Trochę słoweńskich klimatów
- sprocket73
- Posty: 5933
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Trochę słoweńskich klimatów
Nie, nie zrezygnowaliśmy całkowicie ze Słowenii w tym roku. Plan był taki, żeby zahaczyć o nią na powrocie. W Chorwacji było cudnie i korciło nas, żeby zostać na cały urlop, ale stwierdziliśmy, że trzeba poznawać nowe kraje i nowe miejsca.
Przemieściliśmy się nad słoweńskie morze. Nocleg znaleźliśmy w miejscowości Portorož tuż obok bardziej znanego miasteczka Piran, które było pierwszym słoweńskim celem.
Prawdę mówiąc trochę zaskoczył nas wygląd Portorož.
Chodzi mi o przeskok cywilizacyjny. Stopień porządności. W Słowenii jest szczebel wyżej niż w Chorwacji. To jest coś co odczuwa się zaraz na początku jak się gdzieś pojedzie i to jest coś bardzo względnego, do czego szybko się człowiek przyzwyczaja. Z Adriatyckich krajów najniżej jest Albania, gdzie jest syf, wszędzie śmieci, smród, rudery obok nowych brzydkich budynków, a w knajpach stoliki jakie u nas wywala się na śmietnik. W Czarnogórze jest tak "normalnie". Trochę śmieci się znajdzie, bo jak ktoś wyrzuci, to nie od razu zostaną posprzątane. Jedne miejsca są bardziej porządne, inne mniej. W Chorwacji jest jeszcze większy porządek. Nigdzie nie znajdziesz psiej kupy, nad morzem nie ma żadnego śmiecia. W Słowenii wszystkie parkingi są zautomatyzowane, wszędzie są ścieżki rowerowe, a na tych ścieżkach np. progi zwalniające w miejscach gdzie przecinają się z ruchem pieszych, wszędzie dają faktury za nocleg. Po prostu Europa Zachodnia.
Wędrujemy sobie do miasta Piran. Miasto jest wyłączone z ruchu kołowego, podobnie jak Wenecja, turyści zostawiają auta na wielkich parkingach dookoła. Oczywiście jacyś wybrańcy mogą wjechać za zezwoleniem. My idziemy na piechotę wybrzeżem.
Wnętrze kościoła Św. Jerzego.
Warto wyjść na przykościelną wieżę i zobaczyć wszystko z góry.
Schody na wieżę, zupełnie inne niż w Trogirze - kto był ten wie o co chodzi
Widok na rynek i port.
W stronę morza.
Klasyczna mozaika dachów - bardzo lubię.
Piran w całej okazałości.
Widok z Fortu na plażową część wybrzeża. Plaża jest wąska i kamienista (tutaj zasłaniają ją częściowo drzewa). Skorzystaliśmy z kąpieli, bo upał.
Najbardziej wysunięty w morze punkt. Kościół Św.Klemensa, z latarnią morską. Mur ma za zadanie chronić przez dużymi falami.
Piran ma też swoją wieczorną atmosferę i nocne życie. Późnym popołudniem, jak upał odpuszcza, wylegają uliczni grajkowie, zaludniają się knajpy.
Jak dla mnie Piran łapie się na podium wśród adriatyckich miast za Dubrownikiem i Kotorem.
C.D.N.
Przemieściliśmy się nad słoweńskie morze. Nocleg znaleźliśmy w miejscowości Portorož tuż obok bardziej znanego miasteczka Piran, które było pierwszym słoweńskim celem.
Prawdę mówiąc trochę zaskoczył nas wygląd Portorož.
Chodzi mi o przeskok cywilizacyjny. Stopień porządności. W Słowenii jest szczebel wyżej niż w Chorwacji. To jest coś co odczuwa się zaraz na początku jak się gdzieś pojedzie i to jest coś bardzo względnego, do czego szybko się człowiek przyzwyczaja. Z Adriatyckich krajów najniżej jest Albania, gdzie jest syf, wszędzie śmieci, smród, rudery obok nowych brzydkich budynków, a w knajpach stoliki jakie u nas wywala się na śmietnik. W Czarnogórze jest tak "normalnie". Trochę śmieci się znajdzie, bo jak ktoś wyrzuci, to nie od razu zostaną posprzątane. Jedne miejsca są bardziej porządne, inne mniej. W Chorwacji jest jeszcze większy porządek. Nigdzie nie znajdziesz psiej kupy, nad morzem nie ma żadnego śmiecia. W Słowenii wszystkie parkingi są zautomatyzowane, wszędzie są ścieżki rowerowe, a na tych ścieżkach np. progi zwalniające w miejscach gdzie przecinają się z ruchem pieszych, wszędzie dają faktury za nocleg. Po prostu Europa Zachodnia.
