Čipčie
: 2022-05-19, 13:20
Pogodowy pewniak! Urlop jest. Pytanie tylko gdzie jechać? Mam kilka pomysłów, ale odrzucam po kolei. Że albo będzie za trudno, albo za wysoko, a za śniegiem nie tęsknię. W końcu już prawie mam pomysła, ale Seba podsuwa mi Cipcie. Hmm... brzmi fajnie
No to jadę do Turie koło Żyliny. Parkuje w centrum. Słowackie miejscowości są bardzo zwarte, więc po chwili jestem już na drodze wylotowej wśród łąk. Pogoda faktycznie żyleta.
A to mój cel. Čipčie po lewej, a po prawej Kozol - tego zaplanowałem na początek.
Wchodzę na mokrusieńką od rosy łąkę. Dobrze, że mam porządne buty.
Kozol. Nie ma tam szlaku, jest rezerwat. Nie wolno tam chodzić, bo NIE WOLNO.
Plan jest taki, żeby podejść najwyżej jak się da drogą zaznaczona na mapie, a potem się zobaczy.
Droga była
Wyprowadza dość wysoko, do granicy rezerwatu.
Plan był wyjść na przełęcz widoczną na wprost.
Obyło się bez chaszczowania. Moje wprawne oko wypatrzyło ścieżkę
A więc jestem. Rozpoczynam część skalistą. Bo Kozol z jednej strony jest zalesiony, a z drugiej skalisty i to całkiem konkretnie.
A widzicie tą chmurę/mgiełkę na tle lasu? Najpierw myślałem, że to słońce ogrzewa łąki i rosa paruje, ale potem okazało się, że to chmura z pyłku drzew.
No to pora iść w górę.
Konkretne te skałki. Tobi prowadzi.
Jest pięknie.
Czyżby szczyt?
Kawałek lasem. Stare liście kontrastują z nowymi.
Znowu w górę.
Kurczę, to jeszcze nie szczyt. Grzbiet jest zakrzywiony i jak się gdzieś wyjdzie, to od razu pojawia się nowy wyższy cel, którego wcześniej nie było widać.
A w dole lufa.
Znaleźliśmy się w miejscu, gdzie lepiej byłoby nie odpaść. Kruszyzna straszna.
Tobi dał radę. Jeszcze tylko ja
Wygląda, że w końcu będzie szczyt
Tak, w końcu, zmęczyło mnie to skałkowanie
Widok na główny grzbiet: Veľká lúka i Minčol
Tobi zdobywca.
Dalej grzbiet utrzymuje wysokość, ale jest zalesiony.
Seks ślimaków, tak przy ludziach
Okienko.
Jest jakieś zejście, wyraźna stroma ścieżka wśród pięknych buków.
Jestem na dole, na bezszlakowym grzbiecie. Odnodze grzbietu głównego.
Widok wstecz na Kozol. To nie jest całość skał, reszta chowa się, gdyż jak wspominałem jego grzbiet jest zakrzywiony.
Przechodzę przez szczyt Kobylie, schodzę na przełęcz gdzie dołącza szlak. Otoczenie zmienia się, las iglasty, mniej zieleni.
Otwierają się widoki.
Na górze nie ma w ogóle świeżej zieleni.
Miejscami snieg.
Widok na Tatry. A miała być super przejrzystość.
Idę w kierunku Minčola.
Ale fajna ścieżka.
Obniżenie terenu, wrócił las.
Szczytujemy!
Jest krzyż
Tobi patrzy w kierunku Wielkiej Fatry. Czyżby chciał tam pojechać?
Charakterystyczna Ploska.
Jeszcze trzeba zejść zobaczyć działo.
Faktycznie, kawał działa. Ciekawe czy na chodzie
Wracamy na górę i schodzimy żółtym szlakiem. Słońce już nisko.
Asfalt w dolinie. Jest po 18, szlakowskaz mówi, że Turie za godzinę dziesięć. Wygląda na to, że na Čipčie brakło czasu. To przez to działo!
Idę asfaltem, trochę niezadowolony. Nogi bolą, kolano boli. Wkurzenie narasta. To jak to, pojechałem na Čipčie i nie wyszedłem na Čipčie - to bez sensu.
Skręcam w lewo i idę do góry na Čipčie. Początkowo jest stromo bardzo.
Ale potem robi się urokliwie.
Doszedłem do szlaku. Čipčie na wprost.
Tu jest dopiero urokliwie.
Widok z góry na Kozol.
Nawet jacyś ludzie byli. Bardzo komercyjny szczyt te Čipčie.
W dół stromo, ale nie ma skał, raczej trawki
Łąki w oddali - startuje balon.
Słońce mi ucieka.
Szlakowskaz szczytowy informuje, że Turie za godzinę dziesięć. Trzeba ruszać bo się ściemnia.
Fajne te łączki z wydłużonymi cieniami.
Szlak zejściowy zanim wejdzie w las.
Prawie zachód spotkał mnie jeszcze w lesie.
