Góry, których nie ma - Rudawy Spiskie
- sprocket73
- Posty: 5933
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Góry, których nie ma - Rudawy Spiskie
Byliśmy 4 dni w górach. W zasadzie nie do końca wiedziałem w jakich. Po powrocie próbowałem to sobie jakoś usystematyzować - wyszło mi, że wg naszego rodzimego specjalisty Jerzego Kondrackiego byłem w Rudawach Spiskich. Tyle, że Słowacy twierdzą, że takich gór u nich nie ma. Skomplikowane? Nie ważne... nie ma co sobie głowy zawracać takimi szczegółami
Nigdy nie odwiedzałem rejonów na wschód od Słowackiego Raju. Teraz pojawiła się propozycja wspólnego wyjazdu od forumowego kolegi magisa, z której z ochotą skorzystałem. Spotkaliśmy się w miejscowości Poráč i ruszyliśmy przez jesienny las...
Po drodze, na otwartych przestrzeniach, mieliśmy ciągłe widoki na Tatry. Marudziliśmy, że przejrzystość nie idealna...
Pierwszą zaliczona górą był Bukovec (1127).
Potem jak na specjalistów bezszlakowych przystało wędrowaliśmy nie spętani żadnymi drogami, czy ścieżkami.
Widok w stronę miejscowości Poráč. Tatry z prawej coraz mniej wyraźne.
Tobi ćwiczy cały czas. Czyżby trenował przed drabinką na Koziej Przełęczy?
Kolejnym celem była Slovinská skala (1014). Nie ma tam szlaku, a podobno są fajne miejsca widokowe - szukamy.
Znajdujemy
Widoki zapierające dech w piersiach.
Kolory rewelacyjne.
Ehh... fajne jest życie januszów pozaszlakowych
Większość punktów widokowych ze Slovinskiej skaly jest na południową stronę. Zapuściliśmy się jeszcze na mniej ciekawą stronę północną. Widać stąd głęboką Poráčską dolinę. Komentujemy z magisem, że ciekawie wygląda jej przeciwległe zbocze, mocno usiane skałkami. Pada zwrot "może kiedyś".
Dzień się kończy - schodzimy z gór.
Jedziemy do Spiskiego Podgrodzia, gdzie mamy zarezerwowane kwatery. Jeszcze nigdy nie spałem w takich warunkach. Dostaliśmy apartament o powierzchni ze 100 metrów kwadratowych, składający się z salonu i sypialni.
Najpierw czułem się nieswojo. Potem zastanawiałem się, czy cena nie jest jakąś pomyłką. Przy płaceniu okazało się, że apartament kosztuje 30 euro, a jak rezerwuje magis to tylko 25. Opłaca się jeździć z magisem;)
C.D.N.
Nigdy nie odwiedzałem rejonów na wschód od Słowackiego Raju. Teraz pojawiła się propozycja wspólnego wyjazdu od forumowego kolegi magisa, z której z ochotą skorzystałem. Spotkaliśmy się w miejscowości Poráč i ruszyliśmy przez jesienny las...
Po drodze, na otwartych przestrzeniach, mieliśmy ciągłe widoki na Tatry. Marudziliśmy, że przejrzystość nie idealna...
Pierwszą zaliczona górą był Bukovec (1127).
Potem jak na specjalistów bezszlakowych przystało wędrowaliśmy nie spętani żadnymi drogami, czy ścieżkami.
Widok w stronę miejscowości Poráč. Tatry z prawej coraz mniej wyraźne.
Tobi ćwiczy cały czas. Czyżby trenował przed drabinką na Koziej Przełęczy?
Kolejnym celem była Slovinská skala (1014). Nie ma tam szlaku, a podobno są fajne miejsca widokowe - szukamy.
Znajdujemy
Widoki zapierające dech w piersiach.
Kolory rewelacyjne.
Ehh... fajne jest życie januszów pozaszlakowych
Większość punktów widokowych ze Slovinskiej skaly jest na południową stronę. Zapuściliśmy się jeszcze na mniej ciekawą stronę północną. Widać stąd głęboką Poráčską dolinę. Komentujemy z magisem, że ciekawie wygląda jej przeciwległe zbocze, mocno usiane skałkami. Pada zwrot "może kiedyś".
Dzień się kończy - schodzimy z gór.
