W Starym Kinie Darkheusha (part one) - Operacja Koza
: 2013-10-11, 16:29
"Czwarta nad ranem, może sen przyjdzie"... Taaa, z pewnością. Budzik drze się na choooy Ale cóż, słowo się rzekło - kobyłka u płotu. Zbieram spakowane poprzedniego dnia graty i pędzę do Krisa75. Pół godziny później suniemy pustą drogą w stronę Jurgowa i Tatrzańskiej Jaworzyny. Po drodze podziwiamy wschód słońca nad Beskidami i znaną BESKIDolubom "górę z antenką".
Docieramy na miejsce i parkujemy auto przy poczcie w Tatrzańskiej Jaworzynie. Jest jakby zimno (6 st.), szaro,buro i ponuro, a pagórki strzelają wyraźnego babskiego focha. Takiego o ścianę. Focha wali również właściciel/ka Potravin w Javorinie. Czynne dopiero od godz. 10 - no coorva, a taka była ochota na piwo Całe szczęście zaopatrzyliśmy sie w kraju, więc ruszamy wpierw niebieskim, a potem zielonym do Zadnich Koperszadów i na Przeł. pod Kopą (Kopské sedlo - 1750m.) Przyroda powoli budzi się do życia.
Widoki coraz piękniejsze. Powyżej Gałajdowej Polany już nie wiadomo na co patrzeć. Z jednej strony Tatry Bielskie, a z drugiej Wysokie i nasz dzisiejszy cel - Jagnięcy Szczyt (2230 m.)
Na Przeł. pod Kopą - coffee-time. Nie powiem, nie obyło się bez problemów. Pizgający wiatr skutecznie dławił płomień palnika i na wrzątek czekaliśmy prawie godzinę. Na szczęście było na czym zawiesić oko Po kawce ruszamy dalej w stronę Wielkiego Białego Stawu i Zielonego Stawu Kieżmarskiego. Przy schronisku nad Zielonym krótki popas, Kris75 idzie zbadać ceny w schronisku (nocleg 13 €, frytki 3,10 €, parówki z frytkami 5,10 €, piwo 2 €, herbata 1 €), a ja chłonę widoki wciągając bułacza z jakąś chabaniną
Po chwili restu ruszamy dalej żółtym w stronę Jagnięcej Dolinki, Kołowej Przełęczy i Jagnięcego Szczytu. Podejście jest od samego początku masakryczne (na długości 2,5 km zrobimy blisko 700 metrów różnicy poziomów ) Na dodatek słonko zaczyna dawać po dupalu - dosłownie, mi cieknie strumyk po plecach, a Krisowi75 pot zalewa oczy. Na progu dolinki, przy Czerwonym Stawku krótki odpoczynek, rzut oka na dalszą drogę (i moje stwierdzenie "Łosz kurwa!!! Wiedziałem, że chcesz mnie dobić ").
No nic. Pniemy się mozolnie dalej, aż tu nagle... Ta dam!!! Tuż przy ścieżce pasie się kozica Początkowo zupełnie nie zwraca na nas uwagi, jednak w miarę upływu czasu (i dźwięku migawki naszych aparatów) zaczyna spoglądać w naszym kierunku. Z jej oczu można wyczytać jedno - "A cegós te dwunozne debile tu sukajo??? Kruca pozryć nie dadzo, ino kiesi pstryk, pstryk napierdalo co roz"
Po cichutku, aby nie przeszkodzić w obiedzie ruszamy dalej. Dochodzimy do jedynego łańcucha po drodze (10 m pod Kołową Przełęczą), który w sumie bardziej przeszkadza niż pomaga. Tutaj mamy możliwość przekonania się o tym, że firma "Nike" staje się coraz poważniejszym producentem obuwia outdoorowo-trekkingowego
Kilka pewnych chwytów i stopni i jesteśmy na Kołowej Przełęczy. Teraz zostaje nam złojenie grani do Jagnięcego. No żesz corrva!!! Kto poprowadził ten szlak??? W górę, a za chwilę w dół. I tak na przemian. Kris75 stwierdza, że ci Słowacy to se chyba jaja robią
Na Jagnięcym ludzi jak mrówków. Więcej ich chyba matula nie miała. Znajdujemy ostatni (chyba) wolny kamień i rozkładamy się na szczytowy popas. Są kanapki, mineralna i uzupełnianie witaminek. Ja, po wciągnięciu chabaninki, postanawiam zrobić panoramę z Jagnięcego, co nie jest sprawą łatwą. Muszę się przeciskać pomiędzy restującym towarzystwem (30-35 osób na kilku metrach kwadratowych). W końcu znajduję dobre miejsce na strzelenie kilku fotek.
