Triglav czyli czterogłów.
: 2013-07-29, 10:01
Dober dan.
Lato w pełni, słońce świeci, trzeba gdzieś pójść. Jako, że na ostatnich 8 wycieczkach byłem w Tatrach to stwierdziłem, że warto przejść się gdzieś indziej. Niżej, milej, chłodniej, w malutkiej grupce. I myśl stała się ciałem – Alpy Julijskie, Triglav 2864 m, upał wręcz morderczy, 9 osób.
Dwa miesiące temu kolega ( pracownik ZUS – u , pozdrawiamy Mirka ) pyta się mnie jak długo jedzie się do Słowenii, co powiem o Triglavie ( „Jest to góra” odpowiedziałem ), co tam warto zabrać, itd. W końcu przerywam tą rozmowę i pytam kiedy jedziemy. Padło na ostatni weekend lipca. Skład osobowy 4 osoby. Po miesiącu mamy na liście 12 osób. W dniu wyjazdu ostało się nas 9. Trzy niewiasty i sześciu gentelmenów. Tak wyszło, że tylko ja byłem wcześniej w Julijskich więc na mój łeb spadło przygotowanie imprezy pod kątem trasowo – schroniskowym. Jako, że żyjemy to mogę uznać, że pozytywnie wywiązałem się z tego zadania.
Dramat rozpoczynamy w piątek, 26 lipca tego roku, o godzinie 3.00. Dwa auta ruszają spod Domu Dobroci. Plecaki pełne wody, kaski, nawet buty mieliśmy. Wykupione ubezpieczenie, aparaty gotowe do pracy, ryje zadowolone, słońce za oknem. Albo to był księżyc. Kierujemy się na Zwardoń. Potem jazda przez Słowację, wnikamy w Austrię, przenikamy ją, pochłania nas tunel Karawanki ( 7864 metry długości ) i jesteśmy już w Słowenii. To „już” trwało w sumie z 9 godzin. Piękny to kraj. Kraj, który ( chyba jako jedyny z dawnej Jugosławii ) uniknął większych zbrodni z powodów ideologicznych i mitologicznych. Weszli w strefę euro ( da się to odczuć ) i żyją sobie w miarę spokojnie. Oby tak dalej. A my dojeżdżamy do miejscowości Mojstrana leżakującej na początku Doliny Vrata ( czyli drzwi ). Odwiedzamy sklep ( temperatura 35 stopni ), pakujemy się i ruszamy w stronę schroniska Aljazev Dom ( 1015 m ). Ale po drodze odwiedzamy punkt pierwszy wycieczki Wodospad Pericnik. Cudne miejsce, cud przyrody. Warto się tam zatrzymać, podejść kilkanaście minut w górę i z bliska ( np. z tyłu ) obejrzeć dwa wodospady. Jestem tam drugi raz i stwierdzam, że w tym roku było ładniej. Albo mi się poczucie estetyki wyostrzyło. Obchodzimy wodospady, kąpiemy się pod skałami, rzucamy oczyma w głąb ściany i czas wracać. Parking pod Aljazev czeka. Fajny parking – po prawicy ściana ze Stenarem ( byłem w 2008 r ), Krizem ( takoż ) i Skarlaticą ( mądry wycof w 2011 r ), po lewicy północna ściana Triglava ( jakoś tak wyszło, że byłem ). Robimy odprawę paszportową, sprawdzamy pakunki, bardzo się cieszymy, że ważą tylko tyle co ważą i suchą nogą przekraczamy Triglavską Bistricę ( oj, trudno o wodę w tych górach w lipcu i sierpniu … ) i zasiadamy przy stołach pod Aljazev Dom. Bardzo przyjemne Schronisko. A wręcz małe osiedle. Murowane schronisko, drewniane schronisko, kaplica, skała, koryto, krowy i ludzie oraz sklepik z pamiątkami. W tej sielance leżakujemy z 20 minut i czas ruszać !!! Góry i Triglavski Dom czekają !!! Ale zanim tam dotrzemy to minie trochę czasu. Na początek Pomnik Partyzantów, skręt przez suche koryto