Jedziemy do Spiskiego Podgrodzia, gdzie mamy zarezerwowane kwatery. Jeszcze nigdy nie spałem w takich warunkach. Dostaliśmy apartament o powierzchni ze 100 metrów kwadratowych, składający się z salonu i sypialni.
Najpierw czułem się nieswojo. Potem zastanawiałem się, czy cena nie jest jakąś pomyłką. Przy płaceniu okazało się, że apartament kosztuje 30 euro, a jak rezerwuje magis to tylko 25. Opłaca się jeździć z magisem;)
C.D.N.
Ostatnio zmieniony 2018-10-17, 10:47 przez sprocket73, łącznie zmieniany 2 razy.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
Kolory chociaż podpicowane, to jakieś wyblakłe. Gdzie im do poezji kolorów życia z mego kompakciku?
Apartman taki se, ujdzie w tłoku (nic moc) - miejscówka nie jest tak dzika jak podczas zlotu.
Nadzieja w tym, że nie zmarnowałeś kolejnych 3 dni, co się zobaczy...
Apartman taki se, ujdzie w tłoku (nic moc) - miejscówka nie jest tak dzika jak podczas zlotu.
Nadzieja w tym, że nie zmarnowałeś kolejnych 3 dni, co się zobaczy...
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
sprocket73 pisze:Tyle, że Słowacy twierdzą, że takich gór u nich nie ma. Skomplikowane?
bez przesady, co w tym skomplikowanego? Przecież to nie pierwszy raz, kiedy podziały jednego kraju pokrywają się z drugim. Zdobywając np. Babią Górę wcale nie jesteśmy w Beskidzie Żywieckim, bo takiego nie ma
po kolorach widać, że tydzień różnicy to bardzo dużo!
Ostatnio zmieniony 2018-10-17, 15:40 przez Pudelek, łącznie zmieniany 1 raz.
- sprocket73
- Posty: 5933
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Drugiego dnia z racji tego, że magis z żoną wracali do domu, wycieczka miała być krótka, tak max do 15:00. Po południu mieliśmy oglądać zamek, albo dodatkowo wydłużyć trasę. Podjechaliśmy do miejscowości Ružín nad zalewem o tej samej nazwie i wyruszyliśmy na Sivec (781) - górkę małą, ale podobno bardzo fajną.
Lekko zdziwieni spotkaliśmy tłumy turystów. Z jednej strony piękna niedziela, więc nie ma się co dziwić, ale z drugiej poprzedniego dnia pogoda taka sama i nie spotkaliśmy nikogo. Oprócz tłumów ludzi, było też sporo psów. Większość bestii puszczonych luzem. U nas pewne źródło konfliktów. Tam - zero problemu - żaden pies nie był agresywny.
Stromo wdrapujemy się na Sivec i okazuje się, że faktycznie bomba. Szczyt ciekawy - skalisty.
Widoki boskie!
Pora na drugą część tej krótkiej wycieczki. Magis zaplanował wszystko dokładnie. Najpierw szlakiem zielonym przemieszczamy się w kierunku szczytu Vysoký vrch (851), z którego ma być widok 360 stopni. Sielanka. Idziemy lasem szeroką drogą i gubimy szlak...
Śmiejemy się, że jesteśmy janusze pozaszlakowi więc na szlaku gorzej nam idzie. Szlak oczywiście znajdujemy i idziemy już skupieni. Dwóch mistrzów orientacji w terenie + doświadczone żony = 4 pary oczu. Można powiedzieć dream team turystyki. Gubimy non-stop, oczywiście tylko na chwilę, ale szlak jest po prostu the best. W końcu z poślizgiem czasowym zdobywamy Vysoký vrch, tylko po to, aby przekonać się, że jest całkowicie zarośnięty... morale nieco podupada.
Jednak ogólnie nie ma co marudzić. Na każdej wycieczce trafi się mniej ciekawy odcinek.
Dalej ma być już tylko lepiej. Szlakami wchodzimy na bardziej otwarte przestrzenie.
Przed nami została już tylko główna atrakcja dnia - romantyczny bezszlakowy widokowy grzbiecik magisa.
Grzbiecik miał być długi i był. Miała być na nim droga... no chociaż ścieżka... coś tam miejscami było.
Miały być widoki. Z tym raczej słabo... ale było pięknie... choć grzbiecik się dłużył.
Było kolorowo... tylko się strasznie dłużył.
