Z Polanki na Polanę, czyli dwa tatrzańskie światy
: 2021-09-05, 20:16
Ponownie naszło mnie na trawers Tatr przy wykorzystaniu środków komunikacji publicznej. Ma to swoje zalety (brak nużących powrotów drogą podejścia) i wady (czas spędzony w komunikacji).
Wyjazd standardowo 4 rano, przyjazd do Łysej Polany przed siódmą. Samochodów pomimo wczesnej pory dużo, parking po słowackiej stronie 30 zł.
Autobus 7:05, mniej więcej od Zdziaru cieszący się sporym wypełnieniem. W Starym Smokowcu jesteśmy jakiś kwadrans po ósmej. Rzut oka na wielokrotnie odwiedzany pensjonat i przebłysk myśli o masie pozytywnych wspomnień związanych z pobytami w nim.
Pociąg mam za pół godziny, dobry czas na śniadanie. Elektriczka cieszy się nawet większym powodzeniem od autobusu pomimo, że jest już po wakacjach. Szczęśliwie mam do przejechania zaledwie kilka stacji.
Z Tatrzańskiej Polanki chciałem początkowo podjechać busem do Śląskiego Domu (10 EUR), ale byłem na parkingu prawie pół godziny przed planowanym odjazdem i już czekało sporo ludzi, więc prawdopodobnie nie zabrałbym się pierwszym kursem (a jeździ co 30 minut). Nie chciało mi się tam kwitnąć, więc ruszyłem do góry raźno z kamasza.
Pod hotelem słonecznie i sympatycznie, więc nieco poleniuchowałem. Leżenie w górach jest ważnym elementem turystyki. Niestety trzeba było iść dalej.
Ludzi na szlaku dużo, nawet bardzo, co było trochę nieprzyjemnym zaskoczeniem. Bez wielkich historii docieram na Polski Grzebień, pod koniec trochę bokami (parę osób średnio radzi sobie z żelastwem i robi się lekki zator, a da się to spokojnie i moim zdaniem nawet wygodniej ominąć).
Na przełęczy tłum. Na Małą Wysoką idzie też tłum. Nie chce mi się, byłem tam dwa razy, a pogoda zaczyna się psuć. Parę osób w kaskach, niektórzy od stóp do głów (dosłownie, od butów po kask) odziani w strój jednego producenta dobrany pod kolor, nie wykazujący oznak częstego użytkowania. Ich pieniądze, ich sprawa (turystyka górska staje się widocznie modna) a kaski mogą uratować łeb trafiony kamieniem, co przy tej frekwencji nie jest wcale niemożliwe. Ale uśmiechnąć się mogę
Uciekam stamtąd po paru minutach, nie lubię tłumu, a w Białej Wodzie od razu odnajduję ten inny, cichy i przyjazny tatrzański świat. Znajduję miejsca, w których mogę posiedzieć czy poleżeć nie spotykając nikogo i nie słysząc niczego oprócz wiatru czy ptaków. Nie przeszkadza mi kompletnie, że pogoda się pogorszyła. Schodzę nie spiesząc się i patrząc na miejsca budzące wyłącznie pozytywne skojarzenia i wspomnienia. Stawy (Zmarzły, Litworowy, Zielony, Ciężki), Hruba Turnia, wejścia do bocznych odnóg (pięknie zawieszona Ciężka, Świstowa, Rówienki, Kacza i jeszcze parę), okalające dolinę szczyty (np. Litworowy, Ganek, Wysoka, Młynarz, masyw Spismichałowej Czuby i Szerokiej Jaworzyńskiej - wymieniać można jeszcze długo...). W mojej subiektywnej ocenie Dolina Białej Wody bije Wielicką o dwie klasy, jeśli chodzi o wielkość, system odnóg czy po prostu urodę. Pewnie nie widać tego na poniższych zdjęciach ze względu na pogodę (szczęśliwie dolinę mam już obfotografowaną wielokrotnie w lepszych okolicznościach). Ludzi tam niewiele - i niech już tak zostanie. Wiele na to wskazuje, nie ma tam atrakcji w postaci schroniska i piwa w plastikowym kubku.
