Spacerek z pieskiem po Taterkach
: 2020-07-29, 10:57
Jak w temacie
Miało świecić słoneczko, więc wziąłem sobie urlopik i pojechałem autkiem w Taterki z pieskiem Tobiaszkiem, bo nie wierzyłem w oficjalną propagandę, że drogi dojazdowe zakorkowane, na drogich parkingach miejsca nie ma, kolejki do kasy (nie mówiąc o kolejkach do kolejki), świeży asfalt położony, pełno zamęczonych koników no i jeszcze pandemia.
Oczywiście okazało się, że to tylko fałszywa propaganda!
Pustymi drogami przyjechałem na pusty darmowy parking w Vyšné Hágy. Po chwili byłem na wąskiej leśnej ścieżce - tak tu wygląda szlak. Budził się dzień, rześkość poranka ustępowała nadchodzącym upałom. Absolutna cisza, spokój.
Bez pośpiechu nabierałem wysokości i obserwowałem nasz cel - Kończysta [Končistá] (2537).
Pzejrzystość słaba, ale o poranku jeszcze do przyjęcia. Widok w stronę Niżnych Tatr.
Urzekł mnie Kostolík (2262) w Dolinie Batyżowieckiej.
Rozpoczynam podejście bezszlakowe. Widok na Batyżowiecki Staw.
Dolina Batyżowiecka.
Droga jest dobrze oznaczona kopczykami. Tu taki większy z nich, przeważnie są małe. Czasem widać ścieżkę, czasem jej nie ma. Idzie się bardzo fajnie i bez problemów.
Tobi przodem. Zaciekawiony ogląda okolicę. Bardzo lubi wyjść sobie na jakąś skałkę i patrzeć w dół. Czy to możliwe, ze podziwia widoki? A może wypatruje kozice i świstaki na śniadanie
Gerlach (2655) - król Tatr. Przepięknie się prezentuje z podejścia.
A za nim czasem wyłania się z chmury Sławkowski Szczyt (2452) - pierwsza góra Tobiego w Tatrach.
Na zachodnią stronę też pięknie.
Idziemy bardzo wolno, zdjęć robię mnóstwo. Myślę sobie, ale fajne to podejście, jak dobrze oznaczone i takie w sam raz na spacer z pieskiem. Nie za trudno, nie za łatwo.
No i dochodzimy do miejsca, gdzie już widzę cel, ale zrobiło się jakoś za trudno. No tak, zgubiliśmy się - oczywiście wina Tobiego, bo on prowadził. Kopczyki poszły od zachodniej strony, a my za bardzo trzymaliśmy się grani.
W takim momencie należałoby się wrócić, ale człowiek jakiś głupi jest, szkoda utraty wysokości, widzę, że jakoś przejdziemy, więc próbujemy
No i doszliśmy w końcu do miejsca, gdzie już trzeba się było koniecznie wrócić. Oczywiście, żeby nie wracać się za dużo, wypatrzyłem dojście do kopczyków na skróty i te skróty okazały się tradycyjnie masakryczne. Wiadomo, z psem i z aparatem na szyi się nie poszaleje.
Tak że z przygodami musieliśmy i tak zejść dość nisko, do ścieżki, tylko zajęło to 3x więcej czasu. Ale za to znowu jakieś doświadczenie nabyte. Pokonywanie trudnych miejsc z psem przećwiczone.
Tak teraz wygląda ubite przez piorun Kowadło. Pięknie bieleje w słońcu.
Tobi wyszedł pierwszy i na mnie czeka na górze.
Od strony szczytu Kowadło teraz wygląda tak.
Nie miałem ambicji koniecznie na nie wyjść, ale jakoś tak się przymierzyłem i ani się spostrzegłem i już byłem na górze. Dobre chwyty tam są, od dołu wygląda to gorzej. Trudniej jest zejść, ale wychodząc przygotowałem w głowie plan zejścia i też dało radę.
