Borišov - Słowacki wypruwacz !
: 2022-03-15, 19:48
Dobry wieczór.
Dzisiaj kiedy piszę tą relację, już wiem, że mój dowód osobisty jest nieważny od 16 lutego
Więc wychodzi na to, że nieświadomie dwa razy miałem ogromnego farta i uniknąłem wielkich problemów, prawnych i finansowych ...
Minął tydzień ... I znowu widzimy się z Sebastianem na Słowackiej ziemi
W zeszłym tygodniu, włóczyliśmy się po Małej Fatrze, a teraz postanowiliśmy zajrzeć na Wielką Fatrę.
Nie znam kompletnie tego pasma, zaledwie kilka miesięcy wcześniej byłem w nim pierwszy raz, a teraz jestem tu zimą, od tak po prostu
Tydzień temu miałem zimowy debiut na M.F teraz na W.F, jakieś szaleństwo, którego się kompletnie nie spodziewałem, same spontany, dobrze że Seba ma zapas pomysłów, bo u mnie jakaś zapaść kompletna, brak pomysłów i brak celów do realizacji.
Spotykamy się o 7.30 w wiosce Vyšná Revúca, mała wioska na końcu świata, samochód zostawiamy na parkingu pod sklepem, to jedyny większy parking i pętla autobusowa w jednym.
Ruszamy bez zbędnych ceregieli, tym bardziej że termometr pokazywał -13 °C
Na szczęście szybko wychodzimy z cienia i możemy chociaż trochę skorzystać ze słoneczka, które świeci od rana
Idziemy żółtym szlakiem, który prowadzi do przełęczy i dalej do spółkę z zielonym, aż na szczyt Ploskiej.
Długie w miarę delikatne podejście obfituje w widoki, pojawiają się ładne skałki (Čierny Kameň) i Połoniny (Ostredok i Križna) pięknie usytuowane Bacówki, wśród powyginanych drzew, to chyba buki ?
Na przełęczy pod Ploską, mimo że okrutnie wieje lodowaty wiatr, robimy przerwę, spoglądamy na pobliskie skałki, ale nie mamy czasu żeby się nimi zająć, plan jest i tak napięty
Tatry Niżne, Beskid Żywiecki, Mała Fatra, wszystko w pigułce, wystarczyło się obracać i podziwiać
Płaska, ta Ploska
O ile od południowo - wschodniej strony wyjście jest długie i przyjemne, to od północnego - zachodu (od Borišova) jest mocno strome i bez raczków była by jazda na krechę
Wiatr wywiał prawie wszystko do gołej trawy i został już tylko twardy śnieg i lód, po którym trzeba zejść chcąc dostać się do chaty, czy na Borišov.
Po drodze do schroniska, mijamy pokręcone kikuty drzew, obok których nie można przejść obojętnie, piękno może też wyglądać przerażająco
Chata jest usytuowane w świetnym miejscu, na zboczu Borišova, komponując się idealnie w krajobraz i tylko czerwony dach wyróżnia się z oddali.
Pod schroniskiem bojowe ławki w okopach, pomysł fajny
Chwila przerwy przed atakiem szczytowym, ruszamy !
Zaczyna się normalnie, pod górę, chwila później pod górę zaczyna mieć trochę inne znaczenie, nie wiem jakie tam jest nachylenie, ale jakby tak noga objechała to ciężko byłoby się zatrzymać, gramole się przez złączenie ściany z wypłaszczeniem na szczycie, jestem już bezpieczny, długim wypłaszczeniem dochodzę do tabliczki. To się nazywa rozległe widoki !
Czekam chwilę na Sebastiana, jest !
Zasiadamy żeby napić się spokojnie herbaty, po tym podejściu, nazwałem Borišov, morderczym wypruwaczem.
Trochę się kręcimy po szczycie, robimy wspólne zdjęcie i foty wszystkiego wokół
Ruszamy do chaty, żeby zjeść coś ciepłego i odpocząć jak należy.
W środku ludzi mało, zaledwie przy dwóch stolikach. W kominku napalone, jest gorąco, momentalnie rozbieramy się do koszulek, idziemy zamówić coś do jedzenia, bierzemy zupę fasolową i oczywiście czopowaną Kofole, udaje się też kupić przypinkę ze schroniskiem
Zasiadamy za stołem i rozpoczynamy ucztę, jest bardzo przyjemnie.
