Jedna historia trzech siwych chu..w
: 2020-09-21, 13:03
Jedna historia trzech siwych ch..ów
U mnie ta historia zaczyna się tak …
Sobotę spędzam w pracy, dostaję sms ;
- jakie masz plany na niedzielę ?
-Mam dyżur ale coś czuję że masz jakąś dobrą propozycję, to dawaj !
-wyjazd na Brestową, Salatyn itd. Mało tego podjedziemy kolejką
…
Tyle informacji wystarczyło mi żeby zacząć działać ! Jeden telefon, drugi telefon i jest, załatwione !
Skład : Wiktor,Tomek, Adrian . Miała też jechać Iza, ale niestety z powodów wyższych niż góry została w domu
Trasa: Salatyńska Dolina - Brestowa - Salatyn - Spalona - Pachoł - Banikowska Przełęcz i powrót przez Wodospad Rohacki na Parking Pod Spaloną.
Spotykamy się chwilę przed 5.00 na stacji benzynowej w Bielsku i Ruszamy pisać historię tego dnia
(Jako pasażer w góry jechałem chyba drugi raz) Droga mija nam szybko, na rozmowach szeroko pojętych
O 6.30 pojawiamy się na parkingu, więc na kolejkę przyjdzie nam poczekać, bo według info na tablicy otwierają o 7.00 i to ostatni dzień kiedy kolejka jeździ od 7.00, od jutra kursuje już od godziny 8.00. Mamy farta nawet bardziej, bo po chwili otwiera się okienko (dwadzieścia minut przed czasem), kupujemy bilety i ruszamy pięcioosobowym wechikułem ku nowej przygodzie …
Na górze ubieramy się cieplej i na przód … Pierwsza przerwa na Grzebieniu Przedniego Salatyna i pierwsze szerokie widoki na mgły w dolinach i na Tatry Wysokie które po drodze pokazywały się coraz bardziej i bardziej …
Tego dnia wszędzie gdzie się zatrzymywaliśmy czas płynął zdecydowanie za szybko Następny przystanek to Brestowa i kolejny popas i dłuższy odpoczynek z widokami które potrafiły skutecznie zatrzymać na dłuższą chwilę.
Już wtedy był z nami Apollo i głupie pomysły, oni chyba chodzą w parze
Pięknie, ach jak pięknie ! Podziwiałem naszą ostatnią wycieczkę, moją i Sebastiana od Babek aż po Siwy Wierch …
Po drodze migawki strzelały jak karabiny z trzech aparatów Jak to jedna pani spotkana po drodze powiedziała - "a co to, jakieś kółko fotograficzne"? Pewnie tak wyglądaliśmy, jak ktoś patrzył na nas z boku …
Z poświęceniem staraliśmy się żeby kadry były jak najlepsze !
Na Salatynie głupawka urosła już do rangi czynów, a czyny te wyglądały tak
Apollo był już gotowy żeby zaprezentować swoje wdzięki, to niebyło jego ostatnie słowo tego dnia …
Odpoczywaliśmy często, w różnych miejscach i na różne sposoby w miejscach przecudnej urody.
Mijamy trudności Spalonej i dochodzimy na Pachoła, gdzie kolejna długa przerwa sprowokowała Apolla do czynów heroicznych, żeby pokazać tym którzy się boją lub brakuje w nich odwagi że wszystko się da, trzeba tylko chcieć ! …
Apollo zdobywca w całej okazałości .
APOLLO W CAŁEJ OKAZAŁOŚCI
Kupa śmiechu nie tylko z naszej strony, bo o ile na Salatynie byliśmy sami, to na Pachole była już mała publiczność którym nasz forumowy Apollo sprawił trochę przyjemności … Jak to mówią - Jajca muszą być !
Po części wesołej artystycznej, przyszedł czas na okrutne zejście piargami Banikowskiej Przełęczy, co chwilę ktoś objeżdżał lub zsuwał się razem z grząskim podłożem ledwo utrzymując równowagę, na szczęście jak szybko i niespodziewanie się zaczęło, tak też się skończyło.
Za nami palące słońce podświetlało zbocza szczytów którymi mieliśmy wielką przyjemność iść, ale było fajnie …
Tak mówiliśmy wychodząc na asfalt który zwiastował koniec naszych dzisiejszych zmagań, przyjemnych zmagań
Z mojej strony to wszystko, resztę dopowiedzą i opowiedzą pozostali uczestnicy wycieczki
I taka to była wycieczka !
