Jagnięcina
: 2019-12-28, 17:20
Na życzenie Laynna.
Kilka lat temu, już we wrześniu mieliśmy na Jagnięcego jechać, ale śniegu nadupiło sporo. Poczekaliśmy więc na odwilż i pierwszego października byliśmy w Tatrach.
Tradycyjnie, jazda wieczorem, spanie w aucie i rano wymarsz. Auto = legenda - z ogrzewaniem na karton. Co niektórzy mieli przyjemność tym się wozić i raz zamarzliśmy jadąc na Raczę.
W środku szyby zamarzały od środka.
Jak to laynn już wspominał, początek doliny jest raczej nudnawy i troszkę się ciągnie.
Ale tak po godzinie to już się pokazały pierwsze oznaki tego, że może być ładnie w tym dniu.
Wygodna droga prowadziła w głąb doliny, a gdzieś tam z prześwitów po lewej stronie wyłaniały się czasem skalne bydlaki. Tu Kieżmarskie w całej swojej bocznej okazałości.
Mnie jednak zawsze bardziej kręciło to, co jest po prawej stronie. Jatki. Czyli Tatry Bielskie. O tej porze roku w cudownych barwach, no ale ja niestety miałem zarąbisty aparat i do tego w ogóle się z nim nie rozumiałem.
Tak mniej więcej po godzinie z dużym hakiem szlak zrobił łuk w lewo i na wprost pojawiło się na horyzoncie zamknięcie doliny. Na żywo robiło ogromne wrażenie. Te otoczenie biło na łeb znane wszystkim Morskie Oko, albo otoczenie Czarnego Stawu Gąsienicowego. Już wcześniej bywałem w tej dolinie i zawsze bardzo mi się w niej podobało.
Z tyłu zostały Tatry Bielskie. Do tego pojawiły się chmury, co dodawało urokowi całości.
Przed nami wyrastała potężna, prawie 900 metrowa ściana Małego Kieżmarskiego.
A wokół nas jesień...
Zielony Staw i schronisko coraz bliżej.
W końcu docieramy na miejsce, schronisko daje się być uśpione, nic dziwnego, pora wczesna...
Woda w stawie wydaje się być zimna.
A za plecami wiatr rozgonił chmury i Jatki pokazały się w komplecie
Posiedzieliśmy chwilkę, a potem ruszyliśmy żółtym szlakiem w kierunku Jagnięcego. Zrobiło się cieplej, bo wyszliśmy z zacienionego odcinka doliny i w słońcu zrobiło się naprawdę bardzo przyjemnie.
Podobnie, jak w relacji Laynna, pokazała się Łomnica!
W końcu po dość upierdliwej wspinaczce osiągnęliśmy próg zawieszonej dolinki i ukazała się nam dalsza droga ku górze.
Szlak ten słynie z dużej ilości spotykanych kozic. A że myśmy na szlaku byli prawie sami, kozice były bardzo blisko nas, aż w szoku byliśmy, że tak blisko podchodziły. I wcale się nie bały. Stały dosłownie dwa-trzy metry od nas.
Trawersem stoków Jastrzębiej Turni wydostaliśmy się wyżej i wyżej, aż pod podnóża głownej grani Tatr.
Łomnica
A na początku łańcuchów wyprowadzających na Kołowy Przechód leżała jakaś wyjątkowo leniwa kozica i wcale nie zamierzała wstać, jak przechodziliśmy.
Łancuchy przelecieliśmy bez problemów i po chwili ukazały się nam widoki na drugą stronę. Tutaj mamy Mięgusza. W dość nietypowym ujęciu. Obok Cubryna i nawet Zadni Mnich widać.
Jak pewnie zauważyliście, troszkę lodu było na trawkach. W oddali widać naszą część Tatr z Kozim, Granatami...
