I znowu ta Słowacja na wakacje!...
: 2023-11-07, 20:25
Na kolejny dwutygodniowy wyjazd turystyczny pojechałem (jak zwykle) na Słowację, ale tym razem bazę nie miałem w Terchowej, lecz w Demianowej - a w planie były Niżne Tatry i Wielka Fatra. Plon udało się zebrać całkiem niezły.
Pierwsza wycieczka to Niżne Tatry wspólnie z Adrianem. On już relacjonował tę trasę, teraz pora na moje spojrzenie na ten szlak. Widzę, że u mnie więcej mgiełek na zdjęciach i sporo zdjęć teleobiektywem, którego Adrian nie ma Może się teraz przekona
cz. I - Prasiva, Mała i Wielka Chochula
Trasa przez te trzy góry to dla mnie kwintesencja Niżnych Tatr. Kilkakrotnie oglądałem te szczyty podczas wycieczek na Wielką Fatrę, ze zdjęć tej części grani Niżnych Tatr wynikały, że to ciekawe miejsce o połoninowym charakterze krajobrazu, czyli coś co lubię.
Problem z Chochulami jest taki, że ciężko tam wyznaczyć jakąś sensowną jednodniową pętlę, a na wycieczkę ze spaniem w namiocie w górach to ja już się nie nadaję. Czytałem relację Marka Owczarza, który schodził bezszlakowo z Wielkej Chochuli do Liptowskiej Lużnej, ale jak się go pytałem o to zejście, to jednak nie polecał.
Okazja na przejście Chochul nadarza się podczas moich jesiennych wakacji na Słowacji. Mieszkam w Demianowej, a na wycieczkę umawiam się wspólnie z Adrianem z Cieszyna na dwa samochody. Zostawiamy oba auta w Liptovskiej Lużnej przy przystanku autobusowym Hronec - jest tam zatoczka, gdzie może zaparkować kilka aut, a następnie jedziemy jednym samochodem do Korytnicy Kupeli, skąd zaczynamy wycieczkę pieszą.
mapa: https://en.mapy.cz/s/bevefemumu
Okazuje się, ze owe Kupele to miejscowość uzdrowiskowa, mocno już podupadła. Uzdrowisko ma historię sięgającą XVI wieku, ale pod koniec XX wieku zaczęło chylić się ku upadkowi i zostało zamknięte w roku 2003. Dziesięć lat później uzdrowisko kupił francuski przedsiębiorca, który zrekonstruował cztery źródła wód mineralnych oraz otworzył pensjonat, niemniej większość uzdrowiskowych budynków znajduje się w stanie ruiny.
kaplica św. Andrzeja
Zaglądamy gdzieniegdzie do tych zabudowań, ale niezbyt dużo, bo przed nami górska trasa. Lubiący takie eksploracje mogą pobuszować tu nieco dłużej.
Pierwszy odcinek trasy to dość długie i łagodne podejście niebieskim szlakiem na Hiadelską Przełęcz. Bardzo szybko wchodzimy w mgłę, a zamglony las staje się mocno tajemniczy. Jako że na parkingu mieliśmy nad sobą błękitne niebo, to ta mgła nie może zwiastować niczego innego jak petardę widokową na górze.
Przed przełęczą Adrian stwierdza, że kolor mgły, dotychczas chłodny, nieco się zażółca. Oznacza to ni mniej, ni więcej, tylko fakt, że przez mgłę zaczyna przebijać słońce. Faktycznie, na przełęczy mamy pierwsze przebłyski.
Z przełęczy podchodzimy czerwonym graniowym szlakiem. O ile na mapie podejście wygląda na dość strome, to idzie się nam szybko i sprawnie. Zaraz za przełęczą wychodzimy ponad mgłę i robi się bardzo słonecznie i ciepło.
Przez las przebijają widoki na położone na południe od Niżnych Tatr Veporske Vrchy. Na razie niebo jest krystalicznie błękitne, ani jednej chmurki na niebie.
Idziemy na Prasivą. Wychodzimy ponad poziom lasu, z tyłu za nami widać mgły, które wlewają się od północy przez Hiadelską Przełęcz. Jest to bardzo obiecujący widok, można snuć przypuszczenia, co będzie widać z góry.
