Stoh i Ośnica
: 2023-04-23, 16:53
Dzień dobry, Bondżorno !
Trzy lata minęły od pomysłu do realizacji tej wycieczki, miała się odbyć zimą przed pandemią, właśnie wtedy pozamykali granicę.
Patrząc teraz po przejściu tej trasy, a właściwie odcinka szlaku zielonego z Kralovany na Stoha, jedno jest pewne, zimą nie dalibyśmy rady.
Pandemia uratowała nas przed nieuchronną porażką, szlak jest bardzo słabo oznakowany i ma baaaardzo długie podejście, nawet w tych warunkach bez śniegu, zgubiliśmy szlak kilka razy.
Trasa to 1465 metrów podejść, zanim tego nie przeszedłem wydawało się że to żaden problem, myliłem się
Trasa: https://en.mapy.cz/s/fefaguponu
Z kolegą Bartkiem znam się już kilka ładnych lat, jednak nigdy nie byliśmy razem w górach … Kolegę Michała poznałem w piątek o 5.00 rano i ruszyliśmy w drogę na dwa samochody, pierwszy (mój) zostawiamy na dużym parkingu około 1 km od szlaku, nie wiedziałem że tuż przy szlaku też jest parking, więc na sam koniec zostanie nam kilometr asfaltem, nie ma za co koledzy
Drugim samochodem dojeżdżamy pod stację kolejową Kralovany.
Poranek jest piękny, widać resztki mgiełek, pewnie jeszcze godzinkę temu było tu mleko ?
Słońce mocno świeci, to powinien być dobry dzień …
Na powitanie wjeżdża długi pociąg towarowy, my odbijamy w lewo i przechodzimy tunelem pod torowiskiem, w trawie leży kawałek kopyta sarny, to oznacza że misie grasują
Na tak rzadko uczęszczanym szlaku Małej Fatry mieliśmy obawy o spotkanie z niedźwiedziem, cały czas znajdowaliśmy pozostałości po misiach, na szczęście żadnych świeżych
Nie ma żartów, właściwie od początku podejście jest odczuwalne, wchodząc w las zaczynamy się ostro wspinać … Trzeba odpocząć ! Przerwę robimy przy pierwszych krokusach tego dnia, zaczyna się szał krokusowy Te w lesie są ciemne i soczyste, później będą coraz jaśniejsze, nie wiem od czego to zależy, od miejsca, od ilości słońca ?
Ruszamy dalej w las, piękny bukowy las zasypany dużą ilością liści, stromą białą ścieżką pełną stwardniałego starego śniegu zaczynamy trawersować Suchy Wierch, mijamy źródło wody, las robi się coraz bardziej zielono za sprawą sosny, niestety schodzimy w dół, to oznacza że będziemy musieli sporo znowu podejść !
Wychodzimy na małą polankę tuż pod lasem pełnym powalonych drzew, oczywiście mocno w górę, Sokolie i Boboty, to te klimaty
Stromo w górę między drzewami, skarpa z prawej i z lewej, fajny klimat tego miejsca.
Pojawiają się pierwsze widoki, prawdopodobnie na Steny albo Chleb ?
Pojawił się również śnieg, na szczęście jeszcze na tyle twardy że nie zapadaliśmy się co krok, trochę błądzimy bo oznakowanie słabe a ścieżki pod śniegiem nie widać, z resztą tędy chyba nikt nie chodzi, bo wcześniej w lesie szlak był dobrze zarośnięty a ścieżka ledwo widoczna …
Oczywiście kolejne krokusy, którym nie odpuszczamy i przymusowo musimy zrobić zdjęcia
Zostawiliśmy za sobą Żobraka i wyszliśmy na sporą polanę z pięknymi widokami, po lewej widok na grań z Krywania na Południowy Groń, a po prawej nasz główny cel, czyli Stoh, miejsce z takim widokiem zasługuje na przerwę
Kiedy sobie siedzimy i zajadamy śniadaniem widzimy że dołu nadciągają trzej panowie, jeden z nich podchodzi do nas i zagaduje …
Okazało się że byli to panowie z nadleśnictwa albo strażnicy leśni, montowali plastikowe znaczniki, które miały wskazywać granicę rezerwatu, o ile dobrze go zrozumiałem.
Trochę dalej błądząc między drzewami, znowu gubimy szlak i musimy się przebijać przez krzaki, żeby wyjść tuż pod ostatnią prostą, długim stromym zboczu Stoha, robi wrażenie z bliska i wydaje się nie mieć końca.
W tym momencie nadchodzą chmury i robi się ponuro i brunatnie, na szczęście słońce chwilami się przebija i robi się od razu pięknie !
Jezusie, jakie to podejście jest długie i męczące, mimo to dzięki widokom, da się jakoś przeżyć
Na niebie pojawiają się lasery przeświecające przez chmury na wieloplany Wielkiej Fatry.