Wędrujemy sobie do miasta Piran. Miasto jest wyłączone z ruchu kołowego, podobnie jak Wenecja, turyści zostawiają auta na wielkich parkingach dookoła. Oczywiście jacyś wybrańcy mogą wjechać za zezwoleniem. My idziemy na piechotę wybrzeżem.
Wnętrze kościoła Św. Jerzego.
Warto wyjść na przykościelną wieżę i zobaczyć wszystko z góry.
Schody na wieżę, zupełnie inne niż w Trogirze - kto był ten wie o co chodzi
Widok na rynek i port.
W stronę morza.
Klasyczna mozaika dachów - bardzo lubię.
Piran w całej okazałości.
Widok z Fortu na plażową część wybrzeża. Plaża jest wąska i kamienista (tutaj zasłaniają ją częściowo drzewa). Skorzystaliśmy z kąpieli, bo upał.
Najbardziej wysunięty w morze punkt. Kościół Św.Klemensa, z latarnią morską. Mur ma za zadanie chronić przez dużymi falami.
Piran ma też swoją wieczorną atmosferę i nocne życie. Późnym popołudniem, jak upał odpuszcza, wylegają uliczni grajkowie, zaludniają się knajpy.
Jak dla mnie Piran łapie się na podium wśród adriatyckich miast za Dubrownikiem i Kotorem.
C.D.N.
Ostatnio zmieniony 2018-07-29, 18:26 przez sprocket73, łącznie zmieniany 1 raz.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
- sprocket73
- Posty: 5933
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Chcieliśmy zobaczyć Jaskinię Postojną - reklamującą się jako największa jaskinia krasowa w Europie. Na miejscu parkingi na tysiące samochodów. W kolejce po bilety setki ludzi, przed wejściem tłum. Byłem w lekkim szoku, a to dopiero początek.
Po wejściu do jaskini dworzec. Ludzie podzieleni na grupy, wsiadają do swoich pociągów. Obsługa dobrze nad tym wszystkim panuje.
W środku przestronnie i to bardzo.
Jaskinia powala wielkością.
Oraz różnorodnością. Jedne sale są białe inne czerwone.
A do tego wszystko największe.
Wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie ciągłe poganianie przez przewodników. "Please, follow the group" wypowiadane bez przerwy uprzejmym, ale stanowczym tonem. Ja rozumiem, że tak trzeba, żeby się nie zrobił korek. Każdy chce zobaczyć.
Symbol jaskini - stalagmit Brylant i Filarowa kolumna
Na koniec znowu do wagoników i powrót. Całe zwiedzanie trwa ok półtorej godziny.
Widziałem jaskinie krasowe w Polsce - Niedźwiedzią i Raj. Widziałem dużo bardziej okazałe jaskinie na Słowacji. Ale prawda jest taka, że Postojna robi dużo większe wrażenie. Gdyby tylko nie ten pośpiech przy zwiedzaniu.
W czasie pobytu w jaskini Tobi spał zamknięty w samochodzie. Na zacienionym parkingu, przy uchylonych oknach. Zdecydowaliśmy, że to lepsze niż korzystanie z boksów dla psów przy jaskini. W tych boksach psy wyły, szczekały, niektóre wyglądały jakby miały zaraz umrzeć ze smutku.
Tego dnia zwiedzamy jeszcze Predjamski Grad, który znajduje się w pobliżu. Jest to zamek w skale. Jego atrakcja polega na tym, że to co widać na zewnątrz to nie jest wszystko. Zaczęło się od zaadoptowania jaskini na fortecę obronną. Na zewnątrz jest najmłodsza część reprezentacyjna.
Również warto zobaczyć. Dla odmiany to miejsce można zwiedzać bez pośpiechu
C.D.N.
Po wejściu do jaskini dworzec. Ludzie podzieleni na grupy, wsiadają do swoich pociągów. Obsługa dobrze nad tym wszystkim panuje.
W środku przestronnie i to bardzo.
Jaskinia powala wielkością.
Oraz różnorodnością. Jedne sale są białe inne czerwone.
A do tego wszystko największe.
Wszystko byłoby wspaniale, gdyby nie ciągłe poganianie przez przewodników. "Please, follow the group" wypowiadane bez przerwy uprzejmym, ale stanowczym tonem. Ja rozumiem, że tak trzeba, żeby się nie zrobił korek. Każdy chce zobaczyć.
Symbol jaskini - stalagmit Brylant i Filarowa kolumna
Na koniec znowu do wagoników i powrót. Całe zwiedzanie trwa ok półtorej godziny.
Widziałem jaskinie krasowe w Polsce - Niedźwiedzią i Raj. Widziałem dużo bardziej okazałe jaskinie na Słowacji. Ale prawda jest taka, że Postojna robi dużo większe wrażenie. Gdyby tylko nie ten pośpiech przy zwiedzaniu.
