W krainie Krowy Alpejskiej
: 2020-08-19, 20:24
Dobry wieczór.
Miesiąc sierpień jest miesiącem trzeźwości. I zazwyczaj miesiącem urlopowym. W wyniku połączenia powyższych może wyjść coś ciekawego. W pewnym żywieckim gronie wychodzi nam od kilku lat wyjazd na południe. Była Słowenia, były Zillertarskie, były Taury. Wysokie.
W tamtym roku w wyniku pewnych wydarzeń ( np. ataku korzenia słowackiego na kolegę ) wyjazdu nie było.
W sierpniu 2020 roku odwiedziliśmy miejscowość Tauplitz ( w Styrii ) . Z okolicami. Po ichniejszemu nazwa ta znaczy : ciepłe miejsce. No cóż … poza ciepłem w powietrzu był też ciepły deszcz Ja wcześniej tę miejscowość kojarzyłem tylko z telewizornii sportowej. To tam , na Kulm ( leży ona na pograniczu z Bad Mitterndorf ), Słoweniec Prevc poleciał sobie na 244 metry ustanawiając rekord mamuta. Obecnie Peter płacze ze smutkiem w oczach …
Wyjechaliśmy z Żywca o 3 rano , 13 sierpnia w pięć osób. Młodzieżówka Turystyczna. Na Zwardoń, przez Słowację, obok Bratysławy i czas na wjazd do Austrii.
Co było widać.
Marzy mi się horror "Zemsta wiatraka".
Pogoda z rana piękna, widoki też.
Pojawia się domek na skale, który odwiedzimy w ostatni dzień wycieczki.
Tego osobnika ( masyw Grimming ) będziemy widzieć codziennie.
Na dzień dobry nie jedziemy do hotelu tylko od razu ruszamy do boju górskiego. Nabywamy trzydniowy bilet na Tauplitzalm Alpenstraße. Fajnie się jeździło i na okolicę z auta patrzyło.
Docieramy na parking ( około 1600 m ), przebieramy się i czas na trasę.
Od razu rzuca nam się w oczy Dom na Wzgórzu. Prawie jak w Miasteczku Salem … Odwiedzimy go …
W oddali bielały lodowce.
Przed nami zieleniły się trawy.
Przyszedł czas na podjęcie decyzji.
Powstały dwie grupy. Jedna w składzie dwuosobowym poszła wieszać się po linach.
Spokojniejsza trójka udała się na to coś. Zresztą dwójka linowa też tam poszła tylko inną drogą.
To coś zwie się Traweng. Jego niewidoczny na tym zdjęciu wierzchołek mieszka na wysokości 1984 metry. Dobra wysokość. Jeden z naszej grupy urodził się w 1984 roku. Wykorzystaliśmy to wieczorem.
Tamtędy szlak na szczęście nie idzie.
Trasa idzie w prawo, potem w lewo i przechodzi obok malutkiej groty.
Taki to widok jest z przed niej.
A taki z niej.
Czas iść dalej. Przy okazji warto oglądać okolicę. Ten staw zwie się Wielkim. Odwiedzimy go trzeciego dnia.
Takim to szlakiem dotarliśmy do grzbietu.
Na owym grzbiecie przyszedł czas na odpoczynek. Ubarwiony manewrami wojskowych samolotów odrzutowych. Wyło tak pięknie jak na koncercie Slayer.
Kilkadziesiąt metrów od miejsca odpoczynku szlak skręcał i w prawo i w lewo. Jako osoby myślące skręciliśmy w lewo. Dało nam to dodatkowe pół godziny trasy - okrężna droga na szczyt. Jakbyśmy poszli w prawo to nudnym żlebem bez widoków weszlibyśmy na Traweng w 10 minut. Tą drogą zeszliśmy.
Ruszamy !
Na środku widać Cel Dnia.
Idziemy dalej.
Do tej pory świat widzę na siwo i zielono.
Szczyt !
Jest fajnie - kolejny zdobyty szczyt w naszej górskiej przygodzie. Poza nami jest tam z 6 innych osób. Niemieckojęzyczna młodzież.
Zauważcie grozę tych ścian.
Poszliśmy z Jakubem wypatrywać linowców.
Ten staw też odwiedzimy. A domek nad nim dwa razy. Domek zwie się Traweng Hutte.
Po prawej stronie zaczyna się chmurzyć i burzyć.
Tak było po lewej.
Od wchodzących osób dowiedzieliśmy się, że nasi koledzy idą za sporą rodziną. Bez szans na wyprzedzenie. Z tego to powodu i ewentualnego nadejścia deszczu z prawej postanowiliśmy schodzić. Jak miejscowe sępy dowiedziały się o tym to masowo pojawiły się nad wylotem drogi żelaznej.
Uprzedziliśmy kolegów, wskazaliśmy Im szybszą drogę zejścia i poszliśmy.
Tym nudnym żlebem.
Tędy wchodziliśmy.
Na tym krótkim odcinku zgrabnie uskoczyliśmy przed trzema kamienia zrzuconymi przez niemieckojęzyczną młodzież. Gromkie : Achtung odbijało się echem.
A tam już mocno padało.
Takich dróg tam sporo.
Jedno z licznych oczek wodnych.
Ciemny Typ.
Większe oczko.
Dobranoc.
I tak minął pierwszy dzień turystyczny. Zjechaliśmy do Tauplitz, weszliśmy do hotelu i czas na wieczór powitalny.
Tak w ogóle to byliśmy w Północnych Alpach Wapiennych.
