Gdzie Wład i Nicolae mówią "Dobranoc"
- _Sokrates_
- Posty: 1610
- Rejestracja: 2015-04-06, 16:35
- Lokalizacja: Białystok
Gdzie Wład i Nicolae mówią "Dobranoc"
Rumunia chodziła za mną już od pewnego czasu ale wciąż coś nie wypalało. A to nie było ekipy, a to termin nie pasował. Na szczęście cierpliwość popłaca! W połowie lipca 2018 roku w końcu się udało. Podróż przez Słowację i Węgry to nic ciekawego. Za to po wjeździe do Rumunii jesteśmy w innym świecie. Miejscami bieda i syf, miejscami wioski pełne cygańskich pałaców, w Siedmiogrodzie przeurocze zagrody niemieckich osadników.
Na pierwsze dni bazę zakładamy w Braszowie. Hotel w centrum, niedaleko sklepy, knajpki a w przyległych domach... kury i świnie :wink:
Dzień 1 - Bucegi
Pierwotny plan zakładał dojazd do Busteni i wjazd na górski grzbiet kolejką (taki luzik na rozgrzewkę). Okazuje się jednak, że kolejka nie działa i plan od razu pali na panewce. Ale nie ma co się załamywać! Od południa na grzbiet można dojechać samochodem tak więc szybko organizujemy transport kołowy i po jakiejś godzinie jesteśmy już na wysokogórskim płaskowyżu.
Startujemy z około dwóch tysięcy nad poziomem morza i idziemy w kierunku Baba Mare (2292 m n.p.m.). Oczywiście wszystko bez trudności.
Widoki z okolic szczytu:
Wokół szczytu porozrzucane są różnej wielkości eoliczne (erozja wiatrowa) formy skalne:
Nasza dalsza trasa prowadzi na północ w kierunku szczytu i schroniska Omu (2505 m n.p.m.). Trasa wciąż bez trudności.
Otoczenie szlaku:
Jakieś pół godziny marszu i jesteśmy w okolicach szczytu. Pod wierzchołkiem małe schronisko a sam szczyt to kilkunastometrowa wyślizgana skała z wbitym prętem. Warząc za i przeciw postanawiam odpuścić wierzchołek i skoncentrować się na tym co wokół. A tam...
Vf Bucura Dumbrava (po prawej):
Stadko osłów:
Costila (2498 m n.p.m.):
Widok na zachód:
Cóż pozostaje powoli zbierać się w dół. Do Busteni czeka nas około 1600 metrów zejścia doliną rzeki Valea Cerbului. Oj będzie bolało!
Przy drodze trafiamy jeszcze na stado owiec:
No i zaczynamy zakosami schodzić w dolinę:
Poza tym, że kolana standardowo dostają w tyłek i droga dłuży się niemiłosiernie zejście jest w miarę bezproblemowe (a na mapie zaznaczyli nawet jakieś drabinki!). Po dotarciu do Busteni jesteśmy może nie zmordowani ale nogi dają znać o sobie. To była dobra rozgrzewka i dobry pomysł na początek w rumuńskich górach!
Dzień 2 - Turnu (1923 m n.p.m.)
W kolejnym dniu planujemy wyjazd w masyw Piatra Crauiului. Im bliżej jesteśmy miasteczka Zarnesti tym piękniej prezentuje się wapienny grzbiet. Za miasteczkiem skręcamy w dolinę rzeki Riul Mare i po chwili jesteśmy już na szlaku. Najpierw musimy dostać się do schroniska Curmatura.
Po drodze odsłaniają się widoki na "nasz" grzbiet:
W schronisku robimy sobie z pół godziny przerwy - odpoczynek i konsumpcja szturmżarcia. Teraz szybkie podejście na przełęcz Curmatura Pietrei Craiului i zaczyna się zabawa. Pierwsze trudności zaczynają się dosłownie kilkadziesiąt metrów za przełęczą - kominek, wąski żleb, dziura w skałach. Zwał jak zwał. Grunt, że trzeba zrobić ogromniasty krok do łańcucha. Nie wygląda to źle. Robię krok, sięgam do łańcucha po drugiej stronie, łapię go i... Plecak przeważa mnie w tył i lecę w dół! Aaa! Noga uderza o skałę ale udaje mi się utrzymać ostatkiem sił na łańcuchu. Podciągam się i jestem po drugiej stronie. Noga rozwalona. Ale ze mnie bałwan! Jak można było tak zlekceważyć to miejsce! Nauczka na przyszłość!
