Kościelcowa trzynastka.
: 2013-07-10, 12:08
Tryptyk Tatrzański - dzień drugi.
Ave.
Po piątkowej wycieczce krajoznawczej na Słowacji przyszedł czas na sobotnią wycieczkę krajoznawczą po Polsce. Tym razem trochę krótszą, niższą i bardziej mokrą. Celem dnia były jaskinie w Dolinie Kościeliskiej. W momencie osiągnięcia celu okazało się, że weszliśmy na Kościelec. Ten leżakujący w Polskich Tatrach Wysokich. Pośrodku Stawów Gąsienicowych. Jakoś tak wyszło. Ale po kolei ...
W piątek wracam około 21, idę spać po 23. Sobotnia ( 6 lipca 2013 ) pobudka o 3.55. Budzik i tak nie musiał dzwonić ... nie spałem od 3. O 5.05 ma podjechać autobus, którym mamy ( z kolegą o imieniu Łukasz ) udać się do Pacanowa vel Zakopanego. Jako osoby oglądające prognozę pogody decydujemy się odwiedzić jaskinie i Wąwóz Kraków. Co by uchronić się od zapowiadanych deszczy niespokojnych. Autobus zajeżdża pod ruinę udającą dworzec PKS o równej 7.27. Wysiadamy, patrzymy - nie pada. Z tej okazji poszliśmy do FIS - u. Nie udało im się nas otruć więc wychodzimy na zewnątrz - nie pada. A nawet jasność próbuje przebić się przez chmury, smog i smród sztywno - portowców i starych serów. Co robić ... Wsiadamy do busa z napisem Kościeliska, wysiadamy w Kuźnicach, kolejki do kolejki brak. Korzystamy z tego, kupujemy bilety i o 8.42 zdobywamy we wspaniałym stylu Kasprowy Wierch. Wierch Kasprowy wita nas skondensowaną chmurą. Nic to ... o 9.02 ruszamy z czterech kopyt w dół - Zielony Staw Gąsienicowy pod Skrajną Turnią czeka i oferuje kaczki na grilla. W trakcie schodzenia nad powyższy staw widzieliśmy ze cztery góry w okolicy. Tak przez 6 minut. Dobrze to wróżyło na przyszłość. Przed osiągnięciem planowanej przyszłości zasiadamy nad Stawem, śniadamy, rozmawiamy z kaczką i ruszamy dalej - ku Karbowi ( czy jak to tam się odmienia ). Co prawda nie widać go ale znaki nasze umiłowane prowadzą tam jak po sznurku ( w międzyczasie zboczyliśmy w lewo co by z bliższa zobaczyć najwyżej leżakującą wyspę w Polsce ). Idziemy, idziemy, nic nie widać, idziemy, idziemy, jesteśmy na Przełęczy Karb. Poza nami są tam dwie osoby biorące udział w nieciekawej akcji pt "Sprzątanie Tatr". Więcej zadęcia niż pożytku z takich szopek. Nic to ... w dialogu sugeruję Panu w koszulce co by za rok też tu wrócił. Chamy nauczone tym, że ktoś po nich sprząta, na pewno zostawią po sobie ślad. Dobra ... czas na wejście na szczyt. Ja idę na Kościelca 12 raz, Łukasz 1 raz. Łza mi się w oku zakręciła ... jak ja tu debiutowałem to pogoda była jeszcze milsza ... wiatr, chmury, zero widoków i deszczyk milutki. Tego dnia deszcz również się pojawił ... Mijamy pierwsze demoniczne miejsce na Kościelcu, trawersujemy zbocze, trawersujemy zbocze, mijamy się z trzema schodzącymi, trawersujemy, używamy drugi raz rąk górnych i zatrzymujemy się tak z 15 metrów pod szczytem - tłum schodzi. Ja wchodzę bokiem, Łukasz grzecznie czeka w kolejce. W końcu ma wolną drogę i po 41 minutach od Karbu wchodzimy na szczyt turystycznego Kościelca - 2 155 m. Wchodzimy, robimy trzy zdjęcia i schodzimy. Warczeć zaczyna, kropić zaczyna, warczy już dość groźnie. W takich warunkach docieramy do Karbu, z którego widać brzeg Czarnego stawu. Tego pod Rysami. Widać też fragment muru Małego Kościelca a z tyłu wyłania