Schronisko klimatyczne, kominek, kolorowe zasłonki w okiennicach i lampy naftowe pod sufitem, na ścianach wiszą ładne zdjęcia i gitara ... Jest błogi spokój ...
Ile czasu minęło, nie wiem ? Ale trzeba było się zbierać w drogę powrotną, uznaliśmy, że nie będziemy podchodzić na Ploską, tylko pójdziemy trawersem (szlak niebieski) z daleka wyglądało że jest przetarty, jak się okazało w trakcie, były to tylko ślady po nartach, więc co drugi krok albo się zapadaliśmy, albo nogi nam odjeżdżały i się przewracaliśmy, ciężki to był odcinek, a nachylenie terenu również było spore
Jeden trawers między drzewami za nami, wychodzimy na przestrzeń i szukamy miejsca, żeby zrobić kolejny trawers dwóch zboczy.
W końcu wychodzimy na płaski grzbiet prowadzący na Przełęcz Chyžky, chwilę przed przełęczą robimy ostatnią przerwę w promieniach słonecznych, bo dalej czeka nas już tylko mozolne schodzenie w cieniu.
Idziemy niby szybko, ale nie było szansy zdążyć przed zmrokiem, więc chcąc nie chcąc musieliśmy wyciągnąć czołówki i w ich świetle podążać krętą drogą, która na samym końcu okazała się zdradziecka, pokryta cała grubą warstwa lodu, było groźnie, trzeba być czujnym do samego końca
W końcu docieramy na parking, wokół ciemno i cicho ...
Otwieram bagażnik samochodu i zaczynam gotować wodę na kawę, idzie to topornie, bo na mrozie gaz nie chce współpracować i marnie się pali, mimo że niby jest do -20°C
Seba dopija kawę, ja przelewam do kubka termicznego, żeby mieć na drogę powrotną, żegnamy się i ruszamy w trzy godzinny powrót do domów.
Oboje docieramy w podobnych godzinach do domu, około 22.00.
I taka to była wycieczka.
Dzisiaj kiedy piszę tą relację, już wiem, że mój dowód osobisty jest nieważny od 16 lutego
Więc wychodzi na to, że nieświadomie dwa razy miałem ogromnego farta i uniknąłem wielkich problemów, prawnych i finansowych ...
Minął tydzień ... I znowu widzimy się z Sebastianem na Słowackiej ziemi
W zeszłym tygodniu, włóczyliśmy się po Małej Fatrze, a teraz postanowiliśmy zajrzeć na Wielką Fatrę.
Nie znam kompletnie tego pasma, zaledwie kilka miesięcy wcześniej byłem w nim pierwszy raz, a teraz jestem tu zimą, od tak po prostu
Tydzień temu miałem zimowy debiut na M.F teraz na W.F, jakieś szaleństwo, którego się kompletnie nie spodziewałem, same spontany, dobrze że Seba ma zapas pomysłów, bo u mnie jakaś zapaść kompletna, brak pomysłów i brak celów do realizacji.
Spotykamy się o 7.30 w wiosce Vyšná Revúca, mała wioska na końcu świata, samochód zostawiamy na parkingu pod sklepem, to jedyny większy parking i pętla autobusowa w jednym.
Ruszamy bez zbędnych ceregieli, tym bardziej że termometr pokazywał -13 °C
Na szczęście szybko wychodzimy z cienia i możemy chociaż trochę skorzystać ze słoneczka, które świeci od rana
Idziemy żółtym szlakiem, który prowadzi do przełęczy i dalej do spółkę z zielonym, aż na szczyt Ploskiej.
Długie w miarę delikatne podejście obfituje w widoki, pojawiają się ładne skałki (Čierny Kameň) i Połoniny (Ostredok i Križna) pięknie usytuowane Bacówki, wśród powyginanych drzew, to chyba buki ?