Dalej trudności wcale nie ustępują. Tyle, że sztucznych ułatwień brak i działamy już tylko w skale. Po pierwszym szoku zaczyna się piękne parcie do góry. To co najlepszego w górach!
Widok na grzbiet Piatra Mica:
Szlak delikatnie się kładzie. Mniej już jest skał, więcej lawirowanie między kosówkami. W końcu po kilkudziesięciu minutach jestem na wierzchołku Turnu!
Widoki całkiem przyjemne:
Po kilkunastu minutach odpoczynku ruszamy dalej. Trawersujemy południowo-zachodnią grań a po jakimś czasie odbijamy ostro w dół i wracamy do schroniska Curmatura. Tu kolejna przerwa - tym razem tankujemy rumuńskie piwo. Należało się! Ze schroniska znaną już trasą wracamy w dolinę i wracamy do Braszowa.
Były fajne widoki. Były emocje. Było piwo. Dzień na plus!
Dzień 3 - Braszów
Jesteśmy już parę dni w tym Braszowie ale po powrotach z gór nasza eksploracja miasta ograniczała się do knajpek i sklepów w okolicach hotelu. Tego dnia chcemy obejrzeć historyczne centrum miasta. Większość atrakcji znajduje się w okolicach runku - tam więc ruszamy.
Ratusz:
Otoczenie rynku:
Biserica Neagra - czyli Czarny Kościół:
Colegiul National Andrei Saguna:
Jeden z wielu przykładów sztuki sakralnej z Braszowa:
Bastionul Tesatorilor:
Czarny Kościół z Promenada de sub Tampa:
Na dokładniejsze zwiedzanie nie mamy czasu. Zmieniamy miejsce naszej bazy - ruszamy w kierunku Gór Fogaraskich!
cdn
Na pierwsze dni bazę zakładamy w Braszowie. Hotel w centrum, niedaleko sklepy, knajpki a w przyległych domach... kury i świnie :wink:
Dzień 1 - Bucegi
Pierwotny plan zakładał dojazd do Busteni i wjazd na górski grzbiet kolejką (taki luzik na rozgrzewkę). Okazuje się jednak, że kolejka nie działa i plan od razu pali na panewce. Ale nie ma co się załamywać! Od południa na grzbiet można dojechać samochodem tak więc szybko organizujemy transport kołowy i po jakiejś godzinie jesteśmy już na wysokogórskim płaskowyżu.
Startujemy z około dwóch tysięcy nad poziomem morza i idziemy w kierunku Baba Mare (2292 m n.p.m.). Oczywiście wszystko bez trudności.
Widoki z okolic szczytu:
Wokół szczytu porozrzucane są różnej wielkości eoliczne (erozja wiatrowa) formy skalne:
Nasza dalsza trasa prowadzi na północ w kierunku szczytu i schroniska Omu (2505 m n.p.m.). Trasa wciąż bez trudności.
Otoczenie szlaku:
Jakieś pół godziny marszu i jesteśmy w okolicach szczytu. Pod wierzchołkiem małe schronisko a sam szczyt to kilkunastometrowa wyślizgana skała z wbitym prętem. Warząc za i przeciw postanawiam odpuścić wierzchołek i skoncentrować się na tym co wokół. A tam...
Vf Bucura Dumbrava (po prawej):
Stadko osłów:
Costila (2498 m n.p.m.):
Widok na zachód:
Cóż pozostaje powoli zbierać się w dół. Do Busteni czeka nas około 1600 metrów zejścia doliną rzeki Valea Cerbului. Oj będzie bolało!
Przy drodze trafiamy jeszcze na stado owiec:
No i zaczynamy zakosami schodzić w dolinę:
Poza tym, że kolana standardowo dostają w tyłek i droga dłuży się niemiłosiernie zejście jest w miarę bezproblemowe (a na mapie zaznaczyli nawet jakieś drabinki!). Po dotarciu do Busteni jesteśmy może nie zmordowani ale nogi dają znać o sobie. To była dobra rozgrzewka i dobry pomysł na początek w rumuńskich górach!
Dzień 2 - Turnu (1923 m n.p.m.)
