Jura Krakowsko-Częstochowska Olsztyn
: 2013-08-08, 21:19
Był taki czas, że i ja zostałam namówiona do sprawdzenia swoich predyspozycji do wspinaczki. Zakupiłam buty wspinaczkowe (chyba za małe), uprząż, karabinek, rewerso i śliczny, fioletowy kask. Wydałam na to (w moim mniemaniu) fortunę i ciekawe czy sprzęt się jeszcze do czegoś nada. Wróćmy jednak do tematu. Pierwsze próby wspinaczkowe odbyły się w okolicy twierdzy Modlin. Wspinać się nie mam tam za bardzo gdzie. Za to można sobie zjechać z kilkumetrowego muru, co było dla mnie ogromnym przeżyciem, zwłaszcza, że początkowo miałam zjechać sama, ale kiedy usłyszałam, że lina wytrzyma ciężar dwóch osób, już nie dałam się przekonać do innej opcji. Przyznam szczerze, że byłam mocno zestresowana.
Następnie pojechaliśmy na bunkry, które mieszczą się w Janówku i są dosyć popularnym miejscem dla wspinaczy z Warszawy i okolic. Trenowała tam niegdyś nawet Anka Czerwińska, poznałam tam też jedyną obecną ratowniczkę TOPR – Ewelinę Zwijacz-Kozicę (ale nie wiem czy to było tego dnia, czy później). Na bunkrach jest kilka dróg o różnej wycenie, są nawet przewieszki i łażenie po suficie Póki co, na bunkrach tego dnia nie robiłam nic, jedynie poobserwowałam wyczyny pewnego osobnika, od czego i tak wyłaziły mi oczy i ku memu szczęściu zaczęło grzmieć i szybko zwinęliśmy się do domu.
Zbliżała się majówka, podczas której miałam pierwszy raz dotknąć i zawalczyć z prawdziwą skałą. Najpierw musiałam znaleźć odpowiednią kwaterę. Okazało się, że mój zmysł wynajdywania właściwej oferty zadziałał bardzo dobrze – skały mieliśmy już za ogrodzeniem.
Kiedy dojechaliśmy późną nocą do podczęstochowskiego Olsztyna i usłyszałam „Patrz, to tu będziemy się jutro wspinać”, pomyślałam tylko „O Jezu”.
Pogoda w tę majówkę dopisywała wyśmienita, było nawet za gorąco. Nie przewidziałam, że słońce może aż tak przypiekać, zwłaszcza, że zima odpuściła wtedy niespełna 14 dni wcześniej. Wstaliśmy rano, zjedliśmy śniadanie i na skały (konkretnie Słoneczne Skały Dolne na Wzgórzu Zamkowym w Olsztynie)! Przyznam, że czułam adrenalinę, to było moje pierwsze wyjście, kiedy uznałam „Wow, robi się poważnie”. Szybkie powtórzenie jak się robi ósemkę, jak się wydaje linę i tak zaczęło się moje pierwsze asekurowanie. Tym razem miałam wejść chyba dosyć nietypowo jak na skały Jury, bo z asekuracją górną.
Poszło mi to kiepsko, buty okropnie uciskały mi stopy i nie dokończyłam tej drogi (Pole Rugby). Za chwilę spróbowałam znowu, tym razem na tzw. wędkę. Pod sam koniec tej drogi jest leciutkie przewyższenie, którego okropnie się bałam, więc przeszłam trochę naokoło.
Po tych kilku próbach postanowiliśmy przejść na Słoneczne Skały Górne, gdzie ja już właściwie nie robiłam niczego innego oprócz asekuracji. Tak samo było na Ganku Ewy, który to mieści się po północnej stronie Zamkowego Wzgórza, dzięki czemu odpoczęliśmy od słońca.
Następnego dnia poszukaliśmy innego miejsca do wspinania i była to góra Biakło. Mogliśmy odsapnąć trochę od pełnego słońca, bo ściana wspinaczkowa przez większość dnia jest zacieniona. Wzniesienie to bardzo przypomina Giewont
Tego upalnego dnia bardzo często było słychać syreny strażackie, pożary wybuchały co chwilę i było widać wiele kłębowisk dymu Buty wspinaczkowe zrobiły mi ze stóp taką masakrę, że nie potrafiłam z nimi wytrzymać dłużej niż 2 minuty, także ze wspinaczki tego dnia nici…
Kolejnego dnia uparłam się, by dokończyć drogę Pole Rugby na Słonecznych Skałach i udało mi się (znów na okrętkę, ale co tam, ważne, że przełamałam tę farsę). U góry nawet zawyły mi syreny strażackie, do tego stopnia, że nie mogłam dogadać się, by zacząć zjazd.
Po tym małym sukcesie wybraliśmy się na skałę Boniek, znajduje się ona Sokolich Górach, na szczęście w lesie. Swoich niedołężnych prób mogłam dokonać na Danielowej Trasie, gdzie bardziej skupiałam się nad tym, by uciec przed wędrującym tam pająkiem niż nad zrobieniem tej drogi.
Wieczorową porą udaliśmy się ponownie na Słoneczne Skały Górne, gdzie udało mi się zrobić drogę Pod Płytką, wycena co prawda tylko IV, ale cieszyłam się, że wreszcie coś zrobiłam tak jak należy. Sposobem na mnie jest to, że „i tak cię nie spuszczę, możesz iść tylko do góry”. Także miło by było jakby każdy mnie tak w skałach opie*olił, to może by coś ze mnie było
Na koniec tego upału, chcieliśmy znaleźć skały w Górach Towarnych, niestety nie udało się nam, dlatego dzień był już bezwspinaczkowy. Jedyne, co nam pozostało, to wrócić na Mazowsze, po drodze zahaczając o ruiny zamku Krzyżtopór.
