Jeszcze coś się we mnie tli..............
: 2020-01-12, 23:05
Witam, dawno nie zapodałem żadnej relacji na forum więc pora to zmienić. Zaprawdę powiadam wam że było dramatycznie a w pewnym momencie czułem już na karku powiew klęski jednak nie z takich opresji urwis wychodził cało, no może poza jednym razem .
Mój wybór padł na bydlaka zwanego Wołowcem ponieważ dawno nie byłem w Zachodnich i nie wiedziałem na co mnie obecnie stać kondycyjnie a i kolano się ostatnio odzywa trochę . Dzień wcześniej byłem na Nosalu coby zrobić mały rozruch ale tutaj nie ma za bardzo o czym pisać zapodam tylko kilka fotek :
Myślałem że będzie ciężej bo kolano ostatnio pobolewa trochę a szczególnie w pracy kiedy muszę nosić żelastwo ale nie było wcale tragicznie. Obawiałem się też o swoją kondycję bo ostatnimi czasy troszkę zardzewiałem i muszę powiedzieć że porobiły mi się zakwasy . Do samego Rakonia było w miarę przetarte w jednym tylko miejscu wpadłem po pas do śniegu ale ogólnie było przedeptane. Jazda zaczęła się już pod samym Wołkiem kiedy wiatr zaczął się wzmagać i momentami ciężko było ustać na nogach . To była prawdziwa walka z żywiołem z której wyszedłem zwycięsko i jeszcze długo jej pewnie nie zapomnę. Mimo wszystko coś tam się we mnie jeszcze tli i nie powiedziałem ostatniego słowa w górach. Młody jeszcze jestem chociaż zdrowie już nie te . Kilka fotek :
A tak wiało w drodze na szczyt
Dziękuję za uwagę. Wszelkie pytania mile widziane. Dobranoc.
Ps.zdjęcia robiłem telefonem bo mi aparat wysiadł więc sorki za słabe fotki.
Mój wybór padł na bydlaka zwanego Wołowcem ponieważ dawno nie byłem w Zachodnich i nie wiedziałem na co mnie obecnie stać kondycyjnie a i kolano się ostatnio odzywa trochę . Dzień wcześniej byłem na Nosalu coby zrobić mały rozruch ale tutaj nie ma za bardzo o czym pisać zapodam tylko kilka fotek :
Myślałem że będzie ciężej bo kolano ostatnio pobolewa trochę a szczególnie w pracy kiedy muszę nosić żelastwo ale nie było wcale tragicznie. Obawiałem się też o swoją kondycję bo ostatnimi czasy troszkę zardzewiałem i muszę powiedzieć że porobiły mi się zakwasy . Do samego Rakonia było w miarę przetarte w jednym tylko miejscu wpadłem po pas do śniegu ale ogólnie było przedeptane. Jazda zaczęła się już pod samym Wołkiem kiedy wiatr zaczął się wzmagać i momentami ciężko było ustać na nogach . To była prawdziwa walka z żywiołem z której wyszedłem zwycięsko i jeszcze długo jej pewnie nie zapomnę. Mimo wszystko coś tam się we mnie jeszcze tli i nie powiedziałem ostatniego słowa w górach. Młody jeszcze jestem chociaż zdrowie już nie te . Kilka fotek :
A tak wiało w drodze na szczyt
Dziękuję za uwagę. Wszelkie pytania mile widziane. Dobranoc.
Ps.zdjęcia robiłem telefonem bo mi aparat wysiadł więc sorki za słabe fotki.