Zaułkami Bytomia
Latem za oknem jest 200 kaktusów, jeśli Cię to satysfakcjonuje. Od końca marca tak do listopada. Ale daj znać, jak będziesz szła, tp jakieś kalesony też powieszę.
Ostatnio zmieniony 2020-03-04, 23:03 przez sokół, łącznie zmieniany 1 raz.
sokół pisze:Latem za oknem jest 200 kaktusów, jeśli Cię to satysfakcjonuje. Od końca marca tak do listopada. Ale daj znać, jak będziesz szła, tp jakieś kalesony też powieszę.
O to kaktusy ciekawsze! Jeszcze 200???? O matko! To chyba jedno z ciekawszych bytomskich okien!
A jak łaże po Bytomiu - to zwykle miedzy marcem a listopadem! zimą to mi sie lazic nie chce!
Ostatnio zmieniony 2020-03-05, 10:06 przez buba, łącznie zmieniany 2 razy.
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Na kolejną wycieczkę wypuszczamy się w rejon ulicy Korfantego i Smolenia. W bramy włazimy w sposób chaotyczny - to na lewo, to na prawo, to wychodzimy innym wejściem niż weszliśmy. To przez piwnicę, to przez strych, to krętymi schodami i przez jakiś balkonik. Jedynie po dachach nie mieliśmy okazji jeszcze chodzić - ale wszystko przed nami! Dachy bytomskie to też ponoć klimat jedyny w swoim rodzaju i zupełnie inny obraz miasta. Ponoć też całkiem duże przestrzenie można tym sposobem pokonać. No ale póki co wracając na ziemie - do ciemnych i wilgotnych bram o specyficznym zapachu. A no właśnie - podwórkowe zapachy… Często są one powtarzalne - woń kibelkowo - chmielowa w bramach i gotująca się kapucha zalatująca z okna.. Ale bywało też nietypowo.. Np. silny zapach konwalii.. Albo z jednej opuszczonej kamienicy dawało aromatem ryb i wodorostu - jak powiew znad morza!
Jedno z dzisiejszych ciekawszych spotkań: Wydaje mi się, że jestem na podwórku sama. Dziubię coś z aparat, gdy słyszę głos jakieś pół metra za mną - “A pani tu co? Co pani tu szuka i fotografuje? Hę?” Mówię, że ptaki. Tak mi przyszło do głowy, bo akurat jedna taka puszysta kulka zaczęła się huśtać na sznurku z praniem, takim co zostało wyprane jeszcze w poprzednim tysiącleciu (o ile w ogóle Koleś od razu zmienia ton. Twarz mu się rozjaśnia uśmiechem. “Tu są dziesiątki ptaków! Tu się lęgną! Tam pod siódemką, gdzie mieszkała pani Filipiakowa, tam teraz jest pusto. Ileż tam jest gniazd!”. Trafiłam na ornitologa, prawdziwego człowieka z pasją! Godzina nie moja! Lubię ptactwo, ale niestety nie znam się na nich za dobrze. Zatem nie byłam w stanie zapamiętać tego wywodu pełnego nazw gatunkowych i innego fachowego słownictwa. Że czyżyki wąskonose przestały się pojawiać, że w latach 80 tych to nawet gile zielone tu się gnieździły, a że teraz łagodniejsze zimy, więc jest więcej piskląt ale są one słabsze… Jak bardzo żaluje, że nie mam jak nagrać tej naszej rozmowy.. Acz ciężko to rozmową nazwać, bo moje wstawki ograniczają się do “aha, yyyyhmm, no tak”
Tu podwórko obserwujemy tylko z zza płotu. I zza kordonu pachnących krzewów - różyczek, dzikiego bzu…
Jakiś uniolubny polityk też tonie w zaroślach
Tu akurat od frontu.. Całkowicie opuszczona kamieniczka...
Bramy o rzeźbionych sufitach…
… prowadzą na ceglane podwórka… Tu chyba rośnie sosna? Niewiele kojarzę sosen w Bytomiu!
Balkon wsparty na solidnych belach!
Balkoniki we wnękach, widziane z zewnątrz i wewnątrz…
Schody w takich kamienicach to zupełnie coś innego niż w bloku, niż to do czego przywykłam na co dzień. Takowymi schodami nie ma opcji iść cicho.. Każdy stopień odzywa się inną melodią dźwięków… Jeden skrzypi cieniutko i przeciągle, inny jakby dudnił, jeszcze kolejny zdaje się wydawać dźwięk hamującego awaryjnie auta… Spod następnego wybiega cała mysia rodzinka! Jedna duża i chyba z 7 malutkich! Hop hop hop - skaczą po kolejnych schodkach i znikają w dobrze sobie znanej dziurze w ścianie...
I kolejne bramy o ścianach krytych dekupażem….
Kącik dziecinny…
I znów ceglasto….
Kamienice tu wykazują ciekawą rosochatość… Każda ma inną wysokość! Trochę to zasiewa wątpliwość na mój plan na przyszłość tzn. wędrówkę po bytomskich dachach...
Zaułek...
Zwraca uwagę nietypowo duża ilość solidnych, zewnętrznych rur…
Zagłębiamy się w kolorowo udekorowaną malunkami bramę....
...która prowadzi nas do całkiem sporego labiryntu uliczek, przejść, murków, i wydeptanych ścieżynek wśród zarośli…
Stworzenia bramne "Podpieracz ścienny" - bardzo rozpowszechniony w tych rejonach gatunek!
Komórek tu ci dostatek! Chyba do każdego lokalu przynależała kiedyś komórka! Wygodna rzecz - było gdzie trzymać rowery, wózki, narzędzia czy wszelakie bambetle, które na codzień nie są potrzebne a szkoda wyrzucić.
Ta fotka zrobiła się przypadkiem. Aparat mi wypadał z ręki i łapiąc go w powietrzu się nacisnęło. Zostawiłam więc to zdjęcie - trochę nieostre, ale takie z historią!
Parter pustaki, wyżej dykta… A kolejne, wyższe piętra chyba są nadal zamieszkane? Chyba że pety same z okien wylatują, bez ingerencji i współpracy człowieka?
Można coś oddać do skupu (butelki, metale kolorowe). Żałuje, że akurat nic nie mieliśmy - następnym razem coś trza zorganizować, aby móc wejść, pogadać… Z pustymi rękoma to tak jakoś głupio...
Komis już chyba nie działa od lat...
Sporo okolicznych kamienic to już tylko wydmuszki…. Niektóre wykorzystywane do celów biesiadno - imprezowych, inne chyba już w stanie uniemożliwiającym nawet to...
Ciekawe jak dawno zostały opuszczone? kiedy jeszcze mieszkali w nich ludzie? I ile jeszcze postoją…
(odpowiadając na jeden z komentarzy - nie, to nie Warszawa po powstaniu )
Tydzień po naszej wycieczce doszły nas wieści, że jakiś “pustostan na Smolenia się zawalił”. Ciekawe czy któryś z tych… I czy przypadkiem któreś z moich zdjęć ma już walory historyczne?