I to by było na tyle z mojego wspinaczkowego doświadczenia, więcej w skałach Jury Krakowsko-Częstochowskiej nie pojawiłam się, było tylko kilka incydentów na bunkrach Janówka i ściankach warszawskich. A szkoda.
Następnie pojechaliśmy na bunkry, które mieszczą się w Janówku i są dosyć popularnym miejscem dla wspinaczy z Warszawy i okolic. Trenowała tam niegdyś nawet Anka Czerwińska, poznałam tam też jedyną obecną ratowniczkę TOPR – Ewelinę Zwijacz-Kozicę (ale nie wiem czy to było tego dnia, czy później). Na bunkrach jest kilka dróg o różnej wycenie, są nawet przewieszki i łażenie po suficie Póki co, na bunkrach tego dnia nie robiłam nic, jedynie poobserwowałam wyczyny pewnego osobnika, od czego i tak wyłaziły mi oczy i ku memu szczęściu zaczęło grzmieć i szybko zwinęliśmy się do domu.
Zbliżała się majówka, podczas której miałam pierwszy raz dotknąć i zawalczyć z prawdziwą skałą. Najpierw musiałam znaleźć odpowiednią kwaterę. Okazało się, że mój zmysł wynajdywania właściwej oferty zadziałał bardzo dobrze – skały mieliśmy już za ogrodzeniem.
Kiedy dojechaliśmy późną nocą do podczęstochowskiego Olsztyna i usłyszałam „Patrz, to tu będziemy się jutro wspinać”, pomyślałam tylko „O Jezu”.
Pogoda w tę majówkę dopisywała wyśmienita, było nawet za gorąco. Nie przewidziałam, że słońce może aż tak przypiekać, zwłaszcza, że zima odpuściła wtedy niespełna 14 dni wcześniej. Wstaliśmy rano, zjedliśmy śniadanie i na skały (konkretnie Słoneczne Skały Dolne na Wzgórzu Zamkowym w Olsztynie)! Przyznam, że czułam adrenalinę, to było moje pierwsze wyjście, kiedy uznałam „Wow, robi się poważnie”. Szybkie powtórzenie jak się robi ósemkę, jak się wydaje linę i tak zaczęło się moje pierwsze asekurowanie. Tym razem miałam wejść chyba dosyć nietypowo jak na skały Jury, bo z asekuracją górną.
Poszło mi to kiepsko, buty okropnie uciskały mi stopy i nie dokończyłam tej drogi (Pole Rugby). Za chwilę spróbowałam znowu, tym razem na tzw. wędkę. Pod sam koniec tej drogi jest leciutkie przewyższenie, którego okropnie się bałam, więc przeszłam trochę naokoło.
Po tych kilku próbach postanowiliśmy przejść na Słoneczne Skały Górne, gdzie ja już właściwie nie robiłam niczego innego oprócz asekuracji. Tak samo było na Ganku Ewy, który to mieści się po północnej stronie Zamkowego Wzgórza, dzięki czemu odpoczęliśmy od słońca.
Następnego dnia poszukaliśmy innego miejsca do wspinania i była to góra Biakło. Mogliśmy odsapnąć trochę od pełnego słońca, bo ściana wspinaczkowa przez większość dnia jest zacieniona. Wzniesienie to bardzo przypomina Giewont
Tego upalnego dnia bardzo często było słychać syreny strażackie, pożary wybuchały co chwilę i było widać wiele kłębowisk dymu Buty wspinaczkowe zrobiły mi ze stóp taką masakrę, że nie potrafiłam z nimi wytrzymać dłużej niż 2 minuty, także ze wspinaczki tego dnia nici…
Kolejnego dnia uparłam się, by dokończyć drogę Pole Rugby na Słonecznych Skałach i udało mi się (znów na okrętkę, ale co tam, ważne, że przełamałam tę farsę). U góry nawet zawyły mi syreny strażackie, do tego stopnia, że nie mogłam dogadać się, by zacząć zjazd.
Po tym małym sukcesie wybraliśmy się na skałę Boniek, znajduje się ona Sokolich Górach, na szczęście w lesie. Swoich niedołężnych prób mogłam dokonać na Danielowej Trasie, gdzie bardziej skupiałam się nad tym, by uciec przed wędrującym tam pająkiem niż nad zrobieniem tej drogi.
Wieczorową porą udaliśmy się ponownie na Słoneczne Skały Górne, gdzie udało mi się zrobić drogę Pod Płytką, wycena co prawda tylko IV, ale cieszyłam się, że wreszcie coś zrobiłam tak jak należy. Sposobem na mnie jest to, że „i tak cię nie spuszczę, możesz iść tylko do góry”. Także miło by było jakby każdy mnie tak w skałach opie*olił, to może by coś ze mnie było
Na koniec tego upału, chcieliśmy znaleźć skały w Górach Towarnych, niestety nie udało się nam, dlatego dzień był już bezwspinaczkowy. Jedyne, co nam pozostało, to wrócić na Mazowsze, po drodze zahaczając o ruiny zamku Krzyżtopór.
I to by było na tyle z mojego wspinaczkowego doświadczenia, więcej w skałach Jury Krakowsko-Częstochowskiej nie pojawiłam się, było tylko kilka incydentów na bunkrach Janówka i ściankach warszawskich. A szkoda.