Sentiero del Gronton - Dolomity z oddali
: 2022-02-06, 14:23
Powrót w Dolomity. Celem wycieczki jest niezbyt często uczęszczana Sentiero Attrezzato del Gronton w południowej części masywu. Sentiero Attrezzato to z włoskiego „ubezpieczona ścieżka”. Z reguły tyczy się to tras, które nie zasługują na miano ferraty (czy to z powodu niskiego stopnia trudności, czy to ze względu na ubogą ilość żelastwa). Tak to wygląda i tym razem.
Dzisiejsza trasa pokonuje stoki niewielkiej grupy Alpe di Lusia, która stanowi część Dolomitów (między grupą Marmolady a Palą) pod względem geograficznym, ale już niekoniecznie geologicznym. Brak tu strzelistych turni, co pewnie decyduje o umiarkowanym ruchu turystycznym w tym regionie. Mimo to zaproponowany szlak jest godny uwagi z kilku powodów. Po pierwsze – spektakularnych panoram na inne pasma, zwłaszcza wspomnianą już Palę, która z tych okolic prezentuje się nader okazale. Po drugie – czynników historycznych, bo w trakcie I Wojny Światowej granią przebiegała linia defensywy wojsk Austro-Węgier. Takich tras jest zresztą w Dolomitach znacznie więcej, na niektórych sztolnie, tunele, zasieki czy podniszczone baraki stanowią istotny element wycieczki. Tutaj jest tego raczej niewiele, chociaż i tak można sobie wyobrazić warunki, w jakich włoscy Alpini walczyli z austriackimi Kaiserjäger
Wreszcie dlatego, że dzięki kolejce gondolowej ze Ski Area Alpe Lusia możemy pominąć długie i niezbyt ciekawe podejście, ponieważ wagonik zabiera nas w okolice punktu widokowego na wysokości 2200 m n.p.m.
Pierwszy odcinek po wjechaniu na szczyt jest najnudniejszy – schodzimy do schroniska Lusia położonego na przełęczy o tej samej nazwie (Passo Lusia – 2055 m n.p.m.).
Potem już do góry, niezbyt stromo, częściowo zakosami aż do pokonania niewielkiego wyniesienia. O tym, że trasa leży nieco na uboczu turystyki masowej, może świadczyć mocno przeciętne oznakowanie i brak ścieżki w miejscu, gdzie trasę przecina kilka strumieni. Po pokonaniu tego odcinka trasa staje się łagodna, a w oddali wyłaniają się strzeliste iglice Pali wraz z „Matterhornem Dolomitów”, szczytem Cimon Della Pala.
My natomiast kierujemy się w stronę niewielkiej przełęczy, z której widać już cel naszej wyprawy – grzebień, którym częściowo poprowadzono naszą ścieżkę oraz urokliwe jeziorka Lagho di Lusia, nad którymi postawiono niewielką kapsułę biwaku Redolf (2355 m n.p.m).
Schodzimy w stronę stawów, po czym odbijamy w lewo na przełęcz… Lusia (To nie błąd, chociaż nazewnictwo może wywoływać małe zamieszanie. Wcięcie, które osiągamy, po włosku nosi nazwę Forcella Lusia. W polskim tłumaczeniu zarówno słowo „passo” jak i „forcella” tłumaczymy tak samo, czyli po prostu „przełęcz”. Zwrot „forcella” jest częściej używany w przypadku węższych, stromych odcinków – takich jak, dajmy na to, Zawrat), gdzie zaczynamy trudniejszy odcinek.
Pojawiają się pierwsze ubezpieczenie, na trasie jest też krótki fragment, na którym będziemy musieli posiłkować się rękami. Ze względu na swój charakter (trochę trawersów, trochę grani) szlak jest na dłuższych odcinkach nieco eksponowany – ale bez przesady. Odcinki ubezpieczone są proste nawet jak na tatrzańskie warunki, a lina służy głównie jako poręcz. Niestety, także i tutaj muszę zwrócić uwagę na wątpliwy stan ubezpieczeń – to zresztą coś, co odnosi się do większości niezbyt trudnych ubezpieczonych odcinków w Dolomitach na uboczu głównych szlaków. Im dalej od cywilizacji, tym większa szansa, że kotwa będzie zbyt luźno wbita w skałę, że lina będzie miała już lata świetności za sobą itd. Szczęśliwie tego typu problemy występują w miejscach, które przy dobrej pogodzie, nie generują nadmiernego ryzyka.