się Kościelec, Świnica, Świnicka Przełęcz i Pośrednia ze Skrajną Turnią. Oraz pojawiają się pioruny za nimi. No ty my piorunem udajemy się w stronę Czarnego. W tym samym czasie spora grupa udaje się w górę. Po jakiego kichuja to do tej pory nie wiem. W drodze nad brzeg możemy popodziwiać Żółtą Turnię, Fajki, Granaty, Czarne Ściany, Kozi Wierch, Kozie Czuby i Zamarłą Turnię. Chmury na pewien czas poszły w górę. Z brzegu od razu szybkim krokiem udajemy się do schroniska. Z tyłu warczy burza, na Zakopanem warczy burza, nad Halą jeszcze nie. My w dół, spore tłumy w górę ... jeszcze rozumiem idiotyzm pojedynczych, "prywatnych" osób. Może czują się lepiej jak w koło walą pioruny. Ale wyprowadzanie 12 - 15 letnich dzieci, ubranych w koszulki "Czyste Tatry", w taką pogodę w stronę burzy to jest zwykły bandytyzm. Zresztą tego dnia ( ? ) dwie osoby zostały trafione na Hali piorunem. Docieramy do schroniska a tam tłum. Miły tłum. Przy stołach siedzą kolonie szkolne i starsze osoby w koszulkach sprzątaczy. Dzieci wysłali w górę a sami żłopią piwo. W tych milusich warunkach stoimy 80 minut, lekko przestało padać więc w drogę. Rówień Królowa, Przełęcz między Kopami i na Boczań marsz. Tam nawiązujemy dialog ekumeniczny z jednym panem uczącym dzieci swe, że w tatrzańskie krzewy można wyrzucać resztki jedzenia i ruszamy dalej. Kuźnice witają nas busem. No to pa .
P.s. Czekając na autobus przechodziliśmy w pobliżu Równi Krupowej. Brakowało tam tylko baby z brodą, flaszki - głodzia i burdelu. Reszta była. I przeczytaliśmy sobie plan akcji "Czyste Tatry". Imprezowali od poniedziałku. Sprzątać poszli w sobotę. Zapewne znając bardzo złe prognozy pogody.
Ave.
Po piątkowej wycieczce krajoznawczej na Słowacji przyszedł czas na sobotnią wycieczkę krajoznawczą po Polsce. Tym razem trochę krótszą, niższą i bardziej mokrą. Celem dnia były jaskinie w Dolinie Kościeliskiej. W momencie osiągnięcia celu okazało się, że weszliśmy na Kościelec. Ten leżakujący w Polskich Tatrach Wysokich. Pośrodku Stawów Gąsienicowych. Jakoś tak wyszło. Ale po kolei ...
W piątek wracam około 21, idę spać po 23. Sobotnia ( 6 lipca 2013 ) pobudka o 3.55. Budzik i tak nie musiał dzwonić ... nie spałem od 3. O 5.05 ma podjechać autobus, którym mamy ( z kolegą o imieniu Łukasz ) udać się do Pacanowa vel Zakopanego. Jako osoby oglądające prognozę pogody decydujemy się odwiedzić jaskinie i Wąwóz Kraków. Co by uchronić się od zapowiadanych deszczy niespokojnych. Autobus zajeżdża pod ruinę udającą dworzec PKS o równej 7.27. Wysiadamy, patrzymy - nie pada. Z tej okazji poszliśmy do FIS - u. Nie udało im się nas otruć więc wychodzimy na zewnątrz - nie pada. A nawet jasność próbuje przebić się przez chmury, smog i smród sztywno - portowców i starych serów. Co robić ... Wsiadamy do busa z napisem Kościeliska, wysiadamy w Kuźnicach, kolejki do kolejki brak. Korzystamy z tego, kupujemy bilety i o 8.42 zdobywamy we wspaniałym stylu Kasprowy Wierch. Wierch Kasprowy wita nas skondensowaną chmurą. Nic to ... o 9.02 ruszamy z czterech kopyt w dół - Zielony Staw Gąsienicowy pod Skrajną Turnią czeka i oferuje kaczki na grilla. W trakcie schodzenia nad powyższy staw widzieliśmy ze cztery góry w okolicy. Tak przez 6 minut. Dobrze to wróżyło na przyszłość. Przed