W kolejnym dniu planujemy wyjazd w masyw Piatra Crauiului. Im bliżej jesteśmy miasteczka Zarnesti tym piękniej prezentuje się wapienny grzbiet. Za miasteczkiem skręcamy w dolinę rzeki Riul Mare i po chwili jesteśmy już na szlaku. Najpierw musimy dostać się do schroniska Curmatura.
Po drodze odsłaniają się widoki na "nasz" grzbiet:
W schronisku robimy sobie z pół godziny przerwy - odpoczynek i konsumpcja szturmżarcia. Teraz szybkie podejście na przełęcz Curmatura Pietrei Craiului i zaczyna się zabawa. Pierwsze trudności zaczynają się dosłownie kilkadziesiąt metrów za przełęczą - kominek, wąski żleb, dziura w skałach. Zwał jak zwał. Grunt, że trzeba zrobić ogromniasty krok do łańcucha. Nie wygląda to źle. Robię krok, sięgam do łańcucha po drugiej stronie, łapię go i... Plecak przeważa mnie w tył i lecę w dół! Aaa! Noga uderza o skałę ale udaje mi się utrzymać ostatkiem sił na łańcuchu. Podciągam się i jestem po drugiej stronie. Noga rozwalona. Ale ze mnie bałwan! Jak można było tak zlekceważyć to miejsce! Nauczka na przyszłość!
Dalej trudności wcale nie ustępują. Tyle, że sztucznych ułatwień brak i działamy już tylko w skale. Po pierwszym szoku zaczyna się piękne parcie do góry. To co najlepszego w górach!
Widok na grzbiet Piatra Mica:
Szlak delikatnie się kładzie. Mniej już jest skał, więcej lawirowanie między kosówkami. W końcu po kilkudziesięciu minutach jestem na wierzchołku Turnu!
Widoki całkiem przyjemne:
Po kilkunastu minutach odpoczynku ruszamy dalej. Trawersujemy południowo-zachodnią grań a po jakimś czasie odbijamy ostro w dół i wracamy do schroniska Curmatura. Tu kolejna przerwa - tym razem tankujemy rumuńskie piwo. Należało się! Ze schroniska znaną już trasą wracamy w dolinę i wracamy do Braszowa.
Były fajne widoki. Były emocje. Było piwo. Dzień na plus!
Dzień 3 - Braszów
Jesteśmy już parę dni w tym Braszowie ale po powrotach z gór nasza eksploracja miasta ograniczała się do knajpek i sklepów w okolicach hotelu. Tego dnia chcemy obejrzeć historyczne centrum miasta. Większość atrakcji znajduje się w okolicach runku - tam więc ruszamy.
Ratusz:
Otoczenie rynku:
Biserica Neagra - czyli Czarny Kościół:
Colegiul National Andrei Saguna:
Jeden z wielu przykładów sztuki sakralnej z Braszowa:
Bastionul Tesatorilor:
Czarny Kościół z Promenada de sub Tampa:
Na dokładniejsze zwiedzanie nie mamy czasu. Zmieniamy miejsce naszej bazy - ruszamy w kierunku Gór Fogaraskich!
cdn
Wiem, że nic nie wiem.
Pudelek pisze:gar pisze:bo Braszów jest rewelacyjny.
Braszów czy Sybin - które miasto byś ocenił wyżej?
Strasznie trudny wybór. Mimo niewątpliwego uroku Sybinu to chyba jednak Braszów i okolice (Tampa - choć to prawie centrum miasta, Harman, Prejmer, Rasnov, Bran w listopadzie), bo to było pierwsze miasto w Rumunii, które mnie zachwyciło. A to był chyba 2006 rok, więc wszystko wyglądało trochę inaczej. A te ceny wtedy ...
gar pisze:Strasznie trudny wybór. Mimo niewątpliwego uroku Sybinu to chyba jednak Braszów i okolice (Tampa - choć to prawie centrum miasta, Harman, Prejmer, Rasnov, Bran w listopadzie), bo to było pierwsze miasto w Rumunii, które mnie zachwyciło. A to był chyba 2006 rok, więc wszystko wyglądało trochę inaczej. A te ceny wtedy .
mam tak samo - Braszów zwiedzałem 11 lat temu i wydawał się cudeńkiem. No i ładna okolica. Sybin dopiero prawie dekadę później i obiektywnie stwierdzając to ma chyba więcej ciekawych obiektów, ale uroku Braszowa nie przebił
Staliśmy nad przepaścią, ale zrobiliśmy wielki krok naprzód!
