W upalny dzień, szukałem Orla cień ;)
: 2022-07-25, 15:21
Cześć i czołem!
Zaledwie jeden dzień przerwy dzielił mnie od kolejnej tatrzańskiej wycieczki, ta druga była spontanicznym zbiegiem okoliczności.
Już dłuższy czas planowałem, że pójdziemy z bratem na Orlą Perć, brat w góry chodzi sporadycznie z powodu braku czasu, ale kiedy udaje mu się wygospodarować jakąś chwilę, to co jakiś czas wędrujemy gdzieś całą ferajną, lub tak jak tym razem, we dwójkę
Poprzednia wspólna wycieczka w Tatry miała miejsce w 2019 roku, byliśmy wówczas na Przełęczy pod Chłopkiem, to była udana wycieczka, tym razem było podobnie …
Trasa: https://en.mapy.cz/s/busukuroko
Przed nami zapowiedziany upalny czwartek, jeszcze czuję ból nóg po wtorku, a znowu stoję na tatrzańskiej ziemi i znowu będę macał skałę
5.30, podnosi się szlaban wjazdowy na parking w Palenicy Białczańskiej, po 10 minutach wchodzimy na szlak i ruszamy pod Wodogrzmoty Mickiewicza.
Mój brat nie był jeszcze w D5SP, więc dla niego same nowości, fajnie być gdzieś pierwszy raz, poznawać wszystko od zera, widzieć i macać wszystko po raz pierwszy, czułem się jak stary tatrzański wyga przy kimś, kto jest w tych miejscach pierwszy raz
Lecimy zielonym w stronę Siklawy, marsz idzie nam sprawnie, bo przy mostku jesteśmy ponad pół godziny szybciej, jest dobrze.
Krótka przerwa na karmienie, pogaduchy z chłopakami z Gdańska i ruszyliśmy dalej.
W oddali słychać łomot kilofów, chwilę później okazuje się, że to nasz powrotny szlak jest remontowany, tu zaczyna się lekka spina, chłopaki z Gdańska chcieli iść na Kozi, nie poszli.
My rozważaliśmy zmianę planów, może Szpiglasową Przełęcz, albo z Zawratu pójdziemy na Świnicę, opcje awaryjne były, gdyby się okazało że na Zawracie wisi jakieś info, że czarnym szlakiem nie zejdziemy …
Gdańsk został, my ruszyliśmy na przełęcz z nadzieją, że wszystko się uda, w końcu ekspedycja została zorganizowana w konkretnym celu, nie jakieś tam pitu pitu
Słońce przygrzewa niemiłosiernie, jest gorąco i duszno, im prędzej dojdziemy, tym prędzej będzie chłodniej …
Na przełęczy ludzi w sam raz, każdy ma swój kawałek podłogi, żeby się zorganizować przed dalszą drogą, część osób rusza w lewo, zobaczyć Świnicę, my skręcamy w prawo, Orla Perć czeka ! Buzują w nas lekkie nerwy i chęć do działania "nocniki" na łeb i lecimy !
Pierwszym miejscem gdzie serce zaczyna mocniej pracować jest Zmarzła Przełęcz Wyżnia, przy poprzedniej wizycie w tym miejscu nieświadomy niczego minąłem Homunculusa, który już chyba nie zagląda na nasze forum …
Ogólnie odczucia mojego brata podczas przechodzenia Tej części Perci, były bardzo podobne do moich, kilka miejsc gdzie pojawia się adrenalina i nerwy przyspieszające puls, cała reszta ? Po prostu przyjemna wycieczka.
Kolejny raz minąłbym słynny kamień na Orlej, gdyby nie pani, która nas zagadnęła, że jak to, nie robimy sobie foty przy kamieniu ? Oczywiście zagadaliśmy się i mało brakowało
Kozia Przełęcz, to jest to ! Drabinka, łańcuchy i klamry, używanie wszystkich napędów na raz w takich miejscach jest wskazane, rączki i nóżki pracują pełną parą
Tu poznajemy Michała z Zawiercia, sympatyczny kolega, zrobiłem mu zdjęcia jego telefonem podczas schodzenia po słynnej drabince, cieszył się, bo miał super pamiątkę
Od tego momentu szliśmy już razem, Michał zaproponował nam świetną propozycję, żebyśmy poszli z nim do Granatów, tam zeszli do jego samochodu, a on nas później podrzuci na parking do Palenicy, kusząca propozycja …
Stanęliśmy twarzą w twarz z Kozim Wierchem, najwyższy w całości w Polsce.
Poprzednim razem wyłaniał się z przechodzącej mgły, robiąc wrażenie gigantycznej i przerażającej góry !
