XIX Przystanek Woodstock
: 2013-08-08, 15:26
I, jak co roku, nadeszła pora na cykliczną sodomę i gomorę oraz radosne łajdaczenie się
Mój 11-ty Woodstock - co prawda, to już nie czasy, kiedy cały rok się na to czekało, ale jednak ostatnie tygodnie to człowiek odlicza dni. Początkowo miałem z Młodym Kaprem jechać pierwszym podstawianym do Kostrzyna, ale z racji zmęczenia po weekendowym weselu jedziemy zwykłymi podstawianymi z przesiadkami (jaka oszczędność - 37 zł zamiast 60). We Wrocławiu dosiadamy się do ekipy z Wałbrzycha - oczywiście jestem najstarszy, ale do tego już się przyzwyczaiłem
W Kostrzynie miał nas odebrać Leszek, który przybył rano, ale z pewnych przyczyn nie był w stanie dotrzeć z pola Młody, jako Woodstockowa dziewica, wszystkiemu się dziwi - pokazuje mu więc, gdzie zrobić najlepsze zakupy, a gdzie na mieście jest piwo z grubego kufla. No i potem jedziemy w końcu na pole...
Ludzi już jak cholera - znowu musieliśmy się rozbić dalej niż ostatnio, ale przynajmniej łatwo do nas trafić. Rozbijamy się obok ekipy z Konina. Najbardziej dramatycznym momentem była chwila, kiedy rozpakowawszy plecak stwierdzam, że moje jedyne fusekle, jakie posiadam, to te co na sobie... na szczęście zostałem poratowany jedną konińską parą
A sam tegoroczny Przystanek?... na pewno lepszy od tego sprzed dwóch lat, gdy "grało" Prodigy. Na pewno gorszy niż te sprzed dekady (ale to se ne vrati). Ale ogólnie to niezły - poznało się fajnych ludzi i spotkało tych nie widzianych od lat, gęba non stop mi się śmiała (to jednak dużo zależy od towarzystwa), dwukrotnie odwiedziło miejski basen (pływać pieskiem z piwem w ręce - bezcenne ), kilka fajnych koncertów - kilka, bo z reguły wolałem robić co innego w tym czasie:
- Happysad - nie planowany, ale z fajnym towarzystwem, więc fajny,
- projekt Farben Lehre - szkoda, że tak mało własnych przebojów,
- projekt Hunter - najbardziej ostrzyłem zęby, ale jak powyżej,
- Kusturica - świetny, choć o 3 nad ranem już nie wszyscy wytrzymywali,
- Maria Peszek - pod sceną mi się podobała, końcówka z namiotu już mniej,
- Anthrax - to już zdecydowanie zbyt duży łomot dla mnie.
- Big Cyca słyszałem spod namiotu - nawali niezłego czadu.
Choć było też kilka zespołów, które bardziej pasowały na jakieś techno-party niż na PW.
Co jeszcze? Spoliczkowanie Miecugowa - nie byłem, nie popieram, ale nie tylko ja jestem zdania, że polityki (obojętnie jakiej opcji) jest tam za dużo. Dość tego gówna mamy na co dzień, aby jeszcze tam się pojawiało.
Komercja pożera Woodstock coraz bardziej - znowu mniej miejsca dla namiotów, a więcej dla jakiś badziewnych wiosek sponsorskich.
Zawody Strongmenów - WTF?? Może za rok MMA? to też przyciągnie debili...
Dilerka - ta zła. O ile w powietrzu unosił się znajomy zapach, gęstszy niż w holenderskich coffe-shopach (to też znak czasów - kiedyś ludzie się z tym kryli po krzakach, teraz łażą praktycznie oficjalnie), o tyle sporo osób sprzedawało ludziom jakieś świństwa. W pewnym momencie w mojej okolicy była wielka akcja Pokojowego Patrolu w poszukiwaniu jego sukinsyna, który sprzedawał zatruty towar - ludzie padali jak muchy, nie nadążali ich wywozić. Młody wydał się podejrzany i przeszukano mu namiot (mój najwyraźniej podejrzany nie był ). To kolejny znak czasów, że dzisiejsi Woodstockowicze trują się byle czym...