I znów wędrówki zakosami wycinanych schodków. To ulubiony fragment wycieczek dla Kabaczka - w dół i w górę (nieraz kilkakrotnie i do znudzenia) po skrzypiących, pachnących starym drewnem konstrukcjach!
Tutaj, w tej bramie, wyjątkowo dużo rzeźbień spogląda na nas ze ścian..
Z wizytą w czarnej strefie
Jest nieraz taki moment na wycieczkach, gdzie “karta pamięci” się zapycha. I nie mam tu na myśli aparatu fotograficznego Tylko ludzką pamięć, zdolność rejestrowania, odróżniania, segregowania, przyporządkowania. Nadchodzi taki etap, gdzie kolejne miejsca, kolejne atrakcje, zwiedzone, zaliczone, poznane - będą już tylko bezładnym kalejdoskopem obrazów i zdarzeń, które po zamknięciu oczu przesypują się w sposób losowy, jak wrzucone do beczki i zamieszane dużą chochlą. Nie wiem czemu, ale bardzo lubię ten etap zmęczenia eksploracją otaczającej mnie rzeczywistości, ten moment przesytu, ten bezładny mętlik i kołujące przed oczami obrazy. Etap dający poczucie dobrze spędzonego dnia, wykorzystanego właściwie czasu. Wrażenie dające w swoim chaosie irracjonalne wręcz - ale poczucie odpoczynku i błogości. Dziś ten moment nadszedł właśnie teraz… Mamy więc w wirującym kotle: kamerliki, gołębniki i dawne bary. Mamy krainy malowniczo spękanego betonu, kwadratowej i prostokątnej płytki brukowej sprzed lat, skrzypiącego pod podeszwami żwiru i ciamkających błotnistych kałuż. Mamy dyndające na kablach buty, okna kryte sarenkami, spadające z nieba parówki i pancerne drzwi, do których ktoś ponoć ma klucz… Albo przynajmniej kiedyś miał…
Dziś dla odmiany odwiedzamy inny bar mleczny! Na rogu Smolenia i Żołnierza Polskiego! Pyszne pierogi z mięsem tam mają! Kiedy się tylko da to tu zaglądamy!
cdn
Jedno z dzisiejszych ciekawszych spotkań: Wydaje mi się, że jestem na podwórku sama. Dziubię coś z aparat, gdy słyszę głos jakieś pół metra za mną - “A pani tu co? Co pani tu szuka i fotografuje? Hę?” Mówię, że ptaki. Tak mi przyszło do głowy, bo akurat jedna taka puszysta kulka zaczęła się huśtać na sznurku z praniem, takim co zostało wyprane jeszcze w poprzednim tysiącleciu (o ile w ogóle Koleś od razu zmienia ton. Twarz mu się rozjaśnia uśmiechem. “Tu są dziesiątki ptaków! Tu się lęgną! Tam pod siódemką, gdzie mieszkała pani Filipiakowa, tam teraz jest pusto. Ileż tam jest gniazd!”. Trafiłam na ornitologa, prawdziwego człowieka z pasją! Godzina nie moja! Lubię ptactwo, ale niestety nie znam się na nich za dobrze. Zatem nie byłam w stanie zapamiętać tego wywodu pełnego nazw gatunkowych i innego fachowego słownictwa. Że czyżyki wąskonose przestały się pojawiać, że w latach 80 tych to nawet gile zielone tu się gnieździły, a że teraz łagodniejsze zimy, więc jest więcej piskląt ale są one słabsze… Jak bardzo żaluje, że nie mam jak nagrać tej naszej rozmowy.. Acz ciężko to rozmową nazwać, bo moje wstawki ograniczają się do “aha, yyyyhmm, no tak”
Tu podwórko obserwujemy tylko z zza płotu. I zza kordonu pachnących krzewów - różyczek, dzikiego bzu…
Jakiś uniolubny polityk też tonie w zaroślach
Tu akurat od frontu.. Całkowicie opuszczona kamieniczka...
Bramy o rzeźbionych sufitach…
… prowadzą na ceglane podwórka… Tu chyba rośnie sosna? Niewiele kojarzę sosen w Bytomiu!
Balkon wsparty na solidnych belach!
Balkoniki we wnękach, widziane z zewnątrz i wewnątrz…
Schody w takich kamienicach to zupełnie coś innego niż w bloku, niż to do czego przywykłam na co dzień. Takowymi schodami nie ma opcji iść cicho.. Każdy stopień odzywa się inną melodią dźwięków… Jeden skrzypi cieniutko i przeciągle, inny jakby dudnił, jeszcze kolejny zdaje się wydawać dźwięk hamującego awaryjnie auta… Spod następnego wybiega cała mysia rodzinka! Jedna duża i chyba z 7 malutkich! Hop hop hop - skaczą po kolejnych schodkach i znikają w dobrze sobie znanej dziurze w ścianie...
I kolejne bramy o ścianach krytych dekupażem….
Kącik dziecinny…
I znów ceglasto….
Kamienice tu wykazują ciekawą rosochatość… Każda ma inną wysokość! Trochę to zasiewa wątpliwość na mój plan na przyszłość tzn. wędrówkę po bytomskich dachach...
Zaułek...
Zwraca uwagę nietypowo duża ilość solidnych, zewnętrznych rur…
Zagłębiamy się w kolorowo udekorowaną malunkami bramę....
...która prowadzi nas do całkiem sporego labiryntu uliczek, przejść, murków, i wydeptanych ścieżynek wśród zarośli…
Stworzenia bramne "Podpieracz ścienny" - bardzo rozpowszechniony w tych rejonach gatunek!
Komórek tu ci dostatek! Chyba do każdego lokalu przynależała kiedyś komórka! Wygodna rzecz - było gdzie trzymać rowery, wózki, narzędzia czy wszelakie bambetle, które na codzień nie są potrzebne a szkoda wyrzucić.
Ta fotka zrobiła się przypadkiem. Aparat mi wypadał z ręki i łapiąc go w powietrzu się nacisnęło. Zostawiłam więc to zdjęcie - trochę nieostre, ale takie z historią!
Parter pustaki, wyżej dykta… A kolejne, wyższe piętra chyba są nadal zamieszkane? Chyba że pety same z okien wylatują, bez ingerencji i współpracy człowieka?
Można coś oddać do skupu (butelki, metale kolorowe). Żałuje, że akurat nic nie mieliśmy - następnym razem coś trza zorganizować, aby móc wejść, pogadać… Z pustymi rękoma to tak jakoś głupio...
Komis już chyba nie działa od lat...
Sporo okolicznych kamienic to już tylko wydmuszki…. Niektóre wykorzystywane do celów biesiadno - imprezowych, inne chyba już w stanie uniemożliwiającym nawet to...
Ciekawe jak dawno zostały opuszczone? kiedy jeszcze mieszkali w nich ludzie? I ile jeszcze postoją…
(odpowiadając na jeden z komentarzy - nie, to nie Warszawa po powstaniu )
Tydzień po naszej wycieczce doszły nas wieści, że jakiś “pustostan na Smolenia się zawalił”. Ciekawe czy któryś z tych… I czy przypadkiem któreś z moich zdjęć ma już walory historyczne?
