Dwa dni z tegorocznych ferii
: 2020-01-23, 22:28
Dobry.
Pierwsza połowa ferii zleciała szybko i to w dodatku w domu, jakieś przeziębienie się przyczepiło i tak w sumie tydzień minął.
W drugim tygodniu pojawiła się opcja żeby pojechać w Tatry
jedno z naszych ulubionych miejsc noclegowych było wolne w tym terminie, więc w poniedziałek wyjazd
Bardzo ambitnych planów nie było, raczej chcieliśmy pochodzić i nacieszyć się Tatrami.
Dzień 1
Kiry -Dolina Lejowa - Polana Stoły - Kiry.
Trasa miała 15 km i zajęła nam jakieś 5.30 godz.
W Kirach jesteśmy około 10.00, nie było się co spieszyć, tym bardziej że pogoda miała być marna i ewentualne przejaśnienia miały być po południu. przejaśnień było tyle co kot napłakał, a błękitne niebo widzieliśmy kilka razy
Doliną Lejową szliśmy pierwszy raz (zasługa Tomka) i bardzo nam się podobała, tym bardziej że szliśmy nią tylko my, cała dolina nasza
Przez chwilę wydawało się że pogoda się polepsza ... Ale kiedy wyszliśmy po przerwie z Bacówki na Przysłopie Kominiarskim, to mgła była już wszędzie Widoków niewiele, więc szybkim krokiem ruszyliśmy w stronę Kościeliskiej, a stamtąd na Polanę Stoły.
Ciągle szliśmy z nadzieją że się rozpogodzi, skończyło się na nadziejach Chociaż tak nie do końca, bo kilka razy widzieliśmy błękit nieba i na chwilę nawet słońce wyszło. Na szlaku spotkaliśmy całe tłumy, aż 4 osoby
Więc jak na razie można powiedzieć, że Tatry były tego dnia tylko dla nas
No ale ... powrót już taki bezludny nie był, wszak przez Kościeliską szliśmy.
Dzień 2.
Kuźnice - Przeł. pod Kopą Kondracką - Kopa Kondracka - Kondracka Przeł. - Kuźnice.
Trasa miała 13 km i zajęła nam coś koło 6.30 godz.
Auto zostawiamy na kempingu i busem do Kuźnic.
Ruch o poranku niewielki więc jest szansa na powtórkę z wczoraj Pogodę od kilku dni zapowiadali piękną i taka się zapowiadała tego dnia ! Niestety najpierw trzeba było przejść spory kawał w cieniu, gdzie wcale tak przyjemnie nie było
Patrząc z daleka na ludzi wdrapujących się po ścianie na przełęcz, trochę się bałem jak sobie młoda poradzi ?
Ospale ruszyliśmy doliną w stronę ściany, gdzie małe punkciki poruszały się zygzakiem w górę, im bliżej ściany tym bardziej stromo się robiło, aż w pewnym momencie nawet całkiem poważny spad się zrobił
Ubraliśmy raczki (straszne dziadostwo, zdecydowanie wolę raki ) wyciągnęliśmy kijki i ruszyliśmy dalej, powoli bez pośpiechu nabieraliśmy wysokości, w międzyczasie ze dwa razy przeleciał śmigłowiec strasząc stado kozic, które zbiegały dokładnie tam gdzie my za chwilę mieliśmy się znaleźć tak też się stało, wyszedłem na przełęcz i przechodząc za wzniesienie żeby schować się przed wiatrem, który już szalał na górze, zobaczyłem stadko kozic po lewej, a chwilę później zauważyłem jeszcze dwie bardziej na prawo
W życiu nie widzieliśmy tylu kozic w jednym miejscu ! I jakby było mało, to znowu byliśmy sami, tylko my i rogate bydlaki
Jeden wielki szok ! Mnóstwo kozic, słońce wysoko na niebie i praktycznie żadnej chmurki, tylko ten przeszywający wiatr przypominał nam dosadnie że jest zima
Chwilę później meldujemy się na Kopie Kondrackiej w towarzystwie zaledwie kilku osób i właściwie przez większość wycieczki tych ludzi zbyt wielu nie mijamy.
Wypiździało nam okrutnie, więc uciekaliśmy w stronę Giewontu szybkim krokiem, po drodze robiąc oczywiście zdjęcia, mało mi palce nie odmarzły
Przełęcz Kondracka to ostatni krótki przystanek przed zejściem na dół. W zeszłym roku moim zdaniem szlak był lepiej poprowadzony, był zrobiony długi trawers zanim szlak skręcał w dół, w tym roku szlak prawie od razu pikuje w dół i sam początek był dość stromy, budząc moje obawy, jak młoda to ogarnie, ale kolejny raz tego dnia byłem z niej dumny! przeszła bez żadnych problemów. Kilkadziesiąt minut później już piliśmy kawę pod schroniskiem.