Na przełęczy pod Ploską, mimo że okrutnie wieje lodowaty wiatr, robimy przerwę, spoglądamy na pobliskie skałki, ale nie mamy czasu żeby się nimi zająć, plan jest i tak napięty
Tatry Niżne, Beskid Żywiecki, Mała Fatra, wszystko w pigułce, wystarczyło się obracać i podziwiać
Płaska, ta Ploska
O ile od południowo - wschodniej strony wyjście jest długie i przyjemne, to od północnego - zachodu (od Borišova) jest mocno strome i bez raczków była by jazda na krechę
Wiatr wywiał prawie wszystko do gołej trawy i został już tylko twardy śnieg i lód, po którym trzeba zejść chcąc dostać się do chaty, czy na Borišov.
Po drodze do schroniska, mijamy pokręcone kikuty drzew, obok których nie można przejść obojętnie, piękno może też wyglądać przerażająco
Chata jest usytuowane w świetnym miejscu, na zboczu Borišova, komponując się idealnie w krajobraz i tylko czerwony dach wyróżnia się z oddali.
Pod schroniskiem bojowe ławki w okopach, pomysł fajny
Chwila przerwy przed atakiem szczytowym, ruszamy !
Zaczyna się normalnie, pod górę, chwila później pod górę zaczyna mieć trochę inne znaczenie, nie wiem jakie tam jest nachylenie, ale jakby tak noga objechała to ciężko byłoby się zatrzymać, gramole się przez złączenie ściany z wypłaszczeniem na szczycie, jestem już bezpieczny, długim wypłaszczeniem dochodzę do tabliczki. To się nazywa rozległe widoki !
Czekam chwilę na Sebastiana, jest !
Zasiadamy żeby napić się spokojnie herbaty, po tym podejściu, nazwałem Borišov, morderczym wypruwaczem.
Trochę się kręcimy po szczycie, robimy wspólne zdjęcie i foty wszystkiego wokół
Ruszamy do chaty, żeby zjeść coś ciepłego i odpocząć jak należy.
W środku ludzi mało, zaledwie przy dwóch stolikach. W kominku napalone, jest gorąco, momentalnie rozbieramy się do koszulek, idziemy zamówić coś do jedzenia, bierzemy zupę fasolową i oczywiście czopowaną Kofole, udaje się też kupić przypinkę ze schroniskiem
Zasiadamy za stołem i rozpoczynamy ucztę, jest bardzo przyjemnie.
Schronisko klimatyczne, kominek, kolorowe zasłonki w okiennicach i lampy naftowe pod sufitem, na ścianach wiszą ładne zdjęcia i gitara ... Jest błogi spokój ...
Ile czasu minęło, nie wiem ? Ale trzeba było się zbierać w drogę powrotną, uznaliśmy, że nie będziemy podchodzić na Ploską, tylko pójdziemy trawersem (szlak niebieski) z daleka wyglądało że jest przetarty, jak się okazało w trakcie, były to tylko ślady po nartach, więc co drugi krok albo się zapadaliśmy, albo nogi nam odjeżdżały i się przewracaliśmy, ciężki to był odcinek, a nachylenie terenu również było spore
Jeden trawers między drzewami za nami, wychodzimy na przestrzeń i szukamy miejsca, żeby zrobić kolejny trawers dwóch zboczy.
W końcu wychodzimy na płaski grzbiet prowadzący na Przełęcz Chyžky, chwilę przed przełęczą robimy ostatnią przerwę w promieniach słonecznych, bo dalej czeka nas już tylko mozolne schodzenie w cieniu.
Idziemy niby szybko, ale nie było szansy zdążyć przed zmrokiem, więc chcąc nie chcąc musieliśmy wyciągnąć czołówki i w ich świetle podążać krętą drogą, która na samym końcu okazała się zdradziecka, pokryta cała grubą warstwa lodu, było groźnie, trzeba być czujnym do samego końca
W końcu docieramy na parking, wokół ciemno i cicho ...
Otwieram bagażnik samochodu i zaczynam gotować wodę na kawę, idzie to topornie, bo na mrozie gaz nie chce współpracować i marnie się pali, mimo że niby jest do -20°C
Seba dopija kawę, ja przelewam do kubka termicznego, żeby mieć na drogę powrotną, żegnamy się i ruszamy w trzy godzinny powrót do domów.
Oboje docieramy w podobnych godzinach do domu, około 22.00.
I taka to była wycieczka.