I znów wędrówki zakosami wycinanych schodków. To ulubiony fragment wycieczek dla Kabaczka - w dół i w górę (nieraz kilkakrotnie i do znudzenia) po skrzypiących, pachnących starym drewnem konstrukcjach!
Tutaj, w tej bramie, wyjątkowo dużo rzeźbień spogląda na nas ze ścian..
Z wizytą w czarnej strefie
Jest nieraz taki moment na wycieczkach, gdzie “karta pamięci” się zapycha. I nie mam tu na myśli aparatu fotograficznego Tylko ludzką pamięć, zdolność rejestrowania, odróżniania, segregowania, przyporządkowania. Nadchodzi taki etap, gdzie kolejne miejsca, kolejne atrakcje, zwiedzone, zaliczone, poznane - będą już tylko bezładnym kalejdoskopem obrazów i zdarzeń, które po zamknięciu oczu przesypują się w sposób losowy, jak wrzucone do beczki i zamieszane dużą chochlą. Nie wiem czemu, ale bardzo lubię ten etap zmęczenia eksploracją otaczającej mnie rzeczywistości, ten moment przesytu, ten bezładny mętlik i kołujące przed oczami obrazy. Etap dający poczucie dobrze spędzonego dnia, wykorzystanego właściwie czasu. Wrażenie dające w swoim chaosie irracjonalne wręcz - ale poczucie odpoczynku i błogości. Dziś ten moment nadszedł właśnie teraz… Mamy więc w wirującym kotle: kamerliki, gołębniki i dawne bary. Mamy krainy malowniczo spękanego betonu, kwadratowej i prostokątnej płytki brukowej sprzed lat, skrzypiącego pod podeszwami żwiru i ciamkających błotnistych kałuż. Mamy dyndające na kablach buty, okna kryte sarenkami, spadające z nieba parówki i pancerne drzwi, do których ktoś ponoć ma klucz… Albo przynajmniej kiedyś miał…
Dziś dla odmiany odwiedzamy inny bar mleczny! Na rogu Smolenia i Żołnierza Polskiego! Pyszne pierogi z mięsem tam mają! Kiedy się tylko da to tu zaglądamy!
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
- telefon 110
- Posty: 2046
- Rejestracja: 2014-09-20, 22:32
buba pisze:
Sporo okolicznych kamienic to już tylko wydmuszki…. I ile jeszcze postoją…
To jest problem założeń urbanistycznych opartych na górnictwie bądź przemyśle.
Złoża się kończą albo gdzie indziej wydobywają taniej (Australia), gdzie indziej taniej szyją gacie czy wytapiają stal.
Cały czas wrażenie tymczasowości.
Miasta oparte na handlu są trwalsze( na liniach komunikacyjnych typu porty etc).
- telefon 110
- Posty: 2046
- Rejestracja: 2014-09-20, 22:32
Tym razem ruszamy w jeden z ciekawszych rejonów - w sektor kamienic ograniczony ulicami: Piekarską, Wrocławską, Powstańców i Piłsudskiego. Region posiadający sporą ilość wewnętrznych kamienic, które żadnym swoim kawałkiem nie przytykają do ulic. Miejsce będące praktycznie jednym, wielkim, zawiłym podwórkiem. Ponoć da się przejść cały nie wychodząc na ulice i forsując jedynie niewielkie murki. Słyszałam, że o tym sektorze powstały opowiadania z pogranicza horroru i fantazy, a również jakaś gra komputerowa. Nie dziwię się - teren ma potencjał!
Na jednym z podwórek leżą rozrzucone rowerki i hulajnogi. Kamienica na lewo i na prawo patrzy na nas ciemnymi prostokątami wyłupanych okien. Ktoś jednak gdzieś tu musi mieszkać. Gdzieś z wnętrza pozornie opuszczonych kamienic łupie wesoła i skoczna muzyka. Rowerki chyba też nie są bezpańskie, ktoś ich czasem używa. Póki co nie porósł ich mech, który gęsto wyściela chodnikowe płyty, którymi jest wyłożone podwóreczko. Kabak bez pytania (i zanim zdążę zareagować) wskakuje na jeden z rowerków i zaczyna jeździć wokół podwórka. Z bramy wychodzi chłopczyk o ciemnej karnacji i zaczyna buczeć, że jego rowerek odjeżdża w siną dal.. Za chwilę z głębi korytarzy wyłania się ojciec, klasyczny Cygan. “Ej ty! To rowerek mojego synka!" Ja mówię, że wiem i zaraz oddamy.. Łapie kabaka, mówie “oddaj rowerek, to chłopczyka”. A kabak “Nie!! Ten rowerek jest przecież opuszczony!” Sytuacja robi się napięta… Cygan proponuje kompromis - jeszcze jedno kółko wokół podwórka i rowerek wraca do właściciela. Na koniec przynoszę rowerek Cyganowi, patrzę mu w oczy i mówię: “przepraszam za tą całą sytuacje…”. Facet chyba nie jest zły. Uśmiecha się niepełnym garniturem zębisk. “Nie ma za co, ja to rozumiem, że czasem się coś tak przyklei”
Jak ul. Piekarska to nie może się obyć bez sławnego tramwajka!
Ten nieco nowszy, ale również lubię te modele.
Początkowo podwórka, w które zaglądamy, są dosyć “płytkie”. W tym sensie, że brama prowadzi na placyk otoczony przez kamienice i tyle. Nie ma przejścia dalej...
To podwórko jakieś takie betonowe i okratowane.. Kojarzy mi się ze spacerniakiem w pierdlu
Tu całkiem nowy płot przegradza nam dalszą trasę wędrówki… To żesz to szlag!
Początek naszej wycieczki po labiryntach przy Piekarskiej nie jest więc zbyt rokujący… Już się obawiamy, że zasłyszane opowieści o “wewnętrznym mieście” są zmyślone albo już nieaktualne…
Podwórko z przyrośniętym dywanem
Nieraz wrasta coś solidniejszego! Do jednej z kamieniczek przykleiła się malownicza baszta! Dobudowali ją później? I taka jedna samotna… Moim zdaniem przydałaby się jej koleżanka!
Klatka schodowa o malunkach z rolki. Jakoś coraz rzadziej się takowe spotyka, a bardzo je lubiłam!
Okienko… Widać, że komuś strasznie zależało, aby je zabić i uniemożliwić przeniknięcie do środka…
Czemu? Że niby ktoś tą starą oponę ukradnie?
Tu wycinany schodowy metal nieco już nadgryziony patyną rdzy… Wygląda jak nadkola naszej skodusi
Tu inny deseń wycinanek i ten póki co się opiera dzielnie nadgryzaczom!
Widać ślad po budynku, którego już nie ma… Odszedł w przeszłość… Został tylko jego cień i oddech wyryty na murze sąsiada...
Tylko jaki dziwny kształt musiał mieć ten budynek? Patrząc na ten fragment ukośnego muru przytykający do balkonów?? Co to stało tutaj za dziwo?
