Słowacki łącznik
: 2023-10-09, 18:58
Start z Tatliakowej Chaty. Równo o północy zza grani powoli wyłonił się istotny członek tej wycieczki. Początkowo wyglądało jakby wśród kosówki ku Zabrackiej Przełęczy na długich team Horskiego Pogotowia znosił jakiegoś nieszczęśnika. A to wampirzy księżyc powoli wspinał się po gałęziach limb. Naświetlił całą olicę gdy już na dobre rozgościł na sklepieniu.
W chacie pustki, po paru godzinach od spektaklu zwinąłem manatki i poszedłem. Trochę oszukiwałem niosąc zapas domowych racuchów z jabłkami i cynamonem, z których każdy na lekkości dodaje +1000m do podejścia. Wyszlifowany szlak jak nić ariadny mienił się w blasku księżyca. Szedłem na tej naturalnej noktowizji, podwójny backup sztucznego światła oszczędzałem na grubsze okazje. W nocy odchłań pustki pod stopami, wody i krwi wyglądają zupełnie tak samo, a można nawet powiedzieć że ich cechą wspólną jest brak określonego kształtu. Pochłaniają światło.
Tytułowy łącznik czyli odcinek piarżysk od rozstajów Pod Trzema Kopami:
do rozejścia pod Hrubą Kopą:
Tak popularny ze początkowo na jedną stopę szeroki, dalej wcale nie lepiej. Zmieniłem buty na bardziej odpowiednie na skalno rumoszowy teren.
Pod Pachołem nastąpił impas ze starym rogatym kozim capem.
Widząc że podchodzę specjalnie wlazł na szlak i zaczął syczeć. Na nasze można to przetlumaczyć jako - proszę zrób ze mnie wypchane trofeum albo chociaż fotkę na fejsa. Znam jedną historię o zapchaniu się tym żlebem w górę. Prawilnie obchodzi się z lewej, w tym wypadku wliczając uparte capisko.
Wybrałem bramkę numer dwa.
Od przełęczy wiało.
Jak na mój nos przez 3h stałe 40-50kmh, w porywach do 60-70kmh.
Plus napływała lekka mgła.
W końcu jesienny poranek na grani
ot warunki,
żadna nowość.
Bez jakichś ambicjonalnych ciśnień starałem się iść tą przyjemną granią,
z priorytetem zawietrznych wariantów północno wschodnich.
W okolicy Małego Salatyna wydawało mi się, że nasze śmigło wleciało we mgłę nad Skryniarki. Za mną na odległości dwóch szczytów szła dwójka. Póżniej już ich nie widziałem, może mgła im pokrzyżowała plany. Mgła to najgorszy warun.
Dalej już komfortowo
a wręcz z żelaznymi ułatwieniami
W pełnym słońcu doczłapałem się pod Siwego Uja.
zostawiajac za plecami
Z którego z Głównej Grani zszedłem
wariantem zielonym,
kierując się na Chatkę pod Naruzim.
Wierząc w oznaczenia na Predovratym Siodle to 15 minut, które najwyraźniej nie uwzględnia przeskakiwania psich kopczyków i anty kopczyków lokalnej terytorialnej zwierzyny.
Momentami wietrzysko na grani wprowadzało zwątpienie i przyznam się chciałem ten dzień tu zakończyć, a nie taki był plan. Mam sentyment do tej Chaty i cieszę się że tak prężnie rozwinęli sie po remoncie. Kwadrans odespałem pod ich wiatą, nabrałem wody w chatkowym źródełku i wzmocniony ruszyłem ku przygodzie.
W okolicy tego zbiornika, natrafiłem na ciekawą jaskinię.
