Mówili na nią Ławka, Czerwona Ławka
: 2022-07-22, 20:06
Dzień dobry.
Poniedziałek, ostatni dzień w pracy ! Przede mną prawie miesiąc wolnego !
Plan jest natychmiastowy, we wtorek o 3.00 wyruszam w kierunku Starego Smokwca, skąd podjąłem się samotnego przejścia trasy schroniskowej, wyglądała tak: https://en.mapy.cz/s/hekucejebu
Przyjeżdżam przed 6.00, kręcę się przy parkingu robiąc zdjęcia, to był błąd, bo podjeżdża parkingowy i kasuje mnie 10 euro, gdyby mnie tam już nie było, to zaoszczędził bym 50 zł …
Biedniejszy o pięć dych ruszyłem zielonym szlakiem w stronę Hrebienoka, to króciutki odcinek więc od razu rezygnuję z pierwotnego planu zjechania kolejką w drodze powrotnej, 10 euro za tak krótki odcinek, to lekka przesada
(Odkąd wszedłem na szlak słyszę nieustanny huk helikoptera, który dziwnie lata tam i z powrotem ? Mały niebieski helikopterek "brzęcza" mi nad głową )
Witam się z gromadką misiów i pędzę dalej, Zatrzymuję się na wąskiej ścieżce żeby zrobić fotkę, a tu za mną w krzakach coś się gramoli, kurwa niedźwiedź ! Na szczęście nie, to tylko nosicz, który cały obładowany wchodził na szlak jakimś skrótem
Podszedł, zapytał o godzinę i ruszył pewnym krokiem wydając z siebie dziwne dźwięki, a ja wykorzystałem chwilę i zrobiłem kilka fajnych zdjęć z jego udziałem
Dochodzę do skrzyżowania nad Reinerową Chatą, skąd po małej pomyłce ruszam przez pięknie położony mostek w stronę Wodospadu Olbrzymiego.
Słońce wychodzi coraz wyżej nad szczyty, robi się coraz cieplej, a helikopter ciągle lata wte i wewte, ja niezmiennie pokonuję kolejne zakosy.
Dochodzę do Chaty Zamkowskiego i wszystko staje się jasne, helikopter który towarzyszył mi od półtorej godziny, dostarczał towar do schroniska, wielka zorganizowana akcja, cała fura ludzi, wszystko chodziło jak w zegarku, odpinali, zapinali a helikopter kolejny raz podnosił się i leciał po następny ładunek, huk i podmuch wiatru rozbijały się o schronisko i drzewa wokół, ciekawa historia, zobaczyć taką akcję, pewnie nie takie łatwe trafić akurat w środek takiego "desantu"
Helikopter w końcu odlatuje ostatni raz i nareszcie można cieszyć się ciszą i spokojnie chwilkę odpocząć przed dalszą drogą, zanim ruszyłem kupiłem znaczek ze schroniskiem, pierwszy tego dnia, ale na pewno nieostatni.
Wkraczam w Dolinę Małej Zimnej Wody, jakże to ładne miejsce, stałem nad brzegiem przepływającego potoku i patrzyłem z zachwytem przed siebie, piękne miejsce.
W oddali słychać szum wodospadu, którego nazwy nie do końca umiem przetłumaczyć może ktoś zna nazwę po polsku (Cyklisticky lad) ?
Nabierałem wysokości, za mną dolina robiła się coraz bardziej rozległa, ścieżka coraz bardziej się wydłużała.
Na mojej drodze kolejny raz tego dnia stanął nosicz, wielkie chłopisko, ten również wydawał z siebie dziwne dźwięki, trochę jakby miał zaraz umrzeć w strasznych mękach … ładunek sięgał wysoko ponad niego, a on parł po woli w górę.
Jest i drugie schronisko, ponad 100 letnia "Terinka", leży na 2015 m n.p.m. Mała kamienna konstrukcja stojąca nad urwiskiem, Kofola smakuje tam wybornie, ale z takim widokiem trudno żeby nie
Przede mną przejście przez Dolinę Pięciu Stawów Spiskich, rozpościera się stąd piękny widok na między innymi Spiski Szczyt, Baranie Rogi, czy Pyszny, w ich towarzystwie zmierzałem w stronę mojego punktu docelowego, Czerwonej Ławki.
Mój cel był już dobrze widoczny, zasiadłem na rozstaju dróg, jedna prowadziła tam gdzie ja podążałem, a druga na Lodową Przełęcz, która spoglądała na mnie swoim mrocznym obliczem.