No i w końcu bramą widoczną na tym zdjęciu - udaje się nam dostać w poszukiwany rejon! Hurra! On istnieje naprawdę - i jest tak fajny i klimatyczny, że rzeczywistość okazuje się przerosnąć nasze oczekiwania!
Teraz sobie powędrujemy do woli pylistymi ścieżynami pośród wszelakich ruin i zagajników!
Ciekawe półkoliste okna ma ten budynek - te na drugim piętrze. Czemu akurat inny kształt niż piętro niżej??
Tu się ktoś wykazał żelazną konsekwencją w zatykaniu okien dyktą…
Tu konsekwencja była jedynie częściowa - albo już dykty zaczęło brakować?
Można przysiąść na chwilę w cieniu drzew i odsapnąć od upału. Na miękko, z oparciem… Wokół śpiew ptaków, bzyk owadów, odległe bulgotanie aut czy tramwajów.. Takie dźwięki, jakie rozchodzą się w upalne, letnie popołudnie. Takie ciężkie, lepkie i palące słońcem w pysk. Takie, gdy każdy cień i każdy kawałek zieleni daje wytchnienie i przerwę od mrużenia oczu... Tu nie brakuje ani zieleni, ani rozwalisk, w cieniu których można przysiąść i delektować się ciszą... Aż się nie chce wierzyć, że jesteśmy praktycznie w centrum dużego miasta
Kawałek dalej biesiada rodzinna!
Coś mi wlazło w kadr! Chyba jakieś dziecko nawiało z imprezy? Czy może wypuściło się na samotną eksploracje miejskich labiryntów? Nieduży krasnal wyłania się z chaszczy i cieszy mu się gęba!
Pozostałości auta stają się powoli fragmentem przyrody…
Cieniste podwórko częściowo wykafelkowane.
Faliste dna balkonów…
Boczne przejście do jednej z wielu wewnętrznych kamienic.
Taras na dachu garażu!
Siku dozwolone! Na “dwójkę” trzeba pod mur
Nie ma już tego sklepiku… Ciekawe gdzie był? W bramie czy w podwórzu?
A tu całkowicie opuszczone podwórko…
I mur, przez który uda nam się przeprawić, aby kontynuować wycieczkę.
Kolejny zaułek wypoczynkowy!
Mój aparat trochę zaburza kształty i perspektywę, więc tak dobrze nie widać... ale to miejsce miało kształt trapezu. Dachy tych budynków po bokach były znacznie bliżej siebie niż ich podstawy. Zupełnie jakby się to wszystko składało nam nad głową. Albo tylko takie zaburzenie optyczne?
I znów wyboiste wewnętrzne uliczki rozłażą się na lewo i prawo! Gdzie iść? Bo chce się iść wszędzie!
Dzieciarnia najpierw kopię piłkę klasycznie…
A potem wchodzą na wyższy poziom meczu. Dokładnie i dosłownie. Wchodzą na dachy garaży i tam kontynuują futbolowe wyczyny.
Do tej kamienicy musi być wejście od drugiej strony.. Bo część mieszkań jest używana - a wejścia są zamurowane!
Wyłazimy na spory asfaltowy plac przed kamienicą z dachowym grzebieniem.
Opuszczone garaże.
I znów mroczne tryfty… Ta wyjątkowo ciągnie piwnicznym chłodem...
A tu nie wiem co Kabaczka naszło! Chyba z 10 minut tańczyła i śpiewała. Mówiła, że “to dobre miejsce”. Jedna z okiennych babuszek miała chyba dzień ciekawszy niż zwykle
A tu mury, na których się jednak oparliśmy.. Chyba za wysokie dla nas do pokonania? Znaczy co? Musimy zawrócić?
A kuku! Jednak nie wracamy! Przejście odnalezione! Przejście odnalezione!
Zapuszczając żurawia komuś do chałupy
To się nazywa solidna pajęczyna!
Bytomskie podwórka otwierają przed człowiekiem szereg nieznanych perspektyw! Może kurs płetwonurków?
Gdzieś w kolejnej bramie…
Ot i wyleźlim. Ot taka fasada! Ot taka zwykła kamienica - jedna z tych, które oddzielają ruchliwe miasto od zielonego labiryntu z innego świata...
cdn
Na jednym z podwórek leżą rozrzucone rowerki i hulajnogi. Kamienica na lewo i na prawo patrzy na nas ciemnymi prostokątami wyłupanych okien. Ktoś jednak gdzieś tu musi mieszkać. Gdzieś z wnętrza pozornie opuszczonych kamienic łupie wesoła i skoczna muzyka. Rowerki chyba też nie są bezpańskie, ktoś ich czasem używa. Póki co nie porósł ich mech, który gęsto wyściela chodnikowe płyty, którymi jest wyłożone podwóreczko. Kabak bez pytania (i zanim zdążę zareagować) wskakuje na jeden z rowerków i zaczyna jeździć wokół podwórka. Z bramy wychodzi chłopczyk o ciemnej karnacji i zaczyna buczeć, że jego rowerek odjeżdża w siną dal.. Za chwilę z głębi korytarzy wyłania się ojciec, klasyczny Cygan. “Ej ty! To rowerek mojego synka!" Ja mówię, że wiem i zaraz oddamy.. Łapie kabaka, mówie “oddaj rowerek, to chłopczyka”. A kabak “Nie!! Ten rowerek jest przecież opuszczony!” Sytuacja robi się napięta… Cygan proponuje kompromis - jeszcze jedno kółko wokół podwórka i rowerek wraca do właściciela. Na koniec przynoszę rowerek Cyganowi, patrzę mu w oczy i mówię: “przepraszam za tą całą sytuacje…”. Facet chyba nie jest zły. Uśmiecha się niepełnym garniturem zębisk. “Nie ma za co, ja to rozumiem, że czasem się coś tak przyklei”
Jak ul. Piekarska to nie może się obyć bez sławnego tramwajka!
Ten nieco nowszy, ale również lubię te modele.
Początkowo podwórka, w które zaglądamy, są dosyć “płytkie”. W tym sensie, że brama prowadzi na placyk otoczony przez kamienice i tyle. Nie ma przejścia dalej...
To podwórko jakieś takie betonowe i okratowane.. Kojarzy mi się ze spacerniakiem w pierdlu
Tu całkiem nowy płot przegradza nam dalszą trasę wędrówki… To żesz to szlag!
Początek naszej wycieczki po labiryntach przy Piekarskiej nie jest więc zbyt rokujący… Już się obawiamy, że zasłyszane opowieści o “wewnętrznym mieście” są zmyślone albo już nieaktualne…
Podwórko z przyrośniętym dywanem
Nieraz wrasta coś solidniejszego! Do jednej z kamieniczek przykleiła się malownicza baszta! Dobudowali ją później? I taka jedna samotna… Moim zdaniem przydałaby się jej koleżanka!
Klatka schodowa o malunkach z rolki. Jakoś coraz rzadziej się takowe spotyka, a bardzo je lubiłam!