Chabenec, Kotoliska, Skalka, Dumbier
Pod szczytem wchodzimy w gęstą kosodrzewinę, sponad której wystają wznoszące się nad inwersyjnymi mgłami szczyty Wielkiej i Małej Fatry. Przypuszczenia się sprawdziły - mamy morze mgieł w dole, szliśmy nim dziś rano, a teraz jesteśmy nad nim. Czekam z niecierpliwością na miejsce, gdzie kosodrzewina odsłoni w pełni widok na te moim zdaniem najpiękniejsze słowackie góry. W końcu jest. Mgła jest bardzo gęsta i będzie się jeszcze długo utrzymywać. Sama esencja słowackich gór nad chmurami, proszę państwa:
Halna Fatra, Ploska, Czarny Kamień, z przodu Zwoleń
Rakitow
Mała Fatra: Mały i Wielki Krywań, Chleb, Stoh, Wielki Rozsutec
Suchy Wierch, Zwoleń
Halna Fatra: Kriżna, Frkcov, Ostredok
zbliżenie na Rakitow
Ploska, Czarny Kamień, z przodu grzbiet Zwolenia
Po chwili docieramy na Prasivą. Szukamy sobie miejsca między kosodrzewiną, by coś zjeść, co mocno wieje chłodny wiatr. Widać stąd nasz dalszy szlak, jest tu już bardzo kolorowo, czerwień, pomarańcz i żółć są bardzo intensywne, jak na jesień (bardzo opóźnioną w tym roku) przystało.
po lewej Mała i Wielka Chochula
Wielki Chocz
Kosarzysko, za nim Tatry Zachodnie
Tu powinno być nasze wspólne zdjęcie przy słupku, ale musicie się zadowolić samym słupkiem
Stoh i Wielki Rozsutec w chmurach
Schodzimy na przełęcz między Prasivą a Chochulami. Mgły w dolinach bardzo powoli znikają, za to najwyższe szczyty Niżnych Tatr zakrywają się chmurami.
zejście z Prasivej
Kozi Chrbat
Prasiva
Mała i Wielka Chochula zlewają się w jeden grzbiet z niewielkimi przewyższeniami pośrodku, a wędrówka nim jest dla mnie czymś fascynującym. Dla mnie ten właśnie odcinek to kwintesencja pejzażu Niżnych Tatr - łagodne grzbiety, połoniny, mocne kolory, coś jak Bieszczady, albo okolice Wielkiego i Małego Krywania na Małej Fatrze. Jak już się człowiek wdrapie na grzbiet Niżnych Tatr, to na górze jest bardzo przyjemnie.
Na blogu Morgusiowe Wędrówki czytałem relację z częściowego przejścia grani Niżnych Tatr i jest to dla mnie jedna z lepszych górskich relacji, na jakie natrafiłem w internecie:
https://morgusiowe-wedrowki.blogspot.co ... i-bor.html
Jej autor również jest zachwycony tym fragmentem i wspomina, że kojarzy mu się on z górami Rumunii, a to jest dla niego bardzo poważny stempel jakości. Cóż, w Rumunii byłem w tegoroczne wakacje i faktycznie są tam niesamowite góry, a porównanie tego rejonu Niżnych Tatr do tamtejszych gór jest jak najbardziej uzasadnione.
znikające mgły w dole
Wielki Chocz, Salatyn
Donovaly, nad nimi Wielka Fatra
A na szlaku jest tak:
Wielka Chochula
Prasiva, Mała Chochula
Wielka Chochula
na Wielkiej Chochuli
Pogoda i zachmurzenie zmienia się dynamicznie, raz jest słońce, raz cień, ale cały czas wieje mocny wiatr, który ma tę zaletę, że żaden cień nie zalega długo.
Szlak omija Kosarzysko, ale my tam idziemy. Na wierzchołek prowadzi ścieżka w borowinie, wyglądająca jakby był wycięta przez jakąś maszynę - szeroka na dwie stopy i idealnie równej szerokości. Spotykamy pana zbierającego borówki. Pan jest w wieku emerytalnym, a przemierza grzbiet z dwoma ciężkimi od borówek plastikowymi wiaderkami w ręce. Nieźle.
Wielki Chocz, Salatyn, w dole Liptowska Lużna
Z Kosarzyska idziemy pod Skałką na Przełęcz Pod Skałką. Szlak omija samą górę, trawers pod nią to jedyny leśny odcinek na dzisiejszym grzbiecie, na szczęście niezbyt długi. Za lasem wychodzimy na łąki pełne żółtych traw oraz borowin robimy sobie w tych trawach ostatni postój.