Miejscami był trochę zawalony, co wydłużało go jeszcze bardziej. Do tego ciągle góra-dół i tak w kółko. Ukochana w końcu wyraziła swoją opinię na temat trasy i oberwałem oczywiście ja, a nie magis
Robiliśmy co w naszej mocy, żeby znaleźć wypatrzone w internecie punkty widokowe, ale skutecznie się przed nami ukrywały. Dopiero pod sam koniec, okazało się, że jednak szczęście dopisało i nagrodziło nasz trud.
Pięknie się zrobiło przez moment.
Pozostało jakoś zejść. Na punkcie widokowym spotkaliśmy dwoje Słowaków, którzy powiedzieli, że nie ma szans zejść tak jak planowaliśmy, co spowodowało lekką panikę naszych dziewczyn, ale nie uwierzyliśmy im i po prostu zeszliśmy na krechę omijając skały - bez problemu.
Końcówka dnia była miła dla oczu.
Już zachód, a my mamy jeszcze sporo do auta.
Wycieczka trochę się przedłużyła... zamiast krótkiej wyszła całodniowa
Magis z żoną wrócili do kraju, a nam zostały jeszcze 2 dni.
C.D.N.
Lekko zdziwieni spotkaliśmy tłumy turystów. Z jednej strony piękna niedziela, więc nie ma się co dziwić, ale z drugiej poprzedniego dnia pogoda taka sama i nie spotkaliśmy nikogo. Oprócz tłumów ludzi, było też sporo psów. Większość bestii puszczonych luzem. U nas pewne źródło konfliktów. Tam - zero problemu - żaden pies nie był agresywny.
Stromo wdrapujemy się na Sivec i okazuje się, że faktycznie bomba. Szczyt ciekawy - skalisty.
Widoki boskie!
Pora na drugą część tej krótkiej wycieczki. Magis zaplanował wszystko dokładnie. Najpierw szlakiem zielonym przemieszczamy się w kierunku szczytu Vysoký vrch (851), z którego ma być widok 360 stopni. Sielanka. Idziemy lasem szeroką drogą i gubimy szlak...
Śmiejemy się, że jesteśmy janusze pozaszlakowi więc na szlaku gorzej nam idzie. Szlak oczywiście znajdujemy i idziemy już skupieni. Dwóch mistrzów orientacji w terenie + doświadczone żony = 4 pary oczu. Można powiedzieć dream team turystyki. Gubimy non-stop, oczywiście tylko na chwilę, ale szlak jest po prostu the best. W końcu z poślizgiem czasowym zdobywamy Vysoký vrch, tylko po to, aby przekonać się, że jest całkowicie zarośnięty... morale nieco podupada.
Jednak ogólnie nie ma co marudzić. Na każdej wycieczce trafi się mniej ciekawy odcinek.
Dalej ma być już tylko lepiej. Szlakami wchodzimy na bardziej otwarte przestrzenie.
Przed nami została już tylko główna atrakcja dnia - romantyczny bezszlakowy widokowy grzbiecik magisa.
Grzbiecik miał być długi i był. Miała być na nim droga... no chociaż ścieżka... coś tam miejscami było.
Miały być widoki. Z tym raczej słabo... ale było pięknie... choć grzbiecik się dłużył.
Było kolorowo... tylko się strasznie dłużył.
Miejscami był trochę zawalony, co wydłużało go jeszcze bardziej. Do tego ciągle góra-dół i tak w kółko. Ukochana w końcu wyraziła swoją opinię na temat trasy i oberwałem oczywiście ja, a nie magis
Robiliśmy co w naszej mocy, żeby znaleźć wypatrzone w internecie punkty widokowe, ale skutecznie się przed nami ukrywały. Dopiero pod sam koniec, okazało się, że jednak szczęście dopisało i nagrodziło nasz trud.
Pięknie się zrobiło przez moment.
Pozostało jakoś zejść. Na punkcie widokowym spotkaliśmy dwoje Słowaków, którzy powiedzieli, że nie ma szans zejść tak jak planowaliśmy, co spowodowało lekką panikę naszych dziewczyn, ale nie uwierzyliśmy im i po prostu zeszliśmy na krechę omijając skały - bez problemu.
Końcówka dnia była miła dla oczu.
Już zachód, a my mamy jeszcze sporo do auta.
Wycieczka trochę się przedłużyła... zamiast krótkiej wyszła całodniowa
Magis z żoną wrócili do kraju, a nam zostały jeszcze 2 dni.
C.D.N.
