03.05.-06.05. Majówkowa tradycja, czyli góry Słowacji
: 2018-05-08, 22:09
W tym roku zwyczajowo zaplanowaliśmy majówkę na Słowacji, jednak nie każdy miał tyle szczęścia co ja (w postaci 9 dni wolnego), więc już parę tygodni wcześniej ustaliliśmy, że pierwszą część majówki przeznaczam na "Tralalalala" w Bieszczadach, a w kolejnej jedziemy pod namioty w Góry Strażowskie.
Z Bieszczadów wróciłam w nocy 1 maja, więc 2 maja przeznaczyłam na ogarnięcie prania brudów, wymiany walut, zakupów żywnościowych i ubezpieczenia w góry. Dobrze, że miałam ten jeden dzień, bo w zasadzie ogarniałam się od południa do wieczora.
CZWARTEK - 3.05.
Plecak ważył tonę, ale rano radośnie ruszyłam do Cieszyna, gdzie miałam spotkać się z resztą ekipy - Pudelkiem, Maxem i Agą. Razem już podreptaliśmy na dworzec PKP po stronie czeskiej.
I to miejsce traktuję jako początek naszej majówkowej przygody...
Najpierw musieliśmy dojechać do Žiliny. Humory dopisywały, wszystko szło zgodnie z planem, pogoda była piękna, więc wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że wyjazd będzie udany
W Žilinie czekała nas kolejna przesiadka, tym razem o ile dobrze pamiętam - do Ilavy. Zanim to jednak nastąpiło, mieliśmy chwilę czekania na dworcu. Towarzyszył nam Karolek, który jest z nami już od pierwszej mojej majówki, ale w międzyczasie stracił uszy i dwie nogi
Po drodze do Ilavy przylepialiśmy się do siedzeń, walczyliśmy z gorącem i podziwialiśmy sielskie wiosenne krajobrazy.
Wychodzi na to, że sama podróż pociągiem wystarczyłaby, żeby nasycić oczy
Z Ilavy dostaliśmy się autobusem do Hornej Poruby. Tutaj znów zrobiliśmy chwilę przerwy w miejscowej knajpie, gdzie raczyłam się Birellem.
...a następnie rzuciliśmy okiem na nasz cel - Vápeč
Musieliśmy rozstać się z uroczą miejscowością.
...i ruszyć w górę. W pierwszy dzień plecak ciążył niesamowicie! Ustaliłam z grupą, że najpierw pozbywamy się mojego płynu i ziemniaków, bo inaczej zostawiam wszystko w krzakach ;D
Szlak zaczyna się bardzo fajnie! Widokiem na górę oraz sielskimi łąkami, z których roztaczają się piękne krajobrazy.
Nic jednak nie trwa wiecznie, więc w końcu musieliśmy wejść w las, w którym było dosyć stromo.
...ale zielono.
Jeszcze ostatni raz mogliśmy popatrzeć na Vápeč z tej perspektywy.
Ostatni rzucik na łąki...
I dłuuugo, długo nic
"To dopiero tutaj?!" - taka była moja reakcja, bo myślałam, że już dawno minęliśmy 700 m, a tymczasem nadal byliśmy niziutko
Po krótkiej odsapce ruszyłyśmy dalej, a chłopaki zostali dłużej na dole, bo i tak było więcej niż pewne, że nas dogonią.
Po drodze mijaliśmy źródełko z "niekapkiem" - żeby tutaj nabrać pół litra wody, trzeba by było chyba siedzieć dobre pół godziny jeśli nie więcej, bo zupełnie nie chciała lecieć, a nawet kapać!
Przy źródełku odbiłyśmy w prawo i po chwili zaczęły wyłaniać się zza drzew jakieś górki.
Okazało się, że dotarłyśmy do punktu widokowego, a niewiele dalej miał się skończyć las.
Już zdecydowanie się przerzedzał - to dobry znak!
Szczyt był coraz bliżej, ale wciąż dzieliło go od nas "parę" kroków pod górę.
Jeszcze przed dotarciem na górę mogliśmy podziwiać piękne, zielone góry!
Pod szczytem, na wysokości 900 m.n.p.m. porzuciliśmy plecaki i ruszyliśmy na lekko w górę.
Najpierw było skromnie...
...a już po chwili znów były piękne widoki.
Na lekko to się śmigało! Szybciutko byliśmy na górze!
Widoki ze szczytu są na każdą stronę świata, więc jest na co patrzeć
Zdjęcie musiało być!
No cóż. Trzeba było podręczyć zdjęciami także innych członków ekipy.
Niestety blisko nas przetaczały się chmury...
Ale na razie jeszcze mogliśmy cieszyć oczy słońcem.
...które cały czas stawiało opór chmurom.
W końcu jednak znikło za chmurami, a my ruszyliśmy w kierunku naszego noclegu.
Chwilami było dosyć stromo. Trzeba było bardzo uważać, bo małe kamyczki powodowały, że nogi się ślizgały. W dodatku zaczęło grzmieć, co tylko potęgowało chęć dotarcia na miejsce noclegu. Po dotarciu do táboriska pod Vapečom, znajdującego się na Srvátkovej lúce, rozłożyliśmy nie bez problemu namiot (a mówiłam, żeby też obejrzał instrukcję na youtube! ;p)... Na szczęście burza minęła nas bokiem, a my ze spokojem usiedliśmy do wieczornego ogniska w tę bardzo ciepłą noc.
Noc była okrutnie ciepła! Do tej pory na majówkach spałam w pełnym opakowaniu, z czapką na głowie i ogrzewaczami chemicznymi w stópkach, a tym razem musiałam rozsuwać śpiwór, a o skarpetach nie było mowy ... Poszliśmy spać zachwyceni pierwszym dniem naszego wędrowania i ciekawi, co przyniesie nam piątek!
