Nie wierz nigdy pogodzie.
: 2021-03-23, 08:28
Dobry wieczór.
Przyszedł czas na odejście obecnej zimy. Ponoć wiosna przyszła. I pogoda na niedziele zapowiadała się sympatycznie.
Podsumowując : nic z tego nie wyszło.
Plany się zmieniały. Zeszliśmy ze Świnicy, przez Krzesanicę na Rakoń ( z przedstawicielstwem na Wołowcu ).
Wyjechaliśmy w składzie czteroosobowym o godzinie 5.30 - Barbara, Łukasz, Tadeusz i ja. Monika i Gosia nie mogły jechać - obie z powodów covidowych ( ta informacja to dla tych co dalej bełkoczą o spiskach, oszustwach i innych bzdurach ). Na miejscu już czekał Krzysztof. Chyba już nauczył się nie spóźniać
I nawet nam parking zarezerwował
O 7.28 nabywamy bilety i wkraczamy na drogę ku przyszłości.
Jest po prostu cudownie ! - 13 stopni, słońce, zero chmur, brak wiatru.
To jest Giewont.
Ludzie, narciarze i śnieżek na drzewkach.
Poranne Siwiańskie Turnie.
Ładne widoki ale śnieg może już się oddalić.
Klinowa Czuba. Jeden z nas czuł wspólnotę duchową z nazwą.
Las.
Te osobniki to moi znajomi.
Po prawej stronie szlaku.
Po lewej stronie szlaku.
Rzut oka w Starą Robotę.
Las Wschodzącego Słońca.
Poproszę o policzenie samochodów.
Mnichy Chochołowskie.
Na grani.
Radosnym krokiem wkraczamy na parter schroniska. Jest godzina 8.50, pogoda cudowna, nastroje bojowe, forma rośnie, śniadanie znika.
O 9.17 opuszczamy przyjazne mury.
I już nie jest tak jak było … Chociaż źle też jeszcze nie było.
Ruszamy w stronę Grzesia.
To może być Wołowiec.
Po lewej Ornaki.
Iwaniacka Przełęcz ( 1461 m )
Po lewej piramidalny Starorobociański ( 2176 m ), po prawej Jarząbczy ( 2137 m ).
Zbliżenie na Starorobociańskiego.
Po prawej Kominiarski Wierch ( 1829 m ).
Przepaścisty szlak na zboczach Grzesia.
Po prawej wyłania się element czysto słowacki - Rohacz Ostry ( 2086 m ).
Na środku niższy wierzchołek Grzesia. Zwany jest Kruźlikiem.
Zdobyli !
Czy zauważyliście pewną zmianę pogody ?
Na szczycie przebywaliśmy około 10 minut.
Rzut oka na Słowację.
Rzut oka na Polskę i Słowację.
On się cieszy. W końcu zdobył Grzesia ( 1653 m ) !
W wyniku głosowania ruszyliśmy zdobyć Rakonia.
Rakoń to ten biały po prawej.
Byli też narciarze.
Wołowiec ( 2064 m ) to naprawdę kawał góry.
Obniżamy się na Łuczniańską Przełęcz ( 1602 m ). To miejsce znane z akcji ratunkowej TOPR w 1945 roku - pomoc udzielona partyzantom. Albo pomoc albo Syberia.
Co by nie robić tłumu podzieliliśmy się na grupki
Mityczne krokusy na Polanie Chochołowskiej.
Symbioza ludzko - narciarska.
W równym rytmie młodych stóp Długim Upłazem szli.
Jak widać po widoku w tle jestem na Rakoniu.
Dla niedowiarków.
Na szczycie spędziliśmy kilkanaście minut ( weszliśmy na niego około 11:40 ). M.in. napoiliśmy herbatą dwie zmarznięte turystki. Jak też zastanawialiśmy się co dalej w tej cudnej pogodzie. no i dwóch Kolegów zdecydowało się pójść na Wołowca. Po co ? Nie wiem. Ale weszli, zeszli, żyją w zdrowiu.
Nasza trójka udała się do schroniska. Weszliśmy do niego po 75 minutach marszu.
"Zejściowy" widok na Bobrowca ( 1665 m ).
W okolicach poranku było inaczej
O 13.10 zasiadamy na parterze schroniska. Małe zakupy w jadalni, miejsce przy oknie i czas na odpoczynek i oczekiwanie na "Wołowców". Przyszli … Nie ważne kiedy
Później fajnie się schodziło - ze schroniska na parking dotarliśmy w 70 minut.
Mnichy o poranku też były inne
Wszystko było inne !
Ale nikt nie narzekał - właśnie takie wycieczki człowiek bardziej pamięta !
Podsumowując :
- 27 kilometrów ( dwójka "wołowcowa" trochę więcej )
- ponad 8 godzin
- 12 wycieczka w tym roku
- 7 wycieczka w tym roku w Tatry
- są plany na kolejne
- dziękuję za miłe towarzystwo
Do zobaczenia !