Okienko… Widać, że komuś strasznie zależało, aby je zabić i uniemożliwić przeniknięcie do środka…
Czemu? Że niby ktoś tą starą oponę ukradnie?
Tu wycinany schodowy metal nieco już nadgryziony patyną rdzy… Wygląda jak nadkola naszej skodusi
Tu inny deseń wycinanek i ten póki co się opiera dzielnie nadgryzaczom!
Widać ślad po budynku, którego już nie ma… Odszedł w przeszłość… Został tylko jego cień i oddech wyryty na murze sąsiada...
Tylko jaki dziwny kształt musiał mieć ten budynek? Patrząc na ten fragment ukośnego muru przytykający do balkonów?? Co to stało tutaj za dziwo?
No i w końcu bramą widoczną na tym zdjęciu - udaje się nam dostać w poszukiwany rejon! Hurra! On istnieje naprawdę - i jest tak fajny i klimatyczny, że rzeczywistość okazuje się przerosnąć nasze oczekiwania!
Teraz sobie powędrujemy do woli pylistymi ścieżynami pośród wszelakich ruin i zagajników!
Ciekawe półkoliste okna ma ten budynek - te na drugim piętrze. Czemu akurat inny kształt niż piętro niżej??
Tu się ktoś wykazał żelazną konsekwencją w zatykaniu okien dyktą…
Tu konsekwencja była jedynie częściowa - albo już dykty zaczęło brakować?
Można przysiąść na chwilę w cieniu drzew i odsapnąć od upału. Na miękko, z oparciem… Wokół śpiew ptaków, bzyk owadów, odległe bulgotanie aut czy tramwajów.. Takie dźwięki, jakie rozchodzą się w upalne, letnie popołudnie. Takie ciężkie, lepkie i palące słońcem w pysk. Takie, gdy każdy cień i każdy kawałek zieleni daje wytchnienie i przerwę od mrużenia oczu... Tu nie brakuje ani zieleni, ani rozwalisk, w cieniu których można przysiąść i delektować się ciszą... Aż się nie chce wierzyć, że jesteśmy praktycznie w centrum dużego miasta
Kawałek dalej biesiada rodzinna!
Coś mi wlazło w kadr! Chyba jakieś dziecko nawiało z imprezy? Czy może wypuściło się na samotną eksploracje miejskich labiryntów? Nieduży krasnal wyłania się z chaszczy i cieszy mu się gęba!
Pozostałości auta stają się powoli fragmentem przyrody…
Cieniste podwórko częściowo wykafelkowane.
Faliste dna balkonów…
Boczne przejście do jednej z wielu wewnętrznych kamienic.
Taras na dachu garażu!
Siku dozwolone! Na “dwójkę” trzeba pod mur
Nie ma już tego sklepiku… Ciekawe gdzie był? W bramie czy w podwórzu?
A tu całkowicie opuszczone podwórko…
I mur, przez który uda nam się przeprawić, aby kontynuować wycieczkę.
Kolejny zaułek wypoczynkowy!
Mój aparat trochę zaburza kształty i perspektywę, więc tak dobrze nie widać... ale to miejsce miało kształt trapezu. Dachy tych budynków po bokach były znacznie bliżej siebie niż ich podstawy. Zupełnie jakby się to wszystko składało nam nad głową. Albo tylko takie zaburzenie optyczne?
I znów wyboiste wewnętrzne uliczki rozłażą się na lewo i prawo! Gdzie iść? Bo chce się iść wszędzie!
Dzieciarnia najpierw kopię piłkę klasycznie…
A potem wchodzą na wyższy poziom meczu. Dokładnie i dosłownie. Wchodzą na dachy garaży i tam kontynuują futbolowe wyczyny.
Do tej kamienicy musi być wejście od drugiej strony.. Bo część mieszkań jest używana - a wejścia są zamurowane!
Wyłazimy na spory asfaltowy plac przed kamienicą z dachowym grzebieniem.
Opuszczone garaże.
I znów mroczne tryfty… Ta wyjątkowo ciągnie piwnicznym chłodem...
A tu nie wiem co Kabaczka naszło! Chyba z 10 minut tańczyła i śpiewała. Mówiła, że “to dobre miejsce”. Jedna z okiennych babuszek miała chyba dzień ciekawszy niż zwykle
A tu mury, na których się jednak oparliśmy.. Chyba za wysokie dla nas do pokonania? Znaczy co? Musimy zawrócić?
A kuku! Jednak nie wracamy! Przejście odnalezione! Przejście odnalezione!
Zapuszczając żurawia komuś do chałupy
To się nazywa solidna pajęczyna!
Bytomskie podwórka otwierają przed człowiekiem szereg nieznanych perspektyw! Może kurs płetwonurków?
Gdzieś w kolejnej bramie…
Ot i wyleźlim. Ot taka fasada! Ot taka zwykła kamienica - jedna z tych, które oddzielają ruchliwe miasto od zielonego labiryntu z innego świata...
cdn
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
w sektor kamienic ograniczony ulicami: Piekarską, Wrocławską, Powstańców i Piłsudskiego
Buba, tu jednak uważam, że wyszłaś z określonego przez siebie sektora i przeszliście na drugą stronę ulicy Piłsudskiego. Ten "nowy" budynek stoi na ulicy Nawrota i codziennie na niego patrzę z okna, tyle, że z drugiej strony. A kwadrat, który sobie założyłaś, muszę minąć, idac na miasto.
No a bunkry w miescie Cie nie interesują? Teraz to juz nie wiem, czy są, ale dwadzieścia kilka lat temu to biegaliśmy tymi tunelami...
Jeden na podwórku między strzelców, kasperka, powstańców i piłuudskiego, jeden między grabową a klonową, jeden przy kościele legionów-strzelców.
Faktycznie kraj trzeciego świata. Rozumiem Twój smutek każdego poranka, gdy tych uroków nie pokryje śnieg. Mnie uśmiechem słoneczko budzi i z okna widzę żwawo poruszających się ludzi do biedry, w oddali SP1, stadion i trochę zieleni. Z balkonu widok na park, z którego wczesną porą hałasują ptaszyska, ale są mniej uciążliwe niż ptaszysko-ewenement z Bytomia. Na pocieszenie masz na peryferiach Wyspę Marzeń, Górę Miłości i Kopiec Wyzwolenia - ja to odnajduję w a.
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
sokół pisze:Buba, tu jednak uważam, że wyszłaś z określonego przez siebie sektora i przeszliście na drugą stronę ulicy Piłsudskiego.
Wiesz co.. prawie ze bym glowe dala ze nie wyszlismy.. Czy bysmy mogli nie zauwazyc przejscia takiej duzej ulicy?
Ten "nowy" budynek stoi na ulicy Nawrota i codziennie na niego patrzę z okna, tyle, że z drugiej strony
Jestes pewien ze to jest ten sam budynek albo ze nie widac go z dalszej odleglosci? Kurde - az z ciekawosci nastepnym razem jak bede w Bytomiu sprobuje odnalezc to miejsce!