Ciąg dalszy nastąpi.
Miesiąc sierpień jest miesiącem trzeźwości. I zazwyczaj miesiącem urlopowym. W wyniku połączenia powyższych może wyjść coś ciekawego. W pewnym żywieckim gronie wychodzi nam od kilku lat wyjazd na południe. Była Słowenia, były Zillertarskie, były Taury. Wysokie.
W tamtym roku w wyniku pewnych wydarzeń ( np. ataku korzenia słowackiego na kolegę ) wyjazdu nie było.
W sierpniu 2020 roku odwiedziliśmy miejscowość Tauplitz ( w Styrii ) . Z okolicami. Po ichniejszemu nazwa ta znaczy : ciepłe miejsce. No cóż … poza ciepłem w powietrzu był też ciepły deszcz Ja wcześniej tę miejscowość kojarzyłem tylko z telewizornii sportowej. To tam , na Kulm ( leży ona na pograniczu z Bad Mitterndorf ), Słoweniec Prevc poleciał sobie na 244 metry ustanawiając rekord mamuta. Obecnie Peter płacze ze smutkiem w oczach …
Wyjechaliśmy z Żywca o 3 rano , 13 sierpnia w pięć osób. Młodzieżówka Turystyczna. Na Zwardoń, przez Słowację, obok Bratysławy i czas na wjazd do Austrii.
Co było widać.
Marzy mi się horror "Zemsta wiatraka".
Pogoda z rana piękna, widoki też.
Pojawia się domek na skale, który odwiedzimy w ostatni dzień wycieczki.
Tego osobnika ( masyw Grimming ) będziemy widzieć codziennie.
Na dzień dobry nie jedziemy do hotelu tylko od razu ruszamy do boju górskiego. Nabywamy trzydniowy bilet na Tauplitzalm Alpenstraße. Fajnie się jeździło i na okolicę z auta patrzyło.
Docieramy na parking ( około 1600 m ), przebieramy się i czas na trasę.
Od razu rzuca nam się w oczy Dom na Wzgórzu. Prawie jak w Miasteczku Salem … Odwiedzimy go …
W oddali bielały lodowce.
Przed nami zieleniły się trawy.
Przyszedł czas na podjęcie decyzji.
Powstały dwie grupy. Jedna w składzie dwuosobowym poszła wieszać się po linach.
Spokojniejsza trójka udała się na to coś. Zresztą dwójka linowa też tam poszła tylko inną drogą.
To coś zwie się Traweng. Jego niewidoczny na tym zdjęciu wierzchołek mieszka na wysokości 1984 metry. Dobra wysokość. Jeden z naszej grupy urodził się w 1984 roku. Wykorzystaliśmy to wieczorem.
Tamtędy szlak na szczęście nie idzie.
Trasa idzie w prawo, potem w lewo i przechodzi obok malutkiej groty.
Taki to widok jest z przed niej.
A taki z niej.
Czas iść dalej. Przy okazji warto oglądać okolicę. Ten staw zwie się Wielkim. Odwiedzimy go trzeciego dnia.
Takim to szlakiem dotarliśmy do grzbietu.
Na owym grzbiecie przyszedł czas na odpoczynek. Ubarwiony manewrami wojskowych samolotów odrzutowych. Wyło tak pięknie jak na koncercie Slayer.
Kilkadziesiąt metrów od miejsca odpoczynku szlak skręcał i w prawo i w lewo. Jako osoby myślące skręciliśmy w lewo. Dało nam to dodatkowe pół godziny trasy - okrężna droga na szczyt. Jakbyśmy poszli w prawo to nudnym żlebem bez widoków weszlibyśmy na Traweng w 10 minut. Tą drogą zeszliśmy.
Ruszamy !
Na środku widać Cel Dnia.
Idziemy dalej.
Do tej pory świat widzę na siwo i zielono.
Szczyt !
Jest fajnie - kolejny zdobyty szczyt w naszej górskiej przygodzie. Poza nami jest tam z 6 innych osób. Niemieckojęzyczna młodzież.
Zauważcie grozę tych ścian.
Poszliśmy z Jakubem wypatrywać linowców.
Ten staw też odwiedzimy. A domek nad nim dwa razy. Domek zwie się Traweng Hutte.
Po prawej stronie zaczyna się chmurzyć i burzyć.
Tak było po lewej.
Od wchodzących osób dowiedzieliśmy się, że nasi koledzy idą za sporą rodziną. Bez szans na wyprzedzenie. Z tego to powodu i ewentualnego nadejścia deszczu z prawej postanowiliśmy schodzić. Jak miejscowe sępy dowiedziały się o tym to masowo pojawiły się nad wylotem drogi żelaznej.
Uprzedziliśmy kolegów, wskazaliśmy Im szybszą drogę zejścia i poszliśmy.
Tym nudnym żlebem.
Tędy wchodziliśmy.
Na tym krótkim odcinku zgrabnie uskoczyliśmy przed trzema kamienia zrzuconymi przez niemieckojęzyczną młodzież. Gromkie : Achtung odbijało się echem.
A tam już mocno padało.
Takich dróg tam sporo.
Jedno z licznych oczek wodnych.
Ciemny Typ.
Większe oczko.
Dobranoc.
I tak minął pierwszy dzień turystyczny. Zjechaliśmy do Tauplitz, weszliśmy do hotelu i czas na wieczór powitalny.
Tak w ogóle to byliśmy w Północnych Alpach Wapiennych.
Ciąg dalszy nastąpi.