Potem było kilka takich oblodzonych żlebów i tam to specjalnie się nie czułem za dobrze, ale jak żona poszła bez zająknięcia to mi głupio było, to ubrałem raki i z duszą na ramieniu polazłem za nią. Kilka minut strachu i już byliśmy na tej nasłonecznonej częśći grani, gdzie lód nie występował.
Wyszły Hawrań z Płaczliwą Skałą.
Kozi i Granaty
Kozia, ale Turnia
I można tak siedzieć, po co więcej?
Chmury nadciągały ze wwszystkich stron, powoli przykrywając kolejne góry. Podeszły pod Bielskie i zaczęły się przez nie przelewać. Do kompletu pokazało się też Widmo brockenu
Ostatnie spojrzenie i schodzimy
Pierwotnie chcieliśmy schodzić granią do Przełęczy pod Kopą, ale jak widziałem oblodzenia to jakoś przekonałem Magdę, że to nienajlepszy pomysł, tym bardziej, ze chmury nadchodziły i nawet nie mielibyśmy za bardzo możliwości orientowania się w terenie. Wracamy więc po własnych śladach.... Znów te oblodzone żlebiki... no ale przeżyłem.
Na Kołowym Przechodzie dopada nas chmura. I prawie tam przegapiamy odbicie szlaku.
W dolinie pogoda wraca jednak do normy. Wita nas Kieżmarski.
W schronisku kofola wchodzi niesamowicie. Podoga wydaje się ustabilizowana. Ale nic bardziej mylnego....
Na razie jednak cieszymy się tym, co jest. Podziwiamy potężną ścianę Kieżmara...
Sprawdzamy, czy woda w stawie cieplejsza, niż rano... (chyba nie...)
I Idziemy Magistralą do doliny Białych Stawów.
Piramida Kieżmarskiego się ewidentnie wyróżnia. I to jedno z ostatnich zdjęć.....
Nim dotrzemy na miejsce, wszystko wokół utuli białość. Mgła zapanoszy w kosodrzewinach, nad wodą, w skałach. I tak kończymy.... we mgle, schodząc dwie godziny lasem... Ale i tak fajnie było.
Kilka lat temu, już we wrześniu mieliśmy na Jagnięcego jechać, ale śniegu nadupiło sporo. Poczekaliśmy więc na odwilż i pierwszego października byliśmy w Tatrach.
Tradycyjnie, jazda wieczorem, spanie w aucie i rano wymarsz. Auto = legenda - z ogrzewaniem na karton. Co niektórzy mieli przyjemność tym się wozić i raz zamarzliśmy jadąc na Raczę.
W środku szyby zamarzały od środka.
Jak to laynn już wspominał, początek doliny jest raczej nudnawy i troszkę się ciągnie.
Ale tak po godzinie to już się pokazały pierwsze oznaki tego, że może być ładnie w tym dniu.
Wygodna droga prowadziła w głąb doliny, a gdzieś tam z prześwitów po lewej stronie wyłaniały się czasem skalne bydlaki. Tu Kieżmarskie w całej swojej bocznej okazałości.
Mnie jednak zawsze bardziej kręciło to, co jest po prawej stronie. Jatki. Czyli Tatry Bielskie. O tej porze roku w cudownych barwach, no ale ja niestety miałem zarąbisty aparat i do tego w ogóle się z nim nie rozumiałem.
Tak mniej więcej po godzinie z dużym hakiem szlak zrobił łuk w lewo i na wprost pojawiło się na horyzoncie zamknięcie doliny. Na żywo robiło ogromne wrażenie. Te otoczenie biło na łeb znane wszystkim Morskie Oko, albo otoczenie Czarnego Stawu Gąsienicowego. Już wcześniej bywałem w tej dolinie i zawsze bardzo mi się w niej podobało.
Z tyłu zostały Tatry Bielskie. Do tego pojawiły się chmury, co dodawało urokowi całości.
Przed nami wyrastała potężna, prawie 900 metrowa ściana Małego Kieżmarskiego.
A wokół nas jesień...