Siedziałem i popijając kawę przyglądałem się jak mróweczki mozolnie wspinały się na przełęcz, wiedząc że lada moment czeka mnie ten sam los, ale w tej chwili był jeszcze chillout
Ruszyłem ostatnimi zakosami, już tylko one dzieliły mnie od łańcuchów i klamr …
Chyba jakaś klątwa Lodowej Przełęczy mnie dopadła, musiała wyjść z mroku Mordoru i dotrzeć aż tutaj, bo złapały mnie skurcze tak okrutne, jak nigdy wcześniej, w mięśniu nad udem robiła się wielka dziura, a ból krzywił moją twarzą, jak wykresem inflacji !
Czekam chwilę masując boleśnie nogę, żeby końcu móc ruszyć dalej … Zakładam "nocnik" na głowę (tak, jestem odpowiedzialnym turystą ) i ruszam do boju, macanie skały sprawia mi przyjemność
Ściana przede mną wygląda groźnie, jest naprawdę stroma, zwisa z niej mnóstwo łańcuchów i powbijane jest dużo klamr, niektórzy radzą sobie lepiej inni trochę nieporadnie, chyba jest dobrze, bo nikt nie zginął
Równolegle do klasycznego szlaku prowadzi niedawno otwarta ferrata, która szczerze mówiąc wygląda marniej niż klasyczny szlak, co później potwierdzają Ci którzy nią przechodzili, że niby jest ferrata,m ale chyba taka trochę na siłę
Pierwszy kontakt z bardziej wymagającym szlakiem mając lustrzankę na szyi, niestety aparat w takich sytuacjach troszkę przeszkadza, a zdjęcia przecież trzeba robić
Tego że przeszkadza trochę bardziej niż trochę, przekonam się już dwa dni później, ale o tym dopiero będzie …
Sprawnie przedostaję się na drugą stronę siodła i mogę podziwiać kolejne piękne widoki, te już trochę z widzenia znałem, miałem okazję podziwiać je z Małej Wysokiej kilka lat wstecz.
Staroleśna Dolina i jej zakamarki skrywają różne stawy, mnie się podoba nazwa Wysoki Siwy Staw, trochę jak ja
Rumowiskiem wielkich kamieni kieruję się do ukrytego pośród szczytów i stawów schroniska Zbójnickiego, po drodze były kuszące propozycje na odbicie w lewo, lecz sił i chęci zabrakło tego dnia na bonusy, dlatego grzecznie szedłem żółtą ścieżką w kierunku chaty.
Przy Staroleśniańskim Stawie spotkałem kozicę, która chyba nie była zadowolona z spotkania z ludźmi, bo dziwnie beczała i ruszała w moją stronę kiedy tylko się zatrzymałem i wycelowałem w nią aparat, kawałek dalej była jeszcze jedna, sympatyczniejsza, stała w bezruchu i ładnie pozowała
W końcu jest, trzecie w kolejności schronisko wyłoniło się zza skał.
Wszedłem do środka, kupiłem kolejny znaczek i uciekłem na zewnątrz, żeby w końcu się położyć i zacząć ucztę, bo brzuszek był już niespokojny i chyba chciał jeść
Leżę sobie patrzę na szczyty, obserwuję ludzi i zajadam kanapkami, popijając kawą, pełen luz …
Dobrze że nie wiedziałem co mnie czeka dalej, mądrzy koledzy mówili że dolina się ciągnie i w sumie jest nudna, dla tego wszyscy zgodnie mówili żeby iść od Terinki, mieli rację !
Aparat miał większe luzy przy mostku staram się uchwycić coś więcej z doliny i przy okazji trafia się sarna, która jak gdyby nigdy nic pasła się po drugiej stronie potoku.
W końcu dochodzę do Rainerowej Chaty, to bardziej budka z pamiątkami i piciem, niż schronisko Kupuję czwarty już znaczek tego dnia, ostatni jak się chwilę później okazuje, ponieważ Bilikowa Chata nie miała swojego znaczka, a szkoda.
Po drodze mijam wodospady, mniejsze i większe, w formie kaskad i rwących potoków, całkiem ładnie tam jest
Mijam Bilikową Chatę i wychodzę na Hrebienok, zasiadam na trawie obok kolejki, robię ostatniego łyka kawy schodzę już mocno zmęczony do Smokowca, widok auta zawsze cieszy, po całym dniu łażenia.
Ogarniam się przed powrotem do domu, w między czasie przychodzi para z którą mijałem się wielokrotnie tego dnia, też byli na Czerwonej Ławce, chwilę gadamy i wszyscy ruszamy w swoją stronę.