Bez mgły … no cóż, jest normalny i już tak nie przeraża
Dotarliśmy na wierzchołek, tutaj dłuższy popas, przysiada się lekko zakręcony gość i zaczynają się rozmowy
Na koniec grzecznie dziękujemy Michałowi za propozycję, żegnamy się i ruszamy czarnym szlakiem w dół, ku Dolinie Pięciu Stawów.
Gdyby się okazało, że zejście czarnym szlakiem jest niemożliwe z powodu remontu, wtedy byśmy pewnie skorzystali z pomysłu Michała i poszli dalej w bój, a tak nasza przygoda z Orlą powoli się kończyła, z każdym krokiem oddalaliśmy się od przepaści i żelastwa …
Ruszyliśmy w stronę schroniska, ludzi nawet kulturalnie, tak w sam raz wbijamy do schroniska, kupujemy po limonkowo - miętowym Radlerze, którego wypijamy szybko, żeby nie zdążył się nagrzać i ruszamy z powrotem w stronę mostku, ponieważ postanowiliśmy że będziemy schodzić tak jak weszliśmy, czyli zielonym obok Siklawy.
Chwilę później okazało się, że to była dobra decyzja, ponieważ przy zejściu z Orlej źle stanąłem i coś się stało w prawym kolanie, źle postawiłem i skręciłem za bardzo, ból był z minuty na minutę coraz większy, problem ze schodzeniem narastał, aż w końcu musiałem założyć usztywniacz na kolano, całe szczęście noszę go ze sobą od kilku lat, od kiedy miałem kłopoty z kolanem, dobrze że był w plecaku
Usztywnienie pomogło na tyle, że mogłem kontynuować schodzenie, jakoś się szło …
Idąc po woli byłem świadkiem jak Słowak niosący dziecko w nosidełku, poślizgnął się i poleciał na plecy, całe szczęście nosidełko które miał, było dobrej firmy i elastyczny pałąk odbił go prawie na proste nogi, ja już widziałem rozwaloną głowę malutkiej dziewczynki na szczęście nic się nie stało, skończyło się na lekkim płaczu, chyba bardziej ze strachu, to było ekstremalne doznanie zobaczyć coś takiego.
Po takich przygodach, to już chyba dojdziemy cali i zdrowi do celu, po drodze zaliczam jeszcze moczenie nóżek w lodowatej wodzie i 3 kilometry asfaltu na dobicie
Wycieczka udana, noga na drugi dzień bolała, intensywne smarowanie lekko pomogło, no i leżenie przez cały dzień
Brat niestety musiał iść do roboty, współczuję, przerabiałem to nieraz i ciężkie to były chwile.
I taka to była wycieczka.
Zaledwie jeden dzień przerwy dzielił mnie od kolejnej tatrzańskiej wycieczki, ta druga była spontanicznym zbiegiem okoliczności.
Już dłuższy czas planowałem, że pójdziemy z bratem na Orlą Perć, brat w góry chodzi sporadycznie z powodu braku czasu, ale kiedy udaje mu się wygospodarować jakąś chwilę, to co jakiś czas wędrujemy gdzieś całą ferajną, lub tak jak tym razem, we dwójkę
Poprzednia wspólna wycieczka w Tatry miała miejsce w 2019 roku, byliśmy wówczas na Przełęczy pod Chłopkiem, to była udana wycieczka, tym razem było podobnie …
Trasa: https://en.mapy.cz/s/busukuroko
Przed nami zapowiedziany upalny czwartek, jeszcze czuję ból nóg po wtorku, a znowu stoję na tatrzańskiej ziemi i znowu będę macał skałę
5.30, podnosi się szlaban wjazdowy na parking w Palenicy Białczańskiej, po 10 minutach wchodzimy na szlak i ruszamy pod Wodogrzmoty Mickiewicza.
Mój brat nie był jeszcze w D5SP, więc dla niego same nowości, fajnie być gdzieś pierwszy raz, poznawać wszystko od zera, widzieć i macać wszystko po raz pierwszy, czułem się jak stary tatrzański wyga przy kimś, kto jest w tych miejscach pierwszy raz
Lecimy zielonym w stronę Siklawy, marsz idzie nam sprawnie, bo przy mostku jesteśmy ponad pół godziny szybciej, jest dobrze.
Krótka przerwa na karmienie, pogaduchy z chłopakami z Gdańska i ruszyliśmy dalej.
W oddali słychać łomot kilofów, chwilę później okazuje się, że to nasz powrotny szlak jest remontowany, tu zaczyna się lekka spina, chłopaki z Gdańska chcieli iść na Kozi, nie poszli.