Nie penetrowałem wiedząc że przede mną ponad 500m ostrego podejścia, a warto było wyrobić się jeszcze za światła dziennego. W lesie całkowity zmrok przychodzi szybciej. Podążająć za białym królikiem, wcale nie trzeba włazić do nieznanej dziury, aby sprawdzić jaką jest się w stanie osiągnąć głebokość. Na jednym z leśnych odcinków +20% nachylenia natrafiłem na czerwonego pająka - nieznany mi z imienia bydlak lekko miał 10cm średnicy. Pięść z ośmioma palcami. Daleko byłem od robienia zdjęć. Piękną mamy jesień. Nocleg:
Garść suchych statystyk: 30km i 3 racuchy podejść
// CDN
W chacie pustki, po paru godzinach od spektaklu zwinąłem manatki i poszedłem. Trochę oszukiwałem niosąc zapas domowych racuchów z jabłkami i cynamonem, z których każdy na lekkości dodaje +1000m do podejścia. Wyszlifowany szlak jak nić ariadny mienił się w blasku księżyca. Szedłem na tej naturalnej noktowizji, podwójny backup sztucznego światła oszczędzałem na grubsze okazje. W nocy odchłań pustki pod stopami, wody i krwi wyglądają zupełnie tak samo, a można nawet powiedzieć że ich cechą wspólną jest brak określonego kształtu. Pochłaniają światło.
Tytułowy łącznik czyli odcinek piarżysk od rozstajów Pod Trzema Kopami:
do rozejścia pod Hrubą Kopą:
Tak popularny ze początkowo na jedną stopę szeroki, dalej wcale nie lepiej. Zmieniłem buty na bardziej odpowiednie na skalno rumoszowy teren.
Pod Pachołem nastąpił impas ze starym rogatym kozim capem.
Widząc że podchodzę specjalnie wlazł na szlak i zaczął syczeć. Na nasze można to przetlumaczyć jako - proszę zrób ze mnie wypchane trofeum albo chociaż fotkę na fejsa. Znam jedną historię o zapchaniu się tym żlebem w górę. Prawilnie obchodzi się z lewej, w tym wypadku wliczając uparte capisko.
Wybrałem bramkę numer dwa.
Od przełęczy wiało.
Jak na mój nos przez 3h stałe 40-50kmh, w porywach do 60-70kmh.
Plus napływała lekka mgła.
W końcu jesienny poranek na grani
ot warunki,
żadna nowość.
Bez jakichś ambicjonalnych ciśnień starałem się iść tą przyjemną granią,
z priorytetem zawietrznych wariantów północno wschodnich.
W okolicy Małego Salatyna wydawało mi się, że nasze śmigło wleciało we mgłę nad Skryniarki. Za mną na odległości dwóch szczytów szła dwójka. Póżniej już ich nie widziałem, może mgła im pokrzyżowała plany. Mgła to najgorszy warun.
Dalej już komfortowo
a wręcz z żelaznymi ułatwieniami
W pełnym słońcu doczłapałem się pod Siwego Uja.
zostawiajac za plecami
Z którego z Głównej Grani zszedłem
wariantem zielonym,
kierując się na Chatkę pod Naruzim.
Wierząc w oznaczenia na Predovratym Siodle to 15 minut, które najwyraźniej nie uwzględnia przeskakiwania psich kopczyków i anty kopczyków lokalnej terytorialnej zwierzyny.
Momentami wietrzysko na grani wprowadzało zwątpienie i przyznam się chciałem ten dzień tu zakończyć, a nie taki był plan. Mam sentyment do tej Chaty i cieszę się że tak prężnie rozwinęli sie po remoncie. Kwadrans odespałem pod ich wiatą, nabrałem wody w chatkowym źródełku i wzmocniony ruszyłem ku przygodzie.
W okolicy tego zbiornika, natrafiłem na ciekawą jaskinię.
Nie penetrowałem wiedząc że przede mną ponad 500m ostrego podejścia, a warto było wyrobić się jeszcze za światła dziennego. W lesie całkowity zmrok przychodzi szybciej. Podążająć za białym królikiem, wcale nie trzeba włazić do nieznanej dziury, aby sprawdzić jaką jest się w stanie osiągnąć głebokość. Na jednym z leśnych odcinków +20% nachylenia natrafiłem na czerwonego pająka - nieznany mi z imienia bydlak lekko miał 10cm średnicy. Pięść z ośmioma palcami. Daleko byłem od robienia zdjęć. Piękną mamy jesień. Nocleg:
Garść suchych statystyk: 30km i 3 racuchy podejść
// CDN