Panorama z Jagnięcego Szczytu
No cóż, komu w drogę, temu kopa - jak to mówią. Zaczynamy zejście. Skałki, skałki, skałki, czyli to co misie lubią najbardziej. Tak mniej więcej w połowie Jagnięcej Doliny napotykamy znów stadko kozic.
Pierwotny plan był taki, aby zejść przez Szeroką Przeł. Bielską do Zdziaru i stamtąd drzeć butem asfalt kilkanaście kilometrów do Jaworzyny. Jednak Kris75 wpada na genialny pomysł. Tuż przed nami idą dwie sympatyczne panie - polki. Kris75 używając wątpliwego uroku osobistego zagaduje dokąd schodzą i czy aby nie podwiozłyby nas do Jaworzyny. Wątpliwy urok osobisty jednak robi swoje Okazuje się, że panie schodzą do Matlar i jadą przez Jurgów do Nowego Targu. Wypakujemy się w Podspadach. No to by zajebiście skróciło darcie asfaltu butem Umawiamy się tak: "Jeśli panowie będą na parkingu w Matlarach, to nie ma sprawy. My schodzimy do schroniska, tam herbatka i idziemy poprzez Biały Staw do Matlar". Przy schronisku robimy krótki popas... i ruszamy żółtym szlakiem w dolinę. Jeszcze jedno, już ostanie spojrzenie za siebie na otoczenie Dol. Kieżmarskiej.
Zejście do Matlar bez sensacji. Po prostu drepatmy. Z przepisowych 2:30h wg przewodnika Nyki robi się 1:30 i lądujemy na słowackim bruku w Matlarach.
Tutaj 40-to minutowe oczekiwanie na nasze wybawczynie i zostajemy sprawnie podwiezieni nawet nie do Podspadów (jak panie pierwotnie deklarowały), ale do samego autka zaparkowanego w Jaworzynie Szybkie pożegnanie, zakupy w Potravinach i ciśniemy do domu. W Andrychowie jesteśmy ok. 21:00.
Na koniec mała zagadka. W którym miejscu na fotce kończy się SK, a w którym zaczyna RP
Komplet fotomontaży (już bez użycia sepii) można znaleźć klikając kózkę poniżej. Enjoy
P.S. - Tytuł relacji podsunął mi pewien Żywcok
Docieramy na miejsce i parkujemy auto przy poczcie w Tatrzańskiej Jaworzynie. Jest jakby zimno (6 st.), szaro,buro i ponuro, a pagórki strzelają wyraźnego babskiego focha. Takiego o ścianę. Focha wali również właściciel/ka Potravin w Javorinie. Czynne dopiero od godz. 10 - no coorva, a taka była ochota na piwo Całe szczęście zaopatrzyliśmy sie w kraju, więc ruszamy wpierw niebieskim, a potem zielonym do Zadnich Koperszadów i na Przeł. pod Kopą (Kopské sedlo - 1750m.) Przyroda powoli budzi się do życia.
Widoki coraz piękniejsze. Powyżej Gałajdowej Polany już nie wiadomo na co patrzeć. Z jednej strony Tatry Bielskie, a z drugiej Wysokie i nasz dzisiejszy cel - Jagnięcy Szczyt (2230 m.)
Na Przeł. pod Kopą - coffee-time. Nie powiem, nie obyło się bez problemów. Pizgający wiatr skutecznie dławił płomień palnika i na wrzątek czekaliśmy prawie godzinę. Na szczęście było na czym zawiesić oko Po kawce ruszamy dalej w stronę Wielkiego Białego Stawu i Zielonego Stawu Kieżmarskiego. Przy schronisku nad Zielonym krótki popas, Kris75 idzie zbadać ceny w schronisku (nocleg 13 €, frytki 3,10 €, parówki z frytkami 5,10 €, piwo 2 €, herbata 1 €), a ja chłonę widoki wciągając bułacza z jakąś chabaniną
Po chwili restu ruszamy dalej żółtym w stronę Jagnięcej Dolinki, Kołowej Przełęczy i Jagnięcego Szczytu. Podejście jest od samego początku masakryczne (na długości 2,5 km zrobimy blisko 700 metrów różnicy poziomów ) Na dodatek słonko zaczyna dawać po dupalu - dosłownie, mi cieknie strumyk po plecach, a Krisowi75 pot zalewa oczy. Na progu dolinki, przy Czerwonym Stawku krótki odpoczynek, rzut oka na dalszą drogę (i moje stwierdzenie "Łosz kurwa!!! Wiedziałem, że chcesz mnie dobić ").
