Strona 1 z 3

Nadbużańska przygoda - wschodnie rubieże po raz wtóry

: 2016-06-14, 15:18
autor: Pudelek
I nastał czas wiosny, kiedy to już od kilku lat wesoła kompania przemieszcza się wzdłuż wschodnich granic Polski. Tym razem później niż zwykle, gdyż w czerwcu, ale okazało się, że był to doskonały wybór.

Rok temu robiliśmy odcinki na północnym Podlasiu i Suwalszczyźnie. W tym roku wypadł więc znów kierunek południowy, czyli poniżej Bugu, więc... no właśnie, gdzie? Administracyjnie to województwo lubelskie, co - jak wiemy - nic nie znaczy. Historycznie to zachodnie Polesie, natomiast w XIX wieku zaczęto określać teren, po którym będziemy się przemierzali, jako południowe Podlasie, choć bardziej w rozumieniu administracyjnym. Na miejscu okazało się jednak, że używa się niemal wyłącznie określenie "Podlasie", "Polesie" dopiero w jego dolnej części...

Z Eco zaczynam start w Opolu, skąd przemieszczamy się do stolicy Śląska. Tam dociera Buba i spędzamy kilka miłych godzin w towarzystwie znajomych. Przezornie nie robię żadnych zdjęć, aby nie kusić licha - w 2014 roku ukradło mi ono aparat, a rok temu stracił go Eco, więc kto wie, na kogo napadnie teraz??

Mocno zapełnionym Polskim Busem docieramy o 4.30 rano do Warszawy, do stacji metra Młociny. Pierwszy autobus umożliwia nam wycieczkę po wyludnionych ulicach stołecznych opłotków i tylko czasami gdzieś daleko widać wielki świat.
Obrazek

W Warszawie Zachodniej jest knajpa, którą Eco z Bubą bardzo polecali. Co prawda były obawy czy po remoncie nie zniknęła jako pozostałość spelunkowatej przeszłości, jednak jest, gdyż znajduje się w przejściu podziemnym. Co prawda działa dopiero od 6, ale już pół godziny wcześniej ma otwarte drzwi. "Bar na luzie zaprasza".

Wbrew nazwie na luzie jednak nie jest. Pani zza baru jakaś taka zafuczała, Andrzej dostaje zjebkę za robienie zdjęć bez pytania o zgodę :o-o . Ja przezornie się pytam i takową dostaję...
Obrazek

Wystrój fajny, lecz piwo paskudne i nie ma toalety, prócz płatnej dworcowej oraz pobliskiego parku. Jakoś wymęczamy kufelki i suniemy na najbliższy pociąg.

W kasie chcemy bilet do Międzyrzeca. Kobieta z okienka coś tam marudzi, że konieczne będą przesiadki. Tak, wiemy! Ale w Siedlcach będziecie mieli godzinę czekania! Tak, wiemy to również! W końcu jednak nam sprzedaje, sprawdzając kilka razy, czy na pewno jest to, o co nam chodzi; tak to jest, gdy kasjer jest mądrzejszy od podróżnego...

Żeby było zabawniej po dojechaniu do Siedlec okazuje się, że przesiadka czeka na sąsiednim torze. Od razu, bez żadnego czekania! Jakim cudem pani z Warszawy tego nie widziała u siebie w komputerze? Nie wiem.

Wysiadamy w Łukowie przy ładnym dworcu w "stylu polskim".
Obrazek

Nigdzie nie chce nam się iść, bo do centrum daleko i chyba niezbyt tam wiele interesujących rzeczy, a że mimo wczesnej pory żar leje się z nieba to idziemy usiąść pod dawne magazyny kolejowe.
Obrazek

Sączymy domowe piwko i cieszymy się tym nastrojem, który najfajniejszy jest właśnie na początku każdej podróży :)

