Tatry na miękko
: 2020-03-31, 12:33
Wakacje 2018 i pierwszy tatrzański wyjazd z Kamilą. Od samego początku wiadomo, że będzie łatwo, miło i przyjemnie. W założeniu odpadają skały, drabinki, łańcuchy i ekspozycje. Cóż - Tatry i bez tego są piękne!
Dzień 1 - Starorobociański Wierch (2175 m n.p.m.)
Rano łapiemy pierwszego busa do Kir i po kilkunastu minutach maszerujemy już dnem Doliny Kościeliskiej. Plan minimum to Ornak a gdzie nas nogi poniosą tego nie wiedzą nawet najstarsi górale. Mija jakaś godzina z hakiem i jesteśmy już w schronisku na Hali Ornak. Tu robimy szybkie uzupełnienie płynów i pałaszujemy drugie śniadanie. Ludzi garstka jak to zwykle bywa rano.
Czas na pierwsze poważniejsze podejście. Żółty szlak wyprowadza nas w jakąś godzinę na Iwaniacką Przełęcz. Tu kolejna chwila przerwy i po chwili zielony szlak prowadzi już nas na grzbiet Ornaku. Wychodzimy z lasu i pojawiają się pierwsze konkretniejsze widoki. Pogoda może i nas nie rozpieszcza ale Tatry to zawsze Tatry!
Kominiarski Wierch:
W końcu wdrapujemy się na grzbiet w okolicach Suchego Wierchu Ornaczańskiego (1818 m n.p.m.). Teraz widoki ograniczają nam już tylko warunki pogodowe i okoliczne granie.
Grześ, Osobita, Bobrowiec i Furkaska:
Ciemniak i Tomanowy Wierch:
Starorobociański Wierch, Kończysty Wierch, Czubik i Trzydniowiański Wierch:
Przed nami szczyt Ornaku:
Mijamy Zadni Ornak...
...i w okolicach Siwej Przełęczy robimy dłuższą przerwę. Większych problemów z kondycją nie ma, zapas wody w plecaku jest, pogoda wydaje się być stabilna - postanawiamy więc kontynuować marsz w kierunku Starorobociańskiego Wierchu.
Nasz cel z okolic Siwej Przełęczy:
Wracamy na szlak i od razu jakże przyjemna niespodzianka:
Kozica przygląda się nam, my jej. Drepcze sobie spokojnie, my zaś robimy użytek z aparatu. Uwielbiam patrzeć na te zwierzęta. Może na rozdeptanym grzbiecie nie robią one takiego wrażenia ale nie raz z zachwytem przyglądałem się jak z gracją biegają po skalnych urwiskach. Nieustannie mnie to fascynuje!
No ale czas iść dalej. Zaczynamy podejście ku Głównej Grani Tatr.
Otoczenie Doliny Pyszniańskiej:
Rzut oka na przebytą trasę:
Po chwili docieramy w okolicę Liliowego Karbu.
Na wschodzie Kamienista, Błyszcz i Bystra:
Nie robimy tu dłuższej przerwy tylko od razu zaczynamy podejście na Starego Robota. Idzie się dobrze mimo tego, że mamy już trochę drogi w nogach. Pod samym szczytem czeka nas kolejna tego dnia miła niespodzianka.
Kierdel kozic na tle Zadniej Kopy:
W końcu jesteśmy na szczycie! Wokół wierzchołka odpoczywa trochę ludzi ale miejsca dość dla każdego. Naczelna wyznawana przeze mnie zasada: najpierw zdjęcia, potem odpoczynek! Tak więc aparat idzie w ruch.
Spojrzenie na zachód:
Otoczenie Doliny Raczkowej:
Spojrzenie na północny-wschód:
Po zrobieniu kilku zdjęć w końcu zasłużony odpoczynek. Uf! Bywałem w okolicy już sporo razy ale tu jestem pierwszy raz w życiu! Kamila też dała radę bez większych problemów. Teraz już praktycznie z górki! Po kilkunastu minutach rozpoczynamy zejście ku Starorobociańskiej Przełęczy a potem krótkie podejście na Kończysty Wierch.
Starorobociański Wierch z okolic Kończystego Wierchu:
Na zachodzie między innymi Jarząbczy Wierch, Rohacze, Wołowiec i Łopata:
A tu grzbiet Ornaku, Ciemniak, Tomanowy Wierch, Smreczyński Wierch, Kamienista i Tatry Wysokie (na dalszym planie):
Widok na Dolinę Chochołowską i na trasę, która jeszcze przed nami:
Zbliżenie na Tatry Wysokie:
Niespiesznie schodzimy grzbietem w dół w kierunku Trzydniowiańskiego Wierchu (1758 m. n.p.m.).
