Na Jagnięcy.
: 2019-12-28, 12:06
Zamiast planować jakieś trasy, połykam garści lekarstw i przeglądam zakątki forum i zauważyłem, że nie opisywałem mojej pierwszej wycieczki w Wysokie Tatry po Słowackiej stronie.
Zaczęło się tak, że na forum GS koleżanka wrzuciła zaproszenie, że jadą w Tatry. A może to nie Pati a Zbig wrzucił zaproszenie? Już nie pamiętam, ale o dziwo żona się zgodziła na udział w takiej wycieczce, więc najpierw do nas przyjechała Skadi, by po chwili Zbyszek z Patrycją i małym ciasnym autkiem gdzieś ok 3 nad ranem parkowaliśmy obok wejścia na szlak. Krótkie pakowanie i ruszamy. Młodzi polecieli przodem, a my dostojnie za nimi. Szlak nocą nudny jak szlag ale gdy w końcu zaczęło robić się jasno, to pierwsze widoki były zachęcające:
Dochodzimy do schroniska, gdzie robimy chwilę przerwy. Pierwsi noclegowicze wstają, myją się w stawie a my się dzielimy, ja z moją, jeszcze nie żoną, idziemy na Jagnięcy, w pozostała trójka ma inne plany, ich to sprawa, więc pisać nie będę
Nad Zielonym Stawem Kieżmarskim.
Na szczytach pojawia się słońce, z trudem przebijające się poprzez chmury:
Dość szybko nabieramy wysokości, progi skalne są czasami ciężkie do pokonania, więc by dać odsapnąć płucom, często odwracam się i podziwiam co obok i poniżej nas się prezentuje:
Nawet Łomnica się na chwilę nam pokazała:
W końcu mijamy próg doliny, szlak na chwilę się wypłaszcza, mijamy Czerwony Staw. Wokół niesamowity spektakl chmur z tatrzańskimi skałami:
Widok na próg doliny Jagniecej, za nim 200metrów niżej leży Zielona Dolina Kieżmarska ze stawem.
Szlak żółty wiedzie południową stroną doliny, powoli nabierając wysokości. Widać jak później zakręca ku północy, coraz bardziej nabierając wysokość:
Dochodzimy do wysokości ok 2000 metrów, szlak zawraca na południe, by po skale zabezpieczonej łańcuchem wspiąć się już niedaleko od Kołowej Przełęczy.
No i się zaczyna zabawa. (Już dziś) żona się pyta jak ma ten łańcuch jej pomóc, więc pokazuję jej to. Wchodzi i na samym końcu się odwraca. I to jest koniec. Przepaść, nachylenie, wysokość czy też przestrzeń ją przeraża, siada i oznajmia, że ona nie zejdzie. No w trochę gorszej formie. Wiem, że nie ma sensu się w takim razie pchać dalej, no bo dalej będzie jeszcze gorzej, zresztą E. nie chce już wyżej iść. Schodzę, zostawiam plecak i wracam po nią. Asekuruję ją, pomagam postawić stopy. Po kilku minutach jesteśmy pod skałą, można posiedzieć i uspokoić nerwy, teraz też dopiero emocje dopiero dają znać. Dostaję propozycję abym szedł dalej sam, na co ja mocno protestuję, więc po jakiś kilkunastu minutach wracamy. Co ciekawe Pati robi nam zdjęcie w momencie schodzenia po tej skale, z pod ich celu, ze sporej odległości, ale nie będę go tu wrzucał bo musiałbym się pewnie pakować
Pod schroniskiem pijemy piwo:
tak to ja z krótkimi włosami
Czekamy na resztę. Wraca Zbyszek. Po dłuższej chwili piszemy do dziewczyn, że idziemy magistralą w stronę Bielskich.
Po drodze między kosodrzewiną widzę różne zwierzaki, postacie, np Reksia, skorpiona czy Sida:
Tu Zbyszek i Sid
Przed nami wyłania się jakże inne forma górska, od tych, które dotychczas oglądaliśmy:
Jeszcze nie są to właściwe Tatry Bielskie, staw to Stręgacznik, a dopiero za Bielańską Kopą leżą Tarty Bielskie.
Dochodzimy do rozstaju szlaku.
Nad Wielkim Białym Stawem Zbyszek namawia nas aby wejść na Przełęcz Pod Kopą. Widać szlak wznoszący się właśnie ku przełęczy pod Kopą, ale Wyżniej;
Jesteśmy zmęczeni i pewnie dlatego się godzimy. Bo ścieżka to schody i męczy nas niemiłosiernie, dobrze, że otoczenie piękne!
A Jagnięcy w chmurach...
Szla(g)k:
W końcu dotarliśmy. Widoków nie za wiele, ale nigdy bliżej Tatr Bielskich nie byłem i jak mam być szczery, to właśnie w te mnie ciągnie najbardziej.
Na przełęczy pod Kopą robimy małą drzemkę.
By po jakiejś chwili rozpocząć powrót.
Który trwał...i trwał...i trwał. Tak go zapamiętałem. Szlak niebieski się dłużył strasznie. Ale doszliśmy, koło parkingu prawie równocześnie dwie grupy się spotkały, obie równie zadowolone, co zmęczone. A potem powrót do domu...by po wycieczce trwającej dobę, w końcu odpocząć.
Niedługo później wzięliśmy ślub z żoną. O dziwo
Jak dziś patrzę na mapę, to tak blisko byłem...z drugiej strony chmury mogły mi za wiele nie pozwolić popodziwiać, a do tego te zdjęcia...dziś z nich nie jestem zadowolony, więc może w 20tym znowu czas na powrót i wyrównanie rachunków? Tylko czy żonę brać
Galeria kiepskich zdjęć.