Galeria dnia pierwszego
Z Bieszczadów wróciłam w nocy 1 maja, więc 2 maja przeznaczyłam na ogarnięcie prania brudów, wymiany walut, zakupów żywnościowych i ubezpieczenia w góry. Dobrze, że miałam ten jeden dzień, bo w zasadzie ogarniałam się od południa do wieczora.
CZWARTEK - 3.05.
Plecak ważył tonę, ale rano radośnie ruszyłam do Cieszyna, gdzie miałam spotkać się z resztą ekipy - Pudelkiem, Maxem i Agą. Razem już podreptaliśmy na dworzec PKP po stronie czeskiej.
I to miejsce traktuję jako początek naszej majówkowej przygody...
Najpierw musieliśmy dojechać do Žiliny. Humory dopisywały, wszystko szło zgodnie z planem, pogoda była piękna, więc wszelkie znaki na niebie i ziemi wskazywały na to, że wyjazd będzie udany
W Žilinie czekała nas kolejna przesiadka, tym razem o ile dobrze pamiętam - do Ilavy. Zanim to jednak nastąpiło, mieliśmy chwilę czekania na dworcu. Towarzyszył nam Karolek, który jest z nami już od pierwszej mojej majówki, ale w międzyczasie stracił uszy i dwie nogi
Po drodze do Ilavy przylepialiśmy się do siedzeń, walczyliśmy z gorącem i podziwialiśmy sielskie wiosenne krajobrazy.
Wychodzi na to, że sama podróż pociągiem wystarczyłaby, żeby nasycić oczy
Z Ilavy dostaliśmy się autobusem do Hornej Poruby. Tutaj znów zrobiliśmy chwilę przerwy w miejscowej knajpie, gdzie raczyłam się Birellem.
...a następnie rzuciliśmy okiem na nasz cel - Vápeč
Musieliśmy rozstać się z uroczą miejscowością.
...i ruszyć w górę. W pierwszy dzień plecak ciążył niesamowicie! Ustaliłam z grupą, że najpierw pozbywamy się mojego płynu i ziemniaków, bo inaczej zostawiam wszystko w krzakach ;D
Szlak zaczyna się bardzo fajnie! Widokiem na górę oraz sielskimi łąkami, z których roztaczają się piękne krajobrazy.
Nic jednak nie trwa wiecznie, więc w końcu musieliśmy wejść w las, w którym było dosyć stromo.
...ale zielono.
Jeszcze ostatni raz mogliśmy popatrzeć na Vápeč z tej perspektywy.
Ostatni rzucik na łąki...
I dłuuugo, długo nic
"To dopiero tutaj?!" - taka była moja reakcja, bo myślałam, że już dawno minęliśmy 700 m, a tymczasem nadal byliśmy niziutko
Po krótkiej odsapce ruszyłyśmy dalej, a chłopaki zostali dłużej na dole, bo i tak było więcej niż pewne, że nas dogonią.
Po drodze mijaliśmy źródełko z "niekapkiem" - żeby tutaj nabrać pół litra wody, trzeba by było chyba siedzieć dobre pół godziny jeśli nie więcej, bo zupełnie nie chciała lecieć, a nawet kapać!
Przy źródełku odbiłyśmy w prawo i po chwili zaczęły wyłaniać się zza drzew jakieś górki.
Okazało się, że dotarłyśmy do punktu widokowego, a niewiele dalej miał się skończyć las.
Już zdecydowanie się przerzedzał - to dobry znak!
Szczyt był coraz bliżej, ale wciąż dzieliło go od nas "parę" kroków pod górę.
Jeszcze przed dotarciem na górę mogliśmy podziwiać piękne, zielone góry!
Pod szczytem, na wysokości 900 m.n.p.m. porzuciliśmy plecaki i ruszyliśmy na lekko w górę.
Najpierw było skromnie...
...a już po chwili znów były piękne widoki.
Na lekko to się śmigało! Szybciutko byliśmy na górze!
Widoki ze szczytu są na każdą stronę świata, więc jest na co patrzeć
Zdjęcie musiało być!
No cóż. Trzeba było podręczyć zdjęciami także innych członków ekipy.
Niestety blisko nas przetaczały się chmury...
Ale na razie jeszcze mogliśmy cieszyć oczy słońcem.
...które cały czas stawiało opór chmurom.
W końcu jednak znikło za chmurami, a my ruszyliśmy w kierunku naszego noclegu.
Chwilami było dosyć stromo. Trzeba było bardzo uważać, bo małe kamyczki powodowały, że nogi się ślizgały. W dodatku zaczęło grzmieć, co tylko potęgowało chęć dotarcia na miejsce noclegu. Po dotarciu do táboriska pod Vapečom, znajdującego się na Srvátkovej lúce, rozłożyliśmy nie bez problemu namiot (a mówiłam, żeby też obejrzał instrukcję na youtube! ;p)... Na szczęście burza minęła nas bokiem, a my ze spokojem usiedliśmy do wieczornego ogniska w tę bardzo ciepłą noc.
Noc była okrutnie ciepła! Do tej pory na majówkach spałam w pełnym opakowaniu, z czapką na głowie i ogrzewaczami chemicznymi w stópkach, a tym razem musiałam rozsuwać śpiwór, a o skarpetach nie było mowy ... Poszliśmy spać zachwyceni pierwszym dniem naszego wędrowania i ciekawi, co przyniesie nam piątek!
Galeria dnia pierwszego