Po dotarciu w okolice wierzchołka widzimy sporą część przebytej dzisiaj drogi:
Teraz mamy dwa wyjścia: schodzimy do Doliny Jarząbczej lub idziemy przez Kulawiec. Pierwszą opcję już kiedyś uskuteczniałem i pamiętam z niej niezliczone masy błota, drugą trasą schodziłem tylko zimą. Ważąc wszystkie za i przeciw postanawiamy schodzić bezpośrednio ku północy.
Schodzimy kilkanaście metrów do granicy kosówki i zaczyna się... Kuźwa jak tu niewygodnie! Zimą, gdy korzenie i inne nierówności zakryte są śniegiem idzie się bez porównania wygodniej i sprawniej. No ale cóż zrobić - trzeba się przemęczyć. Po wyjściu ze strefy korzenno-kosówkowej zaczynają się schody... Kuźwa jak tu niewygodnie! Zimą, stopnie pokryte są śniegiem idzie się bez porównania wygodniej i sprawniej. No ale cóż zrobić - trzeba się przemęczyć. Tylko kolana dostają mocno w dupsko...
W końcu doczłapujemy się do dna Doliny Chochołowskiej i zaczyna się kolejny akt dramatu zejściowego: asfalt! Jak ja nienawidzę tych powrotów różnego rodzaju asfaltami! Dolina zapchana ludźmi. Jakiż to kontrast w porównaniu z pustymi graniami... Człapiemy powoli wlokąc się niemiłosiernie. Idzie mi się tak dziadowsko, że na Polanie Huciska przychodzi mi nawet myśl aby skorzystać z transportu kołowego. Odganiam jednak szybko podszepty słabości i walczymy dalej.
Widok Siwej Polany już dawno mnie tak nie ucieszył! W końcu jesteśmy w busie i nogi mogą odpocząć. Uf! Padam ale jestem zadowolony, Kamila podobnie. Było git!
Dzień 2 - Sarnia Skała (1376 m n.p.m.)
Ze względu na to, że już wczorajszego wieczora Kamila zgłasza ból kolana postanawiamy jakieś totalnie lajtowe wyjście. Nie musimy zrywać się bladym świtem więc cały dzień jest na luzie. W końcu po późnym śniadaniu łapiemy busa i meldujemy się u wylotu Doliny Strążyskiej. Ludzi tłum ale tego można było się spodziewać. Powolnym spacerem idziemy w górę doliny i spędzamy chwilę nad Siklawicą.
Po paru chwilach czarny szlak prowadzi nas już w kierunku Czerwonej Przełęczy (1301 m n.p.m.) i wyżej w kierunku szczytu Sarniej Skały. Na górze spędzamy z pół godziny - w końcu nigdzie nam się nie spieszy.
Widok z Sarniej Skały na zachód:
Po zejściu z wierzchołka kierujemy się w kierunku Przełęczy Białego (1333 m n.p.m.) i dalej schodzimy ku Dolinie Bystrej i nią do Kuźnic. Przyjemny spacer, nic ponadto. Ale czy czasami to nie wystarczy?
Dzień 3 - Stawy
Pogoda ma być ładna - w planach Tatry Bielskie. Idziemy łapać busa do Zdziaru. Kolano Kamili jednak odmawia posłuszeństwa. Szybka zmiana planów. Kolejny lajtowy dzień przed nami - ale ze Słowacji już nie rezygnujemy. Wsiadamy do autobusu, w Smokowcu robimy przesiadkę na elektriczkę i po jakimś czasie spacerujemy już spokojnie asfaltem w kierunku Popradzkiego Stawu.
Nad stawem tłumów znanych z polskiej części Tatry nie ma a widoki przepiękne!
Dolina Złomisk i jej otoczenie:
A tutaj Dolina Mieguszowiecka i jej otoczenie:
Cieszymy oczy widokami, spacerujemy wokół stawu, uskuteczniamy konsumpcję. To się nazywa urlop! W końcu decydujemy iść dalej choć akurat w tym przypadku "dalej" to nie Rysy, Koprowe Wierchy czy Osterwy.
Czerwonym szlakiem idziemy do Szczyrbskiego Jeziora...
I ponownie: cieszymy oczy widokami, spacerujemy wokół stawu. Tylko z konsumpcją dajemy sobie spokój. Co za dużo to nie zdrowo!