Następnym zugiem dojeżdżamy nareszcie do Międzyrzeca Podlaskiego.
Obrazek

Już na początku zderzenie dwóch światów - starego i nowego:
Obrazek
Obrazek

Pod dawnym młynem zatrzymuje się wesoły rowerzysta i pyta skąd jesteśmy. Gdy dowiaduje się że m.in. z okolic Opola to dziwi się, iż nie zostaliśmy na festiwalu.
- Właśnie stamtąd uciekliśmy, jest za głośno i tłoczno!
Rowerzysta zgadza się całkowicie z nami ;)

Pod pałacem Potockich (nijakim, gdyż w obecnej formie pochodzi z okresu międzywojennego) odbywa się impreza pod tytułem Wiwaty Królewskie.
Obrazek

Wiwatują faktycznie dość głośno, co chwilę ktoś strzela.
Obrazek

Są rycerze i świnie.
Obrazek
Obrazek

Liczyliśmy na jakieś swojskie jadło i napitki, lecz stragany dopiero się rozstawiają, więc zostaje nam wypić piwo pod drzewami w parku, co jest dość utrudnione z powodu kręcącej się wszędzie policji...

Nieco później idziemy w kierunku rynku, szukając jakiegoś lokalu na obiad. A tam - dotarł korowód z Wiwatów, machający duńskimi flagami.
Obrazek

Rynek, jak rynek, nic specjalnego, lecz w rogu znajduje się "hotel", pod którym w dość sympatycznej knajpie zjadamy obiad.
Obrazek

Choć była jedna rzecz która na rynku przykuła moją uwagę - rzeźba poświęcona miejscowym Żydom. Jej tytuł to "Modlitwa".
Obrazek

Mnie kojarzy się z czymś zupełnie innym...

Kilka kroków od głównego placu uliczki są już puste i zaniedbane.
Obrazek

Przechodzimy przez rzekę Krznę, dopływ Bugu, którą jeszcze dziś spotkamy.
Obrazek

I znów pociąg... Eco wyciąga szachy.
Obrazek

Po co? Bo w końcu jesteśmy w Szachach :D
Obrazek

Przechodzący obok konduktor mówi: "Noo, to mi się podoba". Następnym razem trzeba coś wziąć do Misiów i Borsuków ;)

Wysiadamy stację dalej w Sokulach.
Obrazek

Nie ma tam kompletnie nic ciekawego, lecz jest na tyle młoda pora, że chcemy trochę się przejść. Trasa niezbyt skomplikowana, bo centralnie wzdłuż torów.
Obrazek

Już na samym początku znajdujemy rozwalający się dom - można w nim nieźle się ubrać, mają laćki, marynarkę i bryle :)
Obrazek
Obrazek
Obrazek

A potem 7,5 kilometra w słońcu i ciężkim powietrzu, machając do przejeżdżających pociągów, które odpowiadają syrenami.
Obrazek

Widziana ciekawostka - lokomotywa "holuje" skład białoruski.
Obrazek

Podczas wędrówki mijamy bagienko.
Obrazek

Przy mikroskopijnym przysiółku jest przejazd kolejowy. Po obu stronach wylano kilka metrów asfaltu, po czym z powrotem wraca droga gruntowa.
Obrazek

Mieliśmy też widzieć groby lotników z 1939 roku, ale żadnego nie spotkaliśmy, mimo iż jeden leży podobno tuż przy ścieżce. Jedyny jaki rzucił nam się w oczy to ofiary jakiego potrącenia...

Przy przystanku w Porosiukach wita nas banda gimnazjalistów jeżdżąca w tem i nazad swoimi piździkami. Dumni, jakby co najmniej harleyów dosiadali, hałasują niczym stado owadów. Dodatkowo niebo zasnuwają ciężkie chmury, a z oddali słychać nieśmiałe odgłosy burzy. Po krótkim odpoczynku rzucamy się do wsi, którą znamy z wizyty sprzed dwóch lat. Wtedy w centrum działał sklep.
Obrazek

Dwa lata to jednak dużo i dziś straszy tylko tablica z numerem telefonu na sprzedaż. Zaczyna też kropić, więc w deszczu idziemy szybko nad Krznę, gdzie kiedyś stała wiata. Ta na szczęście nie została wystawiona do handlu i jest zamieszkała przez czterech miejscowych.

