Kto startuje, niech i ląduje ... niekoniecznie tak jak my ..
: 2022-03-21, 19:08
Dobry wieczór.
Początki tej historii skrywa starożytna mgła. Lata temu pewien osobnik kupił książkę "Tatry z obłoków". Nie dość, że oglądnął, przeczytał to jeszcze stwierdził, że sam by chciał zobaczyć Tatry w ten sposób. Czekał, mącił, szukał chętnych, czekał. I w lipcu tamtego roku się doczekał. I to u podnóża Tatr - w Zakopanem. Górska koleżanka Barbara obchodziła tam urodziny i otrzymała od wspaniałego rodzeństwa prezent. Karnet na lot nad Tatrami. W ciągu trzech minut ustaliliśmy z Barbarą, że lecimy razem.
Nastał czas czekania. Pierwszy termin wypadł w weekend Zlotu w Cieślarówce.
Wybrałem Wasze towarzystwo.
Drugi raz wybrałem lot. W piątek 18 marca firma z Krakowa poinformowała Barbarę, że 19 marca jest wakat.
Wybraliśmy lot.
O 3.45 ruszamy z kopyta w stronę lotniska w Nowym Targu. Dojeżdżamy !
Księżyc świecił nad nami.
Czekając na ekipę lotniczą rzuciłem okiem na Tatry. Czekały na nas.
Rzeknę przy okazji, że było milusio zimno.
Pojawili się fachowcy. Krótka rozmowa, że to właśnie my czekamy na lot, pakowanie się do auta i jedziemy w stronę granicy. Taaaa ... na szczęście szybko okazuje się, że nie na ten lot czekaliśmy Szybkie telefony i następuje wymiana klientów. Prawie jak wymiana policjantów w filmie Drogówka.
Po tym wesołym poranku dojeżdżamy na miejsce startu w okolicach Zdziaru. Ma to jakąś nazwę ale nie pamiętam jaką
Ruch tam jak w Pyrzowicach. Poza naszym balonem do startu szykował się tam prawie cały dywizjon.
To nasza ekipa. Widać na aucie namiary na firmę. Polecam.
Rzut oka z lasu.
Współczesny smok.
Podnosi się do pionu.
Ten nas wyprzedził. Dwanaście osób i obsługa ruszyło w górę.
O 7.50 nastąpił start do przygody. Niezapomnianej ...
Polecieliśmy w czworo. Pilot Marek, kolega Maciek, Barbara i ja. Pilot wcześniej już latał . Maciek trzeci raz. My pierwszy raz. Niezapomniany raz ...
Nie było krokusów.
Idziemy w górę. Tatry też.
Kosz jest mały, poza nami miejsce zajmują np trzy wielkie ( i ciężkie nawet puste ) butle z gazem. Burty wg mnie niskie, wychylanie musiało być pod kontrolą.
Widziałem balona cień !!!!
Nie dla samych Tatr człowiek lata jak ten oreł. Zdjęcie Macieja.
Mur Tatr Bialskich. Nad nimi Wysokie. Przed nimi ustrojstwa narciarskie.
Oddaliły się od nas.
Wznosimy się i kierujemy się w prawo.
Widzimy np Kieżmarskie, Łomnicę, Durne, Baranie Rogi i dwa Lodowe.
Ciekawe widoki z tego balona. Wysoka pomiędzy Płaczliwą i Hawraniem.
Mięguszowickie nad Nowym. Balon nad Miedzianym.
Dwie Wieże.
Tatry idą w długość.
Przed lotem trochę obawialiśmy się temperatury na wysokościach. Niepotrzebnie. Słońce, lekki wiatr ( nieodczuwalny bo na nim lecieliśmy ), temperatura milusia. Zdjęcia robiłem bez rękawiczek.
Ta woda to Jezioro Czorsztyńskie.
Piękne bydlę. Lodowy Szczyt. Po prawej postrzępiony Staroleśny.
Teraz Polska. To najwyższe wizualnie to Świnica. Na lewo od niej równie wyniosły Kozi Wierch.
Ha ! Galeria Gankowa !
Za niedługo będziemy wyżej niż Gerlach.
Z tyłu na straży stoi Łomnica. Po prawej od niej majestatyczny Dumny.
Na Rysach stoją przedstawiciele frakcji pieszej.