No nic. Pniemy się mozolnie dalej, aż tu nagle... Ta dam!!! Tuż przy ścieżce pasie się kozica Początkowo zupełnie nie zwraca na nas uwagi, jednak w miarę upływu czasu (i dźwięku migawki naszych aparatów) zaczyna spoglądać w naszym kierunku. Z jej oczu można wyczytać jedno - "A cegós te dwunozne debile tu sukajo??? Kruca pozryć nie dadzo, ino kiesi pstryk, pstryk napierdalo co roz"
Po cichutku, aby nie przeszkodzić w obiedzie ruszamy dalej. Dochodzimy do jedynego łańcucha po drodze (10 m pod Kołową Przełęczą), który w sumie bardziej przeszkadza niż pomaga. Tutaj mamy możliwość przekonania się o tym, że firma "Nike" staje się coraz poważniejszym producentem obuwia outdoorowo-trekkingowego
Kilka pewnych chwytów i stopni i jesteśmy na Kołowej Przełęczy. Teraz zostaje nam złojenie grani do Jagnięcego. No żesz corrva!!! Kto poprowadził ten szlak??? W górę, a za chwilę w dół. I tak na przemian. Kris75 stwierdza, że ci Słowacy to se chyba jaja robią
Na Jagnięcym ludzi jak mrówków. Więcej ich chyba matula nie miała. Znajdujemy ostatni (chyba) wolny kamień i rozkładamy się na szczytowy popas. Są kanapki, mineralna i uzupełnianie witaminek. Ja, po wciągnięciu chabaninki, postanawiam zrobić panoramę z Jagnięcego, co nie jest sprawą łatwą. Muszę się przeciskać pomiędzy restującym towarzystwem (30-35 osób na kilku metrach kwadratowych). W końcu znajduję dobre miejsce na strzelenie kilku fotek.
Panorama z Jagnięcego Szczytu
No cóż, komu w drogę, temu kopa - jak to mówią. Zaczynamy zejście. Skałki, skałki, skałki, czyli to co misie lubią najbardziej. Tak mniej więcej w połowie Jagnięcej Doliny napotykamy znów stadko kozic.
Pierwotny plan był taki, aby zejść przez Szeroką Przeł. Bielską do Zdziaru i stamtąd drzeć butem asfalt kilkanaście kilometrów do Jaworzyny. Jednak Kris75 wpada na genialny pomysł. Tuż przed nami idą dwie sympatyczne panie - polki. Kris75 używając wątpliwego uroku osobistego zagaduje dokąd schodzą i czy aby nie podwiozłyby nas do Jaworzyny. Wątpliwy urok osobisty jednak robi swoje Okazuje się, że panie schodzą do Matlar i jadą przez Jurgów do Nowego Targu. Wypakujemy się w Podspadach. No to by zajebiście skróciło darcie asfaltu butem Umawiamy się tak: "Jeśli panowie będą na parkingu w Matlarach, to nie ma sprawy. My schodzimy do schroniska, tam herbatka i idziemy poprzez Biały Staw do Matlar". Przy schronisku robimy krótki popas... i ruszamy żółtym szlakiem w dolinę. Jeszcze jedno, już ostanie spojrzenie za siebie na otoczenie Dol. Kieżmarskiej.
Zejście do Matlar bez sensacji. Po prostu drepatmy. Z przepisowych 2:30h wg przewodnika Nyki robi się 1:30 i lądujemy na słowackim bruku w Matlarach.
Tutaj 40-to minutowe oczekiwanie na nasze wybawczynie i zostajemy sprawnie podwiezieni nawet nie do Podspadów (jak panie pierwotnie deklarowały), ale do samego autka zaparkowanego w Jaworzynie Szybkie pożegnanie, zakupy w Potravinach i ciśniemy do domu. W Andrychowie jesteśmy ok. 21:00.
Na koniec mała zagadka. W którym miejscu na fotce kończy się SK, a w którym zaczyna RP
Komplet fotomontaży (już bez użycia sepii) można znaleźć klikając kózkę poniżej. Enjoy
P.S. - Tytuł relacji podsunął mi pewien Żywcok