Zachód właściwy. Turie w dole.
Umęczyłem się solidnie. W drodze powrotnej przysypiałem, ale dojechałem.
Tereny rewelacyjne. Bardzo mi się podobało
No to jadę do Turie koło Żyliny. Parkuje w centrum. Słowackie miejscowości są bardzo zwarte, więc po chwili jestem już na drodze wylotowej wśród łąk. Pogoda faktycznie żyleta.
A to mój cel. Čipčie po lewej, a po prawej Kozol - tego zaplanowałem na początek.
Wchodzę na mokrusieńką od rosy łąkę. Dobrze, że mam porządne buty.
Kozol. Nie ma tam szlaku, jest rezerwat. Nie wolno tam chodzić, bo NIE WOLNO.
Plan jest taki, żeby podejść najwyżej jak się da drogą zaznaczona na mapie, a potem się zobaczy.
Droga była
Wyprowadza dość wysoko, do granicy rezerwatu.
Plan był wyjść na przełęcz widoczną na wprost.
Obyło się bez chaszczowania. Moje wprawne oko wypatrzyło ścieżkę
A więc jestem. Rozpoczynam część skalistą. Bo Kozol z jednej strony jest zalesiony, a z drugiej skalisty i to całkiem konkretnie.
A widzicie tą chmurę/mgiełkę na tle lasu? Najpierw myślałem, że to słońce ogrzewa łąki i rosa paruje, ale potem okazało się, że to chmura z pyłku drzew.
No to pora iść w górę.
Konkretne te skałki. Tobi prowadzi.
Jest pięknie.
Czyżby szczyt?
Kawałek lasem. Stare liście kontrastują z nowymi.
Znowu w górę.
Kurczę, to jeszcze nie szczyt. Grzbiet jest zakrzywiony i jak się gdzieś wyjdzie, to od razu pojawia się nowy wyższy cel, którego wcześniej nie było widać.
A w dole lufa.
Znaleźliśmy się w miejscu, gdzie lepiej byłoby nie odpaść. Kruszyzna straszna.
Tobi dał radę. Jeszcze tylko ja
Wygląda, że w końcu będzie szczyt
Tak, w końcu, zmęczyło mnie to skałkowanie
Widok na główny grzbiet: Veľká lúka i Minčol
Tobi zdobywca.
Dalej grzbiet utrzymuje wysokość, ale jest zalesiony.
Seks ślimaków, tak przy ludziach
Okienko.
Jest jakieś zejście, wyraźna stroma ścieżka wśród pięknych buków.
Jestem na dole, na bezszlakowym grzbiecie. Odnodze grzbietu głównego.
Widok wstecz na Kozol. To nie jest całość skał, reszta chowa się, gdyż jak wspominałem jego grzbiet jest zakrzywiony.
Przechodzę przez szczyt Kobylie, schodzę na przełęcz gdzie dołącza szlak. Otoczenie zmienia się, las iglasty, mniej zieleni.
Otwierają się widoki.
Na górze nie ma w ogóle świeżej zieleni.
Miejscami snieg.
Widok na Tatry. A miała być super przejrzystość.
Idę w kierunku Minčola.
Ale fajna ścieżka.
Obniżenie terenu, wrócił las.
Szczytujemy!
Jest krzyż
Tobi patrzy w kierunku Wielkiej Fatry. Czyżby chciał tam pojechać?
Charakterystyczna Ploska.
Jeszcze trzeba zejść zobaczyć działo.
Faktycznie, kawał działa. Ciekawe czy na chodzie
Wracamy na górę i schodzimy żółtym szlakiem. Słońce już nisko.
Asfalt w dolinie. Jest po 18, szlakowskaz mówi, że Turie za godzinę dziesięć. Wygląda na to, że na Čipčie brakło czasu. To przez to działo!
Idę asfaltem, trochę niezadowolony. Nogi bolą, kolano boli. Wkurzenie narasta. To jak to, pojechałem na Čipčie i nie wyszedłem na Čipčie - to bez sensu.
Skręcam w lewo i idę do góry na Čipčie. Początkowo jest stromo bardzo.
Ale potem robi się urokliwie.
Doszedłem do szlaku. Čipčie na wprost.
Tu jest dopiero urokliwie.
Widok z góry na Kozol.
Nawet jacyś ludzie byli. Bardzo komercyjny szczyt te Čipčie.
W dół stromo, ale nie ma skał, raczej trawki
Łąki w oddali - startuje balon.
Słońce mi ucieka.
Szlakowskaz szczytowy informuje, że Turie za godzinę dziesięć. Trzeba ruszać bo się ściemnia.
Fajne te łączki z wydłużonymi cieniami.
Szlak zejściowy zanim wejdzie w las.
Prawie zachód spotkał mnie jeszcze w lesie.
Zachód właściwy. Turie w dole.
Umęczyłem się solidnie. W drodze powrotnej przysypiałem, ale dojechałem.
Tereny rewelacyjne. Bardzo mi się podobało