30.09.2013 Tatry Zachodnie (Jarząbczy i Starorobociański)
: 2013-10-02, 18:06
Początkowo to miał być Sławkowski Szczyt, ale z Jankiem (tatromaniakiem) ustaliliśmy, że jak się rozbijać, to w Polsce W drogę wybraliśmy się trochę późno, bo dobrze po 7-mej. Wyjeżdżając z Czarnego Dunajca termometr pokazywał może -2st.C, im bliżej Witowa, tym mniej stopni, brr skończyło na -6st.C. Już na Siwej Polanie ukazał nam się piękny widok:
Na Starorobociański Wierch udaliśmy się szlakiem przez Krowi Żleb i Kulawiec. Można tam zejść na bezdech i palpitację serca, ale przynajmniej po wycisku na początku potem jest już tylko spokojnie i pięknie…
Idąc na Trzydniowiański zarzuciłam pomysł, by może jeszcze zdobyć Jarząbczy Wierch, na którym jeszcze nie byłam. Janek jakiś czas trzymał mnie w niepewności, że nie zdążymy itp. W końcu zgodził się ku mej wielkiej radości.
Słońce tego dnia prażyło bardzo mocno, już tutaj czułam, że moja twarz zaczyna przybierać indiańskie barwy…
Na Kończystym Wierchu dostałam smsy o nieodebranych połączeniach, postanawiłam oddzwonić i otrzymałam bardzo dobre wieści (dotyczą dzisiejszego trzymania kciuków), gęba mi się cieszyła od ucha do ucha A widoki powalały na kolana…
Przy wchodzeniu było trochę gimnastyki, ale podobało mi się, mijaliśmy takie oto zamrożone trawki:
Po odpoczynku w pełnym słońcu udaliśmy się z powrotem na Kończysty, by potem skręcić w stronę Starorobociańskiego:
Na Starorobociańskim spotkaliśmy lekko rozwrzeszczane towarzystwo, na szczęście za chwilę sobie poszli i mieliśmy szczyt tylko dla siebie i spektakl pięknych chmur:
Nie mogliśmy tu zbyt długo zabawić, bo zaczął nas gonić czas. Parę minut przed 16 udaliśmy się w stronę Gaborowej Przełęczy, gdzie czekało na nas stadko kozic Miałam z tego ogromną radochę, bo wcześniej nieczęsto widywałam te zwierzęta a ostatnio mam więcej szczęścia do nich. Nie widziałam jeszcze tylko niedźwiedzia
Potem z Siwej Przełęczy zeszliśmy w stronę Doliny Starorobociańskiej, która, szczerze mówiąc, nie podobała mi się, ale było parę ciekawostek – ryczące jelenie (choć czasami miałam wątpliwości czy to oby na pewno są one) i ogromny obryw skalny (chyba z Kończystego albo Czubika), gdzieś czytałam, że powstał dosyć niedawno, może ktoś z Was kojarzy? Dolinę Starorobociańską staraliśmy się przejść jak najszybciej, bo okazało się, że mamy tylko jedną czołówkę. Na szczęście okazała się niepotrzebna, bo ostatnie parę kilometrów mieliśmy podwózkę Gdyby nie ten zbawca, to po pierwsze: mogłabym paść i tam zostać (nogi właziły mi w pupę), po drugie: mogłabym nie zdążyć na autobus do domu
Tego pięknego dnia zdobyłam już wszystko, co zostało do zdobycia dla mnie w polskich Tatrach Zachodnich… Muszę przyznać, że na koniec zostawiłam sobie prawdziwą perełkę. Było CUDOWNIE! Po prostu raj na ziemi
Zapraszam do galerii zdjęć:
https://picasaweb.google.com/1018025537 ... obocianski
Na Starorobociański Wierch udaliśmy się szlakiem przez Krowi Żleb i Kulawiec. Można tam zejść na bezdech i palpitację serca, ale przynajmniej po wycisku na początku potem jest już tylko spokojnie i pięknie…
Idąc na Trzydniowiański zarzuciłam pomysł, by może jeszcze zdobyć Jarząbczy Wierch, na którym jeszcze nie byłam. Janek jakiś czas trzymał mnie w niepewności, że nie zdążymy itp. W końcu zgodził się ku mej wielkiej radości.
Słońce tego dnia prażyło bardzo mocno, już tutaj czułam, że moja twarz zaczyna przybierać indiańskie barwy…
Na Kończystym Wierchu dostałam smsy o nieodebranych połączeniach, postanawiłam oddzwonić i otrzymałam bardzo dobre wieści (dotyczą dzisiejszego trzymania kciuków), gęba mi się cieszyła od ucha do ucha A widoki powalały na kolana…
Przy wchodzeniu było trochę gimnastyki, ale podobało mi się, mijaliśmy takie oto zamrożone trawki:
Po odpoczynku w pełnym słońcu udaliśmy się z powrotem na Kończysty, by potem skręcić w stronę Starorobociańskiego:
Na Starorobociańskim spotkaliśmy lekko rozwrzeszczane towarzystwo, na szczęście za chwilę sobie poszli i mieliśmy szczyt tylko dla siebie i spektakl pięknych chmur:
Nie mogliśmy tu zbyt długo zabawić, bo zaczął nas gonić czas. Parę minut przed 16 udaliśmy się w stronę Gaborowej Przełęczy, gdzie czekało na nas stadko kozic Miałam z tego ogromną radochę, bo wcześniej nieczęsto widywałam te zwierzęta a ostatnio mam więcej szczęścia do nich. Nie widziałam jeszcze tylko niedźwiedzia
Potem z Siwej Przełęczy zeszliśmy w stronę Doliny Starorobociańskiej, która, szczerze mówiąc, nie podobała mi się, ale było parę ciekawostek – ryczące jelenie (choć czasami miałam wątpliwości czy to oby na pewno są one) i ogromny obryw skalny (chyba z Kończystego albo Czubika), gdzieś czytałam, że powstał dosyć niedawno, może ktoś z Was kojarzy? Dolinę Starorobociańską staraliśmy się przejść jak najszybciej, bo okazało się, że mamy tylko jedną czołówkę. Na szczęście okazała się niepotrzebna, bo ostatnie parę kilometrów mieliśmy podwózkę Gdyby nie ten zbawca, to po pierwsze: mogłabym paść i tam zostać (nogi właziły mi w pupę), po drugie: mogłabym nie zdążyć na autobus do domu
Tego pięknego dnia zdobyłam już wszystko, co zostało do zdobycia dla mnie w polskich Tatrach Zachodnich… Muszę przyznać, że na koniec zostawiłam sobie prawdziwą perełkę. Było CUDOWNIE! Po prostu raj na ziemi
Zapraszam do galerii zdjęć:
https://picasaweb.google.com/1018025537 ... obocianski