Alpy i palmy
: 2014-08-14, 17:28
Witajcie.
Sierpień to dla mnie zwykle czas zasłużonego urlopu. W tym roku mój urlop ( trwający jeszcze trochę ) składał się z wyjścia na Rysy ( od Słowacji ), malowania klatki schodowej, wejścia do Zimnika, spaceru nad Jamski Staw, malowania klatki schodowej, wyjazdu do Austrii i sprzątania klatki schodowej. W dniu dzisiejszym też kosiłem ogród.
Trzydniowa wycieczka w Alpy Zillertarskie została zaplanowana już w okolicach kwietnia. Skład dziewięcioosobowy. Znamy się od lat, w górach bywaliśmy wielokrotnie, w tym rok temu na Triglavie w Słoweni. Więc obeszło się bez idiotycznego i infantylnego "castingu internetowego". Ruszylismy o 3.30 w piątek 8 sierpnia spod mego domu. Wygodny bus z klimatyzacją - otwieraliśmy okna. Jedziemy na Zwardoń, Słowacja, Austria, Niemcy i ponownie Austria. Ziemia germańska wita nas policją, uszkodzeniem "klimy" i sms o wykluczeniu Legii. Mogło być gorzej. Ale pokonujemy wszelkie trudności i radośnie pomykamy do celu. Do krainy zwanej Tyrol. Przed nami Alpy Zillertarskie. Nikt z nas tam nie był. Czyli jesteśmy praktycznie przygotowani do wyprawy. Parkujemy nad Jeziorem Schlegeis. Sztuczny zbiornik na wysokości 1790 m. Piekne okolice, piekna szmaragdowa barwa wody, piękne szczyty wokoło. I szlak przed nami - do schroniska Olpeler - 2389 m. Szlak milutki, podejście bez problemowe. Jezioro u stóp co raz większe, szczyty za nim co raz straszniejsze. I tak po dwóch godzinach ( tak jak przewodniki piszą ) docieramy. Witają nas kury i schroniskowe koźlęta. Wcześniej mineliśmy się z Polakami. Pozdrawiamy i pamiętajcie : my te schroniska przejmiemy !!!! Meldujemy się w schronisku, płacimy za nocleg ( dzięki Alpen miałem 10 euro zniżki ), włazimy do 9 - osobowego pokoju ( fajnie zrobionego ) i ruszamy ku przygodzie - szczyt o nazwie Reipenkopf 2905 m. To może być dla ośmiu z naszej grupy najwyższy szczyt w życiu. I był. Wszyscy weszliśmy, w trzech miejscach lina ubezpieczająca, kompletnie niepotrzebna. Szczyt to maly płaskowyż z dwóch stron podcięty pięknymi urwiskami. I ukrzyżowany. Zreszta jak co trzeci szczyt w okolicy. Wpisujemy się do księgi, siedzimy podziwaimy okoliczne szczyty, schronisko pod nami, i wielką stację narciarską obok. Jak się dowiem nazw to je wpiszę. Zbliża się ciemny wieczór więc czas wracać. Mijamy stada owców, baranów i innych dziwnych z pyska. Ale miłych. Kolacja, ognisko, tu leją się po pyskach. Ich trzech ale nas dziewięcioro.
Dobranoc.
Powstajemy rano gotowi do walki o ogień. Albo o co innego. To coś innego nazywa się Hoher Riffler i jest 3231 metrowym szczytem w masywie Tuxer Hauptkamm. I mieszka nad schroniskiem Freisenberghaus ( 2498 m ). Żeby dotrzeć do tego schroniska należy przebierać nogami około 2 godzin. I parunastu minut. Pogoda z rana była tak piękna, że pomykaliśmy jak elfy we Władcy. Było widać wszystko. Jak się dowiem jak się to wszystko nazywało to napiszę. Idąc częściej lekko pod górę, rzadziej lekko w dół i na końcu ostro w dół docieramy do schroniska leżakującego nad pięknym, modrym Dunajem. Czyli kolejnym zbiornikiem wodnym o szmaragdowym kolorze. Przy schronisku wita nas biało czerwona flaga z niedźwiedziem. Czyli to znak, że to schronisko należy do Sektion Berlin. Zresztą drogi łączące schroniska w okolicy ma również Berlin w nazwie. Schronisko eleganckie, dostajemy pokój 14 osobowy i czas na chwilowy relaks. Co do warunków wodnych - w umywalkach jest woda W tym niższym była i ciepła i zimna. W tym jest tylko zima. A prysznice są płatne - np 3, 50 euro za trzy minuty wrzącej wody. Wg mnie jest to piękny "bat" na osoby potrafiące stać pod prysznice kilkanaście minut i zmarnotrawić wodę dla innych.
