Bug rowerowo
: 2016-05-30, 21:10
Jako że to mój nowy plan odwiedzania nadbużańskich zakątków, zaczynam nowy wątek. Mam nadzieję, że koledzy ze wschodniej ściany też zechcą tu coś dorzucać
A więc zaczynamy - Bug rowerowo.
Nowy rok – nowa jakość.
Jak tylko zrobiło się cieplej, zacząłem snuć plany fotograficzne na kolejne odcinki Bugu. Tym razem poniżej Terespola. Tereny praktycznie mi nieznane. Mapy google pozwoliły zorientować się w okolicy, natomiast usprawnienie planów fotograficznych miało polegać na… użyciu roweru 🙂 Staruszek góral trafił na początek do gruntownego serwisu i dostał nowe życie.
Pierwszy ciepły weekend stał się okazją do przetestowania nowej koncepcji, a także własnych możliwości kondycyjnych 🙂 I okazją do oceny czasowo – kilometrowych takich wypraw.
O ósmej wyruszam do Mościć Dolnych. To bardzo medialna miejscowość, bo każdy wyższy stan wody w Bugu kończy się się odcięciem wsi od świata, co ściąga wszelkie możliwe media głodne takich sensacji 😉 Podjeżdżam pod siedzibę stowarzyszenia Nadbużan. Sympatyczne miejsce, ale chyba ciągle w budowie. Już wcześniej sprawdziłem, że rower szczęśliwie mieści się w bagażniku po szybkim demontażu przedniego koła. Teraz zostaje go tylko przywrócić do stanu nadającego się do jazdy i … gotowi na wyzwanie.
Plecak ląduje na swoim miejscu, czyli na plecach, aparat przed siebie i jazda. Konfiguracja się sprawdza 🙂 Przebjam się jąkąś łąką nad rzekę i trafiam na „ścieżkę pograniczników”. To chyba plus tego, że patrole ciągle kręca się na swoich krosach nad Bugiem – ścieżka jest wyraźna i wiedzie cały czas w bezpośredniej bliskości rzeki. Nie straszne jej burzyska, doły, piaski, zielsko i inne szuwary. Jedziemy. Lekko nie jest. Przebijam się przez stare rozlewiska, jakieś doły, łęgi, łąki, krzaki i wszelkie inne możliwe atrakcje, które mają na celu utrudnienie jazdy 🙂
Bug się ostro wije, ale nie odpuszczam żadnego zakola. Dzięki temu wpadam na dwie fantastyczne piaskowe łachy, który tworzą się zwykle na cyplu ostrego zakrętu rzeki.
Ruszam dalej. Z mapy wynikało, że tu powinny być rozlewiska, ale zdjęcia satelitarne były robione przy dużym stanie wody. Teraz jest jej mało, więc przeszkód wodnych brak. Jedna drobna okazuje się zwalonym pniem, po którym dzielnie przenoszę rower i jadę dalej.
Upał jest nieznośny, ale wiele odcinków drogi jest na szczęście zacienionych. Czuję już trochę zmęczenie, ale czas mam całkiem dobry.
Docieram do Jabłecznej. Tu robię pierwszy przystanek przy kaplicy pod wezwaniem Św. Ducha.
Chwilę zastanawiam się, czy nie odbić do klasztoru i skrócić planowaną pętlę, ale jest za wcześnie na odwrót więc ruszam dalej. Mijam pogranicznika, ale ten w ogóle mnie nie zaczepia i jedzie dalej. To będzie jedyny człowiek spotkany tego dnia na trasie.
Znowu kolejne wertepy, doły, górki, przebogata wiosenna roślinność o najpiękniejszej majowej barwie: soczysta zieleń, ukwiecone łąki.
Docieram do jakiejś wiatki, gdzie lekko zmroziła mnie tabliczka przy jednym z dzikich oczek wodnych: „teren prywatny”. To już chyba przesada…
Z mapy wynika, że plan na dziś zrealizowałem, a kilometr stąd przebiega droga odwrotu. Faktycznie – trafiam zaraz na polną drogę, mijam kilka myśliwskich ambon i wpadam na asfalt. Tempo rośnie. Docieram do skrętu na Jabłeczną, więc oczywiście zmieniam trasę i po 15 minutach jestem… przy klasztorze, który niedawno mijałem z drugiej strony 🙂 Krótki obchód okolicy, do klasztoru, mimo że jest otwarty dla gości, jednak nie zaglądam z uwagi nie niezbyt stosowny strój.
Ruszam w drogę powrotną. Po 500 metrach skręcam na Nowosiólki, sesja z moim ulubionym krzywym płotem i dość szybko robię kilometry do Mościc.