osiągnięciem planowanej przyszłości zasiadamy nad Stawem, śniadamy, rozmawiamy z kaczką i ruszamy dalej - ku Karbowi ( czy jak to tam się odmienia ). Co prawda nie widać go ale znaki nasze umiłowane prowadzą tam jak po sznurku ( w międzyczasie zboczyliśmy w lewo co by z bliższa zobaczyć najwyżej leżakującą wyspę w Polsce ). Idziemy, idziemy, nic nie widać, idziemy, idziemy, jesteśmy na Przełęczy Karb. Poza nami są tam dwie osoby biorące udział w nieciekawej akcji pt "Sprzątanie Tatr". Więcej zadęcia niż pożytku z takich szopek. Nic to ... w dialogu sugeruję Panu w koszulce co by za rok też tu wrócił. Chamy nauczone tym, że ktoś po nich sprząta, na pewno zostawią po sobie ślad. Dobra ... czas na wejście na szczyt. Ja idę na Kościelca 12 raz, Łukasz 1 raz. Łza mi się w oku zakręciła ... jak ja tu debiutowałem to pogoda była jeszcze milsza ... wiatr, chmury, zero widoków i deszczyk milutki. Tego dnia deszcz również się pojawił ... Mijamy pierwsze demoniczne miejsce na Kościelcu, trawersujemy zbocze, trawersujemy zbocze, mijamy się z trzema schodzącymi, trawersujemy, używamy drugi raz rąk górnych i zatrzymujemy się tak z 15 metrów pod szczytem - tłum schodzi. Ja wchodzę bokiem, Łukasz grzecznie czeka w kolejce. W końcu ma wolną drogę i po 41 minutach od Karbu wchodzimy na szczyt turystycznego Kościelca - 2 155 m. Wchodzimy, robimy trzy zdjęcia i schodzimy. Warczeć zaczyna, kropić zaczyna, warczy już dość groźnie. W takich warunkach docieramy do Karbu, z którego widać brzeg Czarnego stawu. Tego pod Rysami. Widać też fragment muru Małego Kościelca a z tyłu wyłania się Kościelec, Świnica, Świnicka Przełęcz i Pośrednia ze Skrajną Turnią. Oraz pojawiają się pioruny za nimi. No ty my piorunem udajemy się w stronę Czarnego. W tym samym czasie spora grupa udaje się w górę. Po jakiego kichuja to do tej pory nie wiem. W drodze nad brzeg możemy popodziwiać Żółtą Turnię, Fajki, Granaty, Czarne Ściany, Kozi Wierch, Kozie Czuby i Zamarłą Turnię. Chmury na pewien czas poszły w górę. Z brzegu od razu szybkim krokiem udajemy się do schroniska. Z tyłu warczy burza, na Zakopanem warczy burza, nad Halą jeszcze nie. My w dół, spore tłumy w górę ... jeszcze rozumiem idiotyzm pojedynczych, "prywatnych" osób. Może czują się lepiej jak w koło walą pioruny. Ale wyprowadzanie 12 - 15 letnich dzieci, ubranych w koszulki "Czyste Tatry", w taką pogodę w stronę burzy to jest zwykły bandytyzm. Zresztą tego dnia ( ? ) dwie osoby zostały trafione na Hali piorunem. Docieramy do schroniska a tam tłum. Miły tłum. Przy stołach siedzą kolonie szkolne i starsze osoby w koszulkach sprzątaczy. Dzieci wysłali w górę a sami żłopią piwo. W tych milusich warunkach stoimy 80 minut, lekko przestało padać więc w drogę. Rówień Królowa, Przełęcz między Kopami i na Boczań marsz. Tam nawiązujemy dialog ekumeniczny z jednym panem uczącym dzieci swe, że w tatrzańskie krzewy można wyrzucać resztki jedzenia i ruszamy dalej. Kuźnice witają nas busem. No to pa .
P.s. Czekając na autobus przechodziliśmy w pobliżu Równi Krupowej. Brakowało tam tylko baby z brodą, flaszki - głodzia i burdelu. Reszta była. I przeczytaliśmy sobie plan akcji "Czyste Tatry". Imprezowali od poniedziałku. Sprzątać poszli w sobotę. Zapewne znając bardzo złe prognozy pogody.