- _Sokrates_
- Posty: 1610
- Rejestracja: 2015-04-06, 16:35
- Lokalizacja: Białystok
- _Sokrates_
- Posty: 1610
- Rejestracja: 2015-04-06, 16:35
- Lokalizacja: Białystok
Dzień 4 - Lacul Caltun
Prognoza pogody nie jest zła więc w planach jest Nagoiu (2535 m n.p.m.) przez Strunga Doamnei - Czarci Żleb (Strunga Dracului) jest podobno zamknięty do odwołania ze względu na lawiny kamienne.
Bazę mamy przy jednym z zakrętów Drogi Transfogaraskiej, rzut beretem od wodospadu Cascada Balea. Po wczesnym śniadaniu dojeżdżamy prawie kilometr wyżej w pobliże Lacul Balea (takie rumuńskie Morskie Oko). Pogoda miała być i w sumie jest tyle, że do dupy. Nic nie widać, zimno i wieje. No ale cóż - atakujemy!
W jakieś pół godziny wdrapujemy się na przełęcz Curmatura Balei (2202 m n.p.m.). Podobno są stąd całkiem przyjemne widoki. My nie widzimy kompletnie nic! Jesteśmy na grani i w jej okolicach będziemy przez najbliższy czas. Dochodzimy do Saua Paltinului (2345 m n.p.m.) i skręcamy w prawo w kierunku Nagoiu. Czasami trawersujemy grań, czasami idziemy ściśle jej ostrzem. Czasami jest łatwo, czasami trzeba używać rąk i pomagać sobie stalowymi linami. Taka łatwiejsza namiastka naszej Orlej Perci. Pierwszy szczyt na trasie to Varful Laitel (2390 m n.p.m.). Robimy krótką przerwę. Wiatr urywa łeb i jest strasznie zimno.
Idziemy dalej. Strasznie wieje. Wiatr dosłownie zwiewa z grani i momentami idąc jej ostrzem trzeba kucać za występami skalnymi aby nie dać się strącić w przepaść. Podczas jednego z takich podmuchów decyduję, że odpuszczam dzisiejszy cel. Nie są to dobre warunki, które pozwalają pchać się gdzieś wyżej. Zwłaszcza, że nie mam pojęcia jakie warunki i trudności czekają mnie wyżej.
W końcu schodzimy z grai do kociołka, w którym znajduje się jezioro Lacul Caltun.
Jeziora nie widać ale jest schron:
Wchodzimy do schronu. W końcu można odpocząć od tego cholernego wiatru. Uf! Burza mózgów co robić dalej. Ja od razu wykładam kawę na ławę i mówię co myślę o dalszym pchaniu się w górę. Reszta jest podobnego zdania. Wychodzimy jeszcze tylko kilkanaście metrów dalej aby sprawdzić przebieg szlaku i mieć czyste sumienie, że dobrze robimy rezygnując z wejścia na szczyt.
A szlak idzie biegnie gdzieś tam:
Okazuje się, że nie musimy wracać tą samą drogą - na mapie widać szlak z niebieskich krzyży, który przez dwa grzbiety ma nas zaprowadzić do naszego punktu wyjścia. Podobno przed nami jeszcze około czterech godzin drogi. Trzeba więc zebrać się w sobie i znów wyjść na wiatr. Do boju!
Zaczynamy łagodne zejście wzdłuż potoku. Skały i kamienie zmieniają się w trawę i kwiaty. Powoli przestaje wiać i wychodzimy z chmury. W końcu!
Zaczynamy podejście na pierwszy grzbiet i pojawiają się pierwsze widoki:
W końcu wdrapujemy się na pierwszy grzbiet.
Widoki niczego sobie:
A tu dalsza część trasy i kolejny grzbiet to przejścia:
Rzut oka w dolinę:
Trawersujemy nasz pierwszy grzbiet i dochodzimy do kolejnego kociołka. No tak - zapomniałem dodać, że podczas całego dnia tylko w schronie spotkaliśmy kilka osób. Poza tym pusto! Z kociołka zaczynamy strome podejście na kolejny grzbiet. Zajmuje nam to około pół godziny ostrego marszu. W końcu jesteśmy na górze i możemy chwilę odpocząć.
