Bobot pół Sokoli
: 2019-10-08, 16:28
Dobry wieczór w ten pogodny dzień.
Mała Fatra … Można by napisać, że nie ma po co pisać – jaka Fatra jest, wielu wie. A Ci co nie wiedzą albo źle wiedzą kiedyś przejrzą na oczy. Amen.
Jednak mimo tego coś napiszę. Opiszę Państwu wycieczkę masową prowadzoną przez dzielnego Piotra Dz. Był tak dzielny, że dotrwaliśmy do niedzieli. Bez strat własnych na ciele i rozumie.
14 września roku obecnego spotkaliśmy się pod miejscowym Domem Dobroci. 22 dwie osoby, w tym wiele sympatycznych osób oraz Piotr, Chrumhaczek i ja. Prognozy były obiecujące, Towarzysze Turystyczni w formie, Organizator nie znał trasy z praktyki, mało kto był tam wcześniej. Czyli dzień zapowiadał się ok.
Dotarliśmy na miejsce startu – Stefanowa. Z parkingu ruszyliśmy ulicą w stronę przełęczy Vrchpodźiar. Tam Organizator, przy mojej pomocy, przedstawił dalszy ciąg trasy. Pisząc w skrócie – rzekłem do Towarzystwa : „Na podejściu na Boboty szlag Was trafi, kurwa ogarnie, Organizatora zamordujecie, zrezygnujecie z dalszej kariery turystycznej.”. Rzekłem tak ponieważ miałem wcześniej przyjemność wychodzenia tym szlakiem. I to w wersji pół śnieżnej. Poza zabiciem Piotra miałem rację.
Radośnie wtoczyliśmy się na szczyt Bobota. Powyższe zdjęcia pokazują drogę z przełęczy na szczyt, a potem trasę do okolic zejścia na Tiesnavy. Czyli to co Użytkowniczka Aga robiła dwa tygodnie później z drugiej strony.
Od momentu zejścia robi się widokowo. Turniowo, iglicowo, ścianowo, żebrowo. Czyli bardzo miło.
W Tiesnavach zatrzymaliśmy się na pewien czas, podzieliliśmy się wrażeniami, pojedliśmy, popiliśmy, wiater poprowadził nas ku przyszłości – przeszliśmy ulicę i weszliśmy na Sokolie.
To miejsce jest po prostu piękne.
Nie doszliśmy na szczyt Sokolie, wcześniej skręciliśmy w prawo, w Obsivianki. Tam też jest pięknie.
Po zejściu do miasteczka przetoczyliśmy się na wieżę widokową w Terchovej.
I tak to skończyliśmy wycieczkę w Małą Fatrę. Wszystkim polecam.
Mała Fatra … Można by napisać, że nie ma po co pisać – jaka Fatra jest, wielu wie. A Ci co nie wiedzą albo źle wiedzą kiedyś przejrzą na oczy. Amen.
Jednak mimo tego coś napiszę. Opiszę Państwu wycieczkę masową prowadzoną przez dzielnego Piotra Dz. Był tak dzielny, że dotrwaliśmy do niedzieli. Bez strat własnych na ciele i rozumie.
14 września roku obecnego spotkaliśmy się pod miejscowym Domem Dobroci. 22 dwie osoby, w tym wiele sympatycznych osób oraz Piotr, Chrumhaczek i ja. Prognozy były obiecujące, Towarzysze Turystyczni w formie, Organizator nie znał trasy z praktyki, mało kto był tam wcześniej. Czyli dzień zapowiadał się ok.
Dotarliśmy na miejsce startu – Stefanowa. Z parkingu ruszyliśmy ulicą w stronę przełęczy Vrchpodźiar. Tam Organizator, przy mojej pomocy, przedstawił dalszy ciąg trasy. Pisząc w skrócie – rzekłem do Towarzystwa : „Na podejściu na Boboty szlag Was trafi, kurwa ogarnie, Organizatora zamordujecie, zrezygnujecie z dalszej kariery turystycznej.”. Rzekłem tak ponieważ miałem wcześniej przyjemność wychodzenia tym szlakiem. I to w wersji pół śnieżnej. Poza zabiciem Piotra miałem rację.
Radośnie wtoczyliśmy się na szczyt Bobota. Powyższe zdjęcia pokazują drogę z przełęczy na szczyt, a potem trasę do okolic zejścia na Tiesnavy. Czyli to co Użytkowniczka Aga robiła dwa tygodnie później z drugiej strony.
Od momentu zejścia robi się widokowo. Turniowo, iglicowo, ścianowo, żebrowo. Czyli bardzo miło.
W Tiesnavach zatrzymaliśmy się na pewien czas, podzieliliśmy się wrażeniami, pojedliśmy, popiliśmy, wiater poprowadził nas ku przyszłości – przeszliśmy ulicę i weszliśmy na Sokolie.
To miejsce jest po prostu piękne.
Nie doszliśmy na szczyt Sokolie, wcześniej skręciliśmy w prawo, w Obsivianki. Tam też jest pięknie.
Po zejściu do miasteczka przetoczyliśmy się na wieżę widokową w Terchovej.
I tak to skończyliśmy wycieczkę w Małą Fatrę. Wszystkim polecam.