Zdjęcie grupowe.
Jak widać , Zachodnie są spore.
A z tyłu mieszkają sobie Tatry Niżne.
Czy widzicie Morskie Oko ?
Lodowy Szczyt w centrum uwagi.
Czy widzicie Wielki Staw Polski ?
Rów Podtatrzański w pełnej krasie.
8.40 a tu pięć wolnych miejsc.
Bialskie w ciekawym układzie.
Jakby ktoś nie wierzył, że lecimy nad Tatrami to ma tutaj górę Giewont.
Na lewo płasko.
Tabuny narciarskie pod Kasprowym. I całe stado Zachodnich w tle.
Czy widzicie Czarny Staw pod Rysami i Żabiego Konia ?
Ten nas długo prześladował.
Bardzo znane miejsce w Tatrach Polskich.
W międzyczasie wlecieliśmy na 3570 m. Najwyżej tego dnia. Od dawna jako dzwonek telefonu mam Aces high
Trzyma się nas.
Dwa największe jeziora Tatr przed nami.
Widoki są wspaniałe. Jestem szczęśliwy i zachwycony. Tatry z takiej perspektywy są o wiele piękniejsze niż z dołu. No i mamy ciekawą lekcję topograficzną.
Orla Perć w całości.
Wołowy Grzbiet nad Czarnym pod Rysami.
Pojedynek w błękicie : Łomnica - Lodowy.
Szykują się do ataku na prawo. Lodowy czeka.
Chyba każdy z nas tam był.
Po środku rogaty ( cztery turnie szczytowe ) Staroleśny.
Tym razem na środku Gerlach. Na prawo od niego Batyżowiecki, Kaczy i Grań Kończystej.
Koperszady w pełnej krasie.
To on.
Jak już rzekłem nie dla samych Tatrów człek latał jak ten oreł nasz biały i szponiasty. Choczańskie i Mała Fatra.
Bialskie odcięły się od Wysokich.
Trwa na posterunku.
Nowy osobnik - Szeroka Jaworzyńska u dołu.
Budownictwo wysokogórskie. Najwyżej położony budynek na Słowacji.
A co to za milusie jeziorka ?
Wyraźnie robią flaszkę na stojąco.
Przed nami cztery z pięciu. Tych z nazwy
Osiedle Hala Gąsienicowa.
Znane i często odwiedzane szczyty.
Niby Czarny , a biały.
W Dolinie Roztoki śnieg się wycofuje.
Orla Perć.
Wierch pod Fajki.
Staw obok stawu. Zielona Dolina Gąsienicowa.
Niech i narciarze mają coś z życia. Widać stację w Goryczkowej i budynki na Kasprowym.
Krzyżne rozdwaja się w Wołoszyny i Koszyste.
Kościelca śnieg też się nie trzyma.
Czy byliście nad Ciemnosmreczyńskim Stawem ?
Krywań też ładny.
Łomnica czuwa.
Spory zestaw. Trapez Sławkowskiego po lewej. Rysy na środku, Wysoka po prawej, Niżne Rysy po lewej. Nad Wysoką Gerlach z Zadnim Gerlachem.
A jak tam warunki ? Sielanka. Ciepło, majestatycznie, widoki bezkresne. Marek informuje nas o wysokości, prędkości, itd. Jest ok.
Dla odmiany rzut oka w Zachodnie. Czy widzicie podobieństwo w budowie Kominiarskiego, Bobrowca i Osobitej ?
W tym tłumie jest np Wołowiec i Bystra.
Widzicie obiekt latający ?
Dwie przełęcze po lewej zapraszają na szlak.
Pod nami Kopy Liptowskie.
Bobrowiecka i Iwaniacka Przełęcz w jednej linii.
Czas na Czerwone Wierchy, na lewo od Giewontu.
Piękne piramidy Jagnięcego i Kołowego.
Po prawej Goryczkowa Czuba. Do soboty było to moje ulubione miejsce w Tatrach
A tymczasem w oddali ...
I w dalszej oddali - Tatry Niżne.
Balon nad Kopami Liptowskimi. Jakby tam wylądował to miejscowe niedźwiedzie od razu by się obudziły na obiad.
Wywyższa się.