Musimy się jeszcze przebić do tunelu, w którym ginie widoczna w środku droga:
Na grzbiecie:
Po chwili odpoczynku zaczynamy trawers grzbietu, który prowadzi nas powoli w dół. Minuta za minutą, metr z metrem. Po jakiejś godzinie dochodzimy do wylotu tunelu. Tunel nie jest oświetlony więc na głowy nakładamy czołówki i zaczynamy marsz na drugą stronę grani. Po kilku minutach jesteśmy na miejscu. Tu znów nic nie widać i wieje. Ale dzień!
Dzień 5 - Netedu (2351 m n.p.m.)
Wychodzimy z naszej bazy i obchodzimy od północy grzbiet Piscul Balei. Łatwy szlak w pięknym lesie wyprowadza nas do trawiastej doliny otoczonej zielonym grzbietami. W dolince słychać szum potoku i dźwięk owczych dzwonków. Jest pięknie!
dziemy w górę doliny z małymi przerwami na podziwianie widoków.
Jest naprawdę ładnie:
Otoczenie doliny:
Zaczynamy bardziej stromy odcinek podejścia na Curmatura Balei:
W końcu dochodzimy na przełęcz i robimy standardową przerwę na zdjęcia i żarcie.
Widoki zacne:
Balea Lac:
Dotychczas przebyta droga:
Po zasłużonym odpoczynku w kilkanaście minut schodzimy w okolice jeziora i po chwili zaczynamy podejście na grzbiet Muchia Buteanu. Szlak bez większych trudności wyprowadza nas po kilkudziesięciu minutach na grań. Jest pięknie!
Balea Lac i Droga Transfogaraska:
Południowa grań:
Północna grań:
Widoki z wierzchołka:
Droga Transfogaraska:
Na szczycie spędzamy dobre pół godziny. Jest po prostu przepięknie! Teraz pozostaje jednak wybrać trasę zejścia. Opcje mamy dwie: powrót znaną już drogą do Balea Lac i zjazd na dół kolejką lub przejście północnej grani. Większość jest za opcją drugą więc zaczynamy powolny marsz na północ. Już po kilkaset metrach psioczę sam na siebie, że dałem się do tego namówić. Krucho jak cholera. W wielu miejscach trzeba zjeżdżać po skale na tyłku. Po kilkudziesięciu minutach wchodzimy w kosówkę i jest jeszcze gorzej. Widać, że szlak nie jest uczęszczany: miejscami trudno go w ogóle odnaleźć w gąszczu gałęzi. Walczymy jednak dzielnie pomimo podrapanych rąk i nóg.
Gdzieś po drodze mijamy szczyt Vf Buteanu (2056 m n.p.m.) i po kolejnych kilkudziesięciu minutach w końcu wchodzimy do lasu. Nareszcie! Chyba nigdy w życiu nie cieszyłem się tak z tego, że kończy się kosówka! Po tej krótkiej walce z tym zielonym cholerstwem mogę już sobie choć trochę wyobrazić jak muszą męczyć się ludzie przedzierający się przez pola kosówy! Tymczasem docieramy do drogi...
Jesteśmy zmordowani postanawiamy więc łapać stopa. Dzielimy się aby nie stać w grupie i machamy paluchami. Po kilkunastu minutach dajemy jednak za wygraną. samochody jadące z góry albo są nabite na maksa albo zajęte przez przysłowiowych Kenów i Barbie. Zostaje nam te ostatnie kilkaset metrów w dół przejść na własnych nogach. Zaczyna kropić deszcz a my zaczynamy ostatni etap zejścia. Mija godzina i w końcu doczłapujemy się do naszej bazy. Jesteśmy zmordowani ale szczęśliwi. To był zdecydowanie najpiękniejszy dzień wyjazdu!
Dzień 6 - Cascada Balea
Pogoda do bani: zimno i pada. Żeby nie siedzieć na tyłkach postanawiamy zrobić sobie kilkunastominutowy spacer do pobliskiego wodospadu. Pomimo fatalnej pogody na trasie tłumy! Zadziwiające!
Sam wodospad całkiem ładny i w słoneczną pogodę robi pewnie jeszcze lepsze wrażenie:
Tubylcy spotkani na szlaku:
Tym miłym akcentem kończymy nasz pobyt w Fogaraszach...