W czasie pobytu w jaskini Tobi spał zamknięty w samochodzie. Na zacienionym parkingu, przy uchylonych oknach. Zdecydowaliśmy, że to lepsze niż korzystanie z boksów dla psów przy jaskini. W tych boksach psy wyły, szczekały, niektóre wyglądały jakby miały zaraz umrzeć ze smutku.
Tego dnia zwiedzamy jeszcze Predjamski Grad, który znajduje się w pobliżu. Jest to zamek w skale. Jego atrakcja polega na tym, że to co widać na zewnątrz to nie jest wszystko. Zaczęło się od zaadoptowania jaskini na fortecę obronną. Na zewnątrz jest najmłodsza część reprezentacyjna.
Również warto zobaczyć. Dla odmiany to miejsce można zwiedzać bez pośpiechu
C.D.N.
Ostatnio zmieniony 2018-07-29, 18:27 przez sprocket73, łącznie zmieniany 1 raz.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
- sprocket73
- Posty: 5933
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Oczywiście głównym celem w Słowenii były góry. Słyszałem, że Alpy Julijskie są cudne, ale oglądając mapy stwierdziłem, że trudno znaleźć tam szlaki na wyższe szczyty, które nie są ferratami. Wypatrzyłem szczyt Krn (2244), leżący na skraju, który wydawał się prosty.
Da się podjechać autem na 950 metrów na płaskowyż Kuhinia. Jest tam zaznaczone schronisko i parking. Jednak droga na ten płaskowyż to jakieś szaleństwo. Pnie się niesamowicie stromymi serpentynami, jest bardzo wąska, a na zakrętach nic nie widać. W zasadzie nie są przewidziane na niej żadne mijanki. Spotkaliśmy jedno auto zjeżdżające z góry i był duży problem, musiałem się cofać ze 100 metrów. Niestety nie mam żadnego zdjęcia z tej drogi.
Na górze faktycznie jest płaskowyż, schronisko i parking. A z niego taki widok, na to co nas czeka. Krn jest po lewej w cieniu, łagodny. Na prawo od niego skalista i wydająca się wyższa, a w rzeczywistości o 80 metrów niższa, Batognica (2164).
Ruszamy w górę, przez krowie pastwiska, serpentyniastym mało ciekawym szlakiem.
Widok na Płaskowyż Kuhinia i malutką miejscowość Krn. Widać również parking ze sporą ilością samochodów.
Kožljak 1578 m.
Fajnie wygląda z góry dolina rzeki Soczy. Jest ona położona na wysokości zaledwie 200 metrów, więc przewyższenia nad nią z Krna to ponad 2000 metrów. Dzięki temu góry wydają się wyższe niż w rzeczywistości.
Miejscowości w dole - bajkowe.
Jeszcze bardziej bajkowe są góry, które zaczynają nam się pokazywać.
Ta jest w innym kolorze. Jakby jakaś nietutejsza.
Jednak prawdziwy zachwyt nastąpił jak wyszliśmy na Krn. Wspaniały widok, choć przejrzystość pozostawia wiele do życzenia.
Tobi też podziwiał.
Poszliśmy więc na Batognicę. Linią frontu z I wojny światowej. Były tunele, umocnienia, pozostałości zasieków z drutu kolczastego, wiele tablic coś upamiętniających.
Pogoda niestety się popsuła. Widok wstecz na Krn.
Czasem słońce się przedzierało i oświetlało w ciekawy sposób.
Vrh nad Peski 2176, widok z Batognicy, potem zeszliśmy na przełęcz 2068, skąd Vrh nad Peski był na wyciągniecie ręki, ale bałem się nawet proponować.
Zeszliśmy do wysokopołożonej doliny, gdzie leżał jeszcze śnieg. Ukochanej od razu humor się poprawił, bo przestrzeń została ograniczona. Natomiast ja zacząłem się niepokoić. Miałem świadomość, że schodzimy na tą drugą stronę góry niż zostało auto. Końca doliny nie widziałem. Za mapę miałem ściągnięty jpg z internetu i ja takim rzeczom nie do końca ufam.
Dolina była długa, zakrzywiona, zakończona jeziorem polodowcowym. Oddaliliśmy się sporo od samochodu.
Na szczęście moje obawy były zupełnie bezzasadne. Po lekkim podejściu na przełęcz zobaczyliśmy Płaskowyż Kuhinia.
Na koniec wymyśliliśmy, żeby kupić ser w słoweńskiej bacówce. Cały krąg waży ok. 4 kg. Wzięliśmy ćwiartkę. Wydawało się dużo, ale żałowaliśmy potem, że nie kupiliśmy więcej. Za każdym kolejnym razem, kiedy ten ser jedliśmy, tym bardziej smakował. A pleśń jaką się pokrywał była najlepsza.