Przyszedł czas na odejście obecnej zimy. Ponoć wiosna przyszła. I pogoda na niedziele zapowiadała się sympatycznie.
Podsumowując : nic z tego nie wyszło.
Plany się zmieniały. Zeszliśmy ze Świnicy, przez Krzesanicę na Rakoń ( z przedstawicielstwem na Wołowcu ).
Wyjechaliśmy w składzie czteroosobowym o godzinie 5.30 - Barbara, Łukasz, Tadeusz i ja. Monika i Gosia nie mogły jechać - obie z powodów covidowych ( ta informacja to dla tych co dalej bełkoczą o spiskach, oszustwach i innych bzdurach ). Na miejscu już czekał Krzysztof. Chyba już nauczył się nie spóźniać
I nawet nam parking zarezerwował
O 7.28 nabywamy bilety i wkraczamy na drogę ku przyszłości.
Jest po prostu cudownie ! - 13 stopni, słońce, zero chmur, brak wiatru.
To jest Giewont.
Ludzie, narciarze i śnieżek na drzewkach.
Poranne Siwiańskie Turnie.
Ładne widoki ale śnieg może już się oddalić.
Klinowa Czuba. Jeden z nas czuł wspólnotę duchową z nazwą.
Las.
Te osobniki to moi znajomi.
Po prawej stronie szlaku.
Po lewej stronie szlaku.
Rzut oka w Starą Robotę.
Las Wschodzącego Słońca.
Poproszę o policzenie samochodów.
Mnichy Chochołowskie.
Na grani.
Radosnym krokiem wkraczamy na parter schroniska. Jest godzina 8.50, pogoda cudowna, nastroje bojowe, forma rośnie, śniadanie znika.
O 9.17 opuszczamy przyjazne mury.
I już nie jest tak jak było … Chociaż źle też jeszcze nie było.
Ruszamy w stronę Grzesia.
To może być Wołowiec.
Po lewej Ornaki.
Iwaniacka Przełęcz ( 1461 m )
Po lewej piramidalny Starorobociański ( 2176 m ), po prawej Jarząbczy ( 2137 m ).
Zbliżenie na Starorobociańskiego.
Po prawej Kominiarski Wierch ( 1829 m ).
Przepaścisty szlak na zboczach Grzesia.
Po prawej wyłania się element czysto słowacki - Rohacz Ostry ( 2086 m ).
Na środku niższy wierzchołek Grzesia. Zwany jest Kruźlikiem.
Zdobyli !
Czy zauważyliście pewną zmianę pogody ?
Na szczycie przebywaliśmy około 10 minut.
Rzut oka na Słowację.
Rzut oka na Polskę i Słowację.
On się cieszy. W końcu zdobył Grzesia ( 1653 m ) !
W wyniku głosowania ruszyliśmy zdobyć Rakonia.
Rakoń to ten biały po prawej.
Byli też narciarze.
Wołowiec ( 2064 m ) to naprawdę kawał góry.
Obniżamy się na Łuczniańską Przełęcz ( 1602 m ). To miejsce znane z akcji ratunkowej TOPR w 1945 roku - pomoc udzielona partyzantom. Albo pomoc albo Syberia.
Co by nie robić tłumu podzieliliśmy się na grupki
Mityczne krokusy na Polanie Chochołowskiej.
Symbioza ludzko - narciarska.
W równym rytmie młodych stóp Długim Upłazem szli.
Jak widać po widoku w tle jestem na Rakoniu.
Dla niedowiarków.
Na szczycie spędziliśmy kilkanaście minut ( weszliśmy na niego około 11:40 ). M.in. napoiliśmy herbatą dwie zmarznięte turystki. Jak też zastanawialiśmy się co dalej w tej cudnej pogodzie. no i dwóch Kolegów zdecydowało się pójść na Wołowca. Po co ? Nie wiem. Ale weszli, zeszli, żyją w zdrowiu.
Nasza trójka udała się do schroniska. Weszliśmy do niego po 75 minutach marszu.
"Zejściowy" widok na Bobrowca ( 1665 m ).
W okolicach poranku było inaczej
O 13.10 zasiadamy na parterze schroniska. Małe zakupy w jadalni, miejsce przy oknie i czas na odpoczynek i oczekiwanie na "Wołowców". Przyszli … Nie ważne kiedy
Później fajnie się schodziło - ze schroniska na parking dotarliśmy w 70 minut.
Mnichy o poranku też były inne
Wszystko było inne !
Ale nikt nie narzekał - właśnie takie wycieczki człowiek bardziej pamięta !
Podsumowując :
- 27 kilometrów ( dwójka "wołowcowa" trochę więcej )
- ponad 8 godzin
- 12 wycieczka w tym roku
- 7 wycieczka w tym roku w Tatry
- są plany na kolejne
- dziękuję za miłe towarzystwo
Do zobaczenia !