Owsiak, tradycyjnie pieprzący ze sceny - znowu się żalił, że "poważne gazety muzyczne" o Woodstocku nie piszą. A tak dużo zrobił, zniszczył stary klimat, zaprosił wielkie gwiazdy, a one dalej nie piszą. Jaki żal... To albo robi tą imprezę dla ludzi albo dla swojego poklasku, niech się zdecyduje.
Żarcie na PW - tragedia. Fastfood w najgorszym wydaniu (hamburger, hot-dog, bułka w parówce, nugetsy - w drakońskich cenach. Wystarczyło dołożyć 2 zł i na mieście miało się u Chińczyka zestaw obiadowy. U Krisznowców "tanie żarcie" za 8 zł - no, ale oni się przynajmniej ratują koncertami u siebie, bo hasła o tanim karmieniu sprzed lat dawno się zdeaktualizowały.
O piwie się nie wypowiadam, bo takowego na PW nie sprzedawali - szczyny w puszkach i kubeczkach przypominały wszystko, tylko nie napój turysty z pianką.
No i ludzie - jakoś zauważyłem więcej chamstwa niż zawsze. Krany rozpiździelono już chyba w czwartek, w efekcie ciągle problemy z wodą (choć przewróconych tojków było mniej). Dość często zdarzały się zaczepki wobec kobiet - łapanie za tyłek itp. Widać, że dzisiejsze nowe pokolenie woodstockowe mocno się różni od dawnego - nie zwalam tego tylko na gówniarski wiek, bo kiedy moja ekipa zaczynała jeździć, to też byli szczeniakami, a zachowywali się inaczej. Faktem jest, że od kilku już lat mniej jest jabolowych ofiar (i mniej panczurów w ogóle), kiedyś w okolicach wioski piwnej trzeba się było pomiędzy zwłokami przedzierać, a teraz tylko z rzadka coś leży
A za rok pewno znowu wrócę...
na końcu z resztkami konińskiej ekipy...
a cała galeria tu:
https://picasaweb.google.com/PudelekIV/ ... Woodstock#
Mój 11-ty Woodstock - co prawda, to już nie czasy, kiedy cały rok się na to czekało, ale jednak ostatnie tygodnie to człowiek odlicza dni. Początkowo miałem z Młodym Kaprem jechać pierwszym podstawianym do Kostrzyna, ale z racji zmęczenia po weekendowym weselu jedziemy zwykłymi podstawianymi z przesiadkami (jaka oszczędność - 37 zł zamiast 60). We Wrocławiu dosiadamy się do ekipy z Wałbrzycha - oczywiście jestem najstarszy, ale do tego już się przyzwyczaiłem
W Kostrzynie miał nas odebrać Leszek, który przybył rano, ale z pewnych przyczyn nie był w stanie dotrzeć z pola Młody, jako Woodstockowa dziewica, wszystkiemu się dziwi - pokazuje mu więc, gdzie zrobić najlepsze zakupy, a gdzie na mieście jest piwo z grubego kufla. No i potem jedziemy w końcu na pole...
Ludzi już jak cholera - znowu musieliśmy się rozbić dalej niż ostatnio, ale przynajmniej łatwo do nas trafić. Rozbijamy się obok ekipy z Konina. Najbardziej dramatycznym momentem była chwila, kiedy rozpakowawszy plecak stwierdzam, że moje jedyne fusekle, jakie posiadam, to te co na sobie... na szczęście zostałem poratowany jedną konińską parą
A sam tegoroczny Przystanek?... na pewno lepszy od tego sprzed dwóch lat, gdy "grało" Prodigy. Na pewno gorszy niż te sprzed dekady (ale to se ne vrati). Ale ogólnie to niezły - poznało się fajnych ludzi i spotkało tych nie widzianych od lat, gęba non stop mi się śmiała (to jednak dużo zależy od towarzystwa), dwukrotnie odwiedziło miejski basen (pływać pieskiem z piwem w ręce - bezcenne ), kilka fajnych koncertów - kilka, bo z reguły wolałem robić co innego w tym czasie:
- Happysad - nie planowany, ale z fajnym towarzystwem, więc fajny,
- projekt Farben Lehre - szkoda, że tak mało własnych przebojów,
- projekt Hunter - najbardziej ostrzyłem zęby, ale jak powyżej,
- Kusturica - świetny, choć o 3 nad ranem już nie wszyscy wytrzymywali,
- Maria Peszek - pod sceną mi się podobała, końcówka z namiotu już mniej,
- Anthrax - to już zdecydowanie zbyt duży łomot dla mnie.