Tak oto liznęliśmy nieco Alp Julijskich. Piękne duże góry. Podobne do Tatr.
C.D.N.
Da się podjechać autem na 950 metrów na płaskowyż Kuhinia. Jest tam zaznaczone schronisko i parking. Jednak droga na ten płaskowyż to jakieś szaleństwo. Pnie się niesamowicie stromymi serpentynami, jest bardzo wąska, a na zakrętach nic nie widać. W zasadzie nie są przewidziane na niej żadne mijanki. Spotkaliśmy jedno auto zjeżdżające z góry i był duży problem, musiałem się cofać ze 100 metrów. Niestety nie mam żadnego zdjęcia z tej drogi.
Na górze faktycznie jest płaskowyż, schronisko i parking. A z niego taki widok, na to co nas czeka. Krn jest po lewej w cieniu, łagodny. Na prawo od niego skalista i wydająca się wyższa, a w rzeczywistości o 80 metrów niższa, Batognica (2164).
Ruszamy w górę, przez krowie pastwiska, serpentyniastym mało ciekawym szlakiem.
Widok na Płaskowyż Kuhinia i malutką miejscowość Krn. Widać również parking ze sporą ilością samochodów.
Kožljak 1578 m.
Fajnie wygląda z góry dolina rzeki Soczy. Jest ona położona na wysokości zaledwie 200 metrów, więc przewyższenia nad nią z Krna to ponad 2000 metrów. Dzięki temu góry wydają się wyższe niż w rzeczywistości.
Miejscowości w dole - bajkowe.
Jeszcze bardziej bajkowe są góry, które zaczynają nam się pokazywać.
Ta jest w innym kolorze. Jakby jakaś nietutejsza.
Jednak prawdziwy zachwyt nastąpił jak wyszliśmy na Krn. Wspaniały widok, choć przejrzystość pozostawia wiele do życzenia.
Tobi też podziwiał.
Poszliśmy więc na Batognicę. Linią frontu z I wojny światowej. Były tunele, umocnienia, pozostałości zasieków z drutu kolczastego, wiele tablic coś upamiętniających.
Pogoda niestety się popsuła. Widok wstecz na Krn.
Czasem słońce się przedzierało i oświetlało w ciekawy sposób.
Vrh nad Peski 2176, widok z Batognicy, potem zeszliśmy na przełęcz 2068, skąd Vrh nad Peski był na wyciągniecie ręki, ale bałem się nawet proponować.
Zeszliśmy do wysokopołożonej doliny, gdzie leżał jeszcze śnieg. Ukochanej od razu humor się poprawił, bo przestrzeń została ograniczona. Natomiast ja zacząłem się niepokoić. Miałem świadomość, że schodzimy na tą drugą stronę góry niż zostało auto. Końca doliny nie widziałem. Za mapę miałem ściągnięty jpg z internetu i ja takim rzeczom nie do końca ufam.
Dolina była długa, zakrzywiona, zakończona jeziorem polodowcowym. Oddaliliśmy się sporo od samochodu.
Na szczęście moje obawy były zupełnie bezzasadne. Po lekkim podejściu na przełęcz zobaczyliśmy Płaskowyż Kuhinia.
Na koniec wymyśliliśmy, żeby kupić ser w słoweńskiej bacówce. Cały krąg waży ok. 4 kg. Wzięliśmy ćwiartkę. Wydawało się dużo, ale żałowaliśmy potem, że nie kupiliśmy więcej. Za każdym kolejnym razem, kiedy ten ser jedliśmy, tym bardziej smakował. A pleśń jaką się pokrywał była najlepsza.
Tak oto liznęliśmy nieco Alp Julijskich. Piękne duże góry. Podobne do Tatr.
C.D.N.
Ostatnio zmieniony 2018-07-29, 18:30 przez sprocket73, łącznie zmieniany 1 raz.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
- sprocket73
- Posty: 5933
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Przenieśliśmy się na północ Słowenii do miejscowości Jesenice. Od północy mieliśmy zachodnią część Karawanków, od południa w odwodzie Alpy Julijskie. Karawanki są niższe i łagodniejsze niż Alpy Julijskie.
Pierwszego dnia straciliśmy trochę czasu na podróż, potem na szukanie noclegu. W końcu jak już mieliśmy pokój, to ucięliśmy sobie krótką drzemkę. Zostało nam parę godzin i co tu robić? Wyszliśmy przed Hotel i zobaczyliśmy stromą ścianę lasu i takie drobne skałki - Jelen kamien 1096.