i wnikamy na Tominskova Pot. Jedną z 3 tras jaką można dotrzeć pod Triglav startując z Aljazev. Długa to droga … Zresztą pozostałe dwie też. A droga przez Przełęcz Luknja – Bamberska Pot – jest najtrudniejsza technicznie. Realnie patrząc jest to via feratta. Miałem tam „przyjemność” spacerować w deszczu. W skale wapiennej … Tominskova rozpoczyna się długim, wrednym, stromym, wrednym, stromym, długim podejściem przez las. Bukowy chyba. Idzie się żmudnie, litry na plecach robią swoje. Raz za czas pojawiają się okna widokowe przez drzewa. Na Stenar, Skarlaticę, Luknje, ścianę Triglava ze Sfingą. I pojawiają się pierwsze ubezpieczenia. W formie lin żelaznych, klamerek i powbijanych w skałę pojedynczych prętów. Zawsze mnie one stresowały … Wyłazimy wreszcie ponad las, przenikamy piętro kosodrzewiny i już do końca dnia w chodzimy w królestwo skał. Systemem trawersów, kominków, ścieżek wznosimy się w powalającym upale ( drogę rozpoczęliśmy o godzinie 13.55 ) stale w górę. Po drodze mijamy niewiele osób, w tym trzech Polaków, którzy lekko przesadzili opowiadając o trudnościach ( złośliwie milczałem … ). Trawersujemy ścianę Bengajskiego Vrhu i zbliżamy się do wypłaszczenia, do którego dobiega również kolejna trasa z dna Doliny Vrata. Tą trasą trzy razy schodziłem, nigdy nie podchodziłem. Ostra i momentami przepaścista i „ekspozycyjna”. Czyli piękna i bardzo polecam. A w naszej grupie dochodzi do zmiany planów. Jako, że nie mieliśmy na 100 % zatwierdzonego spania w Triglavskim Domie, jako, że jest co raz później, jako, że nie wszystkim idzie się lekko, miło i przyjemnie to zmieniamy plan dnia. Zamiast dwu godzinnego spaceru ( z wypłaszczenia ) do Triglavskiego obieramy kurs na lewo. W pół godziny docieramy do Domu Valentina Stanica, 2332 m. Telefonicznie wcześniej zamówiliśmy noclegi na dwa dni. Dostaliśmy je w masowym, 16 osobowym pokoju. Spałem już tam kiedyś i miło wspominam. Nocleg jest drogi. Ja na szczęście mam kartę Alpen i otrzymuję prawie 40 % zniżki. Późna kolacja, i czas na powitalna oraz imieninową oraz urodzinową imprezę. Ale z kulturą i delikatnie. W sobotę Triglav czeka. I tak oto dzień pierwszy się kończy …
Lakho noc.
Lato w pełni, słońce świeci, trzeba gdzieś pójść. Jako, że na ostatnich 8 wycieczkach byłem w Tatrach to stwierdziłem, że warto przejść się gdzieś indziej. Niżej, milej, chłodniej, w malutkiej grupce. I myśl stała się ciałem – Alpy Julijskie, Triglav 2864 m, upał wręcz morderczy, 9 osób.
Dwa miesiące temu kolega ( pracownik ZUS – u , pozdrawiamy Mirka ) pyta się mnie jak długo jedzie się do Słowenii, co powiem o Triglavie ( „Jest to góra” odpowiedziałem ), co tam warto zabrać, itd. W końcu przerywam tą rozmowę i pytam kiedy jedziemy. Padło na ostatni weekend lipca. Skład osobowy 4 osoby. Po miesiącu mamy na liście 12 osób. W dniu wyjazdu ostało się nas 9. Trzy niewiasty i sześciu gentelmenów. Tak wyszło, że tylko ja byłem wcześniej w Julijskich więc na mój łeb spadło przygotowanie imprezy pod kątem trasowo – schroniskowym. Jako, że żyjemy to mogę uznać, że pozytywnie wywiązałem się z tego zadania.