Od dołu : Zachodnie, Liptowskie, Wysokie i Bialskie. Małych Tatr nie było.
Za to były Niżne.
Znany i lubiany szczyt po słowackiej stronie.
Co my tu mamy ? Jarząbczy, Jakubinę, Klin, Bystrą. I grań Otargańców po lewej.
Fatra się bieli.
Niżne idą w szerokość.
Zauważcie piękne pole śnieżne na Krywaniu.
Płaskie oblicze Słowacji.
W międzyczasie minęło ponad dwie godziny lotu. Jesteśmy nad słowacką częścią Tatr Zachodnich.
Po środku Otargańce zakończone Jakubiną.
Po lewej np Świnica.
Jak Góry Szaleństwa wg Lovecrafta
Po prawej trójkątny Kozi Wierch.
Samotny balon nad szlakiem.
Żleby Otargańców.
I inne
Na środku m.in. Trzy Kopy.
A my dalej lecimy. Zbliża się trzecia godzina lotu, gazu ubywa. Szybkiego lotu - osiągaliśmy z 35 km/h.
Warto poszukać miejsca na lądowanie.
Jesteśmy nad Żarską Doliną.
I zaczęło się.
Pisząc w skrócie - nie znam wszystkich powodów sprawy. Marek potem powiedział, że wpadliśmy w komin powietrzny, który nas bardzo mocno pociągnął w dół. Do tego resztki gazu, ziemia coraz bliżej, itd.
To nie jest żaden zoom.
Za moment wlecimy w te drzewa.
Każdy z nas dostał po twarzyczce gałęziami.
Resztki gazu straciliśmy przy próbie wyrwania się z brzóz.
Kosz zaczął tracić pion, nami zaczęło rzucać wewnątrz, tak z trzy razy byliśmy blisko wypadnięcia z kosza ale udało się nam w nim zatrzymać. Balon po wyrwaniu się z lasu zaczął opadać i ciągnąć nas po zboczu na dno doliny.
Po zboczu najeżonym pniami i połamanymi drzewami skierowanymi w naszą stronę. Wystarczyłoby jakby taki jeden pień wjechał nam w kosz to ... To bym raczej nie poszedł kolejny raz na Grojec.
Jechaliśmy koszem w dół. W końcu nie dało się już w nim utrzymać i wypadliśmy na zewnątrz. Kosz zatrzymał się na drzewie, balon zawisł nad ... skalnym zboczem. Jakby nas tam pociągnął to ... Marek i ja zjechaliśmy po stromym śniegu, Basia i Maciek utrzymali się w koszu.
Lądowanie nam się udało.
Oczywiście jak zjeżdżaliśmy to z kosza wylatywało co popadło. Okazało się potem, że wszystko ( komórki, część foto, radiotelefon, okulary ) znaleźliśmy.
Na początek musieliśmy opuścić płachtę i kosz na dół.
Samo odczepiani linek trwało z dziesięć minut. Do opuszczenia kosza użyliśmy liny przewiniętej przez drzewo powyżej.
Zestaw w całości.
Teraz to piszę na spokojnie ale i wtedy, uwierzcie , nikt nie wpadł w panikę. Do końca lądowania robiliśmy wszystko co mogliśmy. A potem przystąpiliśmy do akcji "Powrót z doliny". Potem nam wyszło, że wylądowaliśmy na zboczu Doliny Bystrego Potoku, odnogi Doliny Żarskie położonej na zboczu Barańca. Od dawna chciałem poznać te tereny , no ale może nie w ten sposób
Ten las lekko przetrzebiliśmy. TANAP nas ściga
Przyszedł czas na podział ról. Marek skontaktował się z resztą obsługi i podał wstępne namiary. Basia poszła w stronę Doliny Żarskiej żeby ich wypatrywać. Marek, Maciek i ja wzięliśmy na spacer ... butle po gazie
Lekkie to one nie były, a do tego szliśmy po zaśnieżonym potoku i mocno nachylonym wąwozie. Było wesoło. To nie to co spacer po szlaku. Nawet w lekko topiącym się śniegu na szlaku.
Buty po paru kąpielach do tej pory mi się suszą.
Widać kawałek podstępnego potoku.
W międzyczasie dociera ekipa "ratunkowa".