U mnie ta historia zaczyna się tak …
Sobotę spędzam w pracy, dostaję sms ;
- jakie masz plany na niedzielę ?
-Mam dyżur ale coś czuję że masz jakąś dobrą propozycję, to dawaj !
-wyjazd na Brestową, Salatyn itd. Mało tego podjedziemy kolejką
…
Tyle informacji wystarczyło mi żeby zacząć działać ! Jeden telefon, drugi telefon i jest, załatwione !
Skład : Wiktor,Tomek, Adrian . Miała też jechać Iza, ale niestety z powodów wyższych niż góry została w domu
Trasa: Salatyńska Dolina - Brestowa - Salatyn - Spalona - Pachoł - Banikowska Przełęcz i powrót przez Wodospad Rohacki na Parking Pod Spaloną.
Spotykamy się chwilę przed 5.00 na stacji benzynowej w Bielsku i Ruszamy pisać historię tego dnia
(Jako pasażer w góry jechałem chyba drugi raz) Droga mija nam szybko, na rozmowach szeroko pojętych
O 6.30 pojawiamy się na parkingu, więc na kolejkę przyjdzie nam poczekać, bo według info na tablicy otwierają o 7.00 i to ostatni dzień kiedy kolejka jeździ od 7.00, od jutra kursuje już od godziny 8.00. Mamy farta nawet bardziej, bo po chwili otwiera się okienko (dwadzieścia minut przed czasem), kupujemy bilety i ruszamy pięcioosobowym wechikułem ku nowej przygodzie …
Na górze ubieramy się cieplej i na przód … Pierwsza przerwa na Grzebieniu Przedniego Salatyna i pierwsze szerokie widoki na mgły w dolinach i na Tatry Wysokie które po drodze pokazywały się coraz bardziej i bardziej …
Tego dnia wszędzie gdzie się zatrzymywaliśmy czas płynął zdecydowanie za szybko Następny przystanek to Brestowa i kolejny popas i dłuższy odpoczynek z widokami które potrafiły skutecznie zatrzymać na dłuższą chwilę.
Już wtedy był z nami Apollo i głupie pomysły, oni chyba chodzą w parze
Pięknie, ach jak pięknie ! Podziwiałem naszą ostatnią wycieczkę, moją i Sebastiana od Babek aż po Siwy Wierch …
Po drodze migawki strzelały jak karabiny z trzech aparatów Jak to jedna pani spotkana po drodze powiedziała - "a co to, jakieś kółko fotograficzne"? Pewnie tak wyglądaliśmy, jak ktoś patrzył na nas z boku …
Z poświęceniem staraliśmy się żeby kadry były jak najlepsze !
Na Salatynie głupawka urosła już do rangi czynów, a czyny te wyglądały tak
Apollo był już gotowy żeby zaprezentować swoje wdzięki, to niebyło jego ostatnie słowo tego dnia …
Odpoczywaliśmy często, w różnych miejscach i na różne sposoby w miejscach przecudnej urody.
Mijamy trudności Spalonej i dochodzimy na Pachoła, gdzie kolejna długa przerwa sprowokowała Apolla do czynów heroicznych, żeby pokazać tym którzy się boją lub brakuje w nich odwagi że wszystko się da, trzeba tylko chcieć ! …
Apollo zdobywca w całej okazałości .
APOLLO W CAŁEJ OKAZAŁOŚCI
Kupa śmiechu nie tylko z naszej strony, bo o ile na Salatynie byliśmy sami, to na Pachole była już mała publiczność którym nasz forumowy Apollo sprawił trochę przyjemności … Jak to mówią - Jajca muszą być !
Po części wesołej artystycznej, przyszedł czas na okrutne zejście piargami Banikowskiej Przełęczy, co chwilę ktoś objeżdżał lub zsuwał się razem z grząskim podłożem ledwo utrzymując równowagę, na szczęście jak szybko i niespodziewanie się zaczęło, tak też się skończyło.
Za nami palące słońce podświetlało zbocza szczytów którymi mieliśmy wielką przyjemność iść, ale było fajnie …
Tak mówiliśmy wychodząc na asfalt który zwiastował koniec naszych dzisiejszych zmagań, przyjemnych zmagań
Z mojej strony to wszystko, resztę dopowiedzą i opowiedzą pozostali uczestnicy wycieczki
I taka to była wycieczka !