I taka to była wycieczka.
Poniedziałek, ostatni dzień w pracy ! Przede mną prawie miesiąc wolnego !
Plan jest natychmiastowy, we wtorek o 3.00 wyruszam w kierunku Starego Smokwca, skąd podjąłem się samotnego przejścia trasy schroniskowej, wyglądała tak: https://en.mapy.cz/s/hekucejebu
Przyjeżdżam przed 6.00, kręcę się przy parkingu robiąc zdjęcia, to był błąd, bo podjeżdża parkingowy i kasuje mnie 10 euro, gdyby mnie tam już nie było, to zaoszczędził bym 50 zł …
Biedniejszy o pięć dych ruszyłem zielonym szlakiem w stronę Hrebienoka, to króciutki odcinek więc od razu rezygnuję z pierwotnego planu zjechania kolejką w drodze powrotnej, 10 euro za tak krótki odcinek, to lekka przesada
(Odkąd wszedłem na szlak słyszę nieustanny huk helikoptera, który dziwnie lata tam i z powrotem ? Mały niebieski helikopterek "brzęcza" mi nad głową )
Witam się z gromadką misiów i pędzę dalej, Zatrzymuję się na wąskiej ścieżce żeby zrobić fotkę, a tu za mną w krzakach coś się gramoli, kurwa niedźwiedź ! Na szczęście nie, to tylko nosicz, który cały obładowany wchodził na szlak jakimś skrótem
Podszedł, zapytał o godzinę i ruszył pewnym krokiem wydając z siebie dziwne dźwięki, a ja wykorzystałem chwilę i zrobiłem kilka fajnych zdjęć z jego udziałem
Dochodzę do skrzyżowania nad Reinerową Chatą, skąd po małej pomyłce ruszam przez pięknie położony mostek w stronę Wodospadu Olbrzymiego.
Słońce wychodzi coraz wyżej nad szczyty, robi się coraz cieplej, a helikopter ciągle lata wte i wewte, ja niezmiennie pokonuję kolejne zakosy.
Dochodzę do Chaty Zamkowskiego i wszystko staje się jasne, helikopter który towarzyszył mi od półtorej godziny, dostarczał towar do schroniska, wielka zorganizowana akcja, cała fura ludzi, wszystko chodziło jak w zegarku, odpinali, zapinali a helikopter kolejny raz podnosił się i leciał po następny ładunek, huk i podmuch wiatru rozbijały się o schronisko i drzewa wokół, ciekawa historia, zobaczyć taką akcję, pewnie nie takie łatwe trafić akurat w środek takiego "desantu"
Helikopter w końcu odlatuje ostatni raz i nareszcie można cieszyć się ciszą i spokojnie chwilkę odpocząć przed dalszą drogą, zanim ruszyłem kupiłem znaczek ze schroniskiem, pierwszy tego dnia, ale na pewno nieostatni.
Wkraczam w Dolinę Małej Zimnej Wody, jakże to ładne miejsce, stałem nad brzegiem przepływającego potoku i patrzyłem z zachwytem przed siebie, piękne miejsce.
W oddali słychać szum wodospadu, którego nazwy nie do końca umiem przetłumaczyć może ktoś zna nazwę po polsku (Cyklisticky lad) ?
Nabierałem wysokości, za mną dolina robiła się coraz bardziej rozległa, ścieżka coraz bardziej się wydłużała.
Na mojej drodze kolejny raz tego dnia stanął nosicz, wielkie chłopisko, ten również wydawał z siebie dziwne dźwięki, trochę jakby miał zaraz umrzeć w strasznych mękach … ładunek sięgał wysoko ponad niego, a on parł po woli w górę.
Jest i drugie schronisko, ponad 100 letnia "Terinka", leży na 2015 m n.p.m. Mała kamienna konstrukcja stojąca nad urwiskiem, Kofola smakuje tam wybornie, ale z takim widokiem trudno żeby nie
Przede mną przejście przez Dolinę Pięciu Stawów Spiskich, rozpościera się stąd piękny widok na między innymi Spiski Szczyt, Baranie Rogi, czy Pyszny, w ich towarzystwie zmierzałem w stronę mojego punktu docelowego, Czerwonej Ławki.
Mój cel był już dobrze widoczny, zasiadłem na rozstaju dróg, jedna prowadziła tam gdzie ja podążałem, a druga na Lodową Przełęcz, która spoglądała na mnie swoim mrocznym obliczem.
