Rowerowe niedaleko
: 2017-04-14, 22:59
Kiedy pod koniec marca nieoczekiwanie wiosna stała się prawie latem, postanowiłem powłóczyć się po okolicy rowerem, zwłaszcza odwiedzając niektórych znajomych.
Na dobry początek popedałowałem do Prószkowa (Proskau) - nie mylić z mazowieckim Pruszkowem od mafii . To liczące niecałe 3 tysiące mieszkańców miast(eczk)o położone w powiecie opolskim.
Centrum leży na lekkim wzniesieniu, co dobrze widać z oddali.
Przy lokalnej drodze stoi tzw. "krzyż pscelnika". Jest obecny w tym miejscu od dobrych stu lat, a postawić miał go pszczelarz ("pscelnik" w miejscowym śląskim seplenieniu) dostarczający miodu i wosku na farę.
Dwujęzyczną tablicę chyba potrąciło coś dużego...
Najważniejszym zabytkiem jest bez wątpienia prószkowski zamek, wybudowany w XVI wieku przez rodzinę Proskowski. W 19. stuleciu założono w nim Królewską Akademię Rolniczą, a dzisiaj to Dom Pomocy Społecznej, choć nie wiem czy nie bardziej zakład zamknięty, bo podczas robienia zdjęcia w dawnej fosie paradowała trzęsąca się kobieta w piżamie i nie wyglądało to na wieczorny spacer.
Do końca ostatniej wojny w mieście istniała niewielka parafia ewangelicka. W 1866 roku wzniosła ona z kościół oraz plebanię z czerwonej cegły. Obecnie w tym pierwszym odbywają się jakieś koncerty, a w tej drugiej ludzie odczekują swoje w kolejce do lekarza.
Na farze do czasu niedawnego remontu znajdował się stary napis. Najwyraźniej jednak dla miejscowej tzw. Mniejszości Niemieckiej był zbyt niemiecki, bo go usunięto w ramach dobrej zmiany.
Ratuszowi nie sposób odmówić urody. Napisy na tablicy są dwujęzyczne. Szkoda, że nie we wszystkich kwestiach są tak konsekwentni.
Po wieczorze spędzonym u kumpla, gdzie oglądamy kolejne wymęczone zwycięstwo polskiej reprezentacji w piłce nożnej, wracam na ulice Prószkowa. Ta w kierunku Prudnika posiada kilka reprezentacyjnych budynków świadczących o miejskiej przeszłości (prawa miejskie Prószków otrzymał już w XVI wieku, w 1915 stracił, a trzynaście lat temu odzyskał).
Nadleśnictwa nie sposób pomylić z czymś innym.
Miejscowość nie może być kompletnym zadupiem, skoro pojawiła się w niej Biedronka. A obok niej okazały spichlerz, jeszcze do niedawna upiększony reklamą.
Za nim kryje się mała perełka: stary cmentarz ewangelicki założony w 1798 roku. Kiedy ostatni raz po nim chodziłem, to zarastało go trawsko.
Obecnie jest zadbany i aż się serce cieszy! Opiekuje się nim jakieś stowarzyszenie, ale prawdopodobnie nie ma nic wspólnego z prószkowską tzw. Mniejszością Niemiecką. Ta prężnie przypomina o sobie przy kolejnych wyborach albo walce o stołki, kiedy jednak przychodzi zadbać o groby rodaków albo poległych żołnierzy, to można usłyszeć: "u nas sami starcy, nikt nie ma sił i czasu się tym zajmować". Mniej więcej takie słowa padły z ust proskauerskiego działacza, w sile wieku, który jednak ma czas na zabawianie się w sejmiku wojewódzkim i fałszowanie na występach muzycznych. Z mojej strony - zero szacunku, nic tylko napluć w gębę. Pochowanych w Prószkowie niemieckich żołnierzy ekshumowano i wywieziono aż za Wrocław, bo tutaj wszystkim oni zwisali...
A wracając do cmentarza - znalazło tu wieczny spoczynek wielu zasłużonych dla miasta obywateli, m.in. Ernest Heinrich, dyrektor Królewskiej Akademii Rolniczej.
Ciekawy nagrobek pani Hunn i pana Mann. Po prawej czarny obelisk radcy królewskiego Johanna Gottlieba Leopolda - sponsora szkół różnych wyznań i zarządcy fabryki fajansu, bo i taka istniała kiedyś w mieście.
Krzyże oczyszczono, większość ustawiono w odpowiedniej pozycji. Urządzono też małe lapidarium.
Ostatni pochówek odbył się w 1989 roku. Nie wiem czy obecnie są w Prószkowie jacyś luteranie - jeśli tak, to chyba się nie wychylają z tym.
Naprzeciwko bramy cmentarza występuję inna miejscowa atrakcja - hotel i spa. Obowiązkowo architektonicznie zupełnie bezpłciowy, ale ponoć cieszy się dużym zainteresowaniem zwłaszcza wśród tych, co muszą pokazać, iż im się dobrze wiedzie.