No a bunkry w miescie Cie nie interesują? Teraz to juz nie wiem, czy są, ale dwadzieścia kilka lat temu to biegaliśmy tymi tunelami...
No jasne ze mnie interesuja! Acz troche sie obawiam czy nie sa teraz zamurowane... 20 lat temu tez nikt nie murowal okien do opuszczonych kamienic....
Jeden na podwórku między strzelców, kasperka, powstańców i piłuudskiego, jeden między grabową a klonową, jeden przy kościele legionów-strzelców.
To je kiedys posprawdzam! To wyglada jak bunkier - w sensie jakis beton naziemny - czy szukac dziury w ziemi jak lisia nora?
z okna widzę żwawo poruszających się ludzi do biedry
Oj takiego widoku to bardzo wspolczuje!
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Buba, piłsudskiego jest cała zabudowana, więc nie zauważyłabyś budynku z Nawrota, na 100%.
Prawie na 100% weszłaś do tej bramy:
te bunkry to takie podzimne były, na Grabowej to był taki w zasadzie tunel ze 100 m... a przejdę się kiedyś i zobaczę...
Tu też już jest ten kwadrat wyżej, na sto procent, w tej kamienicy był kiedyś "colop" i zoologiczny, ale przenieśli troszkę niżej, no a to jest kamienica co jest koło pomnika, na bank, tyle, że od zadka.
Prawie na 100% weszłaś do tej bramy:
te bunkry to takie podzimne były, na Grabowej to był taki w zasadzie tunel ze 100 m... a przejdę się kiedyś i zobaczę...
Tu też już jest ten kwadrat wyżej, na sto procent, w tej kamienicy był kiedyś "colop" i zoologiczny, ale przenieśli troszkę niżej, no a to jest kamienica co jest koło pomnika, na bank, tyle, że od zadka.
Ostatnio zmieniony 2020-03-13, 17:19 przez sokół, łącznie zmieniany 1 raz.
sokół pisze:Prawie na 100% weszłaś do tej bramy:
Na 100% ja z niej wyszłam! Z tej wlasnie bramy Czyli masz racje ze tam bylam! Tylko teraz pytanie - jak ja sie tam znalazlam??? Ale mam teraz zagwozdke! Bytom jest magiczny - ale zeby od razu... teleportacja???
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
sokół pisze:No musiałaś przejść przez PIłsudskiego, bo masz też zdjęcia z klubu "Mors" a on jest w tym kwadracie wyżej. Koło cukierni z fajnym jabłecznikiem.
Czyli na bank gdzies przelazłam i mi sie wymazało z pamieci...
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Na kolejną wycieczkę wybieram się sama na rowerze. Ten środek transportu ma zarówno plusy, jak i minusy. Jak wszystko.. Z jednej strony fajne jest, że na spokojnie i bez zmęczenia mogę pokonać większy dystans oraz w razie kłopotów się szybciej i sprawniej ewakuować z miejsca zdarzeń. Z drugiej - nie bardzo mogę zaglądać w wąskie przejścia czy miejsca posiadające schody. Bo zostawianie roweru samego, bez opieki, nie jest raczej najlepszym pomysłem. Jak się jednak okazuje - życie jest nieprzewidywalne i potrafi zaskoczyć - to z rowerem przeskakuję przez ponad dwu i pół metrowy mur Zdarzyła mi się takowa przygoda:
Wjeżdżam w jedną z bram. Dalej podwórko sprawia wrażenie opuszczonego. Podłoże jest wyboiste. Zsiadam z roweru i go prowadzę. Fajne widoki, więc wyciągam aparat. Ręce mam tylko dwie, więc się skupiam na tym, aby nie upuścić aparatu i nie wywalić roweru. Na tyle się więc rozkojarzam, że umykają mi dwie postacie siedzące w zaroślach. Dwóch kolesi doi browarki. “Ej ty! Co ty tu robisz? Szukasz tu kogoś? To nie park, żeby tu łazić! Tu nie wolno wchodzić!” Jeden z kolesi wstaje i idzie w moją stronę.. Na wszelki wypadek wsiadam na rower, odwracając go w kierunku przewidywanej drogi ewakuacji... Dwa obroty pedałów i jestem na ulicy.. Ale postanawiam spróbować z gościem pogadać, po ludzku.. “To powiesz mi w końcu czego tu szukasz, hę???” Trza coś powiedzieć... Pytam więc, czy przez to podwórko dojadę do ulicy X. Bo powiedzieli mi, że tu jest skrót. I staram się zrobić najbardziej debilną minę jaką potrafię Kolesie zaczynają dumać. Tędy? Czy tamtędy? Jakby nie rozważali, wychodzi, że przedostanie się tam jest realne, ale po drodze jest mur. Dość wysoki. Samemu to jeszcze, ale z rowerem to wyzwanie. Widać, że oni lubią wyzwania. Tłumaczę, że nie chce robić kłopotu i lepiej się już pożegnam i pojadę naokoło.. Ale kolesie się nakręcili na pomoc zbłąkanej duszyczce - i chyba nie ma odwrotu.. Udaje się zbudować podest z czegoś co wygląda jak podkłady kolejowe i podsadzić mnie na mur. Zeskoczenie z drugiej strony nie nastręcza problemów - tam jest chyba o metr niżej.. Trochę mam obawy czy przypadkiem na tym etapie kolesie nie znikną razem z moim rowerem, ale ułamek sekundy później rower prawie spada mi na głowę. Odsuwam się, rower z potwornym chrzęstem uderza o beton… Mam wątpliwości czy po takiej przygodzie jeszcze będzie jeździł.. (później okazuje się, że wręcz mu to pomogło - przerzutki się zaczęły zmieniać - mimo że od roku tego nie robiły
Na tym się jednak nie kończy moja przygoda. Trafiam “od tyłu” na jakieś podwórko. Zamieszkałe i takie z gatunku bardziej eleganckich. Odmalowane, łyse, pokratowane… No właśnie. Nie mogę wyjść na ulice, bo drogę przegradza mi krata. No żesz to szlag! I jeszcze taka krata, że i od zewnątrz i od wewnątrz potrzeba klucza, aby ją sforsować. Stoję więc jak głupia i szamotam się z okrągłą klamką… Na nic.. Wychodzi jakaś baba. Pytam czy otworzy mi drzwi. Odmawia. Bo to teren prywatny wspólnoty lokatorskiej, obcym wstęp wzbroniony. I mam sobie wybić z głowy, że jakiś przybłęda tu wejdzie bez zaproszenia! “Proszę panią.. Ale ja nie chcę tu wejść. Ja chcę wyjść!!!” Baba mierzy mnie wzrokiem, potem kratę, a potem znów mnie… Fakty są niezaprzeczalne - jakkolwiek irracjonalnie by brzmiały. Mina kobity jest więc bezcenna! Lekko jąkając się pyta: “Aaale jjjak się tu znalazłaś?”. Mówię jej więc, że spadłam z nieba - co poniekąd i przy pewnym uproszczeniu - jest zgodne z prawdą I babka mi nie otwiera kraty. Po prostu wchodzi na klatkę i zamyka za sobą bramę. Z hukiem. Taką bramę też na zamek. Jest tu domofon. Ale domofon jest na zewnątrz kraty. Próbuję do kogoś zadzwonić. Niestety mam za krótką rękę, aby sięgnąć do guzików przez kratę (no bo jestem po jej złej stronie). Próbuje znaleźć patyk. Jasne… Na tym podwórku nie ma żadnej rośliny ani śmiecia… No nic.. Nie wyjdę stąd… Wspinam się na mur. Kolesie od piwka siedzą gdzie siedzieli. W tej samej konfiguracji i pozycji co poprzednio. Jeden na wpół leżąco, drugi podparty na kolanie, z nogą na nogę. Myślę, że jakby wrócić w to miejsce za milion lat - to oni też tam będą siedzieć. Są elementy świata, które są niezmienne. Wołam do nich, że chyba muszę wrócić, bo tam jest krata. I to chyba brzmi dla nich jak kolejne wyzwanie Sprawnie przeskakują mur. Podchodzą do kraty. Jeden traktuje ją z buta. Krata się grzecznie otwiera. Pytają czy jeszcze w czymś pomóc. Mówię, że chyba nie W podzięce daje im flaszeczkę. Specjalnie zabrałam na takie okazje. Oni naprawdę zasłużyli. Cieszą się. Pół flaszeczki leci w gardziele jeszcze przed powrotem przez mur. No dobra… A ja teraz muszę objechać pół miasta, żeby wrócić tam, gdzie chciałam być… Dobrze, że mam rower
Zaglądam dziś w podwórka w rejonie ul. Żeromskiego. Bramy, które mijałam setki razy. Bo tu, na tej ulicy, chodziłam do liceum. Ale nigdy w życiu w żadną z tych bram nie zajrzałam. Świat, który istnieje obok ciebie i nic o nim nie wiesz, mijasz go na milimetry dzień po dniu, a on siedzi schowany i czeka na swoje dni. Czasem nie nadchodzą one nigdy.. A czasem przychodzi ten dzień, gdy zbaczasz ze zwykłej trasy. I taki dzień nadszedł właśnie dzisiaj!