Podsumowanie
Góry Rumunii to niesamowite miejsce! A przecież my zrobiliśmy dopiero wstęp wstępu do ich poznania.
Lokalne jedzenie w większości jakoś specjalnie nie powala. Właściwie jedyna rzecz, która bardzo mi smakowała to miód z cynamonem. Pychota!
Piwo poprawne, ze słodyczy w sklepach udało mi się dorwać tylko jakiś batonik "Rom", cała reszta to Milki i tym podobne dziadostwa.
I coś na co zawsze zwracam uwagę - przez cały pobyt nie widziałem ani jednej ładnej Rumunki!
Na pewno kiedyś tu wrócę!
Prognoza pogody nie jest zła więc w planach jest Nagoiu (2535 m n.p.m.) przez Strunga Doamnei - Czarci Żleb (Strunga Dracului) jest podobno zamknięty do odwołania ze względu na lawiny kamienne.
Bazę mamy przy jednym z zakrętów Drogi Transfogaraskiej, rzut beretem od wodospadu Cascada Balea. Po wczesnym śniadaniu dojeżdżamy prawie kilometr wyżej w pobliże Lacul Balea (takie rumuńskie Morskie Oko). Pogoda miała być i w sumie jest tyle, że do dupy. Nic nie widać, zimno i wieje. No ale cóż - atakujemy!
W jakieś pół godziny wdrapujemy się na przełęcz Curmatura Balei (2202 m n.p.m.). Podobno są stąd całkiem przyjemne widoki. My nie widzimy kompletnie nic! Jesteśmy na grani i w jej okolicach będziemy przez najbliższy czas. Dochodzimy do Saua Paltinului (2345 m n.p.m.) i skręcamy w prawo w kierunku Nagoiu. Czasami trawersujemy grań, czasami idziemy ściśle jej ostrzem. Czasami jest łatwo, czasami trzeba używać rąk i pomagać sobie stalowymi linami. Taka łatwiejsza namiastka naszej Orlej Perci. Pierwszy szczyt na trasie to Varful Laitel (2390 m n.p.m.). Robimy krótką przerwę. Wiatr urywa łeb i jest strasznie zimno.
Idziemy dalej. Strasznie wieje. Wiatr dosłownie zwiewa z grani i momentami idąc jej ostrzem trzeba kucać za występami skalnymi aby nie dać się strącić w przepaść. Podczas jednego z takich podmuchów decyduję, że odpuszczam dzisiejszy cel. Nie są to dobre warunki, które pozwalają pchać się gdzieś wyżej. Zwłaszcza, że nie mam pojęcia jakie warunki i trudności czekają mnie wyżej.
W końcu schodzimy z grai do kociołka, w którym znajduje się jezioro Lacul Caltun.
Jeziora nie widać ale jest schron:
Wchodzimy do schronu. W końcu można odpocząć od tego cholernego wiatru. Uf! Burza mózgów co robić dalej. Ja od razu wykładam kawę na ławę i mówię co myślę o dalszym pchaniu się w górę. Reszta jest podobnego zdania. Wychodzimy jeszcze tylko kilkanaście metrów dalej aby sprawdzić przebieg szlaku i mieć czyste sumienie, że dobrze robimy rezygnując z wejścia na szczyt.
A szlak idzie biegnie gdzieś tam:
Okazuje się, że nie musimy wracać tą samą drogą - na mapie widać szlak z niebieskich krzyży, który przez dwa grzbiety ma nas zaprowadzić do naszego punktu wyjścia. Podobno przed nami jeszcze około czterech godzin drogi. Trzeba więc zebrać się w sobie i znów wyjść na wiatr. Do boju!
Zaczynamy łagodne zejście wzdłuż potoku. Skały i kamienie zmieniają się w trawę i kwiaty. Powoli przestaje wiać i wychodzimy z chmury. W końcu!
Zaczynamy podejście na pierwszy grzbiet i pojawiają się pierwsze widoki:
W końcu wdrapujemy się na pierwszy grzbiet.
Widoki niczego sobie:
A tu dalsza część trasy i kolejny grzbiet to przejścia:
Rzut oka w dolinę:
Trawersujemy nasz pierwszy grzbiet i dochodzimy do kolejnego kociołka. No tak - zapomniałem dodać, że podczas całego dnia tylko w schronie spotkaliśmy kilka osób. Poza tym pusto! Z kociołka zaczynamy strome podejście na kolejny grzbiet. Zajmuje nam to około pół godziny ostrego marszu. W końcu jesteśmy na górze i możemy chwilę odpocząć.
