- Serwus Andrzej!
- Czołem!
- Wybierasz się gdzieś w najbliższym czasie? Kręgosłup podreperowałem i brakuje mi włóczęgi.
- Owszem, myślałem o czymś w pobliżu - Jurze bądź świętokrzyskich. W obu miejscach dawno nie byłem, a jakoś nie chce mi się tym razem pokonywać tysiączników.
Dzień pierwszy 30.09.2016r.
W pracy co chwilę spoglądam na zegarek, niespokojnie wiercę się na krześle i nieudolnie próbuję zebrać myśli. Ostatecznie zbliża się godzina zwolnienia na pociąg. Jak minuty się dłużyły tak teraz radośnie przyspieszają! Wyłączam komputer, odkładam okulary i w toalecie przeobrażam się z pana Andrzeja w ecowarriora.
Do Sosnowca podróżuję zagłębiając się w kolejne przygody agenta Aloysius X. L. Pendergasta, podczas gdy w rzeczonym mieście dosiada się do przedziału Grześ.
Tak dawno żeśmy się nie widzieli, że przeskakujemy z tematu na temat, częstujemy się tym czy owym i nie wiedzieć kiedy a stoimy już na peronie dworca kolejowego w Kielcach.
Ustaliliśmy, że dziś docieramy na wschodnie obrzeże Gór Świętokrzyskich, czyli do Opatowa. Jutro zwiedzanie miasteczka i dalej do Gołoszyc, skąd Pasmem Jeleniowskim ruszymy ku Łagowie.
Mamy z godzinę przerwy w połączeniach. Spoglądam wokół siebie, zabieram się za wygłoszenie pierwszej frazy, gdy w nierozpoczęte słowo wchodzi Grześ:
- Tak, ja również znam pewną knajpkę. Byłem tutaj stosunkowo niedawno. Za mną!
Do Opatowa docieramy przed 20. Zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami dzwonimy do osoby, która ma nas przyjąć w PTSM-ie i podpytując miejscowych, raźnym krokiem zmierzamy do celu. Klimat obiektu jest dokładnie taki jak lubię najbardziej. Długie korytarze, głucha cisza, schludne, lecz obszerne pokoje. Na recepcji przyjmuje nas wesoła para, z czego facet jest przewodnikiem świętokrzyskim. Zagadujemy się o wędrówkach, o Beskidach, Tatrach, jutrzejszych planach czy naszej ostatniej bytności w świętokrzyskich. Następnie dochodzi do nieoczekiwanego zapytania o pieczątkę turystyczną schroniska, skutkiem czego na biurko zostaje wysypanych z 5 szt., z których to każda jedna wymaga reanimacji i zaopatrzenia w świeży tusz. W małej recepcji robi się jak w ulu, gospodarze przeszukują biurka i szafy, ja biegnę po ratunek w postaci odrobiny wody. Ostatecznie cos tam odbijam, przyglądamy się z różnych stron i potakując głowami, kolektywnie uznajemy, że zadanie zostało wykonane w sposób zadawalający.
Wyposażeni w klucz do pokoju oraz drzwi wejściowych budynku, zrzucamy plecaki i udajemy się na rynek celem pokrzepienia organizmu.
Podczas powrotu rozprawiamy o historii tych ziem, o słowiańskiej mitologii i wynikających z tego nazwami wzgórz czy też lokalnych grodzisk, skutkiem czego w pokoju schodzimy do bajania o mitach, podaniach, legendach. Po kilku łykach wina i pomarańczówki języki się rozwiązują i każdy z nas przytacza znanemu mu z przekazu historie nadające się na scenariusz rodem „Z archiwum X”. Tym optymistycznym nastrojem kończymy udany dzień i ruszamy sprawdzić co tam ciekawego słychać w świecie Morfeusza.
Dzień drugi 01.10.2016r.
Wstajemy przed 8. Śniadanie, kawa i opuszczamy przyjazna schronisko.
Kierujemy się do centrum, znanego nam z dnia wczorajszego, gdzie od wczesnych godzin kwitnie życie towarzyskie i rozwija się filantropia.
Samo miasteczko liczy niespełna 7 tyś mieszkańców i znajduje się na Wyżynie Sandomierskiej. Powstało jako spuścizna grodu Żmigród, którego zabudowania grodowo miejskie datowane są na X-XIII w. Tam też zbudowano pierwszą świątynię miasta, kościół na planie rotundy romańskiej, prawdopodobnie pod wezwaniem Najświętszej Maryi Panny. Z wcześniej powziętych informacji zapamiętujemy, że w Opatowie była pierwsza polska komandoria templariuszy założona za czasów Henryka Sandomierskiego, który uczestniczył w krucjatach do Ziemi Świętej u boku rycerzy-zakonników. W XV w. miasto zostało ufortyfikowane i z tego okresu zachowały się do dziś pozostałości murów miejskich z jedyną zachowaną bramą – Warszawską.
