Dolina Dzika czyli historia pierwszego tatrzańskiego wycofu
: 2013-12-19, 18:30
Z archiwum
Tragedia rozegrała się w lipcu 2012 roku. Na początku nic nie zwiastowało tego co stało się później.
Do schroniska przy Zielonym Stawie Kieżmarskim doszliśmy w około półtorej godziny. Czyli ponad dwukrotnie szybciej, niż wynikało to z czasu mapowego.
Co mógł m. in. ,,potwierdzić" Mały Kieżmarski Szczyt.
Tempo, jak dla mnie było szaleńcze. Ale to nic - tak mi się wtedy zdawało. Pan J tak chodzi normalnie a mi się wydawało, że mogę mu dorównać.
Po krótkim popasie udajemy się w kierunku Doliny Dzikiej, z zamiarem zdobycia Baranich Rogów. Przedtem zdobywamy wizualnie np. Baranią Przełęcz ( lekko z lewej z płatem śniegu)
Miedziana Siklawa.
Sielanka trwa nadal - podglądamy też Dolinę Jastrzębią z Jastrzębią Turnią...
Dochodzimy w końcu do pierwszego z dwóch progów Doliny Dzikiej. Odcinki łańchuchowe ale bez większych trudności i bardzo dobre ubezpieczenia na trasie.
Kozia Grań maleje w oczach......
O godz. 9:23 - dokładnie po dwóch i pół godzinie od wyjścia z Białej Wody, następuje pierwsza część dramatu. Na ostatnim łańcuchu, zaliczam uślizg i uderzam kostką w kotwę.
W końcu ,,wgramoliliśmy" się do Doliny Dzikiej. Kostka boli jak cholera ale nic to, myślę. Zaciskam zęby i idę dalej.
Około godz. 10:00 następuje dramatu część druga. Tempo nadal szybkie - znów to nic - idę.
Nagle dosłownie z sekundy na sekundę niesamowicie mnie ,,siekło", dramatycznie osłabłem i wypowiadam magiczne słowa:
- Panie J. Jestem bardzo zmęczony, już dalej nie pójdę.
Na co odpowiedź:
- Piotruś spokojnie. Nikt nas nie goni, krok po kroczku powolutku dojdziemy,
Spoko, myśle. Odpoczywamy z dobre 40 minut. W końcu próbuje zewrzeć szyki i ruszyć.
Uszedłem może jakieś 50 metrów w pionie i na wysokości koleby powtarzam znów to samo:
- Jestem bardzo zmęczony, już dalej nie pójdę.
O tym, że kostka napierdziela mnie bardziej niż głowa darkheusha na kacu, oczywiście nie wspomniałem.
Ustalamy co i jak. Jako, że trzeba się słuchać starszych, mądrzejszych i doświadczonych turystycznie, zapadła decyzja, że zostaje w Dolinie Dzikiej a J. kontynuuje wędrówkę na Baranie Rogi.
Obok czegoś jak koleba
,,Ucinam" sobie niezaplanowaną drzemkę. Budzi mnie dzwonek telefonu od J, który właśnie wszedł na Baranie Rogi. Po tym śnie, jestem jak nowo narodzony.
Przez chwilę biorę pod uwagę możliwość pójścia w górę aby jednak te ,,pieprzone" Baranie Rogi zdobyć.
Szło nieźle - do czasu założenia....plecaka. Pierwszy krok no i ta cholerna....kostka.
Nie dam rady więc czekam aż J zejdzie.
Wokół ,,cisza niemiłosierna". Za to masyw Durnego zrobił na mnie niesamowite wrażenie.....
Z ,,nudów" rozpoczynam delikatne zejście....
Układam kopczyki....
I podglądam Zielony Staw Kieżmarski z Jatkami od ,,dupy strony".
Schodzimy w końcu, już bez żadnych przygód do schroniska Kieżmarskiego.....
Żegnając ,,popołudniowe" Jatki.
Podsumowując - to była pierwsza tatrzańska (jak się okazało, jedna z kilkunastu), spektakularna porażka, zwana też wycofem.
Wydawało mi się, że jestem kondycyjnym guru, jakikolwiek uraz mi niegroźny i dorównam każdemu. Tylko mi się....wydawało.....