Musimy się jeszcze przebić do tunelu, w którym ginie widoczna w środku droga:
Na grzbiecie:
Po chwili odpoczynku zaczynamy trawers grzbietu, który prowadzi nas powoli w dół. Minuta za minutą, metr z metrem. Po jakiejś godzinie dochodzimy do wylotu tunelu. Tunel nie jest oświetlony więc na głowy nakładamy czołówki i zaczynamy marsz na drugą stronę grani. Po kilku minutach jesteśmy na miejscu. Tu znów nic nie widać i wieje. Ale dzień!
Dzień 5 - Netedu (2351 m n.p.m.)
Wychodzimy z naszej bazy i obchodzimy od północy grzbiet Piscul Balei. Łatwy szlak w pięknym lesie wyprowadza nas do trawiastej doliny otoczonej zielonym grzbietami. W dolince słychać szum potoku i dźwięk owczych dzwonków. Jest pięknie!
dziemy w górę doliny z małymi przerwami na podziwianie widoków.
Jest naprawdę ładnie:
Otoczenie doliny:
Zaczynamy bardziej stromy odcinek podejścia na Curmatura Balei:
W końcu dochodzimy na przełęcz i robimy standardową przerwę na zdjęcia i żarcie.
Widoki zacne:
Balea Lac:
Dotychczas przebyta droga:
Po zasłużonym odpoczynku w kilkanaście minut schodzimy w okolice jeziora i po chwili zaczynamy podejście na grzbiet Muchia Buteanu. Szlak bez większych trudności wyprowadza nas po kilkudziesięciu minutach na grań. Jest pięknie!
Balea Lac i Droga Transfogaraska:
Południowa grań:
Północna grań:
Widoki z wierzchołka:
Droga Transfogaraska:
Na szczycie spędzamy dobre pół godziny. Jest po prostu przepięknie! Teraz pozostaje jednak wybrać trasę zejścia. Opcje mamy dwie: powrót znaną już drogą do Balea Lac i zjazd na dół kolejką lub przejście północnej grani. Większość jest za opcją drugą więc zaczynamy powolny marsz na północ. Już po kilkaset metrach psioczę sam na siebie, że dałem się do tego namówić. Krucho jak cholera. W wielu miejscach trzeba zjeżdżać po skale na tyłku. Po kilkudziesięciu minutach wchodzimy w kosówkę i jest jeszcze gorzej. Widać, że szlak nie jest uczęszczany: miejscami trudno go w ogóle odnaleźć w gąszczu gałęzi. Walczymy jednak dzielnie pomimo podrapanych rąk i nóg.
Gdzieś po drodze mijamy szczyt Vf Buteanu (2056 m n.p.m.) i po kolejnych kilkudziesięciu minutach w końcu wchodzimy do lasu. Nareszcie! Chyba nigdy w życiu nie cieszyłem się tak z tego, że kończy się kosówka! Po tej krótkiej walce z tym zielonym cholerstwem mogę już sobie choć trochę wyobrazić jak muszą męczyć się ludzie przedzierający się przez pola kosówy! Tymczasem docieramy do drogi...
Jesteśmy zmordowani postanawiamy więc łapać stopa. Dzielimy się aby nie stać w grupie i machamy paluchami. Po kilkunastu minutach dajemy jednak za wygraną. samochody jadące z góry albo są nabite na maksa albo zajęte przez przysłowiowych Kenów i Barbie. Zostaje nam te ostatnie kilkaset metrów w dół przejść na własnych nogach. Zaczyna kropić deszcz a my zaczynamy ostatni etap zejścia. Mija godzina i w końcu doczłapujemy się do naszej bazy. Jesteśmy zmordowani ale szczęśliwi. To był zdecydowanie najpiękniejszy dzień wyjazdu!
Dzień 6 - Cascada Balea
Pogoda do bani: zimno i pada. Żeby nie siedzieć na tyłkach postanawiamy zrobić sobie kilkunastominutowy spacer do pobliskiego wodospadu. Pomimo fatalnej pogody na trasie tłumy! Zadziwiające!
