Zbydlęcenie w Tatrach.
: 2022-03-18, 12:27
Darz Gad !
Po sobotnim mikście tatrzańsko - metalowym trzeba było kuć żelazo póki gorące. Jak to w zimowy marzec wypada.
Acid Drinkers w roli budzika oznajmił, że wybiła 5.20. A jeszcze niedawno było 00.50 ... Plecak gotowy, termos zakręcony, kijki w dłonie i trzeba zejść z pierwszego piętra. To była pierwsza próba sił. Udało się. Auto podjeżdża i w składzie dwuosobowym ruszamy do boju z olbrzymimi szczytami w Tatrach Zachodnich.
Poranek mamy buro - smogowy.
W drugą stronę jest trochę inaczej.
Szybko docieramy na parking na Siwej i o 7.40 ruszamy w bój.
Giewont się zachmurzył jak kolejny raz nas tam zobaczył.
Zresztą ogólnie było chmurnie. Wyraziliśmy swoją opinię na ten temat. Trochę pomogło.
O 9.12 weszliśmy do schroniska. Stoliczek nakrył się.
Nikt z nas nie próbował zakończyć wycieczki w schronisku.
Trzeba wiedzieć kiedy od stołu wstać zmotywowanym.
Pogoda to doceniła. Czubik, Kończysty i piramida Klina.
Kominiarski, Iwaniacka i Ciemniak w oddali.
Wyjście z lasu w drodze na Monumentalnego Grzesia.
Tego dnia chmury ubarwiały niebiosa.
Prezentuje się przed nami piękny zestaw.
Pierwszy osobnik zdobyty.
Monumentalny Grześ.
Nikt z nas nie próbował zakończyć wycieczki na tym szczycie.
Dla odmiany Krywań.
Trochę posiedzieliśmy przy herbacie patrząc na Czubik i pomniejsze szczyty wokół niego.
Są i Rysy.
I słowackie Zachodnie.
A my szturmujemy Rakoń. Nie kolejkę.
Otwarto nowy szlak - z Ciemniaka na Świnicę.
Nic nas tego dnia nie mogło powstrzymać.
Las się lekko przerzedził.
Ławka rezerwowych.
Nie chwaląc się - zdobyliśmy Rakoń.
Nikt z nas nie próbował zakończyć wycieczki na tym szczycie
Wysoki zestaw z Wysoką i Gerlachem na czele.
Wycieczka w Tatry Polskie bez Giewontu byłaby nieudana.
Klasyczny przykład tatrzańskiego zbydlęcenia - wywyższająca się Świnica.
Szybko spacyfikowana przez Lodowego.
Ostatnie sekundy przed Ostatecznym Szturmem na Cel Dnia.
Rohacz Ostry próbuje nas nakłonić do złego.
Dzień dobry. Nazywamy się Stawy Rohackie i jesteśmy zakute i skute.
Babia. Osobita. Rakoń. Ostatnie podejście.
Na prawo od Smutnej Przełęczy jest wesoło.
Po prawicy Gerlach.
Dziwny tłum ...
Cel wzięty ! Kolejne bydlę tatrzańskie ujarzmione zimą ! Wołowiec zarżnięty !
I sympatyczny turysta na szczycie.
Przyszedł czas na zasłużony odpoczynek połączony z degustacją i podziwianiem widoków.
Na lewo od zachmurzonego Lodowego piękna piramida Kołowego.
Żleby Rohacza.
Lodowa Wyspa.
Mrówki turystyczne.
Ponowne kuknięcie na Wysoką i Gerlacha.
Fotografia na skraju. Z Mięguszowickim prawie na głowie.
Z cyklu "Bydlęta Tatr" - całe stado Barańców.
Bydle z Beskidów.
Kozi Wierch po prawej. Był tam tego dnia nasz kolega z Żywca. Trochę mu odpierdoliło w temacie tempa na szlaku Na Świnicy też tłum. Tego dnia na tych szczytach było tyle ludzi, że nawet największe nieudaczniki topograficzne nie mogły się tam zgubić
Barany przyprowadzone pod ofiarny obelisk.
Pierwsza od prawej Kopa Lodowa. Chcę w tym roku tam wrócić ale z dolotem na Lodową Przełęcz.
Piękne zbocza. Nie porysowane przez deskowych zbrodniarzy.
Rysy tez były odwiedzane.
Spory ruch w dwie strony.
