Dzień drugi.
Harcowniki wyruszyły skoro świt.
Dwóch pozostałych później.
A czemu tak było - np dlatego, że Jakub i ja nie mieliśmy lonż.
Wstajemy i udajemy się na miejscową kolej szynową.
Od kwatery to około 6 minut marszu.
Jeden z tych budynków to nasze miejsce wypoczynku.
Stacja początkowa Lahn - stacja końcowa Ehrwald.
Widok z peronu w Lahn.
Widok powitalny w Ehrwald.
Przy stacji od razu wsiadamy do komunikacji miejskiej zbiorowej i dojeżdżamy pod dolny peron kolejki linowej Ehwalder Alm Bahn. Jednej z dwóch tysięcy w okolicy.
Widok z wagonika.
Przybywamy do Ehwalder Alm. Wysokość 1502 m - już ją czujemy w nogach.
Do odpoczynku służy taras widokowy.
Byliśmy na nim poproszeni o okazanie paszportów covidowych.
I nadszedł czas na ruszenie do boju. Najwyższy szczyt Niemiec czekał. Co prawda jeszcze długo nogi nasze i ręce nasze będą nosić nas po Austrii ale Zugspitze już się cieszył.
Przed nami droga 815.
Wyluzowane osobniki.
Strażnik.
Dobre miejsce na wypasanie.
Jakub rączo pokonuje szlak. Ja musiałem "pogadać" ze Strażnikiem.
Chmury tam są chyba na stałe.
Fajny kontrast kolorystyczny. Ten odcinek mamy za sobą.
Bardzo mocno "zakorzeniony" szlak. Jeździło się po nim jak po słoweńskich piargach.
Nie dam sobie łba urwać ale ta rzecz na środku to Przełęcz Felderjöchl ( 2045 m ). Wcześniej przeszliśmy przez szczyt Am Brand ( 2110 m )
"Szczyt" nad przełęczą jest odwiedzany przez miejscowy aktyw turystyczny.
I przez przyjezdny.
Żleby to tam mają mocno wyrobione.
Ruch panuje tam dość ostry.
Stamtąd przyszliśmy.
A tam pójdziemy.
Jak to często w górach jest - wyszliśmy i musimy zejść. Nasz najbliższy cel jest zlokalizowany na wysokości 2024 m. Po drodze z drogi 815 przejdziemy na drogę 816.
No to w drogę !
Panie i Panowie - przełęcz Gatterl ( 2024 m ) - granica pomiędzy Austrią i Niemcami, pomiędzy Tyrolem i Bawarią.
Czy napis da się przetłumaczyć jako "dla mądrzejszych" ?
Przechodzimy przez ... bramkę w płocie na niemiecką stronę i zasiadamy do śniadania.
Z widokiem na okoliczne, niemieckie szczyty i nasz kolejny cel.
Schronisko Knorrhutte.
Zachmurzony szczyt.
A takie coś stało nam nad łbami. Cześć Mnich.
Czas wstać i iść. I nie, kurwa, w górę.
Taki pomnikowy z pyska.
Mały bałagan.
W dole Dolina Reintal. Nią też można wejść na wiadomy szczyt. Ponoć 11 godzin w górę.
Bardzo ciekawe miejsce. I dalej schodzimy.
Przytulony do skały.
Znowu Reintal. To po prawej w chmurach to , ponoć, Hochwanner - 2744 m. Drugi szczyt Niemiec.
Mały biały domek - schronisko na 2051 m.
Co te biedactwa mogły tam jeść ?
W schronisku rozmawiamy z Niemcem, który jest Polakiem. Siedzimy tam z 33 minuty - słońce nie ma zamiaru iść na odpoczynek.
Przed nami dwugodzinny odcinek do Sonnalpin - 2576 m. Drogą 801.
Ruszamy. To na środku to , ponoć, Brunntalkopf ( 2268 m ).
Czego nam brakowało ? Wielu rzeczy, np Sokoła w locie. Gospodarze uraczyli nas innym śmigłowcem.
CH - 53 Sea Stallion. Spore bydlę.
Morski Ogier poleciał a my, po 10 minutach od wyjścia ze schroniska, napotykamy rozkład jazdy.
My na lewo.
Trochę zieleni tu mają.
Rogaty typ.
Samotny Owiec Bawarski.
Przyciąga towarzystwo.
Trochę mi się napierdoliło na tym zdjęciu.
Ten też się zachmurzył.
Nie ma co narzekać na brak roślinności - trzeba iść.
Tam na grani ... jest cel.
Pozostała szóstka z naszego grona już siedziała za szybami.
Fajnie wygląda.