W mieście znajduje się mnóstwo zabytków oraz atrakcji, na czele z barokowym klasztorem bernardynów, romańską kolegiatą św. Marcina z XII w., pozostałościami murów miejskich oraz wspomnianą Bramą, podziemiami opatowskimi, gdzie najstarsze detale sięgają XV w., kirkutem czy też cmentarzem wojennym z okresu I Wojny Światowej. Plan mamy niezobowiązujący, więc zgodnie z wcześniejszymi ustaleniami kierujemy się ku kolegiacie. Zobaczymy ile nam zejdzie zwiedzanie i ustalimy co dalej. Już sama trasa do świątynia zachwyca, przede wszystkim układ urbanistyczny miejscowości oraz Brama Warszawska, jedyna zachowana spośród czterech. No i pogoda, która raduje serca i dodaje animuszu. Jest słonecznie i rześko.
Pierwsze wzmianki pisane nt kolegiaty pochodzą z 1206r. podczas gdy niektóre jej fragmenty datowane są już na XII w. Plecaki zostawiamy oparte o drzewa, zabieramy dokumenty i ruszamy w obchód. Już sama struktura zewnętrzna obiektu zwraca uwagę na liczne przebudowy i krzyżowanie się stylów architektonicznych.
Strzałem w dziesiątkę jest jednak wielkie sprzątanie kościoła, gdzie szefowa grupy, współorganizatorka wielu remontów oraz pasjonatka lokalnej historii zauważa nas i proponuje przewodnictwo po obiekcie. Jesteśmy raczeni wyczerpującymi informacjami oraz ciężko dostępnymi ciekawostkami o praktycznie każdym pojedynczym zabytku w obrębie świątyni, na czele z arcydziełem sztuki renesansu, sławetną płaskorzeźbą, prawdopodobnie z 1541r., przedstawiającą tzw. „Lament Opatowski”. Efekt pracy polskich rzemieślników przedstawia 41 postaci opłakujących zmarłego Kanclerza Wielkiego Koronnego, właściciela miasta Opatowa i odnowiciela kolegiaty - Krzysztofa Szydłowieckiego.
Następnie przedstawiona nam zostaje polichromia barokowa z XVIII wieku oraz poszczególne malowidła o treści batalistyczno-historycznej, z „Bitwą na Psim Polu”, „Bitwą pod Grunwaldem” czy „Bitwą pod Wiedniem” na czele. Dowiadujemy się o kolejnych etapach odnowy świątyni podczas której odnaleziono m.in. nagrobek Marty Sobek z1530r. (na nagrobku znajduje się herb Leliwa), poznajemy historię odbywających się tutaj sejmików woj. sandomierskiego oraz leczenie i ukrywania w pomieszczeniach podziemnych powstańców styczniowych.
I minęło jak z bicza strzelił! Opuszczamy mury kościelne po blisko 2 godzinach! W oka mgnieniu dochodzimy do wniosku, że do zobaczenia pozostało tak wiele, że jeśli dziś chcemy się jeszcze przejść to dalsze zwiedzanie należy odpuścić i do miasteczka wrócić innym razem. Najlepiej na cały dzień. Tym bardziej, że nasza przewodniczka narobiła nam dodatkowego „smaczka” na rozległe podziemia opatowskie, które ponownie zostały odkryte bodajże w latach 80 XX w. w wyniku zapadania się kolejnych zabudowań rynku.
Po szybkich zakupach udajemy się na wylotówkę Opatowa by złapać okazję do Gołoszyc, gdzie rozpoczyna się Główny Szlak Świętokrzyski.
Dziś nie jest łatwo. Mijają nas kolejne samochody i żaden nie wykazuje ochoty zatrzymania się.
Cholera to nie jest Podlasie, lecz droga na Kielce. Pewno jeszcze postoimy – Grześ.
A wiesz, rady nie ma, pora chwycić się ostatecznego argumentu. Założę kapelusz, być może kierowcy pomyślą sobie „niegroźni wariaci” i zdecydują się zatrzymać – eco.
Po 10 min. siedzimy już w samochodzie i prowadzimy dyskusję z sympatyczną dziewczyną, która wraca do Krakowa. Dojeżdżając do miejscowości prosimy by zatrzymała się przy Zajeździe Świętokrzyskim, gdyż chętnie przepłukalibyśmy gardła przed wyruszaniem na szlak.
W blasku południowego słońca niespiesznie sączymy piwko, by po godzinie ruszyć przed siebie.