Kopy na kopy.
Góra Gór. Ojciec Everestu. Tytan. Pan i Władca. Jego Wysokość Czubik.
Przyszłość turystyki.
Kije spod Grunwaldu.
Pożegnalne zalegnięcie.
Jesteśmy już wystarczająco zbydlęceni poprzez kontakt z bydlęcymi szczytami. Czas wracać. Mijamy się z uroczymi turystkami, z którymi wcześniej parokrotnie mijaliśmy się na szlaku. Pozdrawiamy !
Zejście idzie nam dobrze. Pod nami otchłań Doliny Rohackiej.
Dwójki marszowe.
Pierwsze zejście. Rakoń. Osobita. Babia Góra.
Czyż Łopata nie wygląda groźnie ?
Od Grzesia szlak idzie prawie tylko w dół. Trzy metry podejścia o nachyleniu 15 stopni kiedyś się wyrówna.
Było tak stromo , że aż mnie wydłużyło.
Prastary las. Z wampirami i strzygami. I czasami ze strażnikami TPN.
W dobrym stanie zdrowia docieramy do schroniska. Siadamy przed i ściągamy z siebie żelastwo, które założyliśmy na Rakoniu.
Dało to efekt - około 40 metrów od schodów malowniczo podjechałem na trasie. Bydlaki narciarze "wypolerowali" szlak.
Morda mi się ucieszyła na widok tego szczytu.
Giewont zrozumiał, że jesteśmy poważnymi turystami. Ale z Chochołowską na dłużej dajemy sobie spokój.
Koniec.
9 godzin i 5 minut. 29 kilometrów szlaku. Trzy szczyty. 1300 m podejścia. Piękne widoki i piękne turystki. Zieleń w ukryciu.
Z dniem wcześniejszym dało mi to 47 kilometrów szlaku, 1900 m podejścia, ponad 16 godzin na szlaku przez weekend. I koncert HM pośrodku. W ten weekend planuję krótsze trasy ale z trochę większym przewyższeniem.
Nie jest źle. Nawet Towarzystwo było w porządku. A Bydlaki Tatrzańskie niech żyją nam !
W drodze powrotnej odwiedziliśmy stację benzynową. W wiadomym celu.
Tatry z oddali.
Po sobotnim mikście tatrzańsko - metalowym trzeba było kuć żelazo póki gorące. Jak to w zimowy marzec wypada.
Acid Drinkers w roli budzika oznajmił, że wybiła 5.20. A jeszcze niedawno było 00.50 ... Plecak gotowy, termos zakręcony, kijki w dłonie i trzeba zejść z pierwszego piętra. To była pierwsza próba sił. Udało się. Auto podjeżdża i w składzie dwuosobowym ruszamy do boju z olbrzymimi szczytami w Tatrach Zachodnich.
Poranek mamy buro - smogowy.
W drugą stronę jest trochę inaczej.
Szybko docieramy na parking na Siwej i o 7.40 ruszamy w bój.
Giewont się zachmurzył jak kolejny raz nas tam zobaczył.
Zresztą ogólnie było chmurnie. Wyraziliśmy swoją opinię na ten temat. Trochę pomogło.
O 9.12 weszliśmy do schroniska. Stoliczek nakrył się.
Nikt z nas nie próbował zakończyć wycieczki w schronisku.
Trzeba wiedzieć kiedy od stołu wstać zmotywowanym.
Pogoda to doceniła. Czubik, Kończysty i piramida Klina.
Kominiarski, Iwaniacka i Ciemniak w oddali.
Wyjście z lasu w drodze na Monumentalnego Grzesia.
Tego dnia chmury ubarwiały niebiosa.
Prezentuje się przed nami piękny zestaw.
Pierwszy osobnik zdobyty.
Monumentalny Grześ.
Nikt z nas nie próbował zakończyć wycieczki na tym szczycie.
Dla odmiany Krywań.
Trochę posiedzieliśmy przy herbacie patrząc na Czubik i pomniejsze szczyty wokół niego.
Są i Rysy.
I słowackie Zachodnie.
A my szturmujemy Rakoń. Nie kolejkę.
Otwarto nowy szlak - z Ciemniaka na Świnicę.
Nic nas tego dnia nie mogło powstrzymać.
Las się lekko przerzedził.
Ławka rezerwowych.
Nie chwaląc się - zdobyliśmy Rakoń.