Od naszej strony nie było zaznaczonego na niego żadnego szlaku ani drogi. Różnica poziomów to równo 500 metrów, czyli całkiem sporo, jak na bezszlakowe wejście niedostępnym zboczem. Spróbowaliśmy. Ukochana wypatrzyła ścieżkę, która moim zdaniem powinna się skończyć po paru metrach, a ona uparcie wznosiła się w górę, dołączała do większych ścieżek, a potem lokalnego szlaku spacerowego.
Wyszliśmy dokładnie na te skałki, które było widać z dołu. Lubię takie akcje
W nagrodę całkiem ciekawy widok na Dolinę Savy, na zachód w stronę Włoch.
Na wschód, rozszerza się w głąb kraju.
Mała wycieczka, a jaka fajna!
Wieczorem emocje sportowe, nasz drugi mecz na mundialu, gdzie wierzyłem mocno w zwycięstwo nad Kolumbią. Wydawało mi się, że możemy to osiągnąć... przez pierwsze 2 minuty. Potem był tylko smutek...
Następnego dnia również smutek, bo pogody nie ma. Wszystko zamglone, pada. Prognozy są optymistyczne, więc planuję większą wycieczkę. Podjeżdżamy do miejscowości Dovje i ruszamy na Dovšką Babę 1891. Najgorzej było wejść w mokry las. Niestety tak wyglądał początek szlaku.
Potem powoli zaczęło się poprawiać. Przebłyski słońca na zmianę z drobnym deszczem, widać było optymistyczną tendencję. Natomiast same góry, powyżej granicy lasu - ładne, zielone, trawiaste.
A z drugiej strony, kamieniste, przepaściste, osypujące się. To już jest wierzchołek Dovškiej Baby.
Grzbietem idzie granica. Na stronę austriacką wygląda to tak. Co oni te góry podkopują?
Pogoda zmienia się szybko. Leżymy sobie na szczycie w słoneczku, nagle robi się ciemno. Patrzę, a od strony Austrii idzie czarna chmura.
W szerszym kadrze wygląda to groźnie.
Tylko trochę popadało, znowu wyszło słońce.
Ciekawy kwiatek - zerwa kulista. U nas w Tatrach też takie rosną.
Idziemy grzbietem w kierunku zachodnim, schodzimy na przełęcz Mlinca na wysokość ok 1550 m. Pasą się tu krówki, z których powstaje pyszny serek. Mniam. Lubimy krówki. Natomiast nie wiedzieć czemu krówki nie lubią Tobiego.
Dochodzimy do miejsca rozwidlenia szlaków. Tutaj wypadałoby zejść. Siedzimy i podziwiamy widoki. Widok na Dovšką Babę od tyłu.
A to w drugą stronę. Tam sa już wyższe górki, ponad 2000m. Mój plan maksimum zakładał, żeby wyjść na pierwszą z nich.
Dość szybko sam zaczynam żałować, bo na dłużej psuje się pogoda. Chmury się obniżają, od dołu mgły wychodzą. Szlak jest ciężki, osypująca się stroma ścieżka. 500 metrów podejścia w pionie.
Na górze nagroda.
Dupiata pogoda tylko po naszej stronie. Po austriackiej słońce. Widok w stronę Kepy 2236 - to taki główniejszy szczyt tego rejonu.
Siedzimy na Gubnie pół godziny chłonąc widoki. Wszystko zmienia się bardzo szybko, przechodza kolejne chmury, gęste mgły wylewają się z dolin po słoweńskiej stronie, ale znikają w linii grzbietu jakby działy się jakieś czary.
Co jakiś czas na chwilę pojawia się tęcza.
Na moment odsłaniają się Julijskie. Co jest o tyle dziwne, że przed minutą wszystko po tamtej stronie było mlekiem.
Przechodza ciemne czarne chmury, pod nimi niebieskie niebo. W tak zmiennych warunkach jeszcze nie byłem.
W końcu wyziębieni wiatrem schodzimy w mleko i rozpoczynamy zejście. Czasu mamy naprawde niewiele, bo jest po 18:00.
Zejście idzie nam sprawnie, pogoda wciąż zmienna.
Z pięknym zachodem wśród chmur.
Cudowny dzień. Jeden z tych, które się pamięta do końca życia.
C.D.N.
Pierwszego dnia straciliśmy trochę czasu na podróż, potem na szukanie noclegu. W końcu jak już mieliśmy pokój, to ucięliśmy sobie krótką drzemkę. Zostało nam parę godzin i co tu robić? Wyszliśmy przed Hotel i zobaczyliśmy stromą ścianę lasu i takie drobne skałki - Jelen kamien 1096.