Ostatnio zmieniony 2018-10-17, 22:00 przez sprocket73, łącznie zmieniany 1 raz.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
- sprocket73
- Posty: 5933
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Zostaliśmy sami. W związku z tym ja przejąłem obowiązki przewodnika. Ukochana odespawszy romantyczny grzbiecik była chętna na wycieczkę, ale postawiła kilka warunków:
- dużo otwartych przestrzeni
- ładne punkty widokowe
- bez chodzenia góra-dół-góra-dół
- chaszczowanie co najwyżej lekkie
Nie znając tych stron zupełnie oczywiście zapewniłem ją, że właśnie taką trasę zaplanowałem. Po prostu przyjąłem wariant optymistyczny
Podjechaliśmy do Poráča. Zaparkowaliśmy w tym samym miejscu co pierwszego dnia i udaliśmy się na pobliską górkę Vysoký vrch (974).
Tak, taka sama nazwa jak zarośnięty punkt widokowy, z tym, że ten był łąkowy i otwarty.
Zobaczyliśmy zamek Spišský Hrad, nad miejscowością, gdzie mamy noclegi.
Zobaczyliśmy dość wyraźnie Tatry. Tego dnia przejrzystość była całkiem zadowalająca.
Wyruszyliśmy grzbietem w kierunku wschodnim. Początkowo bez szlaku.
A potem niebieskim szlakiem, który prowadzi górą równolegle do Poráčskiej doliny. Jednak dość daleko od jej krawędzi, więc widoków na dolinę nie oferuje.
Jesień oczywiście była.
Jakieś tam widoki również.
Mój plan zakładał porzucenie szlaku, zejście niżej nad krawędź doliny i podziwianie jej z punktów widokowych. Były na to średnie szanse. Z mapy wynikało niewiele, a z rekonesansu jaki mieliśmy 2 dni wcześniej wynikało, że może być ciekawie... w sensie trudno. Cieszyliśmy się więc z pierwszej dość marnej vyhliadki jaką znaleźliśmy.
Tobi również podziwiał.
Zgodnie z przewidywaniami następne jakoś się nie pojawiały. Stwierdziłem, że trzeba zejść dużo niżej, gdzieś tam muszą przecież być.
Tą najfajniejszą prawie minęliśmy, ale coś tam wypatrzyłem miedzy drzewami, puściłem się na zwiady i jak się okazało, że bingo, to zawołałem Ukochaną.
Mocny punkt widokowy. Długo tam siedzieliśmy.
Poráčska dolina w całej okazałości.
A potem szliśmy górą wzdłuż długiego urwiska skalnego i punktów widokowych było dużo.
Miejscami przebijaliśmy się przez las.
A potem znowu nagroda.
Ostatnia vyhliadka na wylot doliny.
Byliśmy w pełni usatysfakcjonowali. Kolejnym etapem było zejście do doliny. Na mapie była zaznaczona droga, która o dziwo wystąpiła również w terenie.
Wracamy dnem doliny w kierunku Poráča.
Moglibyśmy tak dojść do auta, ale powtórzylibyśmy spory fragment trasy z pierwszego dnia. Odbijamy więc bezszlakowo na południe, przebijamy się podejściem przez las i wychodzimy na wielkie łąki.
Zaatakowały nas kanie w dużych ilościach. Przywieźliśmy je do Polski jako łup
Trochę nam zeszło. Piękny zachód, ale do celu jeszcze daleko.
Plan był taki, żeby wrócić zielonym szlakiem, ale z powodu zmierzchu wymyśliłem skrót bezszlakowy - okazał się dobry. Czołówek nie użyliśmy.
Dzień wykorzystany na maxa - to lubię
C.D.N.
- dużo otwartych przestrzeni
- ładne punkty widokowe
- bez chodzenia góra-dół-góra-dół
- chaszczowanie co najwyżej lekkie
Nie znając tych stron zupełnie oczywiście zapewniłem ją, że właśnie taką trasę zaplanowałem. Po prostu przyjąłem wariant optymistyczny
Podjechaliśmy do Poráča. Zaparkowaliśmy w tym samym miejscu co pierwszego dnia i udaliśmy się na pobliską górkę Vysoký vrch (974).
Tak, taka sama nazwa jak zarośnięty punkt widokowy, z tym, że ten był łąkowy i otwarty.
Zobaczyliśmy zamek Spišský Hrad, nad miejscowością, gdzie mamy noclegi.