Zielony Staw i schronisko coraz bliżej.
W końcu docieramy na miejsce, schronisko daje się być uśpione, nic dziwnego, pora wczesna...
Woda w stawie wydaje się być zimna.
A za plecami wiatr rozgonił chmury i Jatki pokazały się w komplecie
Posiedzieliśmy chwilkę, a potem ruszyliśmy żółtym szlakiem w kierunku Jagnięcego. Zrobiło się cieplej, bo wyszliśmy z zacienionego odcinka doliny i w słońcu zrobiło się naprawdę bardzo przyjemnie.
Podobnie, jak w relacji Laynna, pokazała się Łomnica!
W końcu po dość upierdliwej wspinaczce osiągnęliśmy próg zawieszonej dolinki i ukazała się nam dalsza droga ku górze.
Szlak ten słynie z dużej ilości spotykanych kozic. A że myśmy na szlaku byli prawie sami, kozice były bardzo blisko nas, aż w szoku byliśmy, że tak blisko podchodziły. I wcale się nie bały. Stały dosłownie dwa-trzy metry od nas.
Trawersem stoków Jastrzębiej Turni wydostaliśmy się wyżej i wyżej, aż pod podnóża głownej grani Tatr.
Łomnica
A na początku łańcuchów wyprowadzających na Kołowy Przechód leżała jakaś wyjątkowo leniwa kozica i wcale nie zamierzała wstać, jak przechodziliśmy.
Łancuchy przelecieliśmy bez problemów i po chwili ukazały się nam widoki na drugą stronę. Tutaj mamy Mięgusza. W dość nietypowym ujęciu. Obok Cubryna i nawet Zadni Mnich widać.
Jak pewnie zauważyliście, troszkę lodu było na trawkach. W oddali widać naszą część Tatr z Kozim, Granatami...
Potem było kilka takich oblodzonych żlebów i tam to specjalnie się nie czułem za dobrze, ale jak żona poszła bez zająknięcia to mi głupio było, to ubrałem raki i z duszą na ramieniu polazłem za nią. Kilka minut strachu i już byliśmy na tej nasłonecznonej częśći grani, gdzie lód nie występował.
Wyszły Hawrań z Płaczliwą Skałą.
Kozi i Granaty
Kozia, ale Turnia
I można tak siedzieć, po co więcej?
Chmury nadciągały ze wwszystkich stron, powoli przykrywając kolejne góry. Podeszły pod Bielskie i zaczęły się przez nie przelewać. Do kompletu pokazało się też Widmo brockenu
Ostatnie spojrzenie i schodzimy
Pierwotnie chcieliśmy schodzić granią do Przełęczy pod Kopą, ale jak widziałem oblodzenia to jakoś przekonałem Magdę, że to nienajlepszy pomysł, tym bardziej, ze chmury nadchodziły i nawet nie mielibyśmy za bardzo możliwości orientowania się w terenie. Wracamy więc po własnych śladach.... Znów te oblodzone żlebiki... no ale przeżyłem.
Na Kołowym Przechodzie dopada nas chmura. I prawie tam przegapiamy odbicie szlaku.
W dolinie pogoda wraca jednak do normy. Wita nas Kieżmarski.
W schronisku kofola wchodzi niesamowicie. Podoga wydaje się ustabilizowana. Ale nic bardziej mylnego....
Na razie jednak cieszymy się tym, co jest. Podziwiamy potężną ścianę Kieżmara...
Sprawdzamy, czy woda w stawie cieplejsza, niż rano... (chyba nie...)
I Idziemy Magistralą do doliny Białych Stawów.
Piramida Kieżmarskiego się ewidentnie wyróżnia. I to jedno z ostatnich zdjęć.....
Nim dotrzemy na miejsce, wszystko wokół utuli białość. Mgła zapanoszy w kosodrzewinach, nad wodą, w skałach. I tak kończymy.... we mgle, schodząc dwie godziny lasem... Ale i tak fajnie było.