Wielka Hola (przed nią Skałka), Latiborska Hola
Wielka Chochula
Sarpata, Tlsta, Salatyn
Latiborska Hola
Szukamy teraz początku żółtego szlaku - zejścia do Liptowskiej Lużnej. Ścieżka jest, na początku ledwo widoczna w trawie, potem jest lepiej. Zejście tym szlakiem ukazuje nam inne oblicze Niżnych Tatr - poza kilkoma popularnymi szlakami są to góry rzadko odwiedzane, ścieżki są często strome, pozarastane, osypujące się i mało przyjazne dla turysty. O ile podejście na Hiadelską Przełęcz było sympatyczne: łagodne i wygodne, to tu mamy „szybkie" i strome zejście na dół z dużą ilością luźnych kamieni na ścieżce. Zaliczam jedną "glebę".
miłe złego początku na żółtym szlaku
tam byliśmy
w stronę Halnej Fatry
Z zejścia widać górną część Liptowskiej Lużnej, jednej z dłuższych wsi na Słowacji. Jak często bywa w takich momentach, zazdroszczę Słowakom widoku tych wsi, skupionych wokół drogi, z ładnymi i niezabudowanymi łąkami i polami nad miejscowością. U nas te pola byłyby upstrzone domami aż po granicę lasu, to jest „czysto" i fotogenicznie.
Skracamy sobie drogę na przystanek autobusowy, gdzie mamy zostawiony samochód -zamiast schodzić do końca żółtym szlakiem, idziemy przez Stitovą. Według Adriana ma być tam lepsze zejście, lecz takim się nie okazuje niestety, ale przynajmniej wychodzimy wprost na przystanek.
Rakitow, Smrekowica
Jedziemy do Korytnicy, gdzie mamy zostawiony drugi samochód i na tym kończy się nasza wycieczka. Adrian czeka długa droga do domu, mnie zdecydowanie krótsza do Demianowej. Cieszę się, że udało mi się zrealizować jedno z moich górskich marzeń na Słowacji i to jeszcze w warunkach, o jakich zawsze marzę o tej porze roku: mgły w dolinach, piękne kolory na szczytach, to się zawsze bardzo miło ogląda.
Drugie moje słowacko-górsko marzenie również zostało spełnione na tych wakacjach, ale o tym będzie za kilka relacji.
Panoramy z wycieczki:
c.d.n.
Pierwsza wycieczka to Niżne Tatry wspólnie z Adrianem. On już relacjonował tę trasę, teraz pora na moje spojrzenie na ten szlak. Widzę, że u mnie więcej mgiełek na zdjęciach i sporo zdjęć teleobiektywem, którego Adrian nie ma Może się teraz przekona
cz. I - Prasiva, Mała i Wielka Chochula
Trasa przez te trzy góry to dla mnie kwintesencja Niżnych Tatr. Kilkakrotnie oglądałem te szczyty podczas wycieczek na Wielką Fatrę, ze zdjęć tej części grani Niżnych Tatr wynikały, że to ciekawe miejsce o połoninowym charakterze krajobrazu, czyli coś co lubię.
Problem z Chochulami jest taki, że ciężko tam wyznaczyć jakąś sensowną jednodniową pętlę, a na wycieczkę ze spaniem w namiocie w górach to ja już się nie nadaję. Czytałem relację Marka Owczarza, który schodził bezszlakowo z Wielkej Chochuli do Liptowskiej Lużnej, ale jak się go pytałem o to zejście, to jednak nie polecał.
Okazja na przejście Chochul nadarza się podczas moich jesiennych wakacji na Słowacji. Mieszkam w Demianowej, a na wycieczkę umawiam się wspólnie z Adrianem z Cieszyna na dwa samochody. Zostawiamy oba auta w Liptovskiej Lużnej przy przystanku autobusowym Hronec - jest tam zatoczka, gdzie może zaparkować kilka aut, a następnie jedziemy jednym samochodem do Korytnicy Kupeli, skąd zaczynamy wycieczkę pieszą.
mapa: https://en.mapy.cz/s/bevefemumu
Okazuje się, ze owe Kupele to miejscowość uzdrowiskowa, mocno już podupadła. Uzdrowisko ma historię sięgającą XVI wieku, ale pod koniec XX wieku zaczęło chylić się ku upadkowi i zostało zamknięte w roku 2003. Dziesięć lat później uzdrowisko kupił francuski przedsiębiorca, który zrekonstruował cztery źródła wód mineralnych oraz otworzył pensjonat, niemniej większość uzdrowiskowych budynków znajduje się w stanie ruiny.
kaplica św. Andrzeja
Zaglądamy gdzieniegdzie do tych zabudowań, ale niezbyt dużo, bo przed nami górska trasa. Lubiący takie eksploracje mogą pobuszować tu nieco dłużej.