Znajdźcie kilka różnic na tych dwóch zdjęciach.
A to budynek służący nauce.
Trochę tu dziko i technicznie zarazem.
Jak na któreś z planet w Gwiezdnych Wojnach.
Niestety nie było czasu na odwiedziny.
Dotarliśmy do ośrodka Sonnalpin na Zugspitzplatt.
Wiemy, że stąd na szczyt jest godzina , częściowo przez teren szlakowy - ubezpieczony. I to taki, że dalibyśmy radę bez lonży - w odróżnieniu od trasy jaką poszli pozostali od nas. Ale jest 15:45. Wyjście wyjściem ale też warto by wrócić na austriacką stronę. Wg słów pisanych to ponad 6 godzin.
Wjechaliśmy na szczyt.
Widok z wagonu.
Za nim przeszliśmy małe miasteczko pod szczytem ( spotkaliśmy zjeżdżających Harcowników ) minęło z dziesięć minut.
I oto pojawił się najwyższy punkt Niemiec. Tak wygląda z tarasu widokowego.
A ku ku
Widziałem turystów cień !
Turystyka lekko masowa.
Z tarasu zszedłem schodami i betonem dotarłem do kolejnych schodów - tym razem już skalnych. Obniżyłem się na wąską przełączkę i popatrzyłem :
Na Austrię.
Na Niemcy.
Wszedłem na "półpiętro" i zobaczyłem kroczącego Jakuba de ZUS. Z budynkiem nad głową.
Optymistyczny widok ...
Tak swoją drogą to z Ubem byliśmy jednymi z nielicznych bez lonży. Na naszych oczach nawet jedna osoba wycofała się z tych ubezpieczeń. Na oczach Harcowników też. Niby z trzydzieści parę metrów od betonu do szczytu a jednak.
Na "piętrze" czekam na Uba i po kolei wchodzimy na grań ( tak z 7 metrów
) szczytową.
Czekając na przybicie piątki z elementem zdobniczym rzucamy oczyma na okolicę.
Jak widać - to są śliskie skały.
Godzina 16:27 - Niemcy u stóp. Ten odpustowy krzyż ma 4 i pół metra wysokości. A sam szczyt mierzy 2962 m.
Piękne te Alpy Bawarskie !
Spędziliśmy na szczycie kilka minut - nie mieli krzeseł.
Tak dla jasności tematu - Ub w tym momencie wchodzi na najwyższy punkt szczytu ( też wszedłem ). Miejsce pod krzyżem jest z pół metra niżej. Tak ze trzy osoby na naszych oczach nie weszły tam gdzie my. Wyjście nie uznane
Niech się mury pną do góry !
Wracamy na taras widokowy i korytarzami przechodzimy na austriacką część - kolejne przejście graniczne. A tam czytamy, że ostatni kurs do Ehrwald jest o 16:40. Przeczytaliśmy to o 16:37
Za pomocą windy zjeżdżamy do kasy i zaczynamy dialog z kasjerką.
Ona się nas po angielsku pyta czy jesteśmy z Polski czy z Czech. Po naszej odpowiedzi zaczyna z nami mówić po ... czesku. Świat jest ciekawy. Informuje nas, że na ostatnią kursową kolejkę już nie zdążymy - odjechała. Zjedziemy kursem "pracowniczym". Wjeżdżałem kiedyś takim kursem na Kasprowy to i z Zuga zjadę
Kuba też nie narzekał. Nabywamy bilety i czekamy w ciszy i w spokoju.
Widoki z wagonu.
Widać jezioro Eibsee. Odwiedzimy je dnia czwartego.
Czy brakowało Wam chmur ?
O 17.05 wyszliśmy z kolejki i poszliśmy na zasłużone piwo. Do lokalu z takim widokiem.
W odpowiednim momencie odezwali się Harcownicy i zapowiedzieli, że nadjeżdżają. Oni przeszli o wiele dłuższą, trudniejszą i "wyższą" trasę. Taki sobie los wybrali
Brawo !
Dosiadamy się i ruszamy na kwaterę. Po drodze odwiedzamy sklep i podziwiamy widoki z parkingu.
Docieramy na kwaterę.
Co można robić po przejściu wielu kilometrów w słońcu. Ano świętować zdobycie kolejnego szczytu z Korony Europy i najwyższego szczytu zdobytego przez Michała. Czyli kilka godzin rozmów.
Dziękuję za uwagę. Dzień drugi zakończony.
P.s. Oczywiście zauważyliście bardzo małą ilość nazw topograficznych, tematów historycznych, ciekawostek miejscowych. Po prostu byłem tam pierwszy raz