Zobaczyliśmy dość wyraźnie Tatry. Tego dnia przejrzystość była całkiem zadowalająca.
Wyruszyliśmy grzbietem w kierunku wschodnim. Początkowo bez szlaku.
A potem niebieskim szlakiem, który prowadzi górą równolegle do Poráčskiej doliny. Jednak dość daleko od jej krawędzi, więc widoków na dolinę nie oferuje.
Jesień oczywiście była.
Jakieś tam widoki również.
Mój plan zakładał porzucenie szlaku, zejście niżej nad krawędź doliny i podziwianie jej z punktów widokowych. Były na to średnie szanse. Z mapy wynikało niewiele, a z rekonesansu jaki mieliśmy 2 dni wcześniej wynikało, że może być ciekawie... w sensie trudno. Cieszyliśmy się więc z pierwszej dość marnej vyhliadki jaką znaleźliśmy.
Tobi również podziwiał.
Zgodnie z przewidywaniami następne jakoś się nie pojawiały. Stwierdziłem, że trzeba zejść dużo niżej, gdzieś tam muszą przecież być.
Tą najfajniejszą prawie minęliśmy, ale coś tam wypatrzyłem miedzy drzewami, puściłem się na zwiady i jak się okazało, że bingo, to zawołałem Ukochaną.
Mocny punkt widokowy. Długo tam siedzieliśmy.
Poráčska dolina w całej okazałości.
A potem szliśmy górą wzdłuż długiego urwiska skalnego i punktów widokowych było dużo.
Miejscami przebijaliśmy się przez las.
A potem znowu nagroda.
Ostatnia vyhliadka na wylot doliny.
Byliśmy w pełni usatysfakcjonowali. Kolejnym etapem było zejście do doliny. Na mapie była zaznaczona droga, która o dziwo wystąpiła również w terenie.
Wracamy dnem doliny w kierunku Poráča.
Moglibyśmy tak dojść do auta, ale powtórzylibyśmy spory fragment trasy z pierwszego dnia. Odbijamy więc bezszlakowo na południe, przebijamy się podejściem przez las i wychodzimy na wielkie łąki.
Zaatakowały nas kanie w dużych ilościach. Przywieźliśmy je do Polski jako łup
Trochę nam zeszło. Piękny zachód, ale do celu jeszcze daleko.
Plan był taki, żeby wrócić zielonym szlakiem, ale z powodu zmierzchu wymyśliłem skrót bezszlakowy - okazał się dobry. Czołówek nie użyliśmy.
Dzień wykorzystany na maxa - to lubię
C.D.N.
Ostatnio zmieniony 2018-10-18, 20:46 przez sprocket73, łącznie zmieniany 1 raz.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
- sprocket73
- Posty: 5933
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Ostatni dzień zagospodarowaliśmy na zwiedzanie najbliższej okolicy.
Nasz pensjonat mieści się w budynkach Spiskiej Kapituły. Jest to siedziba biskupów Spiszu, kiedyś samodzielne miasteczko warowne, obecnie dzielnica Spiskiego Podgrodzia. Ogólnie jeden wielki zabytek. Znajduje się tam katedra św. Marcina z XIII wieku, zachowały się całkowicie mury miejskie. Bardzo ładnie.
Tak wygląda zaplecze naszego pensjonatu.
Samo Spiskie Podgrodzie również jest ciekawe, choć widać, że potencjał tego miejsca nie jest do końca wykorzystany. Miasteczko zeszpecono komunistycznymi bloczkami z wielkiej płyty. Widok na centrum z ogromnym rynkiem.
Główną atrakcją jest Zamek Spiski. Podchodzimy do niego polami. Wydaje się bardzo blisko, ale to lekkie złudzenie - jest po prostu wielki.
Jest zaliczany do największych tego typu w środkowej Europie.
Cały kompleks zamkowy zajmuje powierzchnię ok. 4 ha.
Wielopoziomowy, ślicznie wkomponowany w skały.
Wchodzimy - można z psem
Choć wiele miejsc jest wyłączonych z powodu remontu to łażenia jest sporo.
Są ekspozycje muzealne.
Mnie jak zwykle interesowały najbardziej zbroje. Wydają się śmiesznie małe. Podobnie łóżka. Kiedyś ludzie byli niscy.
Dobrze wyposażona sala tortur.
Naprzeciwko kaplica.
Wyjście na wieżę - wąziutkie.