Siedziałem i popijając kawę przyglądałem się jak mróweczki mozolnie wspinały się na przełęcz, wiedząc że lada moment czeka mnie ten sam los, ale w tej chwili był jeszcze chillout
Ruszyłem ostatnimi zakosami, już tylko one dzieliły mnie od łańcuchów i klamr …
Chyba jakaś klątwa Lodowej Przełęczy mnie dopadła, musiała wyjść z mroku Mordoru i dotrzeć aż tutaj, bo złapały mnie skurcze tak okrutne, jak nigdy wcześniej, w mięśniu nad udem robiła się wielka dziura, a ból krzywił moją twarzą, jak wykresem inflacji !
Czekam chwilę masując boleśnie nogę, żeby końcu móc ruszyć dalej … Zakładam "nocnik" na głowę (tak, jestem odpowiedzialnym turystą ) i ruszam do boju, macanie skały sprawia mi przyjemność
Ściana przede mną wygląda groźnie, jest naprawdę stroma, zwisa z niej mnóstwo łańcuchów i powbijane jest dużo klamr, niektórzy radzą sobie lepiej inni trochę nieporadnie, chyba jest dobrze, bo nikt nie zginął
Równolegle do klasycznego szlaku prowadzi niedawno otwarta ferrata, która szczerze mówiąc wygląda marniej niż klasyczny szlak, co później potwierdzają Ci którzy nią przechodzili, że niby jest ferrata,m ale chyba taka trochę na siłę
Pierwszy kontakt z bardziej wymagającym szlakiem mając lustrzankę na szyi, niestety aparat w takich sytuacjach troszkę przeszkadza, a zdjęcia przecież trzeba robić
Tego że przeszkadza trochę bardziej niż trochę, przekonam się już dwa dni później, ale o tym dopiero będzie …
Sprawnie przedostaję się na drugą stronę siodła i mogę podziwiać kolejne piękne widoki, te już trochę z widzenia znałem, miałem okazję podziwiać je z Małej Wysokiej kilka lat wstecz.
Staroleśna Dolina i jej zakamarki skrywają różne stawy, mnie się podoba nazwa Wysoki Siwy Staw, trochę jak ja
Rumowiskiem wielkich kamieni kieruję się do ukrytego pośród szczytów i stawów schroniska Zbójnickiego, po drodze były kuszące propozycje na odbicie w lewo, lecz sił i chęci zabrakło tego dnia na bonusy, dlatego grzecznie szedłem żółtą ścieżką w kierunku chaty.
Przy Staroleśniańskim Stawie spotkałem kozicę, która chyba nie była zadowolona z spotkania z ludźmi, bo dziwnie beczała i ruszała w moją stronę kiedy tylko się zatrzymałem i wycelowałem w nią aparat, kawałek dalej była jeszcze jedna, sympatyczniejsza, stała w bezruchu i ładnie pozowała
W końcu jest, trzecie w kolejności schronisko wyłoniło się zza skał.
Wszedłem do środka, kupiłem kolejny znaczek i uciekłem na zewnątrz, żeby w końcu się położyć i zacząć ucztę, bo brzuszek był już niespokojny i chyba chciał jeść
Leżę sobie patrzę na szczyty, obserwuję ludzi i zajadam kanapkami, popijając kawą, pełen luz …
Dobrze że nie wiedziałem co mnie czeka dalej, mądrzy koledzy mówili że dolina się ciągnie i w sumie jest nudna, dla tego wszyscy zgodnie mówili żeby iść od Terinki, mieli rację !
Aparat miał większe luzy przy mostku staram się uchwycić coś więcej z doliny i przy okazji trafia się sarna, która jak gdyby nigdy nic pasła się po drugiej stronie potoku.
W końcu dochodzę do Rainerowej Chaty, to bardziej budka z pamiątkami i piciem, niż schronisko Kupuję czwarty już znaczek tego dnia, ostatni jak się chwilę później okazuje, ponieważ Bilikowa Chata nie miała swojego znaczka, a szkoda.
Po drodze mijam wodospady, mniejsze i większe, w formie kaskad i rwących potoków, całkiem ładnie tam jest
Mijam Bilikową Chatę i wychodzę na Hrebienok, zasiadam na trawie obok kolejki, robię ostatniego łyka kawy schodzę już mocno zmęczony do Smokowca, widok auta zawsze cieszy, po całym dniu łażenia.
Ogarniam się przed powrotem do domu, w między czasie przychodzi para z którą mijałem się wielokrotnie tego dnia, też byli na Czerwonej Ławce, chwilę gadamy i wszyscy ruszamy w swoją stronę.
I taka to była wycieczka.