Co do samych Baranich Rogów - hmmm......
Może kiedyś to opiszę.
Tragedia rozegrała się w lipcu 2012 roku. Na początku nic nie zwiastowało tego co stało się później.
Do schroniska przy Zielonym Stawie Kieżmarskim doszliśmy w około półtorej godziny. Czyli ponad dwukrotnie szybciej, niż wynikało to z czasu mapowego.
Co mógł m. in. ,,potwierdzić" Mały Kieżmarski Szczyt.
Tempo, jak dla mnie było szaleńcze. Ale to nic - tak mi się wtedy zdawało. Pan J tak chodzi normalnie a mi się wydawało, że mogę mu dorównać.
Po krótkim popasie udajemy się w kierunku Doliny Dzikiej, z zamiarem zdobycia Baranich Rogów. Przedtem zdobywamy wizualnie np. Baranią Przełęcz ( lekko z lewej z płatem śniegu)
Miedziana Siklawa.
Sielanka trwa nadal - podglądamy też Dolinę Jastrzębią z Jastrzębią Turnią...
Dochodzimy w końcu do pierwszego z dwóch progów Doliny Dzikiej. Odcinki łańchuchowe ale bez większych trudności i bardzo dobre ubezpieczenia na trasie.
Kozia Grań maleje w oczach......
O godz. 9:23 - dokładnie po dwóch i pół godzinie od wyjścia z Białej Wody, następuje pierwsza część dramatu. Na ostatnim łańcuchu, zaliczam uślizg i uderzam kostką w kotwę.
W końcu ,,wgramoliliśmy" się do Doliny Dzikiej. Kostka boli jak cholera ale nic to, myślę. Zaciskam zęby i idę dalej.
Około godz. 10:00 następuje dramatu część druga. Tempo nadal szybkie - znów to nic - idę.
Nagle dosłownie z sekundy na sekundę niesamowicie mnie ,,siekło", dramatycznie osłabłem i wypowiadam magiczne słowa:
- Panie J. Jestem bardzo zmęczony, już dalej nie pójdę.
Na co odpowiedź:
- Piotruś spokojnie. Nikt nas nie goni, krok po kroczku powolutku dojdziemy,
Spoko, myśle. Odpoczywamy z dobre 40 minut. W końcu próbuje zewrzeć szyki i ruszyć.
Uszedłem może jakieś 50 metrów w pionie i na wysokości koleby powtarzam znów to samo:
- Jestem bardzo zmęczony, już dalej nie pójdę.
O tym, że kostka napierdziela mnie bardziej niż głowa darkheusha na kacu, oczywiście nie wspomniałem.
Ustalamy co i jak. Jako, że trzeba się słuchać starszych, mądrzejszych i doświadczonych turystycznie, zapadła decyzja, że zostaje w Dolinie Dzikiej a J. kontynuuje wędrówkę na Baranie Rogi.
Obok czegoś jak koleba
,,Ucinam" sobie niezaplanowaną drzemkę. Budzi mnie dzwonek telefonu od J, który właśnie wszedł na Baranie Rogi. Po tym śnie, jestem jak nowo narodzony.
Przez chwilę biorę pod uwagę możliwość pójścia w górę aby jednak te ,,pieprzone" Baranie Rogi zdobyć.
Szło nieźle - do czasu założenia....plecaka. Pierwszy krok no i ta cholerna....kostka.
Nie dam rady więc czekam aż J zejdzie.
Wokół ,,cisza niemiłosierna". Za to masyw Durnego zrobił na mnie niesamowite wrażenie.....
Z ,,nudów" rozpoczynam delikatne zejście....
Układam kopczyki....
I podglądam Zielony Staw Kieżmarski z Jatkami od ,,dupy strony".
Schodzimy w końcu, już bez żadnych przygód do schroniska Kieżmarskiego.....
Żegnając ,,popołudniowe" Jatki.
Podsumowując - to była pierwsza tatrzańska (jak się okazało, jedna z kilkunastu), spektakularna porażka, zwana też wycofem.
Wydawało mi się, że jestem kondycyjnym guru, jakikolwiek uraz mi niegroźny i dorównam każdemu. Tylko mi się....wydawało.....
Co do samych Baranich Rogów - hmmm......
Może kiedyś to opiszę.