Widok na Spiskie Podgrodzie.
Widok na zamek.
Obchodzimy jeszcze dookoła dolny zamek wewnątrz murów.
A potem udajemy się na spacer na pobliskie wzgórza.
Ostatnie spokojne widoki na koniec.
Zakupy. Przebój ostatniego zlotu - tatrzańska herbatka. Pełny wybór, od 22% do 72%. Na zlocie degustowaliśmy 32%, teraz zdecydowaliśmy się na mocniejszą 42%. Będąc w domu zorientowałem się, że nie tylko procentami się różnią - każda ma inny smak. Podstawowa wersja to 52% - na butelce widnieje napis, że to smak oryginalny tatratea. Następnym razem kupimy taką
4-dniowy jesienny wyjazd dobiegł końca. Pogoda jak marzenie, fajnie na taka trafić. Okolica ciekawa. Do tej pory nie odkryłem jeszcze tych terenów. Słowacja jest ogromna jeżeli chodzi o tereny górskie.
KONIEC
Nasz pensjonat mieści się w budynkach Spiskiej Kapituły. Jest to siedziba biskupów Spiszu, kiedyś samodzielne miasteczko warowne, obecnie dzielnica Spiskiego Podgrodzia. Ogólnie jeden wielki zabytek. Znajduje się tam katedra św. Marcina z XIII wieku, zachowały się całkowicie mury miejskie. Bardzo ładnie.
Tak wygląda zaplecze naszego pensjonatu.
Samo Spiskie Podgrodzie również jest ciekawe, choć widać, że potencjał tego miejsca nie jest do końca wykorzystany. Miasteczko zeszpecono komunistycznymi bloczkami z wielkiej płyty. Widok na centrum z ogromnym rynkiem.
Główną atrakcją jest Zamek Spiski. Podchodzimy do niego polami. Wydaje się bardzo blisko, ale to lekkie złudzenie - jest po prostu wielki.
Jest zaliczany do największych tego typu w środkowej Europie.
Cały kompleks zamkowy zajmuje powierzchnię ok. 4 ha.
Wielopoziomowy, ślicznie wkomponowany w skały.
Wchodzimy - można z psem
Choć wiele miejsc jest wyłączonych z powodu remontu to łażenia jest sporo.
Są ekspozycje muzealne.
Mnie jak zwykle interesowały najbardziej zbroje. Wydają się śmiesznie małe. Podobnie łóżka. Kiedyś ludzie byli niscy.
Dobrze wyposażona sala tortur.
Naprzeciwko kaplica.
Wyjście na wieżę - wąziutkie.
Widok na Spiskie Podgrodzie.
Widok na zamek.
Obchodzimy jeszcze dookoła dolny zamek wewnątrz murów.
A potem udajemy się na spacer na pobliskie wzgórza.
Ostatnie spokojne widoki na koniec.
Zakupy. Przebój ostatniego zlotu - tatrzańska herbatka. Pełny wybór, od 22% do 72%. Na zlocie degustowaliśmy 32%, teraz zdecydowaliśmy się na mocniejszą 42%. Będąc w domu zorientowałem się, że nie tylko procentami się różnią - każda ma inny smak. Podstawowa wersja to 52% - na butelce widnieje napis, że to smak oryginalny tatratea. Następnym razem kupimy taką
4-dniowy jesienny wyjazd dobiegł końca. Pogoda jak marzenie, fajnie na taka trafić. Okolica ciekawa. Do tej pory nie odkryłem jeszcze tych terenów. Słowacja jest ogromna jeżeli chodzi o tereny górskie.
KONIEC
Ostatnio zmieniony 2018-10-19, 09:37 przez sprocket73, łącznie zmieniany 1 raz.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
Panie kochany, cały dzień na zamku? Chyba zamek zajął 2h, zaś reszta w monopolowym.
Trzeci dzień najlepszy, co nie oznacza, że dobry. Musisz unieść się na wyżyny swych możliwości jak Zły na zlocie.
Trzeci dzień najlepszy, co nie oznacza, że dobry. Musisz unieść się na wyżyny swych możliwości jak Zły na zlocie.
Bo kto ma, temu będzie dodane, i nadmiar mieć będzie; kto zaś nie ma, temu zabiorą również to, co ma. /Mt 13,12/
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Enjoy your life-never look back. Jest dobrze, a będzie jeszcze lepiej.
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 45 gości