Ach ta Szczawnica !
: 2019-07-17, 15:42
I znowu ten sam pensjonat i nawet po raz trzeci ten sam pokój...Lubię wracać w stare, sprawdzone miejsca. I znów sama, ale tym razem z nastawieniem takim,że sama, że czas tylko dla mnie. Prawda jest taka,że jedni kupują psy, żeby mieć towarzysza do górskich wypraw, a nasz Misio nieprzystosowany kompletnie do warunków zewnętrznych.Nie toleruje obcych ludzi ani miejsc.Ktoś z Misiem musi zostać w domu, a wiadomo kto, przecież nie ja. Mąż więc zostaje, ja jadę.
Do Szczawnicy przyjeżdżam w słoneczne upalne popołudnie. Zameldowanie,krótka rozmowa z właścicielem pensjonatu, rozpakowywanie i w miasto. Pierwszy dzień po wczasowemu, bez gór kompletnie. Grajcarek, obiadek w Orlicy i deser przy okazji(dobrą szarlotkę tam mają), Park Dolny, Park Górny , małe zakupy i już wieczór.
Piątek nadal słoneczny i dość upalny. Wstaję rano i po śniadaniu wyłażę z ośrodka. Idę na Plac Dietla, a później znanym mi dobrze szlakiem do Bacówki na Bereśniku. Docieram tam grubo przed południem, jest kompletnie pusto, zero turystów. Za to witają mnie koty. Z kawą i szarlotką siadam na zewnątrz.
Koło południa ruszam dalej. Najpierw na szczyt, a potem już w dół czarnym szlakiem. Na widokowej polanie zatrzymuję się na bardzo długo. Totalne lenistwo z pięknymi widokami i po chwili również z miłym towarzystwem.Starsza para , która również rozsiada się na polance okazuje się być ojcem i córką(a różnicy wieku kompletnie nie widać).Rozmawiamy, popijamy wodę, bo gorąco. Nareszcie oni ruszają na Bereśnik, ja w odwrotnym kierunku.Z czarnego szlaku schodzę drogą szutrową, która później zamienia się w asfalt i docieram do Parku Górnego, a potem do mojego ośrodka.
W sobotę od rana dalej utrzymuje się piękna pogoda.Rano busik do Szlachtowej i chwilę po dziewiątej już jestem na szlaku. Kolejny znajomy, lubiany przeze mnie i zupełnie bezludny szlak. Dopiero na Wysokim Wierchu i schodząc z niego spotykam kilka osób.
Pod Wysokim Wierchem robię sobie długi odpoczynek z widokiem na Tatry, a potem idę tam , gdzie tłumy i hałas czyli do schroniska pod Durbaszką.Na zewnątrz prawie pusto, a w środku mnóstwo ludzi i wszyscy chcą jeść. Kupuję szarlotkę, siadam na zewnątrz. Dość szybko opuszczam to gwarne miejsce i schodzę do Jaworek.
W knajpce przy parkingu uzupełniam zapasy picia i zostało mi jeszcze Homole oraz Bukowinki, a tam prawie pusto ku mojej uciesze.
Dłuższy przystanek na platformie widokowej, a potem wyciągiem w dół i do busa.Wieczorkiem jakaś obiadokolacja z deserem w knajpce i tak mija trzeci dzień.
Ciąg dalszy dopiszę w wolnej chwili.
Do Szczawnicy przyjeżdżam w słoneczne upalne popołudnie. Zameldowanie,krótka rozmowa z właścicielem pensjonatu, rozpakowywanie i w miasto. Pierwszy dzień po wczasowemu, bez gór kompletnie. Grajcarek, obiadek w Orlicy i deser przy okazji(dobrą szarlotkę tam mają), Park Dolny, Park Górny , małe zakupy i już wieczór.
Piątek nadal słoneczny i dość upalny. Wstaję rano i po śniadaniu wyłażę z ośrodka. Idę na Plac Dietla, a później znanym mi dobrze szlakiem do Bacówki na Bereśniku. Docieram tam grubo przed południem, jest kompletnie pusto, zero turystów. Za to witają mnie koty. Z kawą i szarlotką siadam na zewnątrz.
Koło południa ruszam dalej. Najpierw na szczyt, a potem już w dół czarnym szlakiem. Na widokowej polanie zatrzymuję się na bardzo długo. Totalne lenistwo z pięknymi widokami i po chwili również z miłym towarzystwem.Starsza para , która również rozsiada się na polance okazuje się być ojcem i córką(a różnicy wieku kompletnie nie widać).Rozmawiamy, popijamy wodę, bo gorąco. Nareszcie oni ruszają na Bereśnik, ja w odwrotnym kierunku.Z czarnego szlaku schodzę drogą szutrową, która później zamienia się w asfalt i docieram do Parku Górnego, a potem do mojego ośrodka.
W sobotę od rana dalej utrzymuje się piękna pogoda.Rano busik do Szlachtowej i chwilę po dziewiątej już jestem na szlaku. Kolejny znajomy, lubiany przeze mnie i zupełnie bezludny szlak. Dopiero na Wysokim Wierchu i schodząc z niego spotykam kilka osób.
Pod Wysokim Wierchem robię sobie długi odpoczynek z widokiem na Tatry, a potem idę tam , gdzie tłumy i hałas czyli do schroniska pod Durbaszką.Na zewnątrz prawie pusto, a w środku mnóstwo ludzi i wszyscy chcą jeść. Kupuję szarlotkę, siadam na zewnątrz. Dość szybko opuszczam to gwarne miejsce i schodzę do Jaworek.
W knajpce przy parkingu uzupełniam zapasy picia i zostało mi jeszcze Homole oraz Bukowinki, a tam prawie pusto ku mojej uciesze.
Dłuższy przystanek na platformie widokowej, a potem wyciągiem w dół i do busa.Wieczorkiem jakaś obiadokolacja z deserem w knajpce i tak mija trzeci dzień.
Ciąg dalszy dopiszę w wolnej chwili.