Szybko znajdujemy z nimi wspólny język, choć oni nie mogą nadziwić się, że ktoś przyjechał turystycznie do Polski B. W czasie gdy lecą do domów po flaszki rozstawiamy w ostatniej chwili namiot, bo wkrótce nadciąga spora ulewa (burza przechodzi bokiem).
Obrazek

Dach wiaty przecieka, więc gramy w grę pod tytułem "znajdź suche miejsce", co wiąże się z ciągłym przesuwaniem tobołków. Humory jednak dopisują :)
Obrazek

Opady nie trwają długo, rychło wraca słońce, a integracja trwa w najlepsze. Mamy zaszczyt pić z jedną trzecią rady sołeckiej!
Obrazek
Obrazek

Dzwonimy, zgodnie z tekstem postawionej tablicy, do pani sołtys z informacją, że tutaj będziemy nocować. Sołtys jest niesłychanie zadowolona, iż jeszcze tacy uczciwi ludzie są i nie żąda opłaty (całe 1 zł za osobę ;)), lecz życzy udanego wypoczynku :) Przed zachodem zajedzie jeszcze do nas samochodem, aby zobaczyć kto to z tak daleka przyjechał i stwierdza, że Bubę poznaje ;)

Miejscowe chłopaki spisały się na medal - przynieśli swoją część alkoholu, uwalili się dość szybko i grzecznie poszli spać ;) Miły początek wypadu :) Zamiast nich zjawia się Wiesio, który mieszka w nieodległej Białej Podlaskiej i dowozi zaopatrzenie :)
Obrazek

Reszta wieczoru mija na rozmaitych rozmowach, wędzeniu się przy ogniu i obserwowaniu pięknego końca dnia, gdy wokół szaleją mgły.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Jest na tyle ciepło i sucho, że śpimy z Bubą pod wiatą i dzięki temu udaje nam się zobaczyć wschód słońca, nie różniący się za bardzo od zachodu.
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Poranek jest piękny i upalny, zakłócany jedynie przez dwóch rybaków w Krznie.
Obrazek
Obrazek

Kąpiel była fantastyczna, człowiek dostał takiego kopa, że od razu miał ochotę góry przenosić! Zwłaszcza, że nie było wiadomo kiedy znów nadarzy się okazja do kontaktu z wodą. Wszystko byłoby idealnie, gdyby nie nagły atak licha, po którym wypada mi świeża plomba z zęba :(

Zbieramy się wolno, przez co później będziemy mieli problem zdążyć na czas - to stanie się tegoroczną tradycją. Porosiuki śpią, co w niedzielne przedpołudnie nie dziwi, podobnie jak brak naszych wczorajszych współbiesiadników.

W pociągu niespodzianka - w przedziale bydlęcym siedzi już Grześ! Eco o tym wiedział, lecz rzecz jasna nie powiedział! Uściski, ściski, wyciąganie piwek, studiowanie mapy...
Obrazek

Zarabiam też 100 złotych po wizycie SOK-istów. Akurat gdy przechylałem zimnego browara.
- Głupia sprawa - mówię.
- Bardzo głupia.
- To przez upał, nie mamy wody, a coś pić trzeba - wyjaśniam.
- A to jest woda przecież - mundurowy pokazuje butelkę przy moim plecaku.
- To z rzeki, brudna, spaliliśmy przy wiacie - mówię niewzruszony.

Na szczęście machają ręką i idą dalej. Bywają jednak ludzcy SOK-iści...

W Białej Podlaskiej kolejny biały dworzec, styl "renesans polski".
Obrazek

Po widokach za oknem widać, że jesteśmy coraz bliżej granicy - wagony opisane cyrylicą, cysterny, transporty drewna. W Małaszewiczach jest duża stacja przeładunkowa obsługująca dostawy ze wschodu.
Obrazek

Jeszcze parę minut i będziemy w Terespolu, zaczynając właściwą część przygody!