I taka to była wycieczka.
Pierwsza połowa ferii zleciała szybko i to w dodatku w domu, jakieś przeziębienie się przyczepiło i tak w sumie tydzień minął.
W drugim tygodniu pojawiła się opcja żeby pojechać w Tatry
jedno z naszych ulubionych miejsc noclegowych było wolne w tym terminie, więc w poniedziałek wyjazd
Bardzo ambitnych planów nie było, raczej chcieliśmy pochodzić i nacieszyć się Tatrami.
Dzień 1
Kiry -Dolina Lejowa - Polana Stoły - Kiry.
Trasa miała 15 km i zajęła nam jakieś 5.30 godz.
W Kirach jesteśmy około 10.00, nie było się co spieszyć, tym bardziej że pogoda miała być marna i ewentualne przejaśnienia miały być po południu. przejaśnień było tyle co kot napłakał, a błękitne niebo widzieliśmy kilka razy
Doliną Lejową szliśmy pierwszy raz (zasługa Tomka) i bardzo nam się podobała, tym bardziej że szliśmy nią tylko my, cała dolina nasza
Przez chwilę wydawało się że pogoda się polepsza ... Ale kiedy wyszliśmy po przerwie z Bacówki na Przysłopie Kominiarskim, to mgła była już wszędzie Widoków niewiele, więc szybkim krokiem ruszyliśmy w stronę Kościeliskiej, a stamtąd na Polanę Stoły.
Ciągle szliśmy z nadzieją że się rozpogodzi, skończyło się na nadziejach Chociaż tak nie do końca, bo kilka razy widzieliśmy błękit nieba i na chwilę nawet słońce wyszło. Na szlaku spotkaliśmy całe tłumy, aż 4 osoby
Więc jak na razie można powiedzieć, że Tatry były tego dnia tylko dla nas
No ale ... powrót już taki bezludny nie był, wszak przez Kościeliską szliśmy.
Dzień 2.
Kuźnice - Przeł. pod Kopą Kondracką - Kopa Kondracka - Kondracka Przeł. - Kuźnice.
Trasa miała 13 km i zajęła nam coś koło 6.30 godz.
Auto zostawiamy na kempingu i busem do Kuźnic.
Ruch o poranku niewielki więc jest szansa na powtórkę z wczoraj Pogodę od kilku dni zapowiadali piękną i taka się zapowiadała tego dnia ! Niestety najpierw trzeba było przejść spory kawał w cieniu, gdzie wcale tak przyjemnie nie było
Patrząc z daleka na ludzi wdrapujących się po ścianie na przełęcz, trochę się bałem jak sobie młoda poradzi ?
Ospale ruszyliśmy doliną w stronę ściany, gdzie małe punkciki poruszały się zygzakiem w górę, im bliżej ściany tym bardziej stromo się robiło, aż w pewnym momencie nawet całkiem poważny spad się zrobił
Ubraliśmy raczki (straszne dziadostwo, zdecydowanie wolę raki ) wyciągnęliśmy kijki i ruszyliśmy dalej, powoli bez pośpiechu nabieraliśmy wysokości, w międzyczasie ze dwa razy przeleciał śmigłowiec strasząc stado kozic, które zbiegały dokładnie tam gdzie my za chwilę mieliśmy się znaleźć tak też się stało, wyszedłem na przełęcz i przechodząc za wzniesienie żeby schować się przed wiatrem, który już szalał na górze, zobaczyłem stadko kozic po lewej, a chwilę później zauważyłem jeszcze dwie bardziej na prawo
W życiu nie widzieliśmy tylu kozic w jednym miejscu ! I jakby było mało, to znowu byliśmy sami, tylko my i rogate bydlaki
Jeden wielki szok ! Mnóstwo kozic, słońce wysoko na niebie i praktycznie żadnej chmurki, tylko ten przeszywający wiatr przypominał nam dosadnie że jest zima
Chwilę później meldujemy się na Kopie Kondrackiej w towarzystwie zaledwie kilku osób i właściwie przez większość wycieczki tych ludzi zbyt wielu nie mijamy.
Wypiździało nam okrutnie, więc uciekaliśmy w stronę Giewontu szybkim krokiem, po drodze robiąc oczywiście zdjęcia, mało mi palce nie odmarzły
Przełęcz Kondracka to ostatni krótki przystanek przed zejściem na dół. W zeszłym roku moim zdaniem szlak był lepiej poprowadzony, był zrobiony długi trawers zanim szlak skręcał w dół, w tym roku szlak prawie od razu pikuje w dół i sam początek był dość stromy, budząc moje obawy, jak młoda to ogarnie, ale kolejny raz tego dnia byłem z niej dumny! przeszła bez żadnych problemów. Kilkadziesiąt minut później już piliśmy kawę pod schroniskiem.
I taka to była wycieczka.