Zaczęło się tak, że na forum GS koleżanka wrzuciła zaproszenie, że jadą w Tatry. A może to nie Pati a Zbig wrzucił zaproszenie? Już nie pamiętam, ale o dziwo żona się zgodziła na udział w takiej wycieczce, więc najpierw do nas przyjechała Skadi, by po chwili Zbyszek z Patrycją i małym ciasnym autkiem gdzieś ok 3 nad ranem parkowaliśmy obok wejścia na szlak. Krótkie pakowanie i ruszamy. Młodzi polecieli przodem, a my dostojnie za nimi. Szlak nocą nudny jak szlag ale gdy w końcu zaczęło robić się jasno, to pierwsze widoki były zachęcające:
Dochodzimy do schroniska, gdzie robimy chwilę przerwy. Pierwsi noclegowicze wstają, myją się w stawie a my się dzielimy, ja z moją, jeszcze nie żoną, idziemy na Jagnięcy, w pozostała trójka ma inne plany, ich to sprawa, więc pisać nie będę
Nad Zielonym Stawem Kieżmarskim.
Na szczytach pojawia się słońce, z trudem przebijające się poprzez chmury:
Dość szybko nabieramy wysokości, progi skalne są czasami ciężkie do pokonania, więc by dać odsapnąć płucom, często odwracam się i podziwiam co obok i poniżej nas się prezentuje:
Nawet Łomnica się na chwilę nam pokazała:
W końcu mijamy próg doliny, szlak na chwilę się wypłaszcza, mijamy Czerwony Staw. Wokół niesamowity spektakl chmur z tatrzańskimi skałami:
Widok na próg doliny Jagniecej, za nim 200metrów niżej leży Zielona Dolina Kieżmarska ze stawem.
Szlak żółty wiedzie południową stroną doliny, powoli nabierając wysokości. Widać jak później zakręca ku północy, coraz bardziej nabierając wysokość:
Dochodzimy do wysokości ok 2000 metrów, szlak zawraca na południe, by po skale zabezpieczonej łańcuchem wspiąć się już niedaleko od Kołowej Przełęczy.
No i się zaczyna zabawa. (Już dziś) żona się pyta jak ma ten łańcuch jej pomóc, więc pokazuję jej to. Wchodzi i na samym końcu się odwraca. I to jest koniec. Przepaść, nachylenie, wysokość czy też przestrzeń ją przeraża, siada i oznajmia, że ona nie zejdzie. No w trochę gorszej formie. Wiem, że nie ma sensu się w takim razie pchać dalej, no bo dalej będzie jeszcze gorzej, zresztą E. nie chce już wyżej iść. Schodzę, zostawiam plecak i wracam po nią. Asekuruję ją, pomagam postawić stopy. Po kilku minutach jesteśmy pod skałą, można posiedzieć i uspokoić nerwy, teraz też dopiero emocje dopiero dają znać. Dostaję propozycję abym szedł dalej sam, na co ja mocno protestuję, więc po jakiś kilkunastu minutach wracamy. Co ciekawe Pati robi nam zdjęcie w momencie schodzenia po tej skale, z pod ich celu, ze sporej odległości, ale nie będę go tu wrzucał bo musiałbym się pewnie pakować
Pod schroniskiem pijemy piwo:
tak to ja z krótkimi włosami
Czekamy na resztę. Wraca Zbyszek. Po dłuższej chwili piszemy do dziewczyn, że idziemy magistralą w stronę Bielskich.
Po drodze między kosodrzewiną widzę różne zwierzaki, postacie, np Reksia, skorpiona czy Sida:
Tu Zbyszek i Sid
Przed nami wyłania się jakże inne forma górska, od tych, które dotychczas oglądaliśmy:
Jeszcze nie są to właściwe Tatry Bielskie, staw to Stręgacznik, a dopiero za Bielańską Kopą leżą Tarty Bielskie.
Dochodzimy do rozstaju szlaku.
Nad Wielkim Białym Stawem Zbyszek namawia nas aby wejść na Przełęcz Pod Kopą. Widać szlak wznoszący się właśnie ku przełęczy pod Kopą, ale Wyżniej;
Jesteśmy zmęczeni i pewnie dlatego się godzimy. Bo ścieżka to schody i męczy nas niemiłosiernie, dobrze, że otoczenie piękne!
A Jagnięcy w chmurach...
Szla(g)k:
W końcu dotarliśmy. Widoków nie za wiele, ale nigdy bliżej Tatr Bielskich nie byłem i jak mam być szczery, to właśnie w te mnie ciągnie najbardziej.
Na przełęczy pod Kopą robimy małą drzemkę.
By po jakiejś chwili rozpocząć powrót.
Który trwał...i trwał...i trwał. Tak go zapamiętałem. Szlak niebieski się dłużył strasznie. Ale doszliśmy, koło parkingu prawie równocześnie dwie grupy się spotkały, obie równie zadowolone, co zmęczone. A potem powrót do domu...by po wycieczce trwającej dobę, w końcu odpocząć.
Niedługo później wzięliśmy ślub z żoną. O dziwo
Jak dziś patrzę na mapę, to tak blisko byłem...z drugiej strony chmury mogły mi za wiele nie pozwolić popodziwiać, a do tego te zdjęcia...dziś z nich nie jestem zadowolony, więc może w 20tym znowu czas na powrót i wyrównanie rachunków? Tylko czy żonę brać
Galeria kiepskich zdjęć.