- Big Cyca słyszałem spod namiotu - nawali niezłego czadu.
Choć było też kilka zespołów, które bardziej pasowały na jakieś techno-party niż na PW.
Co jeszcze? Spoliczkowanie Miecugowa - nie byłem, nie popieram, ale nie tylko ja jestem zdania, że polityki (obojętnie jakiej opcji) jest tam za dużo. Dość tego gówna mamy na co dzień, aby jeszcze tam się pojawiało.
Komercja pożera Woodstock coraz bardziej - znowu mniej miejsca dla namiotów, a więcej dla jakiś badziewnych wiosek sponsorskich.
Zawody Strongmenów - WTF?? Może za rok MMA? to też przyciągnie debili...
Dilerka - ta zła. O ile w powietrzu unosił się znajomy zapach, gęstszy niż w holenderskich coffe-shopach (to też znak czasów - kiedyś ludzie się z tym kryli po krzakach, teraz łażą praktycznie oficjalnie), o tyle sporo osób sprzedawało ludziom jakieś świństwa. W pewnym momencie w mojej okolicy była wielka akcja Pokojowego Patrolu w poszukiwaniu jego sukinsyna, który sprzedawał zatruty towar - ludzie padali jak muchy, nie nadążali ich wywozić. Młody wydał się podejrzany i przeszukano mu namiot (mój najwyraźniej podejrzany nie był ). To kolejny znak czasów, że dzisiejsi Woodstockowicze trują się byle czym...
Owsiak, tradycyjnie pieprzący ze sceny - znowu się żalił, że "poważne gazety muzyczne" o Woodstocku nie piszą. A tak dużo zrobił, zniszczył stary klimat, zaprosił wielkie gwiazdy, a one dalej nie piszą. Jaki żal... To albo robi tą imprezę dla ludzi albo dla swojego poklasku, niech się zdecyduje.
Żarcie na PW - tragedia. Fastfood w najgorszym wydaniu (hamburger, hot-dog, bułka w parówce, nugetsy - w drakońskich cenach. Wystarczyło dołożyć 2 zł i na mieście miało się u Chińczyka zestaw obiadowy. U Krisznowców "tanie żarcie" za 8 zł - no, ale oni się przynajmniej ratują koncertami u siebie, bo hasła o tanim karmieniu sprzed lat dawno się zdeaktualizowały.
O piwie się nie wypowiadam, bo takowego na PW nie sprzedawali - szczyny w puszkach i kubeczkach przypominały wszystko, tylko nie napój turysty z pianką.
No i ludzie - jakoś zauważyłem więcej chamstwa niż zawsze. Krany rozpiździelono już chyba w czwartek, w efekcie ciągle problemy z wodą (choć przewróconych tojków było mniej). Dość często zdarzały się zaczepki wobec kobiet - łapanie za tyłek itp. Widać, że dzisiejsze nowe pokolenie woodstockowe mocno się różni od dawnego - nie zwalam tego tylko na gówniarski wiek, bo kiedy moja ekipa zaczynała jeździć, to też byli szczeniakami, a zachowywali się inaczej. Faktem jest, że od kilku już lat mniej jest jabolowych ofiar (i mniej panczurów w ogóle), kiedyś w okolicach wioski piwnej trzeba się było pomiędzy zwłokami przedzierać, a teraz tylko z rzadka coś leży
A za rok pewno znowu wrócę...
na końcu z resztkami konińskiej ekipy...
a cała galeria tu:
https://picasaweb.google.com/PudelekIV/ ... Woodstock#