Wiele podwórek jest pełnych zieleni - jak łąki gdzieś wśród lasu, pełne ziół i kwitnących kwiatów. Krzewy dzikiego bzu, drzewka owocowe! Na wielu współczesnych osiedlach rzecz nie do pomyślenia. Wszystko wydarli by do ziemi i zalali betonem. Tu jeszcze grają świerszcze - bo mają gdzie się ukryć i zamieszkać. Na jednym z podwórek spod kół roweru zmyka mi bażant!
Tu jest mniej zieleni, ale jest za to kanapa Można się opalać i cały czas trzymać auto za koło albo lusterko.
Kącik uniwersalny - można odpocząć, można zająć się pracą lub sportem
Zakątek biwakowy.
2/3 drzwi
Drzwi dekorowane fragmentami piłek. Ciekawe czy ma to jakieś uzasadnienie praktyczne, czy autorem projektu powodowały jedynie kwestie estetyczno - artystyczne, piłki pełnia funkcje ozdobne i są zobrazowaniem futbolowych zainteresowań i pasji twórcy?
Schody wycinane w nietypowy deseń. Ten, taki jakby roślinki, widzę po raz pierwszy.
A kuku! W jednak bramie obok też ta sama wycinanka!
Nowa moda - każde podwórko trzeba ozdobić przynajmniej dziesiątką śmietników. Bo dopiero tak jest nowocześnie. Zamiast jednego, starego, metalowego kontenera jak dawniej - trzeba było wyprodukować tysiące i miliony koniecznie plastikowych kubłów - bo tak dopiero jest ekologicznie... Na wielu podwórkach, z ciekawości, zaglądam do kubłów - we wszystkich dominują butelki. No cóż… skupy to też melodia przeszłości…
Bluszcze wspinają się na mury, rury, płoty i anteny.
Nie wiem czy wjeżdżali w tą piaskownice, że ją tak dokładnie ogrodzili?
To lubię! Prawie każde okno jest inne!
Na dwie sekundy przed katastrofą!
Ten gołąb wleciał mi prosto w pysk! Dobrze, że gęba była chronion aparatem! Aż se siadłam na kuper! (a że tam był żużel - nie było to zbyt miękkie lądowanie )
Świat widziany z dachu garażu...
Mały budyneczek, przyklejony do kamienic… Ciekawe o jakim był przeznaczeniu?
Nadgarażowa przybudówka. Gołębnik? Czy po prostu składzik rzeczy wszelakich?
Gapią się na mnie czarne, puste otwory niezamieszkałych okien…
A to budynek juz zaraz koło mojej szkoły. Od kiedy pamiętam był opuszczony. Od kiedy pamiętam chciałam do niego wejść - i zawsze był zamknięty na głucho. Miałam nadzieję, że może dziś mam dobrą passę… A gdzie tam - tradycji musiało się stać zadość…
Na tyłach budynku stało auto. I ono nie wyglądało na zaparkowane… Ono wyglądało na ukryte!