Dramat rozpoczynamy w piątek, 26 lipca tego roku, o godzinie 3.00. Dwa auta ruszają spod Domu Dobroci. Plecaki pełne wody, kaski, nawet buty mieliśmy. Wykupione ubezpieczenie, aparaty gotowe do pracy, ryje zadowolone, słońce za oknem. Albo to był księżyc. Kierujemy się na Zwardoń. Potem jazda przez Słowację, wnikamy w Austrię, przenikamy ją, pochłania nas tunel Karawanki ( 7864 metry długości ) i jesteśmy już w Słowenii. To „już” trwało w sumie z 9 godzin. Piękny to kraj. Kraj, który ( chyba jako jedyny z dawnej Jugosławii ) uniknął większych zbrodni z powodów ideologicznych i mitologicznych. Weszli w strefę euro ( da się to odczuć ) i żyją sobie w miarę spokojnie. Oby tak dalej. A my dojeżdżamy do miejscowości Mojstrana leżakującej na początku Doliny Vrata ( czyli drzwi ). Odwiedzamy sklep ( temperatura 35 stopni ), pakujemy się i ruszamy w stronę schroniska Aljazev Dom ( 1015 m ). Ale po drodze odwiedzamy punkt pierwszy wycieczki Wodospad Pericnik. Cudne miejsce, cud przyrody. Warto się tam zatrzymać, podejść kilkanaście minut w górę i z bliska ( np. z tyłu ) obejrzeć dwa wodospady. Jestem tam drugi raz i stwierdzam, że w tym roku było ładniej. Albo mi się poczucie estetyki wyostrzyło. Obchodzimy wodospady, kąpiemy się pod skałami, rzucamy oczyma w głąb ściany i czas wracać. Parking pod Aljazev czeka. Fajny parking – po prawicy ściana ze Stenarem ( byłem w 2008 r ), Krizem ( takoż ) i Skarlaticą ( mądry wycof w 2011 r ), po lewicy północna ściana Triglava ( jakoś tak wyszło, że byłem ). Robimy odprawę paszportową, sprawdzamy pakunki, bardzo się cieszymy, że ważą tylko tyle co ważą i suchą nogą przekraczamy Triglavską Bistricę ( oj, trudno o wodę w tych górach w lipcu i sierpniu … ) i zasiadamy przy stołach pod Aljazev Dom. Bardzo przyjemne Schronisko. A wręcz małe osiedle. Murowane schronisko, drewniane schronisko, kaplica, skała, koryto, krowy i ludzie oraz sklepik z pamiątkami. W tej sielance leżakujemy z 20 minut i czas ruszać !!! Góry i Triglavski Dom czekają !!! Ale zanim tam dotrzemy to minie trochę czasu. Na początek Pomnik Partyzantów, skręt przez suche koryto i wnikamy na Tominskova Pot. Jedną z 3 tras jaką można dotrzeć pod Triglav startując z Aljazev. Długa to droga … Zresztą pozostałe dwie też. A droga przez Przełęcz Luknja – Bamberska Pot – jest najtrudniejsza technicznie. Realnie patrząc jest to via feratta. Miałem tam „przyjemność” spacerować w deszczu. W skale wapiennej … Tominskova rozpoczyna się długim, wrednym, stromym, wrednym, stromym, długim podejściem przez las. Bukowy chyba. Idzie się żmudnie, litry na plecach robią swoje. Raz za czas pojawiają się okna widokowe przez drzewa. Na Stenar, Skarlaticę, Luknje, ścianę Triglava ze Sfingą. I pojawiają się pierwsze ubezpieczenia. W formie lin żelaznych, klamerek i powbijanych w skałę pojedynczych prętów. Zawsze mnie one stresowały … Wyłazimy wreszcie ponad las, przenikamy piętro kosodrzewiny i już do końca dnia w chodzimy w królestwo skał. Systemem trawersów, kominków, ścieżek wznosimy się w powalającym upale ( drogę rozpoczęliśmy o godzinie 13.55 ) stale w górę. Po drodze mijamy niewiele osób, w tym trzech Polaków, którzy lekko przesadzili opowiadając o trudnościach ( złośliwie milczałem … ). Trawersujemy ścianę Bengajskiego Vrhu i zbliżamy się do wypłaszczenia, do którego dobiega również kolejna trasa z dna Doliny Vrata. Tą trasą trzy razy schodziłem, nigdy nie podchodziłem. Ostra i momentami przepaścista i „ekspozycyjna”. Czyli piękna i bardzo polecam. A w naszej grupie dochodzi do zmiany planów. Jako, że nie mieliśmy na 100 % zatwierdzonego spania w Triglavskim Domie, jako, że jest co raz później, jako, że nie wszystkim idzie się lekko, miło i przyjemnie to zmieniamy plan dnia. Zamiast dwu godzinnego spaceru ( z wypłaszczenia ) do Triglavskiego obieramy kurs na lewo. W pół godziny docieramy do Domu Valentina Stanica, 2332 m. Telefonicznie wcześniej zamówiliśmy noclegi na dwa dni. Dostaliśmy je w masowym, 16 osobowym pokoju. Spałem już tam kiedyś i miło wspominam. Nocleg jest drogi. Ja na szczęście mam kartę Alpen i otrzymuję prawie 40 % zniżki. Późna kolacja, i czas na powitalna oraz imieninową oraz urodzinową imprezę. Ale z kulturą i delikatnie. W sobotę Triglav czeka. I tak oto dzień pierwszy się kończy …
Lakho noc.