Jest Stoh ! Na szczycie dwie osoby (para) Polaków, przy schodzeniu spotykamy kolejną parę, też Polaków, to chyba jakiś najazd
Na zejściu miejscami jeszcze sporo śniegu, w lesie się przydaje lepiej się schodzi, niż po sterczących korzeniach
Na szczycie spędzamy dłuższą chwilę, ale nie zostajemy na przerwę bo strasznie wiało, więc uciekliśmy na przełęcz żeby w spokoju coś zjeść i napić się czegoś ciepłego.
Podczas zejścia pięknie widać podświetloną Ośnice, z daleka widać że początkowe podejście będzie mocne, ale co to dla nas, wszyscy przed 40, damy radę !
Pusto, nie ma nikogo, siedzimy sobie w słoneczku i cieszymy oczy zamkniętym Rozsutcem.
Oczywiście wszędzie jest mnóstwo krokusów, korzystamy z tego faktu już sam nie wiem który raz tego dnia, przecież wiadomo że krokusy mają to coś co przyciąga oko, nie walczymy z tym
Słońce po raz kolejny chowa się za chmurami, to smutne momenty tej wycieczki, wszystko traci barwy, robi się smutno …
To jeden z tych dni, kiedy atakują mnie mocne skurcze, jak się okazało nie tylko ja mam takie problemy, bo kolega Michał też walczył z różnymi przeciwnościami zdrowia, oczywiście nie wiadomo skąd się biorą i nie da się ich wyleczyć
Wychodzimy na grań Ośnicy, jest fajnie ! Nowe miejsca nowe widoki, nowa energia do dalszej wędrówki, za plecami Stoh i Rozsutec z nowej perspektywy, idziemy.
Niecałe dwa tygodnie temu na Ośnicy zginęła kobieta, tuż pod szczytem jest mały drewniany nagrobek ku jej pamięci, wszystko świeże jakby ledwo wczoraj postawione.
Jeszcze tylko ostatni trawers i schodzimy pod kolejny bukowy las, widok na dolinę wśród której stoi mały domki z czerwonym dachem, już niedługo będą się tam pewnie pasły owce, na razie jednak robi się lekko zielono i wszędzie tańczy słońce i chmury
Zejście z Ośnicy jest ostre i niebezpieczne, cieknie po nim woda i jest ślisko, trzeba być czujnym …
Kolejne krokusy i chowamy się w las, ostatnie zawijasy żółtego szlaku mijają nam na dużym zmęczeniu, chcemy już być przy aucie, ale ale jak wspomniałem na początku, z powodu mojej pomyłki został nam jeszcze dodatkowy kilometr do przejścia po asfalcie, oj jak się wszyscy cieszyliśmy
Kilkanaście kilometrów dalej wysadzam chłopaków na stacji PKP i żegnamy się.
I taka to była wycieczka.
Trzy lata minęły od pomysłu do realizacji tej wycieczki, miała się odbyć zimą przed pandemią, właśnie wtedy pozamykali granicę.
Patrząc teraz po przejściu tej trasy, a właściwie odcinka szlaku zielonego z Kralovany na Stoha, jedno jest pewne, zimą nie dalibyśmy rady.
Pandemia uratowała nas przed nieuchronną porażką, szlak jest bardzo słabo oznakowany i ma baaaardzo długie podejście, nawet w tych warunkach bez śniegu, zgubiliśmy szlak kilka razy.
Trasa to 1465 metrów podejść, zanim tego nie przeszedłem wydawało się że to żaden problem, myliłem się
Trasa: https://en.mapy.cz/s/fefaguponu
Z kolegą Bartkiem znam się już kilka ładnych lat, jednak nigdy nie byliśmy razem w górach … Kolegę Michała poznałem w piątek o 5.00 rano i ruszyliśmy w drogę na dwa samochody, pierwszy (mój) zostawiamy na dużym parkingu około 1 km od szlaku, nie wiedziałem że tuż przy szlaku też jest parking, więc na sam koniec zostanie nam kilometr asfaltem, nie ma za co koledzy
Drugim samochodem dojeżdżamy pod stację kolejową Kralovany.
Poranek jest piękny, widać resztki mgiełek, pewnie jeszcze godzinkę temu było tu mleko ?
Słońce mocno świeci, to powinien być dobry dzień …
Na powitanie wjeżdża długi pociąg towarowy, my odbijamy w lewo i przechodzimy tunelem pod torowiskiem, w trawie leży kawałek kopyta sarny, to oznacza że misie grasują
Na tak rzadko uczęszczanym szlaku Małej Fatry mieliśmy obawy o spotkanie z niedźwiedziem, cały czas znajdowaliśmy pozostałości po misiach, na szczęście żadnych świeżych
Nie ma żartów, właściwie od początku podejście jest odczuwalne, wchodząc w las zaczynamy się ostro wspinać … Trzeba odpocząć ! Przerwę robimy przy pierwszych krokusach tego dnia, zaczyna się szał krokusowy Te w lesie są ciemne i soczyste, później będą coraz jaśniejsze, nie wiem od czego to zależy, od miejsca, od ilości słońca ?
Ruszamy dalej w las, piękny bukowy las zasypany dużą ilością liści, stromą białą ścieżką pełną stwardniałego starego śniegu zaczynamy trawersować Suchy Wierch, mijamy źródło wody, las robi się coraz bardziej zielono za sprawą sosny, niestety schodzimy w dół, to oznacza że będziemy musieli sporo znowu podejść !