: 2016-06-14, 21:26
autor: buba
"Bar na luzie zaprasza".
Wbrew nazwie na luzie jednak nie jest.


Ta knajpa jest potwierdzeniem tego ze czasem lepiej nie wracac do znajomych miejsc. Czasem lepiej zachowac w pamieci mile wspomnienia sprzed lat niz skonfrontowac je z rzeczywistoscia..
Syrenka na scianie zostala, rozne smieszne obrazki rowniez.. ale bylo to zupelnie inne miejsce niz to ktore odwiedzilismy z eco i Michalem w 2012 roku.. :(

Przechodzący obok konduktor mówi: "Noo, to mi się podoba". Następnym razem trzeba coś wziąć do Misiów i Borsuków ;)


Zimna Wodke trzeba odwiedzic! nie mamy daleko! :P

albo niedaleko od lubelskich wojazy jest jeszcze inna wioska o wdziecznej nazwie
https://pl.wikipedia.org/wiki/%C5%BBuli ... _lubelskie)

Miejscowe chłopaki spisały się na medal - przynieśli swoją część alkoholu, uwalili się dość szybko i grzecznie poszli spać

Nie dosc ze przyniesli alkohol to jeszcze bardzo smaczny- ten Jelcyn jablkowy bardzo mi przypadl do gustu!

Jest na tyle ciepło i sucho, że śpimy z Bubą pod wiatą i dzięki temu udaje nam się zobaczyć wschód słońca, nie różniący się za bardzo od zachodu.


Moim zdaniem wschod byl ladniejszy!
Obrazek
Obrazek

Zbieramy się wolno, przez co później będziemy mieli problem zdążyć na czas - to stanie się tegoroczną tradycją.


po tym biegu w Porosiukach niektorzy postanowili przelamac tradycje i potem wychodzili wczesniej od pozostalych...

Na szczęście machają ręką i idą dalej. Bywają jednak ludzcy SOK-iści...


Czesto sokisci sa bardziej ludzcy niz kapusie ktorzy ich wzywaja...

: 2016-06-14, 21:52
autor: Pudelek
Żulin to jedno, ale w dolnośląskim jest też Mietków :)

Co zatem wziąć do Mosznej? :lol Niedaleko mnie jest Zawiść, Zawada i Zazdrość. Można zaprosić polityków :D

: 2016-06-14, 22:28
autor: Wiesio
A jadąc z Janowa poprzednim razem minęliście Roskosz :)

Fajnie było Was spotkać. Zacny trunek którym miałem Was ugościć, dotarł dopiero wczoraj... nic to, może jeszcze kiedy tu zawitacie :)

: 2016-06-14, 22:30
autor: Pudelek
Roskosz przeżywamy na Podlasiu wielokrotnie :D

: 2016-06-15, 14:13
autor: Wiolcia
Czyli tym razem na południe będziecie zmierzać? Bo gdzieś mi uciekł odcinek od Janowa przez Szwajcarię Podlaską na południe. Pamiętam sprzed dwóch lat, że byliście w Janowie, Mielniku i okolicach, ale nie wiem, czy na południe od Janowa też.
Fajnie, że znów w te okolice zawitaliście, będzie na przyszłość od kogo zgapić, gdzie jechać :D . Wtedy, w 2014r., pojechaliśmy na Podlasie trochę Waszymi śladami i tak m.in. trafiliśmy do Mętnej na nocleg. Nawet we wsi nie umieli nas pokierować, gdzie to jest, więc trzeba było pukać do sołtysa, bo wiedzieliśmy z Waszych (Twej i buby) relacji, że przygotowane miejsce pod nocleg tam mają.
A co do tego wyjazdu, to zgadzam się z bubą - poranki ładniejsze!

: 2016-06-15, 14:30
autor: Pudelek
Fakt, odcinek Janów - Terespol minęliśmy, bo jechaliśmy wtedy do Białej i potem Porosiuków, od których zaczynaliśmy teraz. No cóż, wszystkiego nie da się zobaczyć ;)

A co do Mętnej to dziwne, przecież to przy wiejskiej świetlicy, a miejscowość jednak nie aż tak duża, aby ludzie nie wiedzieli co gdzie jest...