Od naszej strony nie było zaznaczonego na niego żadnego szlaku ani drogi. Różnica poziomów to równo 500 metrów, czyli całkiem sporo, jak na bezszlakowe wejście niedostępnym zboczem. Spróbowaliśmy. Ukochana wypatrzyła ścieżkę, która moim zdaniem powinna się skończyć po paru metrach, a ona uparcie wznosiła się w górę, dołączała do większych ścieżek, a potem lokalnego szlaku spacerowego.
Wyszliśmy dokładnie na te skałki, które było widać z dołu. Lubię takie akcje
W nagrodę całkiem ciekawy widok na Dolinę Savy, na zachód w stronę Włoch.
Na wschód, rozszerza się w głąb kraju.
Mała wycieczka, a jaka fajna!
Wieczorem emocje sportowe, nasz drugi mecz na mundialu, gdzie wierzyłem mocno w zwycięstwo nad Kolumbią. Wydawało mi się, że możemy to osiągnąć... przez pierwsze 2 minuty. Potem był tylko smutek...
Następnego dnia również smutek, bo pogody nie ma. Wszystko zamglone, pada. Prognozy są optymistyczne, więc planuję większą wycieczkę. Podjeżdżamy do miejscowości Dovje i ruszamy na Dovšką Babę 1891. Najgorzej było wejść w mokry las. Niestety tak wyglądał początek szlaku.
Potem powoli zaczęło się poprawiać. Przebłyski słońca na zmianę z drobnym deszczem, widać było optymistyczną tendencję. Natomiast same góry, powyżej granicy lasu - ładne, zielone, trawiaste.
A z drugiej strony, kamieniste, przepaściste, osypujące się. To już jest wierzchołek Dovškiej Baby.
Grzbietem idzie granica. Na stronę austriacką wygląda to tak. Co oni te góry podkopują?
Pogoda zmienia się szybko. Leżymy sobie na szczycie w słoneczku, nagle robi się ciemno. Patrzę, a od strony Austrii idzie czarna chmura.
W szerszym kadrze wygląda to groźnie.
Tylko trochę popadało, znowu wyszło słońce.
Ciekawy kwiatek - zerwa kulista. U nas w Tatrach też takie rosną.
Idziemy grzbietem w kierunku zachodnim, schodzimy na przełęcz Mlinca na wysokość ok 1550 m. Pasą się tu krówki, z których powstaje pyszny serek. Mniam. Lubimy krówki. Natomiast nie wiedzieć czemu krówki nie lubią Tobiego.
Dochodzimy do miejsca rozwidlenia szlaków. Tutaj wypadałoby zejść. Siedzimy i podziwiamy widoki. Widok na Dovšką Babę od tyłu.
A to w drugą stronę. Tam sa już wyższe górki, ponad 2000m. Mój plan maksimum zakładał, żeby wyjść na pierwszą z nich.
Dość szybko sam zaczynam żałować, bo na dłużej psuje się pogoda. Chmury się obniżają, od dołu mgły wychodzą. Szlak jest ciężki, osypująca się stroma ścieżka. 500 metrów podejścia w pionie.
Na górze nagroda.
Dupiata pogoda tylko po naszej stronie. Po austriackiej słońce. Widok w stronę Kepy 2236 - to taki główniejszy szczyt tego rejonu.
Siedzimy na Gubnie pół godziny chłonąc widoki. Wszystko zmienia się bardzo szybko, przechodza kolejne chmury, gęste mgły wylewają się z dolin po słoweńskiej stronie, ale znikają w linii grzbietu jakby działy się jakieś czary.
Co jakiś czas na chwilę pojawia się tęcza.
Na moment odsłaniają się Julijskie. Co jest o tyle dziwne, że przed minutą wszystko po tamtej stronie było mlekiem.
Przechodza ciemne czarne chmury, pod nimi niebieskie niebo. W tak zmiennych warunkach jeszcze nie byłem.
W końcu wyziębieni wiatrem schodzimy w mleko i rozpoczynamy zejście. Czasu mamy naprawde niewiele, bo jest po 18:00.
Zejście idzie nam sprawnie, pogoda wciąż zmienna.
Z pięknym zachodem wśród chmur.
Cudowny dzień. Jeden z tych, które się pamięta do końca życia.
C.D.N.
Ostatnio zmieniony 2018-07-29, 18:35 przez sprocket73, łącznie zmieniany 1 raz.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
- sprocket73
- Posty: 5933
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
W górach również można pozwolić sobie na dzień wypoczynkowy
Pojechaliśmy nad jezioro Bled i spędziliśmy tam cały dzień. Akurat trafiła się pogoda.
A co można robić nad jeziorem Bled?
Można kąpać się, plażować i opalać.
Można obejść sobie jezioro dookoła, częściowo po specjalnych drewnianych pomostach.