Pierwszy odcinek trasy to dość długie i łagodne podejście niebieskim szlakiem na Hiadelską Przełęcz. Bardzo szybko wchodzimy w mgłę, a zamglony las staje się mocno tajemniczy. Jako że na parkingu mieliśmy nad sobą błękitne niebo, to ta mgła nie może zwiastować niczego innego jak petardę widokową na górze.
Przed przełęczą Adrian stwierdza, że kolor mgły, dotychczas chłodny, nieco się zażółca. Oznacza to ni mniej, ni więcej, tylko fakt, że przez mgłę zaczyna przebijać słońce. Faktycznie, na przełęczy mamy pierwsze przebłyski.
Z przełęczy podchodzimy czerwonym graniowym szlakiem. O ile na mapie podejście wygląda na dość strome, to idzie się nam szybko i sprawnie. Zaraz za przełęczą wychodzimy ponad mgłę i robi się bardzo słonecznie i ciepło.
Przez las przebijają widoki na położone na południe od Niżnych Tatr Veporske Vrchy. Na razie niebo jest krystalicznie błękitne, ani jednej chmurki na niebie.
Idziemy na Prasivą. Wychodzimy ponad poziom lasu, z tyłu za nami widać mgły, które wlewają się od północy przez Hiadelską Przełęcz. Jest to bardzo obiecujący widok, można snuć przypuszczenia, co będzie widać z góry.
Chabenec, Kotoliska, Skalka, Dumbier
Pod szczytem wchodzimy w gęstą kosodrzewinę, sponad której wystają wznoszące się nad inwersyjnymi mgłami szczyty Wielkiej i Małej Fatry. Przypuszczenia się sprawdziły - mamy morze mgieł w dole, szliśmy nim dziś rano, a teraz jesteśmy nad nim. Czekam z niecierpliwością na miejsce, gdzie kosodrzewina odsłoni w pełni widok na te moim zdaniem najpiękniejsze słowackie góry. W końcu jest. Mgła jest bardzo gęsta i będzie się jeszcze długo utrzymywać. Sama esencja słowackich gór nad chmurami, proszę państwa:
Halna Fatra, Ploska, Czarny Kamień, z przodu Zwoleń
Rakitow
Mała Fatra: Mały i Wielki Krywań, Chleb, Stoh, Wielki Rozsutec
Suchy Wierch, Zwoleń
Halna Fatra: Kriżna, Frkcov, Ostredok
zbliżenie na Rakitow
Ploska, Czarny Kamień, z przodu grzbiet Zwolenia
Po chwili docieramy na Prasivą. Szukamy sobie miejsca między kosodrzewiną, by coś zjeść, co mocno wieje chłodny wiatr. Widać stąd nasz dalszy szlak, jest tu już bardzo kolorowo, czerwień, pomarańcz i żółć są bardzo intensywne, jak na jesień (bardzo opóźnioną w tym roku) przystało.
po lewej Mała i Wielka Chochula
Wielki Chocz
Kosarzysko, za nim Tatry Zachodnie
Tu powinno być nasze wspólne zdjęcie przy słupku, ale musicie się zadowolić samym słupkiem
Stoh i Wielki Rozsutec w chmurach
Schodzimy na przełęcz między Prasivą a Chochulami. Mgły w dolinach bardzo powoli znikają, za to najwyższe szczyty Niżnych Tatr zakrywają się chmurami.
zejście z Prasivej
Kozi Chrbat
Prasiva
Mała i Wielka Chochula zlewają się w jeden grzbiet z niewielkimi przewyższeniami pośrodku, a wędrówka nim jest dla mnie czymś fascynującym. Dla mnie ten właśnie odcinek to kwintesencja pejzażu Niżnych Tatr - łagodne grzbiety, połoniny, mocne kolory, coś jak Bieszczady, albo okolice Wielkiego i Małego Krywania na Małej Fatrze. Jak już się człowiek wdrapie na grzbiet Niżnych Tatr, to na górze jest bardzo przyjemnie.
Na blogu Morgusiowe Wędrówki czytałem relację z częściowego przejścia grani Niżnych Tatr i jest to dla mnie jedna z lepszych górskich relacji, na jakie natrafiłem w internecie:
https://morgusiowe-wedrowki.blogspot.co ... i-bor.html
Jej autor również jest zachwycony tym fragmentem i wspomina, że kojarzy mu się on z górami Rumunii, a to jest dla niego bardzo poważny stempel jakości. Cóż, w Rumunii byłem w tegoroczne wakacje i faktycznie są tam niesamowite góry, a porównanie tego rejonu Niżnych Tatr do tamtejszych gór jest jak najbardziej uzasadnione.
znikające mgły w dole
Wielki Chocz, Salatyn
Donovaly, nad nimi Wielka Fatra
A na szlaku jest tak:
Wielka Chochula
Prasiva, Mała Chochula
Wielka Chochula
na Wielkiej Chochuli
Pogoda i zachmurzenie zmienia się dynamicznie, raz jest słońce, raz cień, ale cały czas wieje mocny wiatr, który ma tę zaletę, że żaden cień nie zalega długo.
Szlak omija Kosarzysko, ale my tam idziemy. Na wierzchołek prowadzi ścieżka w borowinie, wyglądająca jakby był wycięta przez jakąś maszynę - szeroka na dwie stopy i idealnie równej szerokości. Spotykamy pana zbierającego borówki. Pan jest w wieku emerytalnym, a przemierza grzbiet z dwoma ciężkimi od borówek plastikowymi wiaderkami w ręce. Nieźle.
Wielki Chocz, Salatyn, w dole Liptowska Lużna
Z Kosarzyska idziemy pod Skałką na Przełęcz Pod Skałką. Szlak omija samą górę, trawers pod nią to jedyny leśny odcinek na dzisiejszym grzbiecie, na szczęście niezbyt długi. Za lasem wychodzimy na łąki pełne żółtych traw oraz borowin robimy sobie w tych trawach ostatni postój.
Wielka Hola (przed nią Skałka), Latiborska Hola
Wielka Chochula
Sarpata, Tlsta, Salatyn
Latiborska Hola
Szukamy teraz początku żółtego szlaku - zejścia do Liptowskiej Lużnej. Ścieżka jest, na początku ledwo widoczna w trawie, potem jest lepiej. Zejście tym szlakiem ukazuje nam inne oblicze Niżnych Tatr - poza kilkoma popularnymi szlakami są to góry rzadko odwiedzane, ścieżki są często strome, pozarastane, osypujące się i mało przyjazne dla turysty. O ile podejście na Hiadelską Przełęcz było sympatyczne: łagodne i wygodne, to tu mamy „szybkie" i strome zejście na dół z dużą ilością luźnych kamieni na ścieżce. Zaliczam jedną "glebę".
miłe złego początku na żółtym szlaku
tam byliśmy
w stronę Halnej Fatry
Z zejścia widać górną część Liptowskiej Lużnej, jednej z dłuższych wsi na Słowacji. Jak często bywa w takich momentach, zazdroszczę Słowakom widoku tych wsi, skupionych wokół drogi, z ładnymi i niezabudowanymi łąkami i polami nad miejscowością. U nas te pola byłyby upstrzone domami aż po granicę lasu, to jest „czysto" i fotogenicznie.
Skracamy sobie drogę na przystanek autobusowy, gdzie mamy zostawiony samochód -zamiast schodzić do końca żółtym szlakiem, idziemy przez Stitovą. Według Adriana ma być tam lepsze zejście, lecz takim się nie okazuje niestety, ale przynajmniej wychodzimy wprost na przystanek.
Rakitow, Smrekowica
Jedziemy do Korytnicy, gdzie mamy zostawiony drugi samochód i na tym kończy się nasza wycieczka. Adrian czeka długa droga do domu, mnie zdecydowanie krótsza do Demianowej. Cieszę się, że udało mi się zrealizować jedno z moich górskich marzeń na Słowacji i to jeszcze w warunkach, o jakich zawsze marzę o tej porze roku: mgły w dolinach, piękne kolory na szczytach, to się zawsze bardzo miło ogląda.
Drugie moje słowacko-górsko marzenie również zostało spełnione na tych wakacjach, ale o tym będzie za kilka relacji.
Panoramy z wycieczki:
c.d.n.