Rowerowy Bug 2017
: 2017-06-19, 17:00
Kontynuacja pomysłu sprzed roku.
Dopiero w połowie czerwca udało mi się w tym roku zorganizować pierwszy wyjazd rowerowy nad Bug. Zwykle w weekendy nie sprzyjała aura, a gdy była odpowiednia – siedziałem w pracy.
Plany były opracowane od dawna. Postanowiłem zacząć od zaległości z zeszłego roku, czyli dwóch brakujących odcinków Podlaskiego Przełomu Bugu. Na pierwszy ogień poszedł fragment od Terespola do Okczyna.
Poranne mgły rozwiał wiatr (brzmi jak słowa jakiejś piosenki ), więc zapada decyzja – pakujemy rower i jazda. Tylko pół godziny jazdy jestem w Terespolu na przejściu granicznym. Parkuję prawie przy samym szlabanie Kilka minut przygotowań i jestem gotowy.
Zaraz z budynkiem zaczyna się moja dzisiejsza ścieżka. Przejazd mam zgłoszony do Straży Granicznej, więc nikt ni powinien mnie zaczepiać, że jestem na odcinku teoretycznie wyłączonym z turystyki, Trasa okazuje się trochę miękka i mokra – cały poprzedni dzień padało. Mój góral dzielnie daje radę. Błyskawicznie docieram do rzeki i już widzę znajome dróżki Jak zwykle czerwcowe pola są ukwiecone makami i chabrami, na żółto kwitnie rzepak i ogólnie jest kolorowo. I soczysta zieleń, której jeszcze nie zmogło palące wakacyjne słońce i kurz.
Tempo jazdy jest całkiem niezłe i docieram w okolice pierwszej wsi – Michałkowa. Zjeżdżając w jedno obniżeń, widzę z tyłu na horyzoncie samochód Straży Granicznej. Oni pewnie też mnie widzą, bo czerwony softeshell świeci jak żarówka na tle zieleni Tu raczej za mną nie wjadą, ale obstawiam, że i tak ich dziś spotkam Nie mylę się – zgodnie z najlepszymi zasadami strategii objeżdżają dół biegnącą w pobliżu drogą i za kilka minut widzę ich jadących z przeciwka
Zamieniamy kilka słów, jest miło i sympatycznie, już wiedzą, że nie nie jestem przemytnik tylko fotograf Pani strażnik, zadaje pytanie: w jakim celu te zdjęcia? No – artystycznym. Chyba zaskoczyłem panią odpowiedzią
Ruszam dalej. Mijam kolejną wieś – Murawiec. Tu natykam się na klasyczne nadbużańskie łachy piasku. Woda jest już dość niska i dno Bugu pomału odsłania się coraz bardziej. Widać kolejne płycizny, które wkrótce staną się sezonowymi wyspami.
Droga nagle się kończy. To wieś Żuki, a właściwie kilka domów. Stoją nad samym Bugiem na wysokiej skarpie. Dalej musiałbym się przebijać przez jakieś zarośnięte bużysko. Rezygnuję, wycofuję się krótki kawałek i po stu metrach jestem na głównej drodze biegnącej przez wieś. Zaraz za nią znajduję polną drogę w stronę rzeki. Kilka minut i znowu jestem nad wodą. Teraz przede mną dłuższy spokojny odcinek aż do Kostomłotów.
Dojeżdżając do wsi, znowu trafiam na koniec nadbużańskiej ścieżki i muszę wyjechać na główną drogę. Dziś odbywa się tu odpust. Przejeżdżam wśród autokarów, samochodów, straganów z cukrową watą i popcornem. Przyjemnie jest posłuchać śpiewów dobiegających z cerkwi. Przejazd przez błotniste ścieżki trochę mnie „ucharakteryzował”, więc rezygnuję z wchodzenia między ludzi i robienia zdjęć.
Znowu szukam dojazdu nad rzekę i trafiam na oznaczenia czerwonego szlaku nadbużańskiego. Dojeżdżam nim do rzeki i leśną piaszczystą drogą podążam w stronę Okczyna.
Tuż przed wsią droga znowu się kończy skręca od rzeki w stronę pól. Przebijam się jeszcze przez obniżenie terenu, aby zrobić kilka zdjęć efektownych suchym drzewom.
Dalej przejazdu nie ma. Wracm więc na szlak i za kilka minut docieram do asfaltu w Okczynie. Plan wykonany, można wracać.
Godzinka i jestem przy samochodzie. Po drodze mijam intrygujący kurhan - trzeba będzie poszukać informacji skąd się tu wziął.
