Alpy Rodniańskie Sierpień 2016r
: 2017-01-18, 23:02
Alpy rodniańskie to najwyższe pasmo Karpat Wschodnich. Swoją nazwę zawdzięczają bardzo ostrej rzeźbie i stromym zboczom. Od pierwowzoru różnią się jednak niedużym natężeniem ruchu turystycznego co w połączeniu z ogromnymi, wręcz hipnotycznymi przestrzeniami gwarantuje niesamowite przeżycia i prawdziwy kontakt z naturą.
Alpy odwiedziłem w sierpniu tego roku. Podróż rozpocząłem w Katowicach, gdzie spotkałem się z moim przyjacielem, z którym całą wyprawę odbyliśmy. Od razu założyliśmy, że będzie to wyprawa niskokosztowa, więc do Rumunii ruszyliśmy… stopem. Pierwszego i najlepszego na świecie „stopa” złapaliśmy w Katowicach. W myśl zasady, że wszechświat sprzyja podróżnikom pierwsze zatrzymane auto okazało się jechać bezpośrednio do miasta Oradea w Rumunii. Po dotarciu na miejsce okazało się, że tym samym wyczerpaliśmy limit szczęścia, jaki na tą podróż przywołany przed chwilą wszechświat nam przydzielił. Słynny, opisywany w przewodnikach rumuński autostop okazał się „bujdą na resorach”. Nikt nie chciał się nam zatrzymać i w końcu pojechaliśmy autobusem do upragnionego miejsca naszej podróży - miasta BORSA.
Po kilku przesiadkach i przygodach, wyczerpani upałem, trudami podróży dotarliśmy do miasta Syhot, na którego skraju rozbiliśmy pierwszy obóz. Zamiast odpoczywać testowaliśmy na miejscu naszą odporność psychiczną, bo okazało się, że naszym namiotem nie zainteresował się nikt poza… bezdomną sforą psów. Do tej pory nie mamy pewności czy chciały zjeść z nami kolację czy zjeść na kolację;) Rano przestały się nami interesować i z opresji wyszliśmy bez szwanku .
Kolejnego dnia po spakowaniu całego dobytku udaliśmy się pierwszym busem do BORSY –tym razem bez kłopotów. Tam rozpoczęła się najpiękniejsza cześć naszej wyprawy. Nie trzeba już nic pisać. Wystarczy popatrzeć na zdjęcia.
[hide][/hide]
Poranek w drodze jeszcze Węgry
Zaraz za przejściem już w Rumuni
Nasi pogromcy o poranku
Niestety pogoda na pietrosulu nas nie rozpieszczała
Rumunia to kraj który od jakiegoś czasu robi coraz większa furorę wśród turystów co za tym idzie ruch turystyczny jest coraz większy . Widać to w większych miastach regionu.
Koniec powrót :
Po wyczerpujących, ale pełnych wrażeń wędrówkach nadszedł czas na powrotu do domu. Do granicy dotarliśmy busami – sprawnie i bezproblemowo. zaczęły się na granicy w BORS ( nie mylić z Borsą ). Po przekroczeniu granicy Rumuńsko – Węgierskiej znów nie mogliśmy złapać stopa. Zrezygnowani ruszamy więc wzdłuż drogi do najbliższego miasta na Węgrzech. Tu niespodzianka zatrzymuje się Węgier, z którym dogadujemy się łamaną angielszczyzną i …jedziemy do Budapesztu. Tematów jest sporo, w końcu jesteśmy bratnimi narodami.
Potem zwiedzamy Budapeszt i jesteśmy zachwyceni. Robimy drobne zakupy dla bliskich. Jedno jest pewne na pewno tam wrócimy. Miasto jest piękne ) Po kilku godzinnej przerwie siadamy do wcześniej zarezerwowanego Polskiego Busa i jedziemy do Polski .
Cała podróż : Przejazd, noclegi, jedzenie, prezenty ,pamiątki kosztowały mnie 400zł
[img]http://[IMG]https://images83.fotosik.pl/299/70766b1e8c57efde.jpg[/img]
Alpy odwiedziłem w sierpniu tego roku. Podróż rozpocząłem w Katowicach, gdzie spotkałem się z moim przyjacielem, z którym całą wyprawę odbyliśmy. Od razu założyliśmy, że będzie to wyprawa niskokosztowa, więc do Rumunii ruszyliśmy… stopem. Pierwszego i najlepszego na świecie „stopa” złapaliśmy w Katowicach. W myśl zasady, że wszechświat sprzyja podróżnikom pierwsze zatrzymane auto okazało się jechać bezpośrednio do miasta Oradea w Rumunii. Po dotarciu na miejsce okazało się, że tym samym wyczerpaliśmy limit szczęścia, jaki na tą podróż przywołany przed chwilą wszechświat nam przydzielił. Słynny, opisywany w przewodnikach rumuński autostop okazał się „bujdą na resorach”. Nikt nie chciał się nam zatrzymać i w końcu pojechaliśmy autobusem do upragnionego miejsca naszej podróży - miasta BORSA.
Po kilku przesiadkach i przygodach, wyczerpani upałem, trudami podróży dotarliśmy do miasta Syhot, na którego skraju rozbiliśmy pierwszy obóz. Zamiast odpoczywać testowaliśmy na miejscu naszą odporność psychiczną, bo okazało się, że naszym namiotem nie zainteresował się nikt poza… bezdomną sforą psów. Do tej pory nie mamy pewności czy chciały zjeść z nami kolację czy zjeść na kolację;) Rano przestały się nami interesować i z opresji wyszliśmy bez szwanku .
Kolejnego dnia po spakowaniu całego dobytku udaliśmy się pierwszym busem do BORSY –tym razem bez kłopotów. Tam rozpoczęła się najpiękniejsza cześć naszej wyprawy. Nie trzeba już nic pisać. Wystarczy popatrzeć na zdjęcia.
[hide][/hide]
Poranek w drodze jeszcze Węgry
Zaraz za przejściem już w Rumuni
Nasi pogromcy o poranku
Niestety pogoda na pietrosulu nas nie rozpieszczała
Rumunia to kraj który od jakiegoś czasu robi coraz większa furorę wśród turystów co za tym idzie ruch turystyczny jest coraz większy . Widać to w większych miastach regionu.
Koniec powrót :
Po wyczerpujących, ale pełnych wrażeń wędrówkach nadszedł czas na powrotu do domu. Do granicy dotarliśmy busami – sprawnie i bezproblemowo. zaczęły się na granicy w BORS ( nie mylić z Borsą ). Po przekroczeniu granicy Rumuńsko – Węgierskiej znów nie mogliśmy złapać stopa. Zrezygnowani ruszamy więc wzdłuż drogi do najbliższego miasta na Węgrzech. Tu niespodzianka zatrzymuje się Węgier, z którym dogadujemy się łamaną angielszczyzną i …jedziemy do Budapesztu. Tematów jest sporo, w końcu jesteśmy bratnimi narodami.
Potem zwiedzamy Budapeszt i jesteśmy zachwyceni. Robimy drobne zakupy dla bliskich. Jedno jest pewne na pewno tam wrócimy. Miasto jest piękne ) Po kilku godzinnej przerwie siadamy do wcześniej zarezerwowanego Polskiego Busa i jedziemy do Polski .
Cała podróż : Przejazd, noclegi, jedzenie, prezenty ,pamiątki kosztowały mnie 400zł
[img]http://[IMG]https://images83.fotosik.pl/299/70766b1e8c57efde.jpg[/img]