Alpejskie opowieści
: 2013-09-10, 15:25
To jest Basia. Basia chce coś powiedzieć. Na przykład - ferrata Piazzetta jest beeee, albo - niech jeszcze raz ktoś wypowie Piz Boe lub Sella to się porzygam, albo - znowu te Dolomity, och....
Chyba jest w tym wszystkiego po trochu. Mnie się Piazzetta podobała, co widać na poniższym zdjęciu.
Miałam trochę zabawy bo przed wejściem na ferratę zgromadziła się grupka chętnych i fachowym okiem oceniała pierwsze 10 m, które podobno mają oddzielić ziarno od plewów. Wszystko młode, na milupie wypasione brytany i jak zobaczyli taką ciocię jak ja to wyczytyłam w ich oczach pytanie - czy pani się nie pomyliła?
Tego dnia pobiłam rekord. Byłam zdecydowanie najstarszą kobietą na tej ferracie
No więc wracając do pierwszego zdjęcia. Byłyśmy znowu w Dolomitach i do tego znowu w tym samym miejscu co w zeszłym roku - Pozza di Fassa. Wszystko kręciło się wokół Selli i Marmolaty. Nie wiem ile razy przejeżdżałam przez Canazei, gdzie podziwiałam kunszt kierowania ruchem przez miejscowe policjantki. Niezłe tancerki. Nie wiem ile razy byłam Sella Joch, Passo Pordoi, Passo Fedaia. Nie wiem. Ale wiem że na razie mam dosyć.
Kiedyś wylądowałyśmy na Trincee, to takie pasmo wulkanicznego pochodzenia, które jakby w ogóle nie pasowało do reszty otoczenia. Kontrast robi wrażenie.
Via eterna. Oczywiście nie ta ścieżka a toto skaliste w lewej górnej części zdjęcia. Punta Serauta na którą prowadzi ferrata o tej pięknej nazwie.
Dolomity to w ogóle świat kontrastów. Także takich jak tutaj, na szczycie Sass Rigais
Na ferracie Poesnecker, gdzie trzeba się trochę powspinać "solo"
spotkałyśmy Michalinę i jej mamę Ilonę. Nie wiem skąd to dziecko miało taką energię no i w końcu też...umiejętności. Michalina była tego dnia zdecydowanie najmłodszą ferracistką
Dzięki dziewczyny za wspólną drogę!
A później to już byliśmy w trójkę i wybraliśmy się na Delago Kante na Vajoletach.
Normalnie to ta wieża jest prosta ale mój aparat jakoś tego nie obejmuje:)
Ciocia. Już teraz wiem dlaczego Ergaj zawsze mówi do mnie: co tam powiecie, matko chrzestno:)
Na szczycie jednej z wież Vajolet
Niektórzy to się mają fajnie
I tak łazimy po i wokół Selli, raz w wielkim tłumie
raz w mniejszym
Ale tak naprawdę to moje serce już w zeszłym roku pozostało zupełnie gdzie indziej, tam na horyzoncie, w lewej, górnej części zdjęcia.
cdn.
Kiedy w zeszłym roku wchodziłam na Ortlera a kilka dni później na Palla Bianca spostrzegłam coś, co mnie w tych górach zachwyciło. Być może słowo zachwyt nie jest odpowiednie. Raczej fascynacja. To była jakaś trudna do zdefiniowania melancholia jaką te góry emanują. Pokryte lodem wyniosłe kolosy, dzikie i odludne doliny, ciągnące się bez końca zbocza pokryte rudą, skąpą trawą. Niektóre miejsca przypominały opuszczone kamieniołomy. To wszystko sprawiało że czułam się w nich zagubiona jak w jakimś dawno wymarłym mieście. Fascynacja surowością tego krajobrazu głęboko zapadła mi w serce.
No i wtedy, rok temu, obejrzałam się z grani Ortlera za siebie i ją zobaczyłam.
Teraz jesteśmy obie o rok starsze, co dla niej pewnie nie ma aż tak wielkiego znaczenia choć należy powiedzieć że w ostatnich 50 latach zmiany w klimacie nieco ją nadszarpnęły. Po pierwsze - straciła swoją przepiękną czapeczkę, po której wspinał się bodajże Diemberger, po drugie, w lecie stała się niedostępna. Choć nadal silnie oblodzona to jednak latem bywa że wysokie temperatury powodują kamienne lawiny. Najbardziej popularna jest zimą, chyba nawet najbezpieczniejsza...
My niestety nie potrafimy jeździć na skiturach więc wyczekujemy odpowiedni moment aby na nią wejść.
Wreszcie przychodzi ta chwila.
Opuszczamy przytulne gniazdko w Pozza i kierujemy się najpierw na południe a potem w kierunku Passo Gavia. Jeśli ktoś jest amatorem silnych emocji a niekoniecznie chce ich zaznać w górach, to niech się wybierze przez tę przełęcz samochodem, najlepiej takim trochę większym, kombi albo busik. No i najlepiej jak trafi na troszkę ( nie musi być dużo) ,kilka samochodów z przeciwka ))
W drodze do Pizzini Huette zwracają moją uwagę słupy elektryczne. To pierwsze w mojej "karierze" które nie mieszają mi w krajobrazie. one normalnie do niego pasują.
W schronisku wita nas capo di tutti capi, który ma taki uśmiech że od razu odechciewa mi się gdzieś iść oprócz wyjścia za mąż, oczywiście za capo di tutti capi.
Dowiadujemy się że jesteśmy jedynymi gośćmi w schronisku i że od tygodnia nikt na górę nie wchodził. łaaaa. Aż nie chce mi się wierzyć.
Warunki są wspaniałe. Tydzień temu spadło 30 cm śniegu a więc nie będziemy musieli włazić po czystym lodzie. W nocy trzyma mróz. A capo dla nas specjalnie rozpalił w kominku, zrobił super kolację i jest strasznie ciekawy dlaczego baby włażą na takie wysokie góry.
Na rozmowach schodzi nam do wieczora a góra czeka...
Bardzo wcześnie rano
Jest -5 stopni i wieje silny wiatr.
Ortler i Hintergrat widziany ze szczytu Gran Zebru
Cevadale
Wyjście z kruchego żlebu
Zimno i wietrznie ale inaczej byłoby chyba jeszcze gorzej.
Jest git.
Z takim poświęceniem robi prawdziwy facet kobiecie fotkę ))
Dodam że capo di tutti capi czekał na nas w schronisku z gratulacjami, zresztą całą drogę obserwował przez lornetkę, nie żałował również likieru z górskich ziółek.
Ostatnie spojrzenie
Dziękuję moim towarzyszom, Basi i Markusowi za wspaniały wspólny czas.
A Wam za przebrnięcie przez tą relację
Iwona