Bustryk integracyjnie
: 2025-04-05, 18:44
Piątek i sobota - wyjazd integracyjny z pracy. Wyjeżdżamy o 16 z Krakowa, przed nami jakieś dwie godziny drogi, najgorzej się wydostać z centrum w piątkowe popołudnie. Tuż przez końcem podróży zatrzymuję się w jednym z wyższych punktów Bustryka popatrzeć na Tatry. Przejrzystość jest dobra, jak to bywa przed załamaniem pogody, chmurki są ślinczniusie.



Nasz hotel mieści się nieco niżej, ale widać spod niego Tatry wychylające się nad Suchowiańskim Wierchem. Gospodyni częstuje nas pyszna cytrynówką domowej roboty, potem jemy kolację, a ja aż do zachodu słońca kilkukrotnie wychodzę na łąkę obok hotelu. Światełko jest bardzo ładne do samego końca.








Po kolacji jedziemy na Suchowiański Wierch na ognisko i pieczenie kiełbasek. Choć jest ciepło, wspomagamy się malinową góralską herbatką.


Wracamy do hotelu, tam czeka dalszy ciąg imprezy. Rozpoczynają go gry i zabawy z kapelą góralską. Wygrywam konkurs kondycyjny na największą ilość przysiadów tanecznych góralskich, choć za konkurencję mam m.in. piątkę młodzieży w wieku 30-. Nie jest źle
. Impreza kończy się dyskoteką.
Rano ma się zepsuć pogoda, ja już wcześniej zapowiadałem, że po śniadaniu wracam do Krakowa. O ósmej rano świeci piękne słońce, nikt mi nie wierzy, że za godzinę ma padać, a wtedy ma przyjechać busik zabrać ekipę na wycieczkę na Rusinową Polanę. Pogoda się błyskawicznie zmienia.


O dziewiątej zaczyna padać. Ja zgodnie z obietnicą rozintegrowuję sie z grupą jadącą na Rusinkę. Wracam do Krakowa. Miałem jeszcze nadzieję, że może zajrzę na krokusowe łączki w Dzianiszu, ale zaczyna na tyle mocno padać, że odpuszczam i wracam prosto do Krakowa. Pierwszy raz jadę nowootwartym odcinkiem dwuapasmówki omijającym Klikuszową. Jedzie się znakomicie - godzina i piętnaście minut z Nowego Targu do domy. Coraz bliżej mam w tamtejsze góry
Nasz hotel mieści się nieco niżej, ale widać spod niego Tatry wychylające się nad Suchowiańskim Wierchem. Gospodyni częstuje nas pyszna cytrynówką domowej roboty, potem jemy kolację, a ja aż do zachodu słońca kilkukrotnie wychodzę na łąkę obok hotelu. Światełko jest bardzo ładne do samego końca.
Po kolacji jedziemy na Suchowiański Wierch na ognisko i pieczenie kiełbasek. Choć jest ciepło, wspomagamy się malinową góralską herbatką.
Wracamy do hotelu, tam czeka dalszy ciąg imprezy. Rozpoczynają go gry i zabawy z kapelą góralską. Wygrywam konkurs kondycyjny na największą ilość przysiadów tanecznych góralskich, choć za konkurencję mam m.in. piątkę młodzieży w wieku 30-. Nie jest źle
Rano ma się zepsuć pogoda, ja już wcześniej zapowiadałem, że po śniadaniu wracam do Krakowa. O ósmej rano świeci piękne słońce, nikt mi nie wierzy, że za godzinę ma padać, a wtedy ma przyjechać busik zabrać ekipę na wycieczkę na Rusinową Polanę. Pogoda się błyskawicznie zmienia.
O dziewiątej zaczyna padać. Ja zgodnie z obietnicą rozintegrowuję sie z grupą jadącą na Rusinkę. Wracam do Krakowa. Miałem jeszcze nadzieję, że może zajrzę na krokusowe łączki w Dzianiszu, ale zaczyna na tyle mocno padać, że odpuszczam i wracam prosto do Krakowa. Pierwszy raz jadę nowootwartym odcinkiem dwuapasmówki omijającym Klikuszową. Jedzie się znakomicie - godzina i piętnaście minut z Nowego Targu do domy. Coraz bliżej mam w tamtejsze góry