Wychodzimy na małą polankę tuż pod lasem pełnym powalonych drzew, oczywiście mocno w górę, Sokolie i Boboty, to te klimaty
Stromo w górę między drzewami, skarpa z prawej i z lewej, fajny klimat tego miejsca.
Pojawiają się pierwsze widoki, prawdopodobnie na Steny albo Chleb ?
Pojawił się również śnieg, na szczęście jeszcze na tyle twardy że nie zapadaliśmy się co krok, trochę błądzimy bo oznakowanie słabe a ścieżki pod śniegiem nie widać, z resztą tędy chyba nikt nie chodzi, bo wcześniej w lesie szlak był dobrze zarośnięty a ścieżka ledwo widoczna …
Oczywiście kolejne krokusy, którym nie odpuszczamy i przymusowo musimy zrobić zdjęcia
Zostawiliśmy za sobą Żobraka i wyszliśmy na sporą polanę z pięknymi widokami, po lewej widok na grań z Krywania na Południowy Groń, a po prawej nasz główny cel, czyli Stoh, miejsce z takim widokiem zasługuje na przerwę
Kiedy sobie siedzimy i zajadamy śniadaniem widzimy że dołu nadciągają trzej panowie, jeden z nich podchodzi do nas i zagaduje …
Okazało się że byli to panowie z nadleśnictwa albo strażnicy leśni, montowali plastikowe znaczniki, które miały wskazywać granicę rezerwatu, o ile dobrze go zrozumiałem.
Trochę dalej błądząc między drzewami, znowu gubimy szlak i musimy się przebijać przez krzaki, żeby wyjść tuż pod ostatnią prostą, długim stromym zboczu Stoha, robi wrażenie z bliska i wydaje się nie mieć końca.
W tym momencie nadchodzą chmury i robi się ponuro i brunatnie, na szczęście słońce chwilami się przebija i robi się od razu pięknie !
Jezusie, jakie to podejście jest długie i męczące, mimo to dzięki widokom, da się jakoś przeżyć
Na niebie pojawiają się lasery przeświecające przez chmury na wieloplany Wielkiej Fatry.
Jest Stoh ! Na szczycie dwie osoby (para) Polaków, przy schodzeniu spotykamy kolejną parę, też Polaków, to chyba jakiś najazd
Na zejściu miejscami jeszcze sporo śniegu, w lesie się przydaje lepiej się schodzi, niż po sterczących korzeniach
Na szczycie spędzamy dłuższą chwilę, ale nie zostajemy na przerwę bo strasznie wiało, więc uciekliśmy na przełęcz żeby w spokoju coś zjeść i napić się czegoś ciepłego.
Podczas zejścia pięknie widać podświetloną Ośnice, z daleka widać że początkowe podejście będzie mocne, ale co to dla nas, wszyscy przed 40, damy radę !
Pusto, nie ma nikogo, siedzimy sobie w słoneczku i cieszymy oczy zamkniętym Rozsutcem.
Oczywiście wszędzie jest mnóstwo krokusów, korzystamy z tego faktu już sam nie wiem który raz tego dnia, przecież wiadomo że krokusy mają to coś co przyciąga oko, nie walczymy z tym
Słońce po raz kolejny chowa się za chmurami, to smutne momenty tej wycieczki, wszystko traci barwy, robi się smutno …
To jeden z tych dni, kiedy atakują mnie mocne skurcze, jak się okazało nie tylko ja mam takie problemy, bo kolega Michał też walczył z różnymi przeciwnościami zdrowia, oczywiście nie wiadomo skąd się biorą i nie da się ich wyleczyć
Wychodzimy na grań Ośnicy, jest fajnie ! Nowe miejsca nowe widoki, nowa energia do dalszej wędrówki, za plecami Stoh i Rozsutec z nowej perspektywy, idziemy.
Niecałe dwa tygodnie temu na Ośnicy zginęła kobieta, tuż pod szczytem jest mały drewniany nagrobek ku jej pamięci, wszystko świeże jakby ledwo wczoraj postawione.
Jeszcze tylko ostatni trawers i schodzimy pod kolejny bukowy las, widok na dolinę wśród której stoi mały domki z czerwonym dachem, już niedługo będą się tam pewnie pasły owce, na razie jednak robi się lekko zielono i wszędzie tańczy słońce i chmury
Zejście z Ośnicy jest ostre i niebezpieczne, cieknie po nim woda i jest ślisko, trzeba być czujnym …
Kolejne krokusy i chowamy się w las, ostatnie zawijasy żółtego szlaku mijają nam na dużym zmęczeniu, chcemy już być przy aucie, ale ale jak wspomniałem na początku, z powodu mojej pomyłki został nam jeszcze dodatkowy kilometr do przejścia po asfalcie, oj jak się wszyscy cieszyliśmy
Kilkanaście kilometrów dalej wysadzam chłopaków na stacji PKP i żegnamy się.
I taka to była wycieczka.