Cała wycieczka to około 36 kilometrów, które zrobiłem w 4 godziny.
Dopiero w połowie czerwca udało mi się w tym roku zorganizować pierwszy wyjazd rowerowy nad Bug. Zwykle w weekendy nie sprzyjała aura, a gdy była odpowiednia – siedziałem w pracy.
Plany były opracowane od dawna. Postanowiłem zacząć od zaległości z zeszłego roku, czyli dwóch brakujących odcinków Podlaskiego Przełomu Bugu. Na pierwszy ogień poszedł fragment od Terespola do Okczyna.
Poranne mgły rozwiał wiatr (brzmi jak słowa jakiejś piosenki ), więc zapada decyzja – pakujemy rower i jazda. Tylko pół godziny jazdy jestem w Terespolu na przejściu granicznym. Parkuję prawie przy samym szlabanie Kilka minut przygotowań i jestem gotowy.
Zaraz z budynkiem zaczyna się moja dzisiejsza ścieżka. Przejazd mam zgłoszony do Straży Granicznej, więc nikt ni powinien mnie zaczepiać, że jestem na odcinku teoretycznie wyłączonym z turystyki, Trasa okazuje się trochę miękka i mokra – cały poprzedni dzień padało. Mój góral dzielnie daje radę. Błyskawicznie docieram do rzeki i już widzę znajome dróżki Jak zwykle czerwcowe pola są ukwiecone makami i chabrami, na żółto kwitnie rzepak i ogólnie jest kolorowo. I soczysta zieleń, której jeszcze nie zmogło palące wakacyjne słońce i kurz.
Tempo jazdy jest całkiem niezłe i docieram w okolice pierwszej wsi – Michałkowa. Zjeżdżając w jedno obniżeń, widzę z tyłu na horyzoncie samochód Straży Granicznej. Oni pewnie też mnie widzą, bo czerwony softeshell świeci jak żarówka na tle zieleni Tu raczej za mną nie wjadą, ale obstawiam, że i tak ich dziś spotkam Nie mylę się – zgodnie z najlepszymi zasadami strategii objeżdżają dół biegnącą w pobliżu drogą i za kilka minut widzę ich jadących z przeciwka
Zamieniamy kilka słów, jest miło i sympatycznie, już wiedzą, że nie nie jestem przemytnik tylko fotograf Pani strażnik, zadaje pytanie: w jakim celu te zdjęcia? No – artystycznym. Chyba zaskoczyłem panią odpowiedzią
Ruszam dalej. Mijam kolejną wieś – Murawiec. Tu natykam się na klasyczne nadbużańskie łachy piasku. Woda jest już dość niska i dno Bugu pomału odsłania się coraz bardziej. Widać kolejne płycizny, które wkrótce staną się sezonowymi wyspami.
Droga nagle się kończy. To wieś Żuki, a właściwie kilka domów. Stoją nad samym Bugiem na wysokiej skarpie. Dalej musiałbym się przebijać przez jakieś zarośnięte bużysko. Rezygnuję, wycofuję się krótki kawałek i po stu metrach jestem na głównej drodze biegnącej przez wieś. Zaraz za nią znajduję polną drogę w stronę rzeki. Kilka minut i znowu jestem nad wodą. Teraz przede mną dłuższy spokojny odcinek aż do Kostomłotów.
Dojeżdżając do wsi, znowu trafiam na koniec nadbużańskiej ścieżki i muszę wyjechać na główną drogę. Dziś odbywa się tu odpust. Przejeżdżam wśród autokarów, samochodów, straganów z cukrową watą i popcornem. Przyjemnie jest posłuchać śpiewów dobiegających z cerkwi. Przejazd przez błotniste ścieżki trochę mnie „ucharakteryzował”, więc rezygnuję z wchodzenia między ludzi i robienia zdjęć.
Znowu szukam dojazdu nad rzekę i trafiam na oznaczenia czerwonego szlaku nadbużańskiego. Dojeżdżam nim do rzeki i leśną piaszczystą drogą podążam w stronę Okczyna.
Tuż przed wsią droga znowu się kończy skręca od rzeki w stronę pól. Przebijam się jeszcze przez obniżenie terenu, aby zrobić kilka zdjęć efektownych suchym drzewom.
Dalej przejazdu nie ma. Wracm więc na szlak i za kilka minut docieram do asfaltu w Okczynie. Plan wykonany, można wracać.
Godzinka i jestem przy samochodzie. Po drodze mijam intrygujący kurhan - trzeba będzie poszukać informacji skąd się tu wziął.
Cała wycieczka to około 36 kilometrów, które zrobiłem w 4 godziny.