Miejsce gdzie zostawiliśmy butle było początkiem łatwiejszej drogi. Tylko żeby tam dotrzeć z butlą na uwięzi to szliśmy ponad pół godziny.
Wracamy w sześcioro do miejsca lądowania.
Tak przy okazji to ta Dolina Bystrego Potoku jest bardzo ładna.
Obóz.
Ładnie tam ale balon sam się nie zniesie
Ładujemy płachtę do pokrowca - ciężkie to i duże. I ruszamy z nią przez potok i wąwóz. Lekko nie było
Co chwilę ktoś z nas ląduje nogami pod śniegiem albo stacza się ze zbocza.
No i trzeba było też wytoczyć kosz. Ponoć ważył 80 kg.
Tutaj pchamy go na ostatniej prostej do szlaku w Żarskiej.
Butle czekają ! Ładujemy je do kosza i wkraczamy na szlak.
The Kosz.
Nie da się ukryć - byliśmy atrakcją na szlaku
Pokonujemy ostatni odcinek i docieramy na parking. Tam następują rytualne sceny podsumowujące lot. Nigdy mi tak szampan nie smakował jak wtedy
Pakujemy płachtę i kosz do przyczepy i ruszamy do Nowego Targu.
Akcja wyprowadzenia balonu trwała ... pięć godzin. a przed nami dwie godziny jazdy na lotnisko.
W aucie emocje przechodzą w humor W końcu żyjemy i poza obiciami i kilkoma elementami krwawymi nic nam nie jest. Barbara narzeka na ból głowy, wszystkim chlupie w butach, mięśnie będą bolały dopiero w niedzielę.
Żegnamy się na lotnisku w Nowym Targu.
Panie i Panowie ... pisząc poważnie to niewiele brakowało do tragedii. Na szczęście profesjonalizm Marka i nasz spokój pozwolił nam wyjść cało z tego. Nigdy nie zapomnę tej ... przygody. Od widoków, pogody, czegoś nowego do dramatyzmu lądowania i przebiegu akcji wyciągania balonu.
Zostałem na starość Pchaczem Kosza Balonowego.
Bardzo dziękuję Basi, Markowi i Maćkowi za wspólne przeżycie tych godzin.
Dziękuję za uwagę i proszę o ewentualne pytania.
Początki tej historii skrywa starożytna mgła. Lata temu pewien osobnik kupił książkę "Tatry z obłoków". Nie dość, że oglądnął, przeczytał to jeszcze stwierdził, że sam by chciał zobaczyć Tatry w ten sposób. Czekał, mącił, szukał chętnych, czekał. I w lipcu tamtego roku się doczekał. I to u podnóża Tatr - w Zakopanem. Górska koleżanka Barbara obchodziła tam urodziny i otrzymała od wspaniałego rodzeństwa prezent. Karnet na lot nad Tatrami. W ciągu trzech minut ustaliliśmy z Barbarą, że lecimy razem.
Nastał czas czekania. Pierwszy termin wypadł w weekend Zlotu w Cieślarówce.
Wybrałem Wasze towarzystwo.
Drugi raz wybrałem lot. W piątek 18 marca firma z Krakowa poinformowała Barbarę, że 19 marca jest wakat.
Wybraliśmy lot.
O 3.45 ruszamy z kopyta w stronę lotniska w Nowym Targu. Dojeżdżamy !
Księżyc świecił nad nami.
Czekając na ekipę lotniczą rzuciłem okiem na Tatry. Czekały na nas.
Rzeknę przy okazji, że było milusio zimno.
Pojawili się fachowcy. Krótka rozmowa, że to właśnie my czekamy na lot, pakowanie się do auta i jedziemy w stronę granicy. Taaaa ... na szczęście szybko okazuje się, że nie na ten lot czekaliśmy Szybkie telefony i następuje wymiana klientów. Prawie jak wymiana policjantów w filmie Drogówka.
Po tym wesołym poranku dojeżdżamy na miejsce startu w okolicach Zdziaru. Ma to jakąś nazwę ale nie pamiętam jaką
Ruch tam jak w Pyrzowicach. Poza naszym balonem do startu szykował się tam prawie cały dywizjon.
To nasza ekipa. Widać na aucie namiary na firmę. Polecam.
Rzut oka z lasu.
Współczesny smok.
Podnosi się do pionu.