Mamy dziś do przejścia ok. 25 km. Tuż przed odbiciem z głównej drogi Grześ wspomina dawny Rajd Świętokrzyski i mieszczący się gdzieś w okolicy sklep. Co prawda nie docieramy do niego ale w zamian zagłębiamy się w jednej z niezamieszkanych uliczek, gdzie przy pięknych okolicznościach przyrody, pod orzechem, zarządzamy krótki popas z pomarańczówką i świeżymi orzechami w rolach głównych
Już na czerwonym szlaku, po prawej stronie, tuż przy wejściu do Jeleniowskiego Parku Krajobrazowego, zwiedzamy zabytkowy cmentarz wojenny z okresu I Wojny Światowej.
Dalej zmierzamy na szczyt Truskolaska, gdzie spożywamy obiad. Czuje się specyficzny zapach nadchodzącej jesieni, a Grześ raczy mnie co ciekawszymi historiami z dawnych rajdów świętokrzyskich.
Przez całe pasmo spotykamy tylko jedną parę turystów, z czego chłopak podążający za swoją połowicą ma minę jak gdyby prowadzono go na ścięcie.
Trasa jest spokojna, przez las bukowy, który tak bardzo lubię. W sporej mierze przypomina wędrówki Wzgórzami Chełmskimi w woj. opolskim spod których pochodzę. Ok 18-18:30 anonsujemy się telefonicznie do schroniska w Łagowie i ustalamy, że ktoś na nas poczeka celem rejestracji noclegu oraz wydania kluczy. Na Szczytniak (554 m n.p.m.), najwyższy szczyt Pasma Jeleniowskiego, docieramy po zmroku.
Ostatnimi czasy zmieniły się tutaj przebiegi szlaków. Ustalamy, że odbijamy z czerwonego i schodzimy do Piórkowa-Koloni. Tam też czynimy ostatnie zakupy, po czym odpoczywamy na jednej z przydrożnych łąk i zadowoleni z siebie ostatnie 6 km pokonujemy wzdłuż DK 74, która z każdym krokiem mierzi się coraz bardziej.
Przed 22 docieramy schroniska. Krótko konwersujemy z sympatyczną panią z obsługi, po czym lokujemy się w pokoju, spożywamy obfitą kolację i na swój sposób celebrujemy niezwykle udany dzień.
Dzień trzeci 02.10.2016r.
Za oknem słońce – klawo Śniadanie, kawa i zbieramy się do wyjścia.
Przy zdaniu kluczy ta sama recepcjonistka co wczoraj wyraża radość, że wędrowcom pieszym chce się wracać na świętokrzyskie szlaki. Jednocześnie ubolewa, że coraz ciężej jest z utrzymywaniem obiektów schroniskowych, część z nich jest likwidowana, a statystyki turystów nocujących znikome. Obecnie w sporej mierze przebywają tutaj osoby, które wykonują w okolicy krótkoterminowe zlecenia celem zarobkowym. Pocieszam kobietę, że to nie tylko w tym rejonie, że zjawisko likwidacji PTSM-ów spostrzec można w całej Polsce, na czele z Jurą Krakowsko-Częstochowską, B. Niskim czy Podlasiem albo Suwalszczyzną.
Po 10 mamy busik do Kielc, gdzie czekamy na pociąg i wracamy do swoich domów. To był wyjątkowo przyjemnie spędzony weekend. Wyprawa była, jak to nazywam – pełna. Dopisała pogoda, zabytki, trasa, przyjemne schroniska i towarzystwo. Oby na następny powrót w G. Świętokrzyskie nie czekać kolejnych 5 lat...
https://goo.gl/photos/t97F2vM67fW3rTji6
Góry Świętokrzyskie 30.09 - 02.10.2016
- ecowarrior
- Posty: 99
- Rejestracja: 2015-01-19, 00:07
- Lokalizacja: Zdzieszowice/Opole
Śniadania bez ryby
PS.prawie, bo się tam u góry czai ;P
PS.prawie, bo się tam u góry czai ;P
Ostatnio zmieniony 2017-04-21, 11:49 przez Pudelek, łącznie zmieniany 1 raz.
- ecowarrior
- Posty: 99
- Rejestracja: 2015-01-19, 00:07
- Lokalizacja: Zdzieszowice/Opole
- ecowarrior
- Posty: 99
- Rejestracja: 2015-01-19, 00:07
- Lokalizacja: Zdzieszowice/Opole
- ecowarrior
- Posty: 99
- Rejestracja: 2015-01-19, 00:07
- Lokalizacja: Zdzieszowice/Opole
- ecowarrior
- Posty: 99
- Rejestracja: 2015-01-19, 00:07
- Lokalizacja: Zdzieszowice/Opole
- ecowarrior
- Posty: 99
- Rejestracja: 2015-01-19, 00:07
- Lokalizacja: Zdzieszowice/Opole
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 11 gości