Nikt z nas nie próbował zakończyć wycieczki na tym szczycie
Wysoki zestaw z Wysoką i Gerlachem na czele.
Wycieczka w Tatry Polskie bez Giewontu byłaby nieudana.
Klasyczny przykład tatrzańskiego zbydlęcenia - wywyższająca się Świnica.
Szybko spacyfikowana przez Lodowego.
Ostatnie sekundy przed Ostatecznym Szturmem na Cel Dnia.
Rohacz Ostry próbuje nas nakłonić do złego.
Dzień dobry. Nazywamy się Stawy Rohackie i jesteśmy zakute i skute.
Babia. Osobita. Rakoń. Ostatnie podejście.
Na prawo od Smutnej Przełęczy jest wesoło.
Po prawicy Gerlach.
Dziwny tłum ...
Cel wzięty ! Kolejne bydlę tatrzańskie ujarzmione zimą ! Wołowiec zarżnięty !
I sympatyczny turysta na szczycie.
Przyszedł czas na zasłużony odpoczynek połączony z degustacją i podziwianiem widoków.
Na lewo od zachmurzonego Lodowego piękna piramida Kołowego.
Żleby Rohacza.
Lodowa Wyspa.
Mrówki turystyczne.
Ponowne kuknięcie na Wysoką i Gerlacha.
Fotografia na skraju. Z Mięguszowickim prawie na głowie.
Z cyklu "Bydlęta Tatr" - całe stado Barańców.
Bydle z Beskidów.
Kozi Wierch po prawej. Był tam tego dnia nasz kolega z Żywca. Trochę mu odpierdoliło w temacie tempa na szlaku Na Świnicy też tłum. Tego dnia na tych szczytach było tyle ludzi, że nawet największe nieudaczniki topograficzne nie mogły się tam zgubić
Barany przyprowadzone pod ofiarny obelisk.
Pierwsza od prawej Kopa Lodowa. Chcę w tym roku tam wrócić ale z dolotem na Lodową Przełęcz.
Piękne zbocza. Nie porysowane przez deskowych zbrodniarzy.
Rysy tez były odwiedzane.
Spory ruch w dwie strony.
Kopy na kopy.
Góra Gór. Ojciec Everestu. Tytan. Pan i Władca. Jego Wysokość Czubik.
Przyszłość turystyki.
Kije spod Grunwaldu.
Pożegnalne zalegnięcie.
Jesteśmy już wystarczająco zbydlęceni poprzez kontakt z bydlęcymi szczytami. Czas wracać. Mijamy się z uroczymi turystkami, z którymi wcześniej parokrotnie mijaliśmy się na szlaku. Pozdrawiamy !
Zejście idzie nam dobrze. Pod nami otchłań Doliny Rohackiej.
Dwójki marszowe.
Pierwsze zejście. Rakoń. Osobita. Babia Góra.
Czyż Łopata nie wygląda groźnie ?
Od Grzesia szlak idzie prawie tylko w dół. Trzy metry podejścia o nachyleniu 15 stopni kiedyś się wyrówna.
Było tak stromo , że aż mnie wydłużyło.
Prastary las. Z wampirami i strzygami. I czasami ze strażnikami TPN.
W dobrym stanie zdrowia docieramy do schroniska. Siadamy przed i ściągamy z siebie żelastwo, które założyliśmy na Rakoniu.
Dało to efekt - około 40 metrów od schodów malowniczo podjechałem na trasie. Bydlaki narciarze "wypolerowali" szlak.
Morda mi się ucieszyła na widok tego szczytu.
Giewont zrozumiał, że jesteśmy poważnymi turystami. Ale z Chochołowską na dłużej dajemy sobie spokój.
Koniec.
9 godzin i 5 minut. 29 kilometrów szlaku. Trzy szczyty. 1300 m podejścia. Piękne widoki i piękne turystki. Zieleń w ukryciu.
Z dniem wcześniejszym dało mi to 47 kilometrów szlaku, 1900 m podejścia, ponad 16 godzin na szlaku przez weekend. I koncert HM pośrodku. W ten weekend planuję krótsze trasy ale z trochę większym przewyższeniem.
Nie jest źle. Nawet Towarzystwo było w porządku. A Bydlaki Tatrzańskie niech żyją nam !
W drodze powrotnej odwiedziliśmy stację benzynową. W wiadomym celu.
Tatry z oddali.