My rozważaliśmy zmianę planów, może Szpiglasową Przełęcz, albo z Zawratu pójdziemy na Świnicę, opcje awaryjne były, gdyby się okazało że na Zawracie wisi jakieś info, że czarnym szlakiem nie zejdziemy …
Gdańsk został, my ruszyliśmy na przełęcz z nadzieją, że wszystko się uda, w końcu ekspedycja została zorganizowana w konkretnym celu, nie jakieś tam pitu pitu
Słońce przygrzewa niemiłosiernie, jest gorąco i duszno, im prędzej dojdziemy, tym prędzej będzie chłodniej …
Na przełęczy ludzi w sam raz, każdy ma swój kawałek podłogi, żeby się zorganizować przed dalszą drogą, część osób rusza w lewo, zobaczyć Świnicę, my skręcamy w prawo, Orla Perć czeka ! Buzują w nas lekkie nerwy i chęć do działania "nocniki" na łeb i lecimy !
Pierwszym miejscem gdzie serce zaczyna mocniej pracować jest Zmarzła Przełęcz Wyżnia, przy poprzedniej wizycie w tym miejscu nieświadomy niczego minąłem Homunculusa, który już chyba nie zagląda na nasze forum …
Ogólnie odczucia mojego brata podczas przechodzenia Tej części Perci, były bardzo podobne do moich, kilka miejsc gdzie pojawia się adrenalina i nerwy przyspieszające puls, cała reszta ? Po prostu przyjemna wycieczka.
Kolejny raz minąłbym słynny kamień na Orlej, gdyby nie pani, która nas zagadnęła, że jak to, nie robimy sobie foty przy kamieniu ? Oczywiście zagadaliśmy się i mało brakowało
Kozia Przełęcz, to jest to ! Drabinka, łańcuchy i klamry, używanie wszystkich napędów na raz w takich miejscach jest wskazane, rączki i nóżki pracują pełną parą
Tu poznajemy Michała z Zawiercia, sympatyczny kolega, zrobiłem mu zdjęcia jego telefonem podczas schodzenia po słynnej drabince, cieszył się, bo miał super pamiątkę
Od tego momentu szliśmy już razem, Michał zaproponował nam świetną propozycję, żebyśmy poszli z nim do Granatów, tam zeszli do jego samochodu, a on nas później podrzuci na parking do Palenicy, kusząca propozycja …
Stanęliśmy twarzą w twarz z Kozim Wierchem, najwyższy w całości w Polsce.
Poprzednim razem wyłaniał się z przechodzącej mgły, robiąc wrażenie gigantycznej i przerażającej góry !
Bez mgły … no cóż, jest normalny i już tak nie przeraża
Dotarliśmy na wierzchołek, tutaj dłuższy popas, przysiada się lekko zakręcony gość i zaczynają się rozmowy
Na koniec grzecznie dziękujemy Michałowi za propozycję, żegnamy się i ruszamy czarnym szlakiem w dół, ku Dolinie Pięciu Stawów.
Gdyby się okazało, że zejście czarnym szlakiem jest niemożliwe z powodu remontu, wtedy byśmy pewnie skorzystali z pomysłu Michała i poszli dalej w bój, a tak nasza przygoda z Orlą powoli się kończyła, z każdym krokiem oddalaliśmy się od przepaści i żelastwa …
Ruszyliśmy w stronę schroniska, ludzi nawet kulturalnie, tak w sam raz wbijamy do schroniska, kupujemy po limonkowo - miętowym Radlerze, którego wypijamy szybko, żeby nie zdążył się nagrzać i ruszamy z powrotem w stronę mostku, ponieważ postanowiliśmy że będziemy schodzić tak jak weszliśmy, czyli zielonym obok Siklawy.
Chwilę później okazało się, że to była dobra decyzja, ponieważ przy zejściu z Orlej źle stanąłem i coś się stało w prawym kolanie, źle postawiłem i skręciłem za bardzo, ból był z minuty na minutę coraz większy, problem ze schodzeniem narastał, aż w końcu musiałem założyć usztywniacz na kolano, całe szczęście noszę go ze sobą od kilku lat, od kiedy miałem kłopoty z kolanem, dobrze że był w plecaku
Usztywnienie pomogło na tyle, że mogłem kontynuować schodzenie, jakoś się szło …
Idąc po woli byłem świadkiem jak Słowak niosący dziecko w nosidełku, poślizgnął się i poleciał na plecy, całe szczęście nosidełko które miał, było dobrej firmy i elastyczny pałąk odbił go prawie na proste nogi, ja już widziałem rozwaloną głowę malutkiej dziewczynki na szczęście nic się nie stało, skończyło się na lekkim płaczu, chyba bardziej ze strachu, to było ekstremalne doznanie zobaczyć coś takiego.
Po takich przygodach, to już chyba dojdziemy cali i zdrowi do celu, po drodze zaliczam jeszcze moczenie nóżek w lodowatej wodzie i 3 kilometry asfaltu na dobicie
Wycieczka udana, noga na drugi dzień bolała, intensywne smarowanie lekko pomogło, no i leżenie przez cały dzień
Brat niestety musiał iść do roboty, współczuję, przerabiałem to nieraz i ciężkie to były chwile.
I taka to była wycieczka.