Wjeżdżam w jedną z bram. Dalej podwórko sprawia wrażenie opuszczonego. Podłoże jest wyboiste. Zsiadam z roweru i go prowadzę. Fajne widoki, więc wyciągam aparat. Ręce mam tylko dwie, więc się skupiam na tym, aby nie upuścić aparatu i nie wywalić roweru. Na tyle się więc rozkojarzam, że umykają mi dwie postacie siedzące w zaroślach. Dwóch kolesi doi browarki. “Ej ty! Co ty tu robisz? Szukasz tu kogoś? To nie park, żeby tu łazić! Tu nie wolno wchodzić!” Jeden z kolesi wstaje i idzie w moją stronę.. Na wszelki wypadek wsiadam na rower, odwracając go w kierunku przewidywanej drogi ewakuacji... Dwa obroty pedałów i jestem na ulicy.. Ale postanawiam spróbować z gościem pogadać, po ludzku.. “To powiesz mi w końcu czego tu szukasz, hę???” Trza coś powiedzieć... Pytam więc, czy przez to podwórko dojadę do ulicy X. Bo powiedzieli mi, że tu jest skrót. I staram się zrobić najbardziej debilną minę jaką potrafię Kolesie zaczynają dumać. Tędy? Czy tamtędy? Jakby nie rozważali, wychodzi, że przedostanie się tam jest realne, ale po drodze jest mur. Dość wysoki. Samemu to jeszcze, ale z rowerem to wyzwanie. Widać, że oni lubią wyzwania. Tłumaczę, że nie chce robić kłopotu i lepiej się już pożegnam i pojadę naokoło.. Ale kolesie się nakręcili na pomoc zbłąkanej duszyczce - i chyba nie ma odwrotu.. Udaje się zbudować podest z czegoś co wygląda jak podkłady kolejowe i podsadzić mnie na mur. Zeskoczenie z drugiej strony nie nastręcza problemów - tam jest chyba o metr niżej.. Trochę mam obawy czy przypadkiem na tym etapie kolesie nie znikną razem z moim rowerem, ale ułamek sekundy później rower prawie spada mi na głowę. Odsuwam się, rower z potwornym chrzęstem uderza o beton… Mam wątpliwości czy po takiej przygodzie jeszcze będzie jeździł.. (później okazuje się, że wręcz mu to pomogło - przerzutki się zaczęły zmieniać - mimo że od roku tego nie robiły
Na tym się jednak nie kończy moja przygoda. Trafiam “od tyłu” na jakieś podwórko. Zamieszkałe i takie z gatunku bardziej eleganckich. Odmalowane, łyse, pokratowane… No właśnie. Nie mogę wyjść na ulice, bo drogę przegradza mi krata. No żesz to szlag! I jeszcze taka krata, że i od zewnątrz i od wewnątrz potrzeba klucza, aby ją sforsować. Stoję więc jak głupia i szamotam się z okrągłą klamką… Na nic.. Wychodzi jakaś baba. Pytam czy otworzy mi drzwi. Odmawia. Bo to teren prywatny wspólnoty lokatorskiej, obcym wstęp wzbroniony. I mam sobie wybić z głowy, że jakiś przybłęda tu wejdzie bez zaproszenia! “Proszę panią.. Ale ja nie chcę tu wejść. Ja chcę wyjść!!!” Baba mierzy mnie wzrokiem, potem kratę, a potem znów mnie… Fakty są niezaprzeczalne - jakkolwiek irracjonalnie by brzmiały. Mina kobity jest więc bezcenna! Lekko jąkając się pyta: “Aaale jjjak się tu znalazłaś?”. Mówię jej więc, że spadłam z nieba - co poniekąd i przy pewnym uproszczeniu - jest zgodne z prawdą I babka mi nie otwiera kraty. Po prostu wchodzi na klatkę i zamyka za sobą bramę. Z hukiem. Taką bramę też na zamek. Jest tu domofon. Ale domofon jest na zewnątrz kraty. Próbuję do kogoś zadzwonić. Niestety mam za krótką rękę, aby sięgnąć do guzików przez kratę (no bo jestem po jej złej stronie). Próbuje znaleźć patyk. Jasne… Na tym podwórku nie ma żadnej rośliny ani śmiecia… No nic.. Nie wyjdę stąd… Wspinam się na mur. Kolesie od piwka siedzą gdzie siedzieli. W tej samej konfiguracji i pozycji co poprzednio. Jeden na wpół leżąco, drugi podparty na kolanie, z nogą na nogę. Myślę, że jakby wrócić w to miejsce za milion lat - to oni też tam będą siedzieć. Są elementy świata, które są niezmienne. Wołam do nich, że chyba muszę wrócić, bo tam jest krata. I to chyba brzmi dla nich jak kolejne wyzwanie Sprawnie przeskakują mur. Podchodzą do kraty. Jeden traktuje ją z buta. Krata się grzecznie otwiera. Pytają czy jeszcze w czymś pomóc. Mówię, że chyba nie W podzięce daje im flaszeczkę. Specjalnie zabrałam na takie okazje. Oni naprawdę zasłużyli. Cieszą się. Pół flaszeczki leci w gardziele jeszcze przed powrotem przez mur. No dobra… A ja teraz muszę objechać pół miasta, żeby wrócić tam, gdzie chciałam być… Dobrze, że mam rower
Zaglądam dziś w podwórka w rejonie ul. Żeromskiego. Bramy, które mijałam setki razy. Bo tu, na tej ulicy, chodziłam do liceum. Ale nigdy w życiu w żadną z tych bram nie zajrzałam. Świat, który istnieje obok ciebie i nic o nim nie wiesz, mijasz go na milimetry dzień po dniu, a on siedzi schowany i czeka na swoje dni. Czasem nie nadchodzą one nigdy.. A czasem przychodzi ten dzień, gdy zbaczasz ze zwykłej trasy. I taki dzień nadszedł właśnie dzisiaj!
Wiele podwórek jest pełnych zieleni - jak łąki gdzieś wśród lasu, pełne ziół i kwitnących kwiatów. Krzewy dzikiego bzu, drzewka owocowe! Na wielu współczesnych osiedlach rzecz nie do pomyślenia. Wszystko wydarli by do ziemi i zalali betonem. Tu jeszcze grają świerszcze - bo mają gdzie się ukryć i zamieszkać. Na jednym z podwórek spod kół roweru zmyka mi bażant!
Tu jest mniej zieleni, ale jest za to kanapa Można się opalać i cały czas trzymać auto za koło albo lusterko.
Kącik uniwersalny - można odpocząć, można zająć się pracą lub sportem
Zakątek biwakowy.
2/3 drzwi
Drzwi dekorowane fragmentami piłek. Ciekawe czy ma to jakieś uzasadnienie praktyczne, czy autorem projektu powodowały jedynie kwestie estetyczno - artystyczne, piłki pełnia funkcje ozdobne i są zobrazowaniem futbolowych zainteresowań i pasji twórcy?
Schody wycinane w nietypowy deseń. Ten, taki jakby roślinki, widzę po raz pierwszy.
A kuku! W jednak bramie obok też ta sama wycinanka!
Nowa moda - każde podwórko trzeba ozdobić przynajmniej dziesiątką śmietników. Bo dopiero tak jest nowocześnie. Zamiast jednego, starego, metalowego kontenera jak dawniej - trzeba było wyprodukować tysiące i miliony koniecznie plastikowych kubłów - bo tak dopiero jest ekologicznie... Na wielu podwórkach, z ciekawości, zaglądam do kubłów - we wszystkich dominują butelki. No cóż… skupy to też melodia przeszłości…
Bluszcze wspinają się na mury, rury, płoty i anteny.
Nie wiem czy wjeżdżali w tą piaskownice, że ją tak dokładnie ogrodzili?
To lubię! Prawie każde okno jest inne!
Na dwie sekundy przed katastrofą!
Ten gołąb wleciał mi prosto w pysk! Dobrze, że gęba była chronion aparatem! Aż se siadłam na kuper! (a że tam był żużel - nie było to zbyt miękkie lądowanie )
Świat widziany z dachu garażu...
Mały budyneczek, przyklejony do kamienic… Ciekawe o jakim był przeznaczeniu?
Nadgarażowa przybudówka. Gołębnik? Czy po prostu składzik rzeczy wszelakich?
Gapią się na mnie czarne, puste otwory niezamieszkałych okien…
A to budynek juz zaraz koło mojej szkoły. Od kiedy pamiętam był opuszczony. Od kiedy pamiętam chciałam do niego wejść - i zawsze był zamknięty na głucho. Miałam nadzieję, że może dziś mam dobrą passę… A gdzie tam - tradycji musiało się stać zadość…
Na tyłach budynku stało auto. I ono nie wyglądało na zaparkowane… Ono wyglądało na ukryte!
"ujrzałam kiedyś o świcie dwie drogi, wybrałam ta mniej uczęszczaną. Cała reszta jest wynikiem tego, że ją wybrałam"
na wiecznych wagarach od życia..
na wiecznych wagarach od życia..
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 38 gości