Docieram bez problemów czy większego znużenia (choć cały dzień łażę lekko niewyspany) na Łysą Polanę, a później bez korków do domu. Więcej takich dni poproszę
Wyjazd standardowo 4 rano, przyjazd do Łysej Polany przed siódmą. Samochodów pomimo wczesnej pory dużo, parking po słowackiej stronie 30 zł.
Autobus 7:05, mniej więcej od Zdziaru cieszący się sporym wypełnieniem. W Starym Smokowcu jesteśmy jakiś kwadrans po ósmej. Rzut oka na wielokrotnie odwiedzany pensjonat i przebłysk myśli o masie pozytywnych wspomnień związanych z pobytami w nim.
Pociąg mam za pół godziny, dobry czas na śniadanie. Elektriczka cieszy się nawet większym powodzeniem od autobusu pomimo, że jest już po wakacjach. Szczęśliwie mam do przejechania zaledwie kilka stacji.
Z Tatrzańskiej Polanki chciałem początkowo podjechać busem do Śląskiego Domu (10 EUR), ale byłem na parkingu prawie pół godziny przed planowanym odjazdem i już czekało sporo ludzi, więc prawdopodobnie nie zabrałbym się pierwszym kursem (a jeździ co 30 minut). Nie chciało mi się tam kwitnąć, więc ruszyłem do góry raźno z kamasza.
Pod hotelem słonecznie i sympatycznie, więc nieco poleniuchowałem. Leżenie w górach jest ważnym elementem turystyki. Niestety trzeba było iść dalej.
Ludzi na szlaku dużo, nawet bardzo, co było trochę nieprzyjemnym zaskoczeniem. Bez wielkich historii docieram na Polski Grzebień, pod koniec trochę bokami (parę osób średnio radzi sobie z żelastwem i robi się lekki zator, a da się to spokojnie i moim zdaniem nawet wygodniej ominąć).
Na przełęczy tłum. Na Małą Wysoką idzie też tłum. Nie chce mi się, byłem tam dwa razy, a pogoda zaczyna się psuć. Parę osób w kaskach, niektórzy od stóp do głów (dosłownie, od butów po kask) odziani w strój jednego producenta dobrany pod kolor, nie wykazujący oznak częstego użytkowania. Ich pieniądze, ich sprawa (turystyka górska staje się widocznie modna) a kaski mogą uratować łeb trafiony kamieniem, co przy tej frekwencji nie jest wcale niemożliwe. Ale uśmiechnąć się mogę
Uciekam stamtąd po paru minutach, nie lubię tłumu, a w Białej Wodzie od razu odnajduję ten inny, cichy i przyjazny tatrzański świat. Znajduję miejsca, w których mogę posiedzieć czy poleżeć nie spotykając nikogo i nie słysząc niczego oprócz wiatru czy ptaków. Nie przeszkadza mi kompletnie, że pogoda się pogorszyła. Schodzę nie spiesząc się i patrząc na miejsca budzące wyłącznie pozytywne skojarzenia i wspomnienia. Stawy (Zmarzły, Litworowy, Zielony, Ciężki), Hruba Turnia, wejścia do bocznych odnóg (pięknie zawieszona Ciężka, Świstowa, Rówienki, Kacza i jeszcze parę), okalające dolinę szczyty (np. Litworowy, Ganek, Wysoka, Młynarz, masyw Spismichałowej Czuby i Szerokiej Jaworzyńskiej - wymieniać można jeszcze długo...). W mojej subiektywnej ocenie Dolina Białej Wody bije Wielicką o dwie klasy, jeśli chodzi o wielkość, system odnóg czy po prostu urodę. Pewnie nie widać tego na poniższych zdjęciach ze względu na pogodę (szczęśliwie dolinę mam już obfotografowaną wielokrotnie w lepszych okolicznościach). Ludzi tam niewiele - i niech już tak zostanie. Wiele na to wskazuje, nie ma tam atrakcji w postaci schroniska i piwa w plastikowym kubku.
Docieram bez problemów czy większego znużenia (choć cały dzień łażę lekko niewyspany) na Łysą Polanę, a później bez korków do domu. Więcej takich dni poproszę