: 2016-06-15, 16:10
autor: Wiolcia
Kobieta z Mętnej wysłała nas do Adamowa, że tam niby ma coś być, ale nam się nie zgadzało, więc wróciliśmy do Mętnej i uderzyliśmy do sołtysa. W sumie jak ktoś nie wie z góry o tym miejscu, to nie trafi łatwo.
Fajne miejsce tego typu (wiatka, palenisko) było też w miejscowości Derło, z rozległym widokiem na nadburzańskie łąki. Miejscowi, z którymi siedzieliśmy przy ognisku, informowali nas, że możemy mieć wizytę pograniczników, ale nikt się nie zjawił.

: 2016-06-15, 16:22
autor: Wiesio
Tłumaczyłem im przy ognisku, że pominęli najciekawszy odcinek Bugu :)

: 2016-06-15, 16:27
autor: Wiolcia
Wiesio pisze:Tłumaczyłem im przy ognisku, że pominęli najciekawszy odcinek Bugu :)


Innych odcinków niestety jeszcze nie znam, ale na tym baaardzo mi się podobało!

: 2016-06-15, 16:42
autor: Pudelek
Wiesio pisze:Tłumaczyłem im przy ognisku, że pominęli najciekawszy odcinek Bugu

my się nie cofamy! :D

: 2016-06-15, 22:55
autor: buba
Pudelek pisze:
Wiesio pisze:Tłumaczyłem im przy ognisku, że pominęli najciekawszy odcinek Bugu

my się nie cofamy! :D


"Ni szagu nazad" - jak to mawial wujaszek Stalin :P

Ja bym nieraz chyba wolala te wycieczki wzdluz granic robic wolniej i dokladniej, mniejsze odcinki przebywac kazdego roku, bardziej pobuszowac w krzakach i zadupiach, bez pomijania fajnych terenow acz czesto mam wrazenie ze reszta ekipy ma mocne parcie "naprzod" wiec tak wychodzi i ja bedac w mniejszosci musze sie dostosowac do panujacych regul. Widac w niektore rejony trzeba wracac na innych wycieczkach- napewno wroce kiedys na te piaszczyste łachy kolo Hanny! nie ma innej opcji! Na nastepna majowke chcemy jechac na Bialorus wiec moze bedzie po drodze? :D Zbudujemy tam jakis mega zamek z piasku!

: 2016-06-15, 23:02
autor: Pudelek
ale biorąc fakt, że w ciągu tygodnia zrobiliśmy teraz odcinek mający na mapie 62 kilometry to nie wiem jak można by robić jeszcze krótsze - tak po kilometrze dziennie? :lol

: 2016-06-15, 23:28
autor: buba
Pudelek pisze:ale biorąc fakt, że w ciągu tygodnia zrobiliśmy teraz odcinek mający na mapie 62 kilometry to nie wiem jak można by robić jeszcze krótsze - tak po kilometrze dziennie? :lol


Czasem robiac kilometr dziennie mozna zobaczyc wiecej niz robiac ich 30.. Jak rowniez kilometr w linii prostej na mapie to moze byc sporo kilometrow roznych zakosow w boki. Poza tym przezytych przygod i wrazen nie mierzy sie wylacznie w kilometrach..

: 2016-06-15, 23:48
autor: Pudelek
Ja mówię o 62 kilometrach na linii prostej, a nie ile przeszliśmy, bo tyle nie przeszliśmy ;)

Wydaje mi się, że w tym rejonie, pomijając Sławatycze i jeszcze jeden fort, który był blisko drogi, to widzieliśmy z miejscowości wszystko co najbardziej interesujące. Kolejne drewniane domy podobne do siebie już takiego entuzjazmu co na początku nie wzbudzają. Piaszczyste łachy pewno byłyby fajne, ale nie chciałbym tam spędzić całego dnia, zwłaszcza bez zapasów, które ciągle niespodziewanie się kończyły, gdy były potrzebne ;)