Zamek w południowym słońcu.
Na skwerku obok liczącego 200 lat platana "Leopolda" (nazwanego tak na cześć ostatniego hrabiego Proskowskiego, który raczył zginąć w pojedynku mniej więcej w okresie wyklucia drzewa) totalnie nijaki pomnik poległych.
Jak każde szanujące się miasto Prószków miał swój browar (warto by wrócić do tej tradycji)! Chmielowy trunek warzono od XVIII wieku, natomiast w zachowanych do dziś budynek rozpoczęto sto lat później. Eksportowane je i za ocean, ale kres produkcji położył kryzys po Wielkiej Wojnie. Dziś w tym miejscu działa kolejny DOS.
Rynek (jeszcze pod nazwą A. Zawadzkiego) otoczony jest kamieniczkami, w większości mocno przebudowanymi.
Dominantą jest barokowy kościół św. Jerzego. Na ścianach i rzeźbach herby rodziny Proskowski, czyli skaczące jelenie i dwie podkowy. Stanowi herb miejski, spotkać go można także w wielu okolicznych miejscowościach.
Widok na rynek spod krzyża.
W tym budynku goście stołowali się już od bardzo dawna. Na starych pocztówkach widać, że działał tu także hotel.
Robię małą rundkę i wyjeżdżam z drugiej strony zamku, obok sypiących się murów, chyba obronnych.
Na "przedmieściu" sporo starych domów, systematycznie wypieranych przez prostokątne klocki.
Z boku białego krzyża z 1932 roku wyryto nazwisko twórcy: "Odelga". Dość popularne w okolicy, ciekawe czy był to przodek współczesnego sołtysa jednej z wsi, który na plakatach wyborczych kojarzył się nieustannie z grabarzem ?
Wyjeżdżając z Prószkowa odbijam w bok, przejeżdżam nad autobaną, a przed sobą widzę ogromne piramidy.
Przemykam przez Jaśkowice (Jaschkowitz, od 1936 Johannsdorf/Oberschlesien). Za drzewami widać coś, co z daleka przypomina dawny pałac, ale to raczej jednak tylko większe gospodarstwo.
W centrum stoi kapliczko-dzwonnica do której przymocowano tablicę z nazwiskami ofiar wojen.
Jedna z chałup ma wiekowy dach. Daty brak, ale ma pewno ponad setkę; kiedyś w tych rejonach Górnego Śląska były bardzo popularne nakrycia domów z napisami. Gdzieniegdzie przetrwały do dziś.
Za Jaśkowicami zaczynają się Bory Niemodlińskie, ale o tym później...
Na dobry początek popedałowałem do Prószkowa (Proskau) - nie mylić z mazowieckim Pruszkowem od mafii . To liczące niecałe 3 tysiące mieszkańców miast(eczk)o położone w powiecie opolskim.
Centrum leży na lekkim wzniesieniu, co dobrze widać z oddali.
Przy lokalnej drodze stoi tzw. "krzyż pscelnika". Jest obecny w tym miejscu od dobrych stu lat, a postawić miał go pszczelarz ("pscelnik" w miejscowym śląskim seplenieniu) dostarczający miodu i wosku na farę.
Dwujęzyczną tablicę chyba potrąciło coś dużego...
Najważniejszym zabytkiem jest bez wątpienia prószkowski zamek, wybudowany w XVI wieku przez rodzinę Proskowski. W 19. stuleciu założono w nim Królewską Akademię Rolniczą, a dzisiaj to Dom Pomocy Społecznej, choć nie wiem czy nie bardziej zakład zamknięty, bo podczas robienia zdjęcia w dawnej fosie paradowała trzęsąca się kobieta w piżamie i nie wyglądało to na wieczorny spacer.
Do końca ostatniej wojny w mieście istniała niewielka parafia ewangelicka. W 1866 roku wzniosła ona z kościół oraz plebanię z czerwonej cegły. Obecnie w tym pierwszym odbywają się jakieś koncerty, a w tej drugiej ludzie odczekują swoje w kolejce do lekarza.
Na farze do czasu niedawnego remontu znajdował się stary napis. Najwyraźniej jednak dla miejscowej tzw. Mniejszości Niemieckiej był zbyt niemiecki, bo go usunięto w ramach dobrej zmiany.
Ratuszowi nie sposób odmówić urody. Napisy na tablicy są dwujęzyczne. Szkoda, że nie we wszystkich kwestiach są tak konsekwentni.
Po wieczorze spędzonym u kumpla, gdzie oglądamy kolejne wymęczone zwycięstwo polskiej reprezentacji w piłce nożnej, wracam na ulice Prószkowa. Ta w kierunku Prudnika posiada kilka reprezentacyjnych budynków świadczących o miejskiej przeszłości (prawa miejskie Prószków otrzymał już w XVI wieku, w 1915 stracił, a trzynaście lat temu odzyskał).
Nadleśnictwa nie sposób pomylić z czymś innym.