Tobi Kowadła nie zdobył Ale to chyba nawet lepiej, bo o ile wysadzić go tam byłoby dość łatwo, to na zejście nie miałem pomysłu - musiałby tam już zostać.
Piękne widoki z Kończystej, w stronę Wysokiej (2547).
Krywania (2494).
Posiedzieliśmy na górze długo, trzeba schodzić. Planowałem zejść inaczej, po kamieniach, na Stwolską Przełęcz [Lúčne sedlo] (2168). Zejście 400 metrów w dół, nad każdym krokiem trzeba pomyśleć. Po kamieniach lubię chodzić, ale to mnie trochę wykończyło.
Za to Wysoka wyglądała z tej perspektywy przepięknie.
Zresztą jak cała Dolina Złomisk.
A to kolejny cel. Tępa [Tupá] (2285).
Uff... w końcu przełęcz.
Stwolska Przełęcz jest bardzo rozłożysta, idealna na odpoczynek. Poleżeliśmy, pstryknęliśmy fotkę grupową.
No i jazda na Tępą. Okazała się całkiem fajna, skalista.
Tym razem Tobi zdobył kamień na samym szczycie. Za to ja odpusciłem - mamy więc w szczytach remis.
Jest tez miejsce na nocleg. Fajna ta Tępa.
Widok na Popradské pleso.
Schodzimy na Przełęcz pod Osterwą (1966). Znowu szlak, po 8 godzinach bezszlakowego chodzenia. To był mój rekord. Było cudownie!
Spacer magistralą to już takie wyciszenie. Można focić kwiatki.
Niespotykany obrazek - Tobi zmęczony, kładzie się jak tylko się zatrzymam. Pierwszy raz coś takiego widzę.
W planach było na koniec poleżeć nad Batyżowieckim Stawem, ale jak tam doszedłem, to słońce już zachodziło za granią, więc tylko spojrzałem na Gerlach.
I popędziłem w dół.
Wycieczka wyszła 14 godzin. Pogoda trafiona idealnie. Nowe doświadczenia nabyte. Bosko!
Miało świecić słoneczko, więc wziąłem sobie urlopik i pojechałem autkiem w Taterki z pieskiem Tobiaszkiem, bo nie wierzyłem w oficjalną propagandę, że drogi dojazdowe zakorkowane, na drogich parkingach miejsca nie ma, kolejki do kasy (nie mówiąc o kolejkach do kolejki), świeży asfalt położony, pełno zamęczonych koników no i jeszcze pandemia.
Oczywiście okazało się, że to tylko fałszywa propaganda!
Pustymi drogami przyjechałem na pusty darmowy parking w Vyšné Hágy. Po chwili byłem na wąskiej leśnej ścieżce - tak tu wygląda szlak. Budził się dzień, rześkość poranka ustępowała nadchodzącym upałom. Absolutna cisza, spokój.
Bez pośpiechu nabierałem wysokości i obserwowałem nasz cel - Kończysta [Končistá] (2537).
Pzejrzystość słaba, ale o poranku jeszcze do przyjęcia. Widok w stronę Niżnych Tatr.
Urzekł mnie Kostolík (2262) w Dolinie Batyżowieckiej.
Rozpoczynam podejście bezszlakowe. Widok na Batyżowiecki Staw.
Dolina Batyżowiecka.
Droga jest dobrze oznaczona kopczykami. Tu taki większy z nich, przeważnie są małe. Czasem widać ścieżkę, czasem jej nie ma. Idzie się bardzo fajnie i bez problemów.
Tobi przodem. Zaciekawiony ogląda okolicę. Bardzo lubi wyjść sobie na jakąś skałkę i patrzeć w dół. Czy to możliwe, ze podziwia widoki? A może wypatruje kozice i świstaki na śniadanie
Gerlach (2655) - król Tatr. Przepięknie się prezentuje z podejścia.
A za nim czasem wyłania się z chmury Sławkowski Szczyt (2452) - pierwsza góra Tobiego w Tatrach.
