Włodarze na Świnicy, sierpień 2014
: 2020-12-06, 19:02
Dla wielu chodzących po górach zdobywanie odznak turystycznych to kolekcjonowanie blaszek. Inni starają się zdobyć każdą jaką tylko się da. Mnie, do pewnego momentu, zdobywanie odznak bawiło, ale było też pomocne w planowaniu wycieczek. Nie musiałem się zastanawiać dokąd się wybrać a jedynie kiedy. Decydując się na KGP odwiedziłem pasma, w które inaczej być może bym nie zawitał. Niestety, przy weryfikacji odznaki KGP pojawiły się problemy. Ostatecznie mam ją zweryfikowaną, ale niesmak pozostał.
W 2013 roku oddział wrocławski PTTK ustanowił odznakę Diadem Polskich Gór, którą uzyskuje się zdobywając 80 najwyższych wzniesień w mezoregionach i wybranych mikroregionach polskich gór. Właściwie jest to taka rozszerzona KGP, tylko bez komercyjnej otoczki.
W 2014 część urlopu przeznaczyliśmy na wycieczki po Beskidach i Tatrach, właśnie w ramach Diademu. Pogoda na początku sierpnia tego roku była bardzo dynamiczna, pojawiały się burze z intensywnymi opadami. Dwa pełne słoneczne dni wykorzystaliśmy na wejście na Starorobociański i Krzesanicę. Rysy musieliśmy całkiem odpuścić i pozostało wykombinować coś ze Świnicą żeby wejść, zejść i nie zmoknąć. Prognozy na jeden z dni obiecywały brak opadów do godziny 14, powstał więc plan, by wjechać kolejką na Kasprowy, pójść na Świnicę, dalej na Zawrat, zejść do Doliny Gąsienicowej, w Murowańcu przeczekać deszcz i zejść do Kuźnic.
Zgodnie z planem meldujemy się przy kasie kolejki na Kasprowy. Jeszcze nie ma siódmej, ale trochę ludzi już tam czeka. Nie ma ich znowu aż tak wielu, bo o 07:11 jedziemy już do góry.
O w pół do ósmej ruszamy na szlak.
Po dwóch godzinach jesteśmy na wierzchołku Świnicy. Pierwsza myśl po wejściu to zdziwienie. Podejście na Świnicę miało być trudne i niebezpieczne, tak przynajmniej opisało je kilku autorów relacji, które znalazłem w necie a było zwyczajne, skała była sucha, łańcuchy pomagały, się szło. Następnie pojawiło się zadowolenie, Świnica to jednak kawałek góry jest a i widoki z niej zacne.
Schodząc mieliśmy iść na Zawrat, ale zdaje się, że chyba przegapiliśmy odbicie szlaku. Skucha straszna, ale ponieważ był to nasz drugi raz w Tatrach Wysokich, więc czujemy się usprawiedliwieni. W rezultacie zeszliśmy do Świnickiej Przełęczy i z niej, czarnym szlakiem podążyliśmy do Doliny Gąsienicowej. Dolina nas oczarowała, w zieleni to przepiękne miejsce. Sporo czasu zajęło nam dotarcie do Murowańca, ale jak tu się spieszyć, gdy wokół tak ładnie.
Po niedługim postoju w Murowańcu czas ruszyć do Kuźnic. Na Przełęczy między Kopami łapią nas pierwsze krople deszczu. Na Boczaniu leje już porządnie czyli kolejna skucha. Tu już nic nas nie usprawiedliwia, trzeba było albo szybciej iść przez Gąsienicową, albo zostać w schronisku aż przestanie padać. Długo by nie zeszło, bo gdy docieramy do Kuźnic tam już świeci słońce.
I cytując klasyka: taka to była wycieczka
W 2013 roku oddział wrocławski PTTK ustanowił odznakę Diadem Polskich Gór, którą uzyskuje się zdobywając 80 najwyższych wzniesień w mezoregionach i wybranych mikroregionach polskich gór. Właściwie jest to taka rozszerzona KGP, tylko bez komercyjnej otoczki.
W 2014 część urlopu przeznaczyliśmy na wycieczki po Beskidach i Tatrach, właśnie w ramach Diademu. Pogoda na początku sierpnia tego roku była bardzo dynamiczna, pojawiały się burze z intensywnymi opadami. Dwa pełne słoneczne dni wykorzystaliśmy na wejście na Starorobociański i Krzesanicę. Rysy musieliśmy całkiem odpuścić i pozostało wykombinować coś ze Świnicą żeby wejść, zejść i nie zmoknąć. Prognozy na jeden z dni obiecywały brak opadów do godziny 14, powstał więc plan, by wjechać kolejką na Kasprowy, pójść na Świnicę, dalej na Zawrat, zejść do Doliny Gąsienicowej, w Murowańcu przeczekać deszcz i zejść do Kuźnic.
Zgodnie z planem meldujemy się przy kasie kolejki na Kasprowy. Jeszcze nie ma siódmej, ale trochę ludzi już tam czeka. Nie ma ich znowu aż tak wielu, bo o 07:11 jedziemy już do góry.
O w pół do ósmej ruszamy na szlak.
Po dwóch godzinach jesteśmy na wierzchołku Świnicy. Pierwsza myśl po wejściu to zdziwienie. Podejście na Świnicę miało być trudne i niebezpieczne, tak przynajmniej opisało je kilku autorów relacji, które znalazłem w necie a było zwyczajne, skała była sucha, łańcuchy pomagały, się szło. Następnie pojawiło się zadowolenie, Świnica to jednak kawałek góry jest a i widoki z niej zacne.
Schodząc mieliśmy iść na Zawrat, ale zdaje się, że chyba przegapiliśmy odbicie szlaku. Skucha straszna, ale ponieważ był to nasz drugi raz w Tatrach Wysokich, więc czujemy się usprawiedliwieni. W rezultacie zeszliśmy do Świnickiej Przełęczy i z niej, czarnym szlakiem podążyliśmy do Doliny Gąsienicowej. Dolina nas oczarowała, w zieleni to przepiękne miejsce. Sporo czasu zajęło nam dotarcie do Murowańca, ale jak tu się spieszyć, gdy wokół tak ładnie.
Po niedługim postoju w Murowańcu czas ruszyć do Kuźnic. Na Przełęczy między Kopami łapią nas pierwsze krople deszczu. Na Boczaniu leje już porządnie czyli kolejna skucha. Tu już nic nas nie usprawiedliwia, trzeba było albo szybciej iść przez Gąsienicową, albo zostać w schronisku aż przestanie padać. Długo by nie zeszło, bo gdy docieramy do Kuźnic tam już świeci słońce.
I cytując klasyka: taka to była wycieczka