Ten nas wyprzedził. Dwanaście osób i obsługa ruszyło w górę.
O 7.50 nastąpił start do przygody. Niezapomnianej ...
Polecieliśmy w czworo. Pilot Marek, kolega Maciek, Barbara i ja. Pilot wcześniej już latał . Maciek trzeci raz. My pierwszy raz. Niezapomniany raz ...
Nie było krokusów.
Idziemy w górę. Tatry też.
Kosz jest mały, poza nami miejsce zajmują np trzy wielkie ( i ciężkie nawet puste ) butle z gazem. Burty wg mnie niskie, wychylanie musiało być pod kontrolą.
Widziałem balona cień !!!!
Nie dla samych Tatr człowiek lata jak ten oreł. Zdjęcie Macieja.
Mur Tatr Bialskich. Nad nimi Wysokie. Przed nimi ustrojstwa narciarskie.
Oddaliły się od nas.
Wznosimy się i kierujemy się w prawo.
Widzimy np Kieżmarskie, Łomnicę, Durne, Baranie Rogi i dwa Lodowe.
Ciekawe widoki z tego balona. Wysoka pomiędzy Płaczliwą i Hawraniem.
Mięguszowickie nad Nowym. Balon nad Miedzianym.
Dwie Wieże.
Tatry idą w długość.
Przed lotem trochę obawialiśmy się temperatury na wysokościach. Niepotrzebnie. Słońce, lekki wiatr ( nieodczuwalny bo na nim lecieliśmy ), temperatura milusia. Zdjęcia robiłem bez rękawiczek.
Ta woda to Jezioro Czorsztyńskie.
Piękne bydlę. Lodowy Szczyt. Po prawej postrzępiony Staroleśny.
Teraz Polska. To najwyższe wizualnie to Świnica. Na lewo od niej równie wyniosły Kozi Wierch.
Ha ! Galeria Gankowa !
Za niedługo będziemy wyżej niż Gerlach.
Z tyłu na straży stoi Łomnica. Po prawej od niej majestatyczny Dumny.
Na Rysach stoją przedstawiciele frakcji pieszej.
Zdjęcie grupowe.
Jak widać , Zachodnie są spore.
A z tyłu mieszkają sobie Tatry Niżne.
Czy widzicie Morskie Oko ?
Lodowy Szczyt w centrum uwagi.
Czy widzicie Wielki Staw Polski ?
Rów Podtatrzański w pełnej krasie.
8.40 a tu pięć wolnych miejsc.
Bialskie w ciekawym układzie.
Jakby ktoś nie wierzył, że lecimy nad Tatrami to ma tutaj górę Giewont.
Na lewo płasko.
Tabuny narciarskie pod Kasprowym. I całe stado Zachodnich w tle.
Czy widzicie Czarny Staw pod Rysami i Żabiego Konia ?
Ten nas długo prześladował.
Bardzo znane miejsce w Tatrach Polskich.
W międzyczasie wlecieliśmy na 3570 m. Najwyżej tego dnia. Od dawna jako dzwonek telefonu mam Aces high
Trzyma się nas.
Dwa największe jeziora Tatr przed nami.
Widoki są wspaniałe. Jestem szczęśliwy i zachwycony. Tatry z takiej perspektywy są o wiele piękniejsze niż z dołu. No i mamy ciekawą lekcję topograficzną.
Orla Perć w całości.
Wołowy Grzbiet nad Czarnym pod Rysami.
Pojedynek w błękicie : Łomnica - Lodowy.
Szykują się do ataku na prawo. Lodowy czeka.
Chyba każdy z nas tam był.
Po środku rogaty ( cztery turnie szczytowe ) Staroleśny.
Tym razem na środku Gerlach. Na prawo od niego Batyżowiecki, Kaczy i Grań Kończystej.
Koperszady w pełnej krasie.
To on.
Jak już rzekłem nie dla samych Tatrów człek latał jak ten oreł nasz biały i szponiasty. Choczańskie i Mała Fatra.
Bialskie odcięły się od Wysokich.
Trwa na posterunku.
Nowy osobnik - Szeroka Jaworzyńska u dołu.
Budownictwo wysokogórskie. Najwyżej położony budynek na Słowacji.
A co to za milusie jeziorka ?