Miejscowość nie może być kompletnym zadupiem, skoro pojawiła się w niej Biedronka. A obok niej okazały spichlerz, jeszcze do niedawna upiększony reklamą.
Za nim kryje się mała perełka: stary cmentarz ewangelicki założony w 1798 roku. Kiedy ostatni raz po nim chodziłem, to zarastało go trawsko.
Obecnie jest zadbany i aż się serce cieszy! Opiekuje się nim jakieś stowarzyszenie, ale prawdopodobnie nie ma nic wspólnego z prószkowską tzw. Mniejszością Niemiecką. Ta prężnie przypomina o sobie przy kolejnych wyborach albo walce o stołki, kiedy jednak przychodzi zadbać o groby rodaków albo poległych żołnierzy, to można usłyszeć: "u nas sami starcy, nikt nie ma sił i czasu się tym zajmować". Mniej więcej takie słowa padły z ust proskauerskiego działacza, w sile wieku, który jednak ma czas na zabawianie się w sejmiku wojewódzkim i fałszowanie na występach muzycznych. Z mojej strony - zero szacunku, nic tylko napluć w gębę. Pochowanych w Prószkowie niemieckich żołnierzy ekshumowano i wywieziono aż za Wrocław, bo tutaj wszystkim oni zwisali...
A wracając do cmentarza - znalazło tu wieczny spoczynek wielu zasłużonych dla miasta obywateli, m.in. Ernest Heinrich, dyrektor Królewskiej Akademii Rolniczej.
Ciekawy nagrobek pani Hunn i pana Mann. Po prawej czarny obelisk radcy królewskiego Johanna Gottlieba Leopolda - sponsora szkół różnych wyznań i zarządcy fabryki fajansu, bo i taka istniała kiedyś w mieście.
Krzyże oczyszczono, większość ustawiono w odpowiedniej pozycji. Urządzono też małe lapidarium.
Ostatni pochówek odbył się w 1989 roku. Nie wiem czy obecnie są w Prószkowie jacyś luteranie - jeśli tak, to chyba się nie wychylają z tym.
Naprzeciwko bramy cmentarza występuję inna miejscowa atrakcja - hotel i spa. Obowiązkowo architektonicznie zupełnie bezpłciowy, ale ponoć cieszy się dużym zainteresowaniem zwłaszcza wśród tych, co muszą pokazać, iż im się dobrze wiedzie.
Zamek w południowym słońcu.
Na skwerku obok liczącego 200 lat platana "Leopolda" (nazwanego tak na cześć ostatniego hrabiego Proskowskiego, który raczył zginąć w pojedynku mniej więcej w okresie wyklucia drzewa) totalnie nijaki pomnik poległych.
Jak każde szanujące się miasto Prószków miał swój browar (warto by wrócić do tej tradycji)! Chmielowy trunek warzono od XVIII wieku, natomiast w zachowanych do dziś budynek rozpoczęto sto lat później. Eksportowane je i za ocean, ale kres produkcji położył kryzys po Wielkiej Wojnie. Dziś w tym miejscu działa kolejny DOS.
Rynek (jeszcze pod nazwą A. Zawadzkiego) otoczony jest kamieniczkami, w większości mocno przebudowanymi.
Dominantą jest barokowy kościół św. Jerzego. Na ścianach i rzeźbach herby rodziny Proskowski, czyli skaczące jelenie i dwie podkowy. Stanowi herb miejski, spotkać go można także w wielu okolicznych miejscowościach.
Widok na rynek spod krzyża.
W tym budynku goście stołowali się już od bardzo dawna. Na starych pocztówkach widać, że działał tu także hotel.
Robię małą rundkę i wyjeżdżam z drugiej strony zamku, obok sypiących się murów, chyba obronnych.
Na "przedmieściu" sporo starych domów, systematycznie wypieranych przez prostokątne klocki.
Z boku białego krzyża z 1932 roku wyryto nazwisko twórcy: "Odelga". Dość popularne w okolicy, ciekawe czy był to przodek współczesnego sołtysa jednej z wsi, który na plakatach wyborczych kojarzył się nieustannie z grabarzem ?
Wyjeżdżając z Prószkowa odbijam w bok, przejeżdżam nad autobaną, a przed sobą widzę ogromne piramidy.
Przemykam przez Jaśkowice (Jaschkowitz, od 1936 Johannsdorf/Oberschlesien). Za drzewami widać coś, co z daleka przypomina dawny pałac, ale to raczej jednak tylko większe gospodarstwo.
W centrum stoi kapliczko-dzwonnica do której przymocowano tablicę z nazwiskami ofiar wojen.
Jedna z chałup ma wiekowy dach. Daty brak, ale ma pewno ponad setkę; kiedyś w tych rejonach Górnego Śląska były bardzo popularne nakrycia domów z napisami. Gdzieniegdzie przetrwały do dziś.
Za Jaśkowicami zaczynają się Bory Niemodlińskie, ale o tym później...