Przede wszystkim należy podziwiać widoki, bo te są rewelacyjne moim zdaniem.
Kolor wody.
Takimi gondolami wożą turystów na wyspę, gdzie można zadzwonić dzwonem spełniającym życzenia.
Przystań na wyspie i schody do kościoła na wzniesieniu.
Cześć hotelowa.
Zamek - Blejski Grad.
Nad jeziorem unosi się atmosfera spokoju i oólnej szczęśliwości. Ludzie sprawiają wrażenie wyluzowanych, nie śpieszą się nigdzie. Leżą, chodzą, pływają na deskach, łódkach i gondolach. Silniki motorowe są zakazane.
Warto jeszcze dodać, że w jeziorze jest dużo ryb. Niestety nie mam żadnego zdjęcia ryby. Wrzucam w zastępstwie inne - wybaczcie.
Jezioro Bled faktycznie jest ładne i można bardzo miło spędzić tam czas.
Czy są jakieś minusy? Chyba tylko ceny.
C.D.N.
Pojechaliśmy nad jezioro Bled i spędziliśmy tam cały dzień. Akurat trafiła się pogoda.
A co można robić nad jeziorem Bled?
Można kąpać się, plażować i opalać.
Można obejść sobie jezioro dookoła, częściowo po specjalnych drewnianych pomostach.
Przede wszystkim należy podziwiać widoki, bo te są rewelacyjne moim zdaniem.
Kolor wody.
Takimi gondolami wożą turystów na wyspę, gdzie można zadzwonić dzwonem spełniającym życzenia.
Przystań na wyspie i schody do kościoła na wzniesieniu.
Cześć hotelowa.
Zamek - Blejski Grad.
Nad jeziorem unosi się atmosfera spokoju i oólnej szczęśliwości. Ludzie sprawiają wrażenie wyluzowanych, nie śpieszą się nigdzie. Leżą, chodzą, pływają na deskach, łódkach i gondolach. Silniki motorowe są zakazane.
Warto jeszcze dodać, że w jeziorze jest dużo ryb. Niestety nie mam żadnego zdjęcia ryby. Wrzucam w zastępstwie inne - wybaczcie.
Jezioro Bled faktycznie jest ładne i można bardzo miło spędzić tam czas.
Czy są jakieś minusy? Chyba tylko ceny.
C.D.N.
Ostatnio zmieniony 2018-07-29, 18:37 przez sprocket73, łącznie zmieniany 1 raz.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
- sprocket73
- Posty: 5933
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Tuż za Jasenicami jest Golica 1836.
Podjechaliśmy autem na 900 metrów do górskiego przysiółka Planina pod Golico. Póki co pogoda super, a widoki zachęcające.
Bez pośpiechu podeszliśmy lasami, a wyżej łąkami na górkę Rožca 1587 i weszliśmy na główny grzbiet graniczny.
Widok na nasz cel - Golicę. Miałem delikatne skojarzenia z Babią Górą, tylko że całkowicie trawiastą.
Widok wstecz. Z lewej Klek, który przed chwilą trawersowaliśmy. Pośrodku Dovška Baba, na której byliśmy na poprzedniej wycieczce, z prawej Kepa, gdzie nas nie było. Zaczynam się już trochę orientować w tych górach.
Przed nami Golica. Kawałek się na nią wychodzi. Jak na Babią.
Zbocza Golicy, zabudowania w dole to Planina pod Golico, gdzie zaczynaliśmy wycieczkę.
Pogoda zgodnie z zapowiedziami się zaczyna psuć. Czarna chmura nas nie martwi.
Ale to co pod nią już trochę tak.
Na szczęście na nas popadało niewiele, większość przeszła bokiem. Szczyt Golicy coraz bliżej.
Na górze udało się nawet załapać na trochę słońca
Widok na austriacką stronę.
Zbliżenie na Kepe. Gubno, gdzie mieliśmy te cudowne widoki: mgiełki, tęcza, chmury to trzecia kumulacja od lewej (a czwarta od prawej).
Idzie na nas kolejna czarna chmura i wygląda, że tym razem przejdziemy przez epicentrum. Małe oberwanie chmury z intensywnym gradobiciem, parę piorunów, skokowy spadek temperatury, porywy wiatru.
Nawałnicę przeczekaliśmy pod szczytem. Szybko przeszło. Kiedy wyciągnąłem aparat objawili się turyści w krótkich spodenkach i foliowych pelerynach. Byli to jedyni turyści jakich spotkaliśmy w Karawankach.
A my idziemy dalej grzbietem. Przed nami coraz mniejsze szczyty, widoczna na zdjęciu Krvanka 1785 i schowana za nią Mala Golica 1646. Wszystko trawiaste, oddzielone wysokimi przełączkami. Ukochana mówi, że własnie takie góry są jej ideałem - zielone, trawiaste, z dalekimi widokami.