W końcu przerabiany już tyle razy schemat: pociąg do Smokowca, autobus do Łysej Polany i bus do Zakopanego. Kolejny dzień na luzie za nami. Jutro chyba też odpuszczamy...
cdn
Dzień 1 - Starorobociański Wierch (2175 m n.p.m.)
Rano łapiemy pierwszego busa do Kir i po kilkunastu minutach maszerujemy już dnem Doliny Kościeliskiej. Plan minimum to Ornak a gdzie nas nogi poniosą tego nie wiedzą nawet najstarsi górale. Mija jakaś godzina z hakiem i jesteśmy już w schronisku na Hali Ornak. Tu robimy szybkie uzupełnienie płynów i pałaszujemy drugie śniadanie. Ludzi garstka jak to zwykle bywa rano.
Czas na pierwsze poważniejsze podejście. Żółty szlak wyprowadza nas w jakąś godzinę na Iwaniacką Przełęcz. Tu kolejna chwila przerwy i po chwili zielony szlak prowadzi już nas na grzbiet Ornaku. Wychodzimy z lasu i pojawiają się pierwsze konkretniejsze widoki. Pogoda może i nas nie rozpieszcza ale Tatry to zawsze Tatry!
Kominiarski Wierch:
W końcu wdrapujemy się na grzbiet w okolicach Suchego Wierchu Ornaczańskiego (1818 m n.p.m.). Teraz widoki ograniczają nam już tylko warunki pogodowe i okoliczne granie.
Grześ, Osobita, Bobrowiec i Furkaska:
Ciemniak i Tomanowy Wierch:
Starorobociański Wierch, Kończysty Wierch, Czubik i Trzydniowiański Wierch:
Przed nami szczyt Ornaku:
Mijamy Zadni Ornak...
...i w okolicach Siwej Przełęczy robimy dłuższą przerwę. Większych problemów z kondycją nie ma, zapas wody w plecaku jest, pogoda wydaje się być stabilna - postanawiamy więc kontynuować marsz w kierunku Starorobociańskiego Wierchu.
Nasz cel z okolic Siwej Przełęczy:
Wracamy na szlak i od razu jakże przyjemna niespodzianka:
Kozica przygląda się nam, my jej. Drepcze sobie spokojnie, my zaś robimy użytek z aparatu. Uwielbiam patrzeć na te zwierzęta. Może na rozdeptanym grzbiecie nie robią one takiego wrażenia ale nie raz z zachwytem przyglądałem się jak z gracją biegają po skalnych urwiskach. Nieustannie mnie to fascynuje!
No ale czas iść dalej. Zaczynamy podejście ku Głównej Grani Tatr.
Otoczenie Doliny Pyszniańskiej:
Rzut oka na przebytą trasę:
Po chwili docieramy w okolicę Liliowego Karbu.
Na wschodzie Kamienista, Błyszcz i Bystra:
Nie robimy tu dłuższej przerwy tylko od razu zaczynamy podejście na Starego Robota. Idzie się dobrze mimo tego, że mamy już trochę drogi w nogach. Pod samym szczytem czeka nas kolejna tego dnia miła niespodzianka.
Kierdel kozic na tle Zadniej Kopy:
W końcu jesteśmy na szczycie! Wokół wierzchołka odpoczywa trochę ludzi ale miejsca dość dla każdego. Naczelna wyznawana przeze mnie zasada: najpierw zdjęcia, potem odpoczynek! Tak więc aparat idzie w ruch.
Spojrzenie na zachód:
Otoczenie Doliny Raczkowej:
Spojrzenie na północny-wschód:
Po zrobieniu kilku zdjęć w końcu zasłużony odpoczynek. Uf! Bywałem w okolicy już sporo razy ale tu jestem pierwszy raz w życiu! Kamila też dała radę bez większych problemów. Teraz już praktycznie z górki! Po kilkunastu minutach rozpoczynamy zejście ku Starorobociańskiej Przełęczy a potem krótkie podejście na Kończysty Wierch.
Starorobociański Wierch z okolic Kończystego Wierchu:
Na zachodzie między innymi Jarząbczy Wierch, Rohacze, Wołowiec i Łopata:
A tu grzbiet Ornaku, Ciemniak, Tomanowy Wierch, Smreczyński Wierch, Kamienista i Tatry Wysokie (na dalszym planie):
Widok na Dolinę Chochołowską i na trasę, która jeszcze przed nami:
Zbliżenie na Tatry Wysokie:
Niespiesznie schodzimy grzbietem w dół w kierunku Trzydniowiańskiego Wierchu (1758 m. n.p.m.).
Po dotarciu w okolice wierzchołka widzimy sporą część przebytej dzisiaj drogi:
Teraz mamy dwa wyjścia: schodzimy do Doliny Jarząbczej lub idziemy przez Kulawiec. Pierwszą opcję już kiedyś uskuteczniałem i pamiętam z niej niezliczone masy błota, drugą trasą schodziłem tylko zimą. Ważąc wszystkie za i przeciw postanawiamy schodzić bezpośrednio ku północy.
Schodzimy kilkanaście metrów do granicy kosówki i zaczyna się... Kuźwa jak tu niewygodnie! Zimą, gdy korzenie i inne nierówności zakryte są śniegiem idzie się bez porównania wygodniej i sprawniej. No ale cóż zrobić - trzeba się przemęczyć. Po wyjściu ze strefy korzenno-kosówkowej zaczynają się schody... Kuźwa jak tu niewygodnie! Zimą, stopnie pokryte są śniegiem idzie się bez porównania wygodniej i sprawniej. No ale cóż zrobić - trzeba się przemęczyć. Tylko kolana dostają mocno w dupsko...
W końcu doczłapujemy się do dna Doliny Chochołowskiej i zaczyna się kolejny akt dramatu zejściowego: asfalt! Jak ja nienawidzę tych powrotów różnego rodzaju asfaltami! Dolina zapchana ludźmi. Jakiż to kontrast w porównaniu z pustymi graniami... Człapiemy powoli wlokąc się niemiłosiernie. Idzie mi się tak dziadowsko, że na Polanie Huciska przychodzi mi nawet myśl aby skorzystać z transportu kołowego. Odganiam jednak szybko podszepty słabości i walczymy dalej.
Widok Siwej Polany już dawno mnie tak nie ucieszył! W końcu jesteśmy w busie i nogi mogą odpocząć. Uf! Padam ale jestem zadowolony, Kamila podobnie. Było git!
Dzień 2 - Sarnia Skała (1376 m n.p.m.)
Ze względu na to, że już wczorajszego wieczora Kamila zgłasza ból kolana postanawiamy jakieś totalnie lajtowe wyjście. Nie musimy zrywać się bladym świtem więc cały dzień jest na luzie. W końcu po późnym śniadaniu łapiemy busa i meldujemy się u wylotu Doliny Strążyskiej. Ludzi tłum ale tego można było się spodziewać. Powolnym spacerem idziemy w górę doliny i spędzamy chwilę nad Siklawicą.
Po paru chwilach czarny szlak prowadzi nas już w kierunku Czerwonej Przełęczy (1301 m n.p.m.) i wyżej w kierunku szczytu Sarniej Skały. Na górze spędzamy z pół godziny - w końcu nigdzie nam się nie spieszy.
Widok z Sarniej Skały na zachód:
Po zejściu z wierzchołka kierujemy się w kierunku Przełęczy Białego (1333 m n.p.m.) i dalej schodzimy ku Dolinie Bystrej i nią do Kuźnic. Przyjemny spacer, nic ponadto. Ale czy czasami to nie wystarczy?
Dzień 3 - Stawy
Pogoda ma być ładna - w planach Tatry Bielskie. Idziemy łapać busa do Zdziaru. Kolano Kamili jednak odmawia posłuszeństwa. Szybka zmiana planów. Kolejny lajtowy dzień przed nami - ale ze Słowacji już nie rezygnujemy. Wsiadamy do autobusu, w Smokowcu robimy przesiadkę na elektriczkę i po jakimś czasie spacerujemy już spokojnie asfaltem w kierunku Popradzkiego Stawu.
Nad stawem tłumów znanych z polskiej części Tatry nie ma a widoki przepiękne!
Dolina Złomisk i jej otoczenie:
A tutaj Dolina Mieguszowiecka i jej otoczenie:
Cieszymy oczy widokami, spacerujemy wokół stawu, uskuteczniamy konsumpcję. To się nazywa urlop! W końcu decydujemy iść dalej choć akurat w tym przypadku "dalej" to nie Rysy, Koprowe Wierchy czy Osterwy.
Czerwonym szlakiem idziemy do Szczyrbskiego Jeziora...
I ponownie: cieszymy oczy widokami, spacerujemy wokół stawu. Tylko z konsumpcją dajemy sobie spokój. Co za dużo to nie zdrowo!
W końcu przerabiany już tyle razy schemat: pociąg do Smokowca, autobus do Łysej Polany i bus do Zakopanego. Kolejny dzień na luzie za nami. Jutro chyba też odpuszczamy...
cdn