Sam wodospad całkiem ładny i w słoneczną pogodę robi pewnie jeszcze lepsze wrażenie:
Tubylcy spotkani na szlaku:
Tym miłym akcentem kończymy nasz pobyt w Fogaraszach...
Podsumowanie
Góry Rumunii to niesamowite miejsce! A przecież my zrobiliśmy dopiero wstęp wstępu do ich poznania.
Lokalne jedzenie w większości jakoś specjalnie nie powala. Właściwie jedyna rzecz, która bardzo mi smakowała to miód z cynamonem. Pychota!
Piwo poprawne, ze słodyczy w sklepach udało mi się dorwać tylko jakiś batonik "Rom", cała reszta to Milki i tym podobne dziadostwa.
I coś na co zawsze zwracam uwagę - przez cały pobyt nie widziałem ani jednej ładnej Rumunki!
Na pewno kiedyś tu wrócę!
Wiem, że nic nie wiem.
- _Sokrates_
- Posty: 1610
- Rejestracja: 2015-04-06, 16:35
- Lokalizacja: Białystok
_Sokrates_ pisze:Lokalne jedzenie w większości jakoś specjalnie nie powala.
Osobiście rumuńskie żarcie bardzo mi smakuje. Mało która kuchnia w Europie odpowiada mi tak jak rumuńska.
_Sokrates_ pisze:I coś na co zawsze zwracam uwagę - przez cały pobyt nie widziałem ani jednej ładnej Rumunki!
Fakt, że Rumunki nie są najbardziej urodziwe, ale żeby przez cały wyjazd nie spotkać ani jednej ładnej. Za dużo siedzieliście w górach a za mało w miastach uniwersyteckich
_Sokrates_ pisze:Na pewno kiedyś tu wrócę!
I to jest bardzo słuszna koncepcja.
Dwa lata temu spacerowałam sobie po okolicach Braszowa (tereny nastawione głównie na narciarstwo) i zachwyciła mnie Rumunia. Bardzo "dzikie" góry tj często zastanawiałam się czy ja na pewno idę szlakiem, widniejące co jakiś czas oznaczenia mnie w tym upewniały. Jednak nie wiem co bym zrobiła, w przypadku ulewy, kiedy jedna z dróg prowadziła przez koryto rzeki. To chyba jednak jest charakterystyczne dla większości krajów bałkańskich i okolic. Do tego te szlaki były zupełnie puste (nawet boczne wejście na Tampe w Braszowie, dopiero w okolicach napisu pojawiali się ludzie). Z tego co rozmawiałam z mieszkańcami Braszowa, góry są dla nich ciekawe tylko zimą, kiedy można pojeździć na nartach. Chyba wszyscy tam są narciarzami
Jedyne co warto wziąć pod uwagę to bardzo wolne i niepunktualne pociągi w Rumunii. Dla mnie zaskoczeniam była też wielka miłość do dzieci, dzieciaki biegały po wagonach obcy ludzie je brali na kolana, bawili się. Może fajny luz, ale ja mam swoją strefę komfortu i nie bardzo lubię jak ktoś mnie szturcha czy siada na zmęczone czworogłowe
Co do jedzenia - po kilku dniach mamałygi ze śmietaną i serem miałam dość. Dobre sery, w sezonie pyszne melony i arbuzy. Nie jem mięsa, ale towarzysz wyprawy twierdzi, że dobrze przyrządzają. Kochają słodycze. Niestety też słodkie wina. Żeby kupić wytrawne trzeba szukać winiarni.
Jedyne co warto wziąć pod uwagę to bardzo wolne i niepunktualne pociągi w Rumunii. Dla mnie zaskoczeniam była też wielka miłość do dzieci, dzieciaki biegały po wagonach obcy ludzie je brali na kolana, bawili się. Może fajny luz, ale ja mam swoją strefę komfortu i nie bardzo lubię jak ktoś mnie szturcha czy siada na zmęczone czworogłowe
Co do jedzenia - po kilku dniach mamałygi ze śmietaną i serem miałam dość. Dobre sery, w sezonie pyszne melony i arbuzy. Nie jem mięsa, ale towarzysz wyprawy twierdzi, że dobrze przyrządzają. Kochają słodycze. Niestety też słodkie wina. Żeby kupić wytrawne trzeba szukać winiarni.
Ostatnio zmieniony 2020-05-23, 12:48 przez DaDa, łącznie zmieniany 1 raz.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 10 gości