Pomiar dystansu STOP. 24 kilometry za mną, czas 4 godziny. Dopijam resztki wody, rower do bagażnika i koniec przygód na dziś. Na pamiątkę mam 200 zdjęć do obróbki i podrapane nogi
A więc zaczynamy - Bug rowerowo.
Nowy rok – nowa jakość.
Jak tylko zrobiło się cieplej, zacząłem snuć plany fotograficzne na kolejne odcinki Bugu. Tym razem poniżej Terespola. Tereny praktycznie mi nieznane. Mapy google pozwoliły zorientować się w okolicy, natomiast usprawnienie planów fotograficznych miało polegać na… użyciu roweru 🙂 Staruszek góral trafił na początek do gruntownego serwisu i dostał nowe życie.
Pierwszy ciepły weekend stał się okazją do przetestowania nowej koncepcji, a także własnych możliwości kondycyjnych 🙂 I okazją do oceny czasowo – kilometrowych takich wypraw.
O ósmej wyruszam do Mościć Dolnych. To bardzo medialna miejscowość, bo każdy wyższy stan wody w Bugu kończy się się odcięciem wsi od świata, co ściąga wszelkie możliwe media głodne takich sensacji 😉 Podjeżdżam pod siedzibę stowarzyszenia Nadbużan. Sympatyczne miejsce, ale chyba ciągle w budowie. Już wcześniej sprawdziłem, że rower szczęśliwie mieści się w bagażniku po szybkim demontażu przedniego koła. Teraz zostaje go tylko przywrócić do stanu nadającego się do jazdy i … gotowi na wyzwanie.
Plecak ląduje na swoim miejscu, czyli na plecach, aparat przed siebie i jazda. Konfiguracja się sprawdza 🙂 Przebjam się jąkąś łąką nad rzekę i trafiam na „ścieżkę pograniczników”. To chyba plus tego, że patrole ciągle kręca się na swoich krosach nad Bugiem – ścieżka jest wyraźna i wiedzie cały czas w bezpośredniej bliskości rzeki. Nie straszne jej burzyska, doły, piaski, zielsko i inne szuwary. Jedziemy. Lekko nie jest. Przebijam się przez stare rozlewiska, jakieś doły, łęgi, łąki, krzaki i wszelkie inne możliwe atrakcje, które mają na celu utrudnienie jazdy 🙂
Bug się ostro wije, ale nie odpuszczam żadnego zakola. Dzięki temu wpadam na dwie fantastyczne piaskowe łachy, który tworzą się zwykle na cyplu ostrego zakrętu rzeki.
Ruszam dalej. Z mapy wynikało, że tu powinny być rozlewiska, ale zdjęcia satelitarne były robione przy dużym stanie wody. Teraz jest jej mało, więc przeszkód wodnych brak. Jedna drobna okazuje się zwalonym pniem, po którym dzielnie przenoszę rower i jadę dalej.
Upał jest nieznośny, ale wiele odcinków drogi jest na szczęście zacienionych. Czuję już trochę zmęczenie, ale czas mam całkiem dobry.
Docieram do Jabłecznej. Tu robię pierwszy przystanek przy kaplicy pod wezwaniem Św. Ducha.
Chwilę zastanawiam się, czy nie odbić do klasztoru i skrócić planowaną pętlę, ale jest za wcześnie na odwrót więc ruszam dalej. Mijam pogranicznika, ale ten w ogóle mnie nie zaczepia i jedzie dalej. To będzie jedyny człowiek spotkany tego dnia na trasie.
Znowu kolejne wertepy, doły, górki, przebogata wiosenna roślinność o najpiękniejszej majowej barwie: soczysta zieleń, ukwiecone łąki.
Docieram do jakiejś wiatki, gdzie lekko zmroziła mnie tabliczka przy jednym z dzikich oczek wodnych: „teren prywatny”. To już chyba przesada…
Z mapy wynika, że plan na dziś zrealizowałem, a kilometr stąd przebiega droga odwrotu. Faktycznie – trafiam zaraz na polną drogę, mijam kilka myśliwskich ambon i wpadam na asfalt. Tempo rośnie. Docieram do skrętu na Jabłeczną, więc oczywiście zmieniam trasę i po 15 minutach jestem… przy klasztorze, który niedawno mijałem z drugiej strony 🙂 Krótki obchód okolicy, do klasztoru, mimo że jest otwarty dla gości, jednak nie zaglądam z uwagi nie niezbyt stosowny strój.
Ruszam w drogę powrotną. Po 500 metrach skręcam na Nowosiólki, sesja z moim ulubionym krzywym płotem i dość szybko robię kilometry do Mościc.
Pomiar dystansu STOP. 24 kilometry za mną, czas 4 godziny. Dopijam resztki wody, rower do bagażnika i koniec przygód na dziś. Na pamiątkę mam 200 zdjęć do obróbki i podrapane nogi