Wyraźnie robią flaszkę na stojąco.
Przed nami cztery z pięciu. Tych z nazwy
Osiedle Hala Gąsienicowa.
Znane i często odwiedzane szczyty.
Niby Czarny , a biały.
W Dolinie Roztoki śnieg się wycofuje.
Orla Perć.
Wierch pod Fajki.
Staw obok stawu. Zielona Dolina Gąsienicowa.
Niech i narciarze mają coś z życia. Widać stację w Goryczkowej i budynki na Kasprowym.
Krzyżne rozdwaja się w Wołoszyny i Koszyste.
Kościelca śnieg też się nie trzyma.
Czy byliście nad Ciemnosmreczyńskim Stawem ?
Krywań też ładny.
Łomnica czuwa.
Spory zestaw. Trapez Sławkowskiego po lewej. Rysy na środku, Wysoka po prawej, Niżne Rysy po lewej. Nad Wysoką Gerlach z Zadnim Gerlachem.
A jak tam warunki ? Sielanka. Ciepło, majestatycznie, widoki bezkresne. Marek informuje nas o wysokości, prędkości, itd. Jest ok.
Dla odmiany rzut oka w Zachodnie. Czy widzicie podobieństwo w budowie Kominiarskiego, Bobrowca i Osobitej ?
W tym tłumie jest np Wołowiec i Bystra.
Widzicie obiekt latający ?
Dwie przełęcze po lewej zapraszają na szlak.
Pod nami Kopy Liptowskie.
Bobrowiecka i Iwaniacka Przełęcz w jednej linii.
Czas na Czerwone Wierchy, na lewo od Giewontu.
Piękne piramidy Jagnięcego i Kołowego.
Po prawej Goryczkowa Czuba. Do soboty było to moje ulubione miejsce w Tatrach
A tymczasem w oddali ...
I w dalszej oddali - Tatry Niżne.
Balon nad Kopami Liptowskimi. Jakby tam wylądował to miejscowe niedźwiedzie od razu by się obudziły na obiad.
Wywyższa się.
Od dołu : Zachodnie, Liptowskie, Wysokie i Bialskie. Małych Tatr nie było.
Za to były Niżne.
Znany i lubiany szczyt po słowackiej stronie.
Co my tu mamy ? Jarząbczy, Jakubinę, Klin, Bystrą. I grań Otargańców po lewej.
Fatra się bieli.
Niżne idą w szerokość.
Zauważcie piękne pole śnieżne na Krywaniu.
Płaskie oblicze Słowacji.
W międzyczasie minęło ponad dwie godziny lotu. Jesteśmy nad słowacką częścią Tatr Zachodnich.
Po środku Otargańce zakończone Jakubiną.
Po lewej np Świnica.
Jak Góry Szaleństwa wg Lovecrafta
Po prawej trójkątny Kozi Wierch.
Samotny balon nad szlakiem.
Żleby Otargańców.
I inne
Na środku m.in. Trzy Kopy.
A my dalej lecimy. Zbliża się trzecia godzina lotu, gazu ubywa. Szybkiego lotu - osiągaliśmy z 35 km/h.
Warto poszukać miejsca na lądowanie.
Jesteśmy nad Żarską Doliną.
I zaczęło się.
Pisząc w skrócie - nie znam wszystkich powodów sprawy. Marek potem powiedział, że wpadliśmy w komin powietrzny, który nas bardzo mocno pociągnął w dół. Do tego resztki gazu, ziemia coraz bliżej, itd.
To nie jest żaden zoom.
Za moment wlecimy w te drzewa.
Każdy z nas dostał po twarzyczce gałęziami.
Resztki gazu straciliśmy przy próbie wyrwania się z brzóz.
Kosz zaczął tracić pion, nami zaczęło rzucać wewnątrz, tak z trzy razy byliśmy blisko wypadnięcia z kosza ale udało się nam w nim zatrzymać. Balon po wyrwaniu się z lasu zaczął opadać i ciągnąć nas po zboczu na dno doliny.
Po zboczu najeżonym pniami i połamanymi drzewami skierowanymi w naszą stronę. Wystarczyłoby jakby taki jeden pień wjechał nam w kosz to ... To bym raczej nie poszedł kolejny raz na Grojec.
