła. Sam zamek datowany jest na drugą połowę XIV w i kościół też.
Na skwerze między nowymi blokami, a min Żydowskim Domem Modlitw jemy drugie śniedanie:
Kościół zaczęto budować w 1359r:
Jak nie lubię zwiedzać kościołów, to ten mnie interesuje. No ma swoje lata...
Okazuje się, że za wejście płaci się co łaska. Wrzucamy kilka złotych, dowiadujemy się też, że można wejść na wieżę.
Jest chłodno, widać, że to budowla mająca wieki na karku, podoba mi się szczególnie ambona z 1594 roku.
Postanawiam skorzystać z wejścia na wieżę, gdzie robię zdjęcia w cztery strony. Nie świata, a z wieży:
Przy wejściu na wieżę oglądam dwie cele karceru z początku XV w:
Następnie okazuje się, że wejście na wieże ma swoją cenę. 4zł.
Z racji pory wracamy na obiad. Popołudnie mija nam w deszczu.
Kolejnego dnia ma padać do 12 (to według mojej sprawdzonej prognozy), ale inne prognozy pokazują, że nie pada u nas. Taaa, leje jak szlag. Mimo to liczymy, że moja strona będzie mieć rację. Nie ma. Cały dzień leje. Więc ja na szybko zwiedzam Twiedzę Boyen. Choć to stwierdzenie zwiedzam, to mocno naciągane.
Wracam z przemoczonymi butami, mokrymi nogawkami spodni.
Nie zwiedzony główny budynek.
Za to po tym dniu córa dostaje kataru, a my z żoną za parę dni bólu gardła.
Więc ostatnie dni to siedzenie na kwaterze.
Mazury nam się bardzo spodobały. Żona nawet w rozmowie z koleżanką stwierdziła, że bardziej niż morze. Więc na pewno tu wrócimy. Tym bardziej, że Twierdza Boyen do powtórki jest.
dz 1
dz2
dz3
dz4
dz5