Sentiero Attrezzato del Gronton kończy się po osiągnięciu Forcella delle Bocche (2543 m n.p.m). Z tego miejsca w ciągu godziny możemy osiągnąć szczyt Cima del Bocche (2745 m n.p.m.), ale w nawet w lipcu trzeba liczyć się z tym, że podejście będzie zaśnieżone. Zejście z powrotem do Lagho di Lusia nie przedstawia żadnych problemów. Powrót tą samą drogą.
Dzisiejsza trasa pokonuje stoki niewielkiej grupy Alpe di Lusia, która stanowi część Dolomitów (między grupą Marmolady a Palą) pod względem geograficznym, ale już niekoniecznie geologicznym. Brak tu strzelistych turni, co pewnie decyduje o umiarkowanym ruchu turystycznym w tym regionie. Mimo to zaproponowany szlak jest godny uwagi z kilku powodów. Po pierwsze – spektakularnych panoram na inne pasma, zwłaszcza wspomnianą już Palę, która z tych okolic prezentuje się nader okazale. Po drugie – czynników historycznych, bo w trakcie I Wojny Światowej granią przebiegała linia defensywy wojsk Austro-Węgier. Takich tras jest zresztą w Dolomitach znacznie więcej, na niektórych sztolnie, tunele, zasieki czy podniszczone baraki stanowią istotny element wycieczki. Tutaj jest tego raczej niewiele, chociaż i tak można sobie wyobrazić warunki, w jakich włoscy Alpini walczyli z austriackimi Kaiserjäger
Wreszcie dlatego, że dzięki kolejce gondolowej ze Ski Area Alpe Lusia możemy pominąć długie i niezbyt ciekawe podejście, ponieważ wagonik zabiera nas w okolice punktu widokowego na wysokości 2200 m n.p.m.
Pierwszy odcinek po wjechaniu na szczyt jest najnudniejszy – schodzimy do schroniska Lusia położonego na przełęczy o tej samej nazwie (Passo Lusia – 2055 m n.p.m.).
Potem już do góry, niezbyt stromo, częściowo zakosami aż do pokonania niewielkiego wyniesienia. O tym, że trasa leży nieco na uboczu turystyki masowej, może świadczyć mocno przeciętne oznakowanie i brak ścieżki w miejscu, gdzie trasę przecina kilka strumieni. Po pokonaniu tego odcinka trasa staje się łagodna, a w oddali wyłaniają się strzeliste iglice Pali wraz z „Matterhornem Dolomitów”, szczytem Cimon Della Pala.
My natomiast kierujemy się w stronę niewielkiej przełęczy, z której widać już cel naszej wyprawy – grzebień, którym częściowo poprowadzono naszą ścieżkę oraz urokliwe jeziorka Lagho di Lusia, nad którymi postawiono niewielką kapsułę biwaku Redolf (2355 m n.p.m).
Schodzimy w stronę stawów, po czym odbijamy w lewo na przełęcz… Lusia (To nie błąd, chociaż nazewnictwo może wywoływać małe zamieszanie. Wcięcie, które osiągamy, po włosku nosi nazwę Forcella Lusia. W polskim tłumaczeniu zarówno słowo „passo” jak i „forcella” tłumaczymy tak samo, czyli po prostu „przełęcz”. Zwrot „forcella” jest częściej używany w przypadku węższych, stromych odcinków – takich jak, dajmy na to, Zawrat), gdzie zaczynamy trudniejszy odcinek.
Pojawiają się pierwsze ubezpieczenie, na trasie jest też krótki fragment, na którym będziemy musieli posiłkować się rękami. Ze względu na swój charakter (trochę trawersów, trochę grani) szlak jest na dłuższych odcinkach nieco eksponowany – ale bez przesady. Odcinki ubezpieczone są proste nawet jak na tatrzańskie warunki, a lina służy głównie jako poręcz. Niestety, także i tutaj muszę zwrócić uwagę na wątpliwy stan ubezpieczeń – to zresztą coś, co odnosi się do większości niezbyt trudnych ubezpieczonych odcinków w Dolomitach na uboczu głównych szlaków. Im dalej od cywilizacji, tym większa szansa, że kotwa będzie zbyt luźno wbita w skałę, że lina będzie miała już lata świetności za sobą itd. Szczęśliwie tego typu problemy występują w miejscach, które przy dobrej pogodzie, nie generują nadmiernego ryzyka.
Sentiero Attrezzato del Gronton kończy się po osiągnięciu Forcella delle Bocche (2543 m n.p.m). Z tego miejsca w ciągu godziny możemy osiągnąć szczyt Cima del Bocche (2745 m n.p.m.), ale w nawet w lipcu trzeba liczyć się z tym, że podejście będzie zaśnieżone. Zejście z powrotem do Lagho di Lusia nie przedstawia żadnych problemów. Powrót tą samą drogą.