Jechaliśmy koszem w dół. W końcu nie dało się już w nim utrzymać i wypadliśmy na zewnątrz. Kosz zatrzymał się na drzewie, balon zawisł nad ... skalnym zboczem. Jakby nas tam pociągnął to ... Marek i ja zjechaliśmy po stromym śniegu, Basia i Maciek utrzymali się w koszu.
Lądowanie nam się udało.
Oczywiście jak zjeżdżaliśmy to z kosza wylatywało co popadło. Okazało się potem, że wszystko ( komórki, część foto, radiotelefon, okulary ) znaleźliśmy.
Na początek musieliśmy opuścić płachtę i kosz na dół.
Samo odczepiani linek trwało z dziesięć minut. Do opuszczenia kosza użyliśmy liny przewiniętej przez drzewo powyżej.
Zestaw w całości.
Teraz to piszę na spokojnie ale i wtedy, uwierzcie , nikt nie wpadł w panikę. Do końca lądowania robiliśmy wszystko co mogliśmy. A potem przystąpiliśmy do akcji "Powrót z doliny". Potem nam wyszło, że wylądowaliśmy na zboczu Doliny Bystrego Potoku, odnogi Doliny Żarskie położonej na zboczu Barańca. Od dawna chciałem poznać te tereny , no ale może nie w ten sposób
Ten las lekko przetrzebiliśmy. TANAP nas ściga
Przyszedł czas na podział ról. Marek skontaktował się z resztą obsługi i podał wstępne namiary. Basia poszła w stronę Doliny Żarskiej żeby ich wypatrywać. Marek, Maciek i ja wzięliśmy na spacer ... butle po gazie
Lekkie to one nie były, a do tego szliśmy po zaśnieżonym potoku i mocno nachylonym wąwozie. Było wesoło. To nie to co spacer po szlaku. Nawet w lekko topiącym się śniegu na szlaku.
Buty po paru kąpielach do tej pory mi się suszą.
Widać kawałek podstępnego potoku.
W międzyczasie dociera ekipa "ratunkowa".
Miejsce gdzie zostawiliśmy butle było początkiem łatwiejszej drogi. Tylko żeby tam dotrzeć z butlą na uwięzi to szliśmy ponad pół godziny.
Wracamy w sześcioro do miejsca lądowania.
Tak przy okazji to ta Dolina Bystrego Potoku jest bardzo ładna.
Obóz.
Ładnie tam ale balon sam się nie zniesie
Ładujemy płachtę do pokrowca - ciężkie to i duże. I ruszamy z nią przez potok i wąwóz. Lekko nie było
Co chwilę ktoś z nas ląduje nogami pod śniegiem albo stacza się ze zbocza.
No i trzeba było też wytoczyć kosz. Ponoć ważył 80 kg.
Tutaj pchamy go na ostatniej prostej do szlaku w Żarskiej.
Butle czekają ! Ładujemy je do kosza i wkraczamy na szlak.
The Kosz.
Nie da się ukryć - byliśmy atrakcją na szlaku
Pokonujemy ostatni odcinek i docieramy na parking. Tam następują rytualne sceny podsumowujące lot. Nigdy mi tak szampan nie smakował jak wtedy
Pakujemy płachtę i kosz do przyczepy i ruszamy do Nowego Targu.
Akcja wyprowadzenia balonu trwała ... pięć godzin. a przed nami dwie godziny jazdy na lotnisko.
W aucie emocje przechodzą w humor W końcu żyjemy i poza obiciami i kilkoma elementami krwawymi nic nam nie jest. Barbara narzeka na ból głowy, wszystkim chlupie w butach, mięśnie będą bolały dopiero w niedzielę.
Żegnamy się na lotnisku w Nowym Targu.
Panie i Panowie ... pisząc poważnie to niewiele brakowało do tragedii. Na szczęście profesjonalizm Marka i nasz spokój pozwolił nam wyjść cało z tego. Nigdy nie zapomnę tej ... przygody. Od widoków, pogody, czegoś nowego do dramatyzmu lądowania i przebiegu akcji wyciągania balonu.
Zostałem na starość Pchaczem Kosza Balonowego.
Bardzo dziękuję Basi, Markowi i Maćkowi za wspólne przeżycie tych godzin.
Dziękuję za uwagę i proszę o ewentualne pytania.