Znowu zjawisko mgiełek po jednej stronie grzbietu.
A Austrii słońce. Może i do nas przyjdzie.
Mala Golica. Za nią przełęcz Sedlo Sucha 1439, skąd planujemy schodzić.
Na przełęczy wraca słońce. Można się wysuszyć i ogrzać.
Podczas całego zejścia jest już ładnie.
Nie spiesząc się wracamy do Planiny pod Golico.
Wieczorem sprawdziłem prognozy. Cały następny dzień miało padać i zachmurzenie cały czas 100%. Miał to być nasz ostatni dzień pobytu, ale w taką pogodę można chyba tylko siedzieć w pokoju. Postanowiliśmy więc skrócić pobyt o 1 dzień i wracać do Polski. Nasz chorwacko-słoweński urlop dobiegł końca.
Dziękuję za uwagę
KONIEC
Podjechaliśmy autem na 900 metrów do górskiego przysiółka Planina pod Golico. Póki co pogoda super, a widoki zachęcające.
Bez pośpiechu podeszliśmy lasami, a wyżej łąkami na górkę Rožca 1587 i weszliśmy na główny grzbiet graniczny.
Widok na nasz cel - Golicę. Miałem delikatne skojarzenia z Babią Górą, tylko że całkowicie trawiastą.
Widok wstecz. Z lewej Klek, który przed chwilą trawersowaliśmy. Pośrodku Dovška Baba, na której byliśmy na poprzedniej wycieczce, z prawej Kepa, gdzie nas nie było. Zaczynam się już trochę orientować w tych górach.
Przed nami Golica. Kawałek się na nią wychodzi. Jak na Babią.
Zbocza Golicy, zabudowania w dole to Planina pod Golico, gdzie zaczynaliśmy wycieczkę.
Pogoda zgodnie z zapowiedziami się zaczyna psuć. Czarna chmura nas nie martwi.
Ale to co pod nią już trochę tak.
Na szczęście na nas popadało niewiele, większość przeszła bokiem. Szczyt Golicy coraz bliżej.
Na górze udało się nawet załapać na trochę słońca
Widok na austriacką stronę.
Zbliżenie na Kepe. Gubno, gdzie mieliśmy te cudowne widoki: mgiełki, tęcza, chmury to trzecia kumulacja od lewej (a czwarta od prawej).
Idzie na nas kolejna czarna chmura i wygląda, że tym razem przejdziemy przez epicentrum. Małe oberwanie chmury z intensywnym gradobiciem, parę piorunów, skokowy spadek temperatury, porywy wiatru.
Nawałnicę przeczekaliśmy pod szczytem. Szybko przeszło. Kiedy wyciągnąłem aparat objawili się turyści w krótkich spodenkach i foliowych pelerynach. Byli to jedyni turyści jakich spotkaliśmy w Karawankach.
A my idziemy dalej grzbietem. Przed nami coraz mniejsze szczyty, widoczna na zdjęciu Krvanka 1785 i schowana za nią Mala Golica 1646. Wszystko trawiaste, oddzielone wysokimi przełączkami. Ukochana mówi, że własnie takie góry są jej ideałem - zielone, trawiaste, z dalekimi widokami.
Znowu zjawisko mgiełek po jednej stronie grzbietu.
A Austrii słońce. Może i do nas przyjdzie.
Mala Golica. Za nią przełęcz Sedlo Sucha 1439, skąd planujemy schodzić.
Na przełęczy wraca słońce. Można się wysuszyć i ogrzać.
Podczas całego zejścia jest już ładnie.
Nie spiesząc się wracamy do Planiny pod Golico.
Wieczorem sprawdziłem prognozy. Cały następny dzień miało padać i zachmurzenie cały czas 100%. Miał to być nasz ostatni dzień pobytu, ale w taką pogodę można chyba tylko siedzieć w pokoju. Postanowiliśmy więc skrócić pobyt o 1 dzień i wracać do Polski. Nasz chorwacko-słoweński urlop dobiegł końca.
Dziękuję za uwagę
KONIEC
Ostatnio zmieniony 2018-07-29, 18:41 przez sprocket73, łącznie zmieniany 1 raz.
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
- sprocket73
- Posty: 5933
- Rejestracja: 2013-07-14, 08:56
- Kontakt:
Piotrek pisze:czy w Słowenii jest drożej czy taniej
niestety drożej
SPROCKET
viewtopic.php?f=17&t=1876
viewtopic.php?f=17&t=1876
Kto jest online
Użytkownicy przeglądający to forum: Obecnie na forum nie ma żadnego zarejestrowanego użytkownika i 45 gości