Na zachodnią stronę też pięknie.
Idziemy bardzo wolno, zdjęć robię mnóstwo. Myślę sobie, ale fajne to podejście, jak dobrze oznaczone i takie w sam raz na spacer z pieskiem. Nie za trudno, nie za łatwo.
No i dochodzimy do miejsca, gdzie już widzę cel, ale zrobiło się jakoś za trudno. No tak, zgubiliśmy się - oczywiście wina Tobiego, bo on prowadził. Kopczyki poszły od zachodniej strony, a my za bardzo trzymaliśmy się grani.
W takim momencie należałoby się wrócić, ale człowiek jakiś głupi jest, szkoda utraty wysokości, widzę, że jakoś przejdziemy, więc próbujemy
No i doszliśmy w końcu do miejsca, gdzie już trzeba się było koniecznie wrócić. Oczywiście, żeby nie wracać się za dużo, wypatrzyłem dojście do kopczyków na skróty i te skróty okazały się tradycyjnie masakryczne. Wiadomo, z psem i z aparatem na szyi się nie poszaleje.
Tak że z przygodami musieliśmy i tak zejść dość nisko, do ścieżki, tylko zajęło to 3x więcej czasu. Ale za to znowu jakieś doświadczenie nabyte. Pokonywanie trudnych miejsc z psem przećwiczone.
Tak teraz wygląda ubite przez piorun Kowadło. Pięknie bieleje w słońcu.
Tobi wyszedł pierwszy i na mnie czeka na górze.
Od strony szczytu Kowadło teraz wygląda tak.
Nie miałem ambicji koniecznie na nie wyjść, ale jakoś tak się przymierzyłem i ani się spostrzegłem i już byłem na górze. Dobre chwyty tam są, od dołu wygląda to gorzej. Trudniej jest zejść, ale wychodząc przygotowałem w głowie plan zejścia i też dało radę.
Tobi Kowadła nie zdobył Ale to chyba nawet lepiej, bo o ile wysadzić go tam byłoby dość łatwo, to na zejście nie miałem pomysłu - musiałby tam już zostać.
Piękne widoki z Kończystej, w stronę Wysokiej (2547).
Krywania (2494).
Posiedzieliśmy na górze długo, trzeba schodzić. Planowałem zejść inaczej, po kamieniach, na Stwolską Przełęcz [Lúčne sedlo] (2168). Zejście 400 metrów w dół, nad każdym krokiem trzeba pomyśleć. Po kamieniach lubię chodzić, ale to mnie trochę wykończyło.
Za to Wysoka wyglądała z tej perspektywy przepięknie.
Zresztą jak cała Dolina Złomisk.
A to kolejny cel. Tępa [Tupá] (2285).
Uff... w końcu przełęcz.
Stwolska Przełęcz jest bardzo rozłożysta, idealna na odpoczynek. Poleżeliśmy, pstryknęliśmy fotkę grupową.
No i jazda na Tępą. Okazała się całkiem fajna, skalista.
Tym razem Tobi zdobył kamień na samym szczycie. Za to ja odpusciłem - mamy więc w szczytach remis.
Jest tez miejsce na nocleg. Fajna ta Tępa.
Widok na Popradské pleso.
Schodzimy na Przełęcz pod Osterwą (1966). Znowu szlak, po 8 godzinach bezszlakowego chodzenia. To był mój rekord. Było cudownie!
Spacer magistralą to już takie wyciszenie. Można focić kwiatki.
Niespotykany obrazek - Tobi zmęczony, kładzie się jak tylko się zatrzymam. Pierwszy raz coś takiego widzę.
W planach było na koniec poleżeć nad Batyżowieckim Stawem, ale jak tam doszedłem, to słońce już zachodziło za granią, więc tylko spojrzałem na Gerlach.
I popędziłem w dół.
Wycieczka wyszła 14 godzin. Pogoda trafiona idealnie. Nowe doświadczenia nabyte. Bosko!