P.s. Ciąg dalszy nastąpi.
Sierpień to dla mnie zwykle czas zasłużonego urlopu. W tym roku mój urlop ( trwający jeszcze trochę ) składał się z wyjścia na Rysy ( od Słowacji ), malowania klatki schodowej, wejścia do Zimnika, spaceru nad Jamski Staw, malowania klatki schodowej, wyjazdu do Austrii i sprzątania klatki schodowej. W dniu dzisiejszym też kosiłem ogród.
Trzydniowa wycieczka w Alpy Zillertarskie została zaplanowana już w okolicach kwietnia. Skład dziewięcioosobowy. Znamy się od lat, w górach bywaliśmy wielokrotnie, w tym rok temu na Triglavie w Słoweni. Więc obeszło się bez idiotycznego i infantylnego "castingu internetowego". Ruszylismy o 3.30 w piątek 8 sierpnia spod mego domu. Wygodny bus z klimatyzacją - otwieraliśmy okna. Jedziemy na Zwardoń, Słowacja, Austria, Niemcy i ponownie Austria. Ziemia germańska wita nas policją, uszkodzeniem "klimy" i sms o wykluczeniu Legii. Mogło być gorzej. Ale pokonujemy wszelkie trudności i radośnie pomykamy do celu. Do krainy zwanej Tyrol. Przed nami Alpy Zillertarskie. Nikt z nas tam nie był. Czyli jesteśmy praktycznie przygotowani do wyprawy. Parkujemy nad Jeziorem Schlegeis. Sztuczny zbiornik na wysokości 1790 m. Piekne okolice, piekna szmaragdowa barwa wody, piękne szczyty wokoło. I szlak przed nami - do schroniska Olpeler - 2389 m. Szlak milutki, podejście bez problemowe. Jezioro u stóp co raz większe, szczyty za nim co raz straszniejsze. I tak po dwóch godzinach ( tak jak przewodniki piszą ) docieramy. Witają nas kury i schroniskowe koźlęta. Wcześniej mineliśmy się z Polakami. Pozdrawiamy i pamiętajcie : my te schroniska przejmiemy !!!! Meldujemy się w schronisku, płacimy za nocleg ( dzięki Alpen miałem 10 euro zniżki ), włazimy do 9 - osobowego pokoju ( fajnie zrobionego ) i ruszamy ku przygodzie - szczyt o nazwie Reipenkopf 2905 m. To może być dla ośmiu z naszej grupy najwyższy szczyt w życiu. I był. Wszyscy weszliśmy, w trzech miejscach lina ubezpieczająca, kompletnie niepotrzebna. Szczyt to maly płaskowyż z dwóch stron podcięty pięknymi urwiskami. I ukrzyżowany. Zreszta jak co trzeci szczyt w okolicy. Wpisujemy się do księgi, siedzimy podziwaimy okoliczne szczyty, schronisko pod nami, i wielką stację narciarską obok. Jak się dowiem nazw to je wpiszę. Zbliża się ciemny wieczór więc czas wracać. Mijamy stada owców, baranów i innych dziwnych z pyska. Ale miłych. Kolacja, ognisko, tu leją się po pyskach. Ich trzech ale nas dziewięcioro.
Dobranoc.
Powstajemy rano gotowi do walki o ogień. Albo o co innego. To coś innego nazywa się Hoher Riffler i jest 3231 metrowym szczytem w masywie Tuxer Hauptkamm. I mieszka nad schroniskiem Freisenberghaus ( 2498 m ). Żeby dotrzeć do tego schroniska należy przebierać nogami około 2 godzin. I parunastu minut. Pogoda z rana była tak piękna, że pomykaliśmy jak elfy we Władcy. Było widać wszystko. Jak się dowiem jak się to wszystko nazywało to napiszę. Idąc częściej lekko pod górę, rzadziej lekko w dół i na końcu ostro w dół docieramy do schroniska leżakującego nad pięknym, modrym Dunajem. Czyli kolejnym zbiornikiem wodnym o szmaragdowym kolorze. Przy schronisku wita nas biało czerwona flaga z niedźwiedziem. Czyli to znak, że to schronisko należy do Sektion Berlin. Zresztą drogi łączące schroniska w okolicy ma również Berlin w nazwie. Schronisko eleganckie, dostajemy pokój 14 osobowy i czas na chwilowy relaks. Co do warunków wodnych - w umywalkach jest woda W tym niższym była i ciepła i zimna. W tym jest tylko zima. A prysznice są płatne - np 3, 50 euro za trzy minuty wrzącej wody. Wg mnie jest to piękny "bat" na osoby potrafiące stać pod prysznice kilkanaście minut i zmarnotrawić wodę dla innych.
P.s. Ciąg dalszy nastąpi.