Odnaleźć punkt G...
: 2020-03-09, 20:01
Witajcie!
Dzisiaj będzie o najpiękniejszej dolinie w Tatrach. Niestety, musicie wierzyć na słowo. Znalazłem zdjęcia na płytce, ale nie mam oryginałów tylko nieudolnie poprzerabiane wiele lat temu pliki. Kilka udało się jakoś reanimować, jednak większość do niczego się nie nadaje. Niemniej postanowiłem cos tam wrzucić, bo miejsce jest magiczne, a pewnie niewielu z Was będzie miało okazję tam w ogóle pójść, więc...
No ja jakoś tam trafiłem, w sumie tylko jeden raz, bardzo żałuję, że nie udało się więcej.
Jakoś we wrześniu to było, jesień już w pełni była, a w Tatrach to nawet się pierwsze oblodzenia pokazały w wyższych partiach.
Z początku to niewiele było widać, bośmy we mgle szli, ale mgła została poniżej i pojawiły się pierwsze widoki. Tu na Skrajną Basztę.
I tak jeden, jedyny raz w życiu znalazłem się wśród zupełnie innego świata w Tatrach. Dotarłem do Doliny Złomisk. Pierwsze wrażenia były takie, że sunąłem szczęką po kamieniach. I mimo, że minęło tyle lat, wciąż pamiętam, jak wielkie wrażenie wywarła na mnie ta dolina.
Przez to, że jakoś niewiele szczegółów pamiętam, niewiele też mogę Wam napisać o samej wycieczce, ot, z początku wyraźna, wydeptana perć wsród kosówki, potem wśród traw i głazów, z lewej strony wyłaniająca się Wysoka, Smoczy Szczyt i Siarkan, na wprost piętrzący się Żłobisty Szczyt i wyłaniające się Żelazne Wrota, a po prawej piargi Tępej.
I wszystko to w późnojesiennych, aż żółknących kolorach.
Tutaj chyba jeden z moich ulubionych kształtów w tej dolinie, kolega Żłobisty.
Niemniej królowa jest tylko jedna, także w tej dolinie, jej wysokość Wysoka.
Tymczasem myśmy zamierzali odnaleźć punkt G, który zresztą widać na poniższej fotografii. W zasadzie to nie kojarzę, dlaczego padło akurat na tą górkę. To znaczy miały w ogóle być dwie, bo jeszcze pobliska górka na "R" też miała paść, ale w końcu na nią nie poszliśmy i chyba nie do końca kojarzę, dlaczego ten pomysł upadł. Może się nam nie chciało?
W każdym razie musieliśmy wyjść na tą grań, w tym celu podchodziliśmy zboczem pana Żłobistego, aż do żlebu opadającego z przełęczy.
Wysoka i Dolina Rumanowa
Przed żlebem żeśmy się związali i targaliśmy do góry. Nie kojarzę, żeby było jakoś trudno. I chyba dość szybko doszliśmy na grań. No i pokazały się widoki...
Tamta strona była kapitalna z tym morzem chmur, ale zdjęcia mam fatalne, wszystkie! Niemniej lepsze takie, niż żadne, Tępa!
No ale nie ma zmiłuj się, droga prowadzi tam!
Okazało się, że po prawej stronie też rozlało się trochę mleka, niemniej nie wszystkie szczyty zostały do końca zalane.
Za naszymi plecami pokazał się dumnie szczyt na literkę "R", którego mieliśmy w planie sobie zaliczyć. Za nim skrywa się masyw Kończystej.
A w dole piękna Dolina Rumanowa i Dolina Złomisk, czyli stamtąd przyszliśmy.
Z drugiej strony grani dolina Kacza, ale zalana mlekiem prawie po ściany. Przy okazji zauważyłem, że jest z czego dupnąć.
W sumie to odcinek od przełęczy nie był zbyt długi, ale pamiętam, że był bardzo efektowny i dość lufiasty. Pod koniec chyba się troszkę wypłaszczało.
No i w końcu odnalazłem ten punkt G.
Wysoka z G.
Rysy i polskie Tatry
gerlach
Schodziliśmy tą samą drogą. To taki troszkę minus, no ale... co zrobić, jak inne drogi trudniejsze.
Zaglądnąłem jeszcze z góry do tej doliny Rumanowej, ale tylko trochę, bo lufa była spora. A ja mam lęki.
Zeszliśmy na Przełęcz. Tak, jak wspomniałem, z Rumanowego z jakiegoś powodu zrezygnowaliśmy. Zejście z przełęczy jakoś tez źle nie wspominam, więc musiało być spoko. Co innego takie zejście z Gerlacha kiedyś. Batyżowiecką Próbą. W deszczu. Posrany byłem. Jakoś mi nie leżała tamta droga.
Zeszliśmy na piargi, pozostało zejść piękną doliną do Popradzkiego Stawu.
No ale to też nie taki rzut kamieniem, więc zeszło chyba ze dwie godziny, aż dotarliśmy do schroniska. Tyle, że to w żadnym wypadku nie były złe dwie godziny.
Wreszcie pokazało się jezioro, co znaczyło, że nasza wycieczka naprawdę powoli dobiega końca.
I nagle - cyk - byliśmy już nad Popradzkim Plesem. Piwko w schronisku smakowało wybornie.
I taka to była wycieczka, w jedno z tych magicznych miejsc, które mam nadzieję jeszcze będzie mi dane odwiedzić, kiedyś...
Dzisiaj będzie o najpiękniejszej dolinie w Tatrach. Niestety, musicie wierzyć na słowo. Znalazłem zdjęcia na płytce, ale nie mam oryginałów tylko nieudolnie poprzerabiane wiele lat temu pliki. Kilka udało się jakoś reanimować, jednak większość do niczego się nie nadaje. Niemniej postanowiłem cos tam wrzucić, bo miejsce jest magiczne, a pewnie niewielu z Was będzie miało okazję tam w ogóle pójść, więc...
No ja jakoś tam trafiłem, w sumie tylko jeden raz, bardzo żałuję, że nie udało się więcej.
Jakoś we wrześniu to było, jesień już w pełni była, a w Tatrach to nawet się pierwsze oblodzenia pokazały w wyższych partiach.
Z początku to niewiele było widać, bośmy we mgle szli, ale mgła została poniżej i pojawiły się pierwsze widoki. Tu na Skrajną Basztę.
I tak jeden, jedyny raz w życiu znalazłem się wśród zupełnie innego świata w Tatrach. Dotarłem do Doliny Złomisk. Pierwsze wrażenia były takie, że sunąłem szczęką po kamieniach. I mimo, że minęło tyle lat, wciąż pamiętam, jak wielkie wrażenie wywarła na mnie ta dolina.
Przez to, że jakoś niewiele szczegółów pamiętam, niewiele też mogę Wam napisać o samej wycieczce, ot, z początku wyraźna, wydeptana perć wsród kosówki, potem wśród traw i głazów, z lewej strony wyłaniająca się Wysoka, Smoczy Szczyt i Siarkan, na wprost piętrzący się Żłobisty Szczyt i wyłaniające się Żelazne Wrota, a po prawej piargi Tępej.
I wszystko to w późnojesiennych, aż żółknących kolorach.
Tutaj chyba jeden z moich ulubionych kształtów w tej dolinie, kolega Żłobisty.
Niemniej królowa jest tylko jedna, także w tej dolinie, jej wysokość Wysoka.
Tymczasem myśmy zamierzali odnaleźć punkt G, który zresztą widać na poniższej fotografii. W zasadzie to nie kojarzę, dlaczego padło akurat na tą górkę. To znaczy miały w ogóle być dwie, bo jeszcze pobliska górka na "R" też miała paść, ale w końcu na nią nie poszliśmy i chyba nie do końca kojarzę, dlaczego ten pomysł upadł. Może się nam nie chciało?
W każdym razie musieliśmy wyjść na tą grań, w tym celu podchodziliśmy zboczem pana Żłobistego, aż do żlebu opadającego z przełęczy.
Wysoka i Dolina Rumanowa
Przed żlebem żeśmy się związali i targaliśmy do góry. Nie kojarzę, żeby było jakoś trudno. I chyba dość szybko doszliśmy na grań. No i pokazały się widoki...
Tamta strona była kapitalna z tym morzem chmur, ale zdjęcia mam fatalne, wszystkie! Niemniej lepsze takie, niż żadne, Tępa!
No ale nie ma zmiłuj się, droga prowadzi tam!
Okazało się, że po prawej stronie też rozlało się trochę mleka, niemniej nie wszystkie szczyty zostały do końca zalane.
Za naszymi plecami pokazał się dumnie szczyt na literkę "R", którego mieliśmy w planie sobie zaliczyć. Za nim skrywa się masyw Kończystej.
A w dole piękna Dolina Rumanowa i Dolina Złomisk, czyli stamtąd przyszliśmy.
Z drugiej strony grani dolina Kacza, ale zalana mlekiem prawie po ściany. Przy okazji zauważyłem, że jest z czego dupnąć.
W sumie to odcinek od przełęczy nie był zbyt długi, ale pamiętam, że był bardzo efektowny i dość lufiasty. Pod koniec chyba się troszkę wypłaszczało.
No i w końcu odnalazłem ten punkt G.
Wysoka z G.
Rysy i polskie Tatry
gerlach
Schodziliśmy tą samą drogą. To taki troszkę minus, no ale... co zrobić, jak inne drogi trudniejsze.
Zaglądnąłem jeszcze z góry do tej doliny Rumanowej, ale tylko trochę, bo lufa była spora. A ja mam lęki.
Zeszliśmy na Przełęcz. Tak, jak wspomniałem, z Rumanowego z jakiegoś powodu zrezygnowaliśmy. Zejście z przełęczy jakoś tez źle nie wspominam, więc musiało być spoko. Co innego takie zejście z Gerlacha kiedyś. Batyżowiecką Próbą. W deszczu. Posrany byłem. Jakoś mi nie leżała tamta droga.
Zeszliśmy na piargi, pozostało zejść piękną doliną do Popradzkiego Stawu.
No ale to też nie taki rzut kamieniem, więc zeszło chyba ze dwie godziny, aż dotarliśmy do schroniska. Tyle, że to w żadnym wypadku nie były złe dwie godziny.
Wreszcie pokazało się jezioro, co znaczyło, że nasza wycieczka naprawdę powoli dobiega końca.
I nagle - cyk - byliśmy już nad Popradzkim Plesem. Piwko w schronisku smakowało wybornie.
I taka to była wycieczka, w jedno z tych magicznych miejsc, które mam nadzieję jeszcze będzie mi dane odwiedzić, kiedyś...