Mała wycieczka z małym pieskiem w Małą Fatrę na Mały Krywań
: 2023-09-29, 12:15
Pogoda i urlop, rzut okiem na mapę, gdzie by tu pojechać - ot cała historia wyjazdu
Na Małym Krywaniu byłem już w tym roku, ale teraz trasa całkiem inna, tylko jeden punkt wspólny - Mały Krywań
Powtarza się historia z Tobim, który jak wyczai, że wieczorem robię przygotowania, to potem budzi w nocy. Tym razem pierwszy raz obudził o 2:15 i myślałem, że go oskóruję. Drugi raz przyszedł 3:35 i uznałem, niech mu będzie.
Podjeżdżam do miejscowości Krasňany i wyruszam na szlak żółty. Zaraz na początku rozpadający się mostek, a potem brak ścieżki, mokre trawy i łąki z ogrodzeniem elektrycznym. Szlak ten istnieje tylko na mapie i ma oznaczenia na drzewach, ale w terenie nie występuje.
Potem zmieniam na szlak zielony i już bez problemów nabieram wysokości.
Osiągam grzbiet. Mijam górą Chatę pod Suchym. Jest pięknie i zielono, aż za zielono jak na ostatnie dni września.
Nie wychodzę na Suchy czerwonym. Kiedyś już tak szedłem i pamiętam że jest bardzo stromo i w kosówkach. Tym razem omijam wierzchołek żółtym szlakiem od zachodniej strony. Wcześniej wyczaiłem, że może to być ciekawsza opcja. Idzie się najpierw lasem, a potem wychodzi się na coś takiego. Dalej szlak wiedzie na przełęcz po prawej stronie. Natomiast ja pomyślałem, żeby zrobić tutaj atak szczytowy na wprost.
Trawki są bardzo strome, na dodatek trzeba iść na skos. Obłędne te trawki, chyba nigdy wcześniej nie byłem tak blisko zsunięcia się. Zdjęcie kompletnie nie oddaje.
Tam gdzie trzeba było iść na wprost w górę wcale nie lepiej. Choć nachylenie nie jest bardzo duże (jak np. na Seklerskiej Górze w Rumunii), to tutaj jest po prostu jakoś ślisko. Ale co by nie mówić jest pięknie.
Tobi radzi sobie bardzo dobrze. Chyba jest nawet zdziwiony, że ja mam takie problemy.
Widok wstecz. Krótki odcinek, ale bardzo satysfakcjonujący
Widok z Suchego na Żylinę.
Dalej szlak idzie w kosówkach, choć kolejne szczyty są podobnej wysokości, to cały czas idzie się stromo w dół i stromo w górę, jakby zębami piły.
Teraz rozumiem, dlaczego można to obejść innymi szlakami z dwóch stron.
Niby tylko 2 szczyty po drodze (Biele Skaly i Stratenec), ale tych zejść i wyjść jest w sumie tak dużo, że można się tym nasycić, albo i nawet przesycić.
A potem wszystko się uspokaja i mamy piękny widok na Mały Krywań.
Podejście jest długie, ale przyjemne.
Na szlaku pustki. Temperatura zaskakująca, jest upalnie, nie spodziewałem się tego na tej wysokości.
Widok z Małego Krywania na południową stronę. Kiedyś muszę się tam zapuścić, wygląda miło.
Następnie wracam się kawałek "po śladach" na Sedlo Priehyb i rozpoczynam zejście szlakiem niebieskim.
Szlak najpierw idzie grzbietem, a potem schodzi w dolinę. Pierwotnie był pomysł, żeby kontynuować bezszlakowo grzbietem, ale kiedy przyglądałem mu się z rana z sąsiedniego grzbietu, to uznałem, że mógłbym tego żałować. I nie żałuję, że odpuściłem
Trwa rykowisko jeleni. Od rana było słychać te przerażające odgłosy. Pod wieczór to się jeszcze bardziej nasiliło. Wydaje się, że schodzimy wprost do nich. Tobi ma mocne obawy, wciąż nasłuchuje, opuszczony ogon świadczy, ze nie chciałby stanąć oko w oko z autorem tych dźwięków. Kiedyś dawno temu myślałem, że tak brzmi niedźwiedź. Wyobrażałem sobie, że to ryk ostrzegawczy walczących samców, albo ryk przedśmiertny pokonanego i konającego. Ewentualnie ryk w miłosnych uniesieniach. Potem jak już wiedziałem, ze to jelenie, to nie było to już tak przerażające. Jednak tutaj ilość i natężenie tych odgłosów z różnych stron wciąż działała na wyobraźnię.
Zejście szlakiem przekonywało jeszcze jednym argumentem. W pewnym momencie szlak przechodzi blisko urwisk skalnych. Widać je było z przeciwległego grzbietu. Postanowiłem ich poszukać. Byłem pewny, że będzie ścieżka.
Ścieżki nie było, ale miejsce znalazłem. Piękne widoki na koniec dnia.
Te urwiska gdzieś tu muszą być, pewnie niżej. Jest już za stromo, żeby zejść. Popchnąłem duży kamień. Najpierw toczył się powoli stopniowo nabierając prędkości. Dźwięk toczenia oddalał się i powoli zanikał z powodu odległości. W końcu umilkł. Nie byłem pewny, czy kamień się zatrzymał, czy jest już za daleko, żeby go usłyszeć. Poczekałem jeszcze chwilę. Cisza. Już miałem iść, kiedy dotarło do mnie uderzenie skały o skałę odbite od sąsiedniej ściany doliny. Czy to może być mój kamień? Po sekundzie wiele odgłosów kamiennej lawiny jakby zatrzymującej się na piargu. Ciekawe co jest tam w dole?
Wracamy na szlak. Bardzo fajne miejsce.
Na koniec stwierdziłem, że zrobię mały skrót i zejdę na wprost do doliny słonecznym stokiem, zamiast sporo dłuższym zacienionym szlakowym zejściem. Pomysł podobał mi się przez pierwsze 5 minut. Potem było 10 minut dla koneserów stromizn, na koniec 5 minut chaszczowego piekła
Taka to była wycieczka. W sumie bardzo fajna
Mała Fatra kolejny raz pokazała, że jest bardzo ciekawym i urozmaiconym pasmem. Szkoda tylko, że jest taka mała
Na Małym Krywaniu byłem już w tym roku, ale teraz trasa całkiem inna, tylko jeden punkt wspólny - Mały Krywań
Powtarza się historia z Tobim, który jak wyczai, że wieczorem robię przygotowania, to potem budzi w nocy. Tym razem pierwszy raz obudził o 2:15 i myślałem, że go oskóruję. Drugi raz przyszedł 3:35 i uznałem, niech mu będzie.
Podjeżdżam do miejscowości Krasňany i wyruszam na szlak żółty. Zaraz na początku rozpadający się mostek, a potem brak ścieżki, mokre trawy i łąki z ogrodzeniem elektrycznym. Szlak ten istnieje tylko na mapie i ma oznaczenia na drzewach, ale w terenie nie występuje.
Potem zmieniam na szlak zielony i już bez problemów nabieram wysokości.
Osiągam grzbiet. Mijam górą Chatę pod Suchym. Jest pięknie i zielono, aż za zielono jak na ostatnie dni września.
Nie wychodzę na Suchy czerwonym. Kiedyś już tak szedłem i pamiętam że jest bardzo stromo i w kosówkach. Tym razem omijam wierzchołek żółtym szlakiem od zachodniej strony. Wcześniej wyczaiłem, że może to być ciekawsza opcja. Idzie się najpierw lasem, a potem wychodzi się na coś takiego. Dalej szlak wiedzie na przełęcz po prawej stronie. Natomiast ja pomyślałem, żeby zrobić tutaj atak szczytowy na wprost.
Trawki są bardzo strome, na dodatek trzeba iść na skos. Obłędne te trawki, chyba nigdy wcześniej nie byłem tak blisko zsunięcia się. Zdjęcie kompletnie nie oddaje.
Tam gdzie trzeba było iść na wprost w górę wcale nie lepiej. Choć nachylenie nie jest bardzo duże (jak np. na Seklerskiej Górze w Rumunii), to tutaj jest po prostu jakoś ślisko. Ale co by nie mówić jest pięknie.
Tobi radzi sobie bardzo dobrze. Chyba jest nawet zdziwiony, że ja mam takie problemy.
Widok wstecz. Krótki odcinek, ale bardzo satysfakcjonujący
Widok z Suchego na Żylinę.
Dalej szlak idzie w kosówkach, choć kolejne szczyty są podobnej wysokości, to cały czas idzie się stromo w dół i stromo w górę, jakby zębami piły.
Teraz rozumiem, dlaczego można to obejść innymi szlakami z dwóch stron.
Niby tylko 2 szczyty po drodze (Biele Skaly i Stratenec), ale tych zejść i wyjść jest w sumie tak dużo, że można się tym nasycić, albo i nawet przesycić.
A potem wszystko się uspokaja i mamy piękny widok na Mały Krywań.
Podejście jest długie, ale przyjemne.
Na szlaku pustki. Temperatura zaskakująca, jest upalnie, nie spodziewałem się tego na tej wysokości.
Widok z Małego Krywania na południową stronę. Kiedyś muszę się tam zapuścić, wygląda miło.
Następnie wracam się kawałek "po śladach" na Sedlo Priehyb i rozpoczynam zejście szlakiem niebieskim.
Szlak najpierw idzie grzbietem, a potem schodzi w dolinę. Pierwotnie był pomysł, żeby kontynuować bezszlakowo grzbietem, ale kiedy przyglądałem mu się z rana z sąsiedniego grzbietu, to uznałem, że mógłbym tego żałować. I nie żałuję, że odpuściłem
Trwa rykowisko jeleni. Od rana było słychać te przerażające odgłosy. Pod wieczór to się jeszcze bardziej nasiliło. Wydaje się, że schodzimy wprost do nich. Tobi ma mocne obawy, wciąż nasłuchuje, opuszczony ogon świadczy, ze nie chciałby stanąć oko w oko z autorem tych dźwięków. Kiedyś dawno temu myślałem, że tak brzmi niedźwiedź. Wyobrażałem sobie, że to ryk ostrzegawczy walczących samców, albo ryk przedśmiertny pokonanego i konającego. Ewentualnie ryk w miłosnych uniesieniach. Potem jak już wiedziałem, ze to jelenie, to nie było to już tak przerażające. Jednak tutaj ilość i natężenie tych odgłosów z różnych stron wciąż działała na wyobraźnię.
Zejście szlakiem przekonywało jeszcze jednym argumentem. W pewnym momencie szlak przechodzi blisko urwisk skalnych. Widać je było z przeciwległego grzbietu. Postanowiłem ich poszukać. Byłem pewny, że będzie ścieżka.
Ścieżki nie było, ale miejsce znalazłem. Piękne widoki na koniec dnia.
Te urwiska gdzieś tu muszą być, pewnie niżej. Jest już za stromo, żeby zejść. Popchnąłem duży kamień. Najpierw toczył się powoli stopniowo nabierając prędkości. Dźwięk toczenia oddalał się i powoli zanikał z powodu odległości. W końcu umilkł. Nie byłem pewny, czy kamień się zatrzymał, czy jest już za daleko, żeby go usłyszeć. Poczekałem jeszcze chwilę. Cisza. Już miałem iść, kiedy dotarło do mnie uderzenie skały o skałę odbite od sąsiedniej ściany doliny. Czy to może być mój kamień? Po sekundzie wiele odgłosów kamiennej lawiny jakby zatrzymującej się na piargu. Ciekawe co jest tam w dole?
Wracamy na szlak. Bardzo fajne miejsce.
Na koniec stwierdziłem, że zrobię mały skrót i zejdę na wprost do doliny słonecznym stokiem, zamiast sporo dłuższym zacienionym szlakowym zejściem. Pomysł podobał mi się przez pierwsze 5 minut. Potem było 10 minut dla koneserów stromizn, na koniec 5 minut chaszczowego piekła
Taka to była wycieczka. W sumie bardzo fajna
Mała Fatra kolejny raz pokazała, że